Dźwięk 2010-10-26 14:55:31

Ten czas jest dla mnie czasem dźwięku...
Od powrotu z wakacji aparat fotograficzny leży głęboko schowany w szufladzie. Nie zrobiłam zdjęć na grzybach, spadających liści, pełni księżyca w oknie naszej sypialni ani puszystego kota sąsiadów.
Teraz są rozmowy, są ludzie, są zapachy, bo jesień pachnie sernikiem pomarańczowym i szarlotką.
Są dźwięki wiercenia i kucia, głośne, ale dobre, bo przybliżają ciepło kominka.
I jest fado. Fado jest najbardziej jesienne. Gdy słucham marzę o tym, żeby pojechać do Lisbony, powłczyć się po wąskich uliczkach.
 Nie wiem, czy pierwsza była płyta Madredeusa, czy film Wima Wendersa. Wiem, że to był mój początek.
A wczoraj była Cristina Branco przepiękna kobieta, o głosie jak anioł, fantastycznym kontakcie z publicznością. To był jeden z tych koncertów niezapomnianych, magicznych, do których będę nie raz wracać myślami.

Zaniemówiłam 2010-10-22 22:42:23

W sensie absolutnie dosłownym. W zeszłym tygodniu bolało mnie gardło, ale jakoś przeszło (czyli przyczaiło się perfidnie) i dziś od rana cisza.
No to sobie dziś w ciszy powalczyłam w kuchni, przerobiłam dynię na zupę, ser na sernik i królika na...królika pieczonego.
Spaliłam kalorie, ponieważ, gdy czegoś chciałam od mego licznego potomstwa, musiałam się pofatygować na piętro i wyszeptać (podobno w niektórych domach posługują się sms-ami, ale mnie to nie przekonuje, bo siła sprawcza wiadomości tekstowej jest znacznie mniejsza niż diaboliczny wzrok matki :-)))) i sugestywny szept z charczeniami.
Polecono mi płukanie gardła wodą z solą, ale obawiam się skutków ubocznych i podziękuję.
Idę sobie popełnić n-tą herbatę z cytryną bez miodu, bo miód wyszedł dwa dni temu.

Ręce opadają 2010-10-20 22:13:04

Przeszłam dziś samochodowe załamanie. Kolejne...
Od kwietnia mój nowy/stary samochód psuje się z częstotliwością raz na miesiąc. Były już usterki mniejsze lub większe, zawsze dość uciążliwe. W maju w czasie ulewy wysiadła mi wycieraczka lewa, wracałam do domu wykrzywiona, żeby coś zobaczyć przez szybę po prawej.
W lipcu auto trafiło do warsztatu na dwa tygodnie, przez co opóźnił się nasz wyjazd w Bory.
We wrześniu wysiadło wspomaganie i nie było kiedy odstawić samochodu do naprawy, bo przecież codziennie muszę go mieć. Jeżdżę więc bez wspomagania i uważnie dokonuję wyboru miejsca do parkowania. Po drodze zaliczyłam jeszcze klocki hamulcowe, oświetlenie i wyładowanie akumulatora po dwóch tygodniach stania pod domem.
A skoro dziś zaczął padać deszcz to co mamy? Jasne, wycieraczki tym razem były uprzejme odmówić współpracy obie. Ledwie zajechałam pod Majkową szkołę. Usiadłam na korytarzu i rozryczałam się ze stresu, jakim była ta droga, z bezsilności i bezradności.
Poczekałam aż trochę przestanie padać i wróciłam do domu 60 km/h. Nie było innej opcji.
Nauczka na przyszłość: nigdy nie kupuj samochodu od rodziny, nie ma się potem ochoty z nią rozmawiać. Zwłaszcza, jak skomentują, że to moja wina a samochód jest fantastyczny.
Wylałam dwie tony żółci i nieco mi ulżyło.

Wagary 2010-10-12 12:33:59

W czwartek z okazji Święta Edukacji Narodowej potocznie zwanego Dniem Nauczyciela Majka będzie miała oficjalne wagary.
Większość jej klasy wyjeżdża na wycieczkę do Torunia, którą oprotestowałam z kilku powodów, po pierwsze bardziej na taką całodniową wycieczkę pasowałby mi termin wiosenny, po drugie drogo było i nawet wolałabym trochę dopłacić, żeby pojechali gdzieś bliżej ale na dwa dni z noclegiem, myślę, że to większa frajda, niż spędzenie sześciu godzin z całego jednego dnia w autokarze. Kolejny powód: wcale nie tak dawno byliśmy rodzinnie w Toruniu i zaliczyliśmy wszystkie punkty z wycieczkowego programu.
Wagary... Maja uśmiecha się, że jak cała reszta będzie musiała wstawać i jechać ona będzie sobie smacznie spać pod ciepłą kołderką.
Później zrobimy sobie fajny dzień, może upieczemy ciasteczka, może pobiegamy po lesie, bo mnie namawia do joggingu zaprzyjaźniony maratończyk i może kino. Ale na co do kina? Ktoś coś może polecić dla prawie 9-latki, co i ja z przyjemnością obejrzę.

Za krótkie 2010-10-10 22:04:04

Stanowczo za krótkie są dla nas weekendy.
W piątek jedna córka wybyła do koleżanki z klasy (wróciła wieczorem), druga zacieśnia kontakty sąsiedzkie i spędziła wieczór za płotem, gdzie mieszka jej rówieśnik. Gdy dotarły do łóżek ledwie trzymały się na nogach ze zmęczenia.
Sobota to był sprint: rano Kuba angielski potem paintballowe urodziny ( jakby kto nie wiedział  to tak imprezują teraz nastolatki młodsze) w międzyczasie oglądanie projektu naszego kominka (zima idzie trzeba go już stawiać, natychmiast!), goście na obiad, podwieczorek i kolację -wesoło.
Niedziela msza święta a potem dwie godziny dopingowania biegaczy na maratonie. Pięcioro naszych bliższych i dalszych znajomych biegło, wszystkich widzieliśmy na 26 kilometrze. Podziwiam, ja nie byłabym w stanie. Potem był bardzo miły telefon, że nasz doping pomógł, bo kryzys i potem świetny wynik 3:35.
W domu obiad i wyjazd na przemiły podwieczorek do naszych nie tylko blogowych znajomych.
I co? I już po weekendzie a ja bym chciała jeszcze, tak intensywnie towarzysko, żeby się działo i żebym wreszcie posadziła w ogrodzie cebulki.
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: Becia
miasto: wieś pod lasem

Historie różne poprzeczne i podłużne o Dzieciakach- rozrabiakach: Kubie, Majce i Juliance.
dzieciaki:
»Kuba
ur. 1999-06-18

» Maja
ur. 2002-04-13

»Julianna
ur. 2005-01-10

kalendarium:
NdPnWtSrCzPtSo
 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30  
mój foto.dzieciak
"Jadê na rowerze"...
kategorie:

    linki: archiwum
    202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

    poczatek: 2004-08-18
    subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: