Panieneczki w białych sukieneczkach... 2005-05-30 21:28:36

Ze dwa tygodnie temu opowiadałam Majce o procesji na Boże Ciało, o dziewczynkach sypiących kwiatki. No i bardzo się przejęła, oświadczyła nawet, że ona również zamierza kwiatki sypać. Codziennie słyszałam o "panieneczkach w białych sukieneczkach i pantofelkach" i kiedy to wreszcie będzie. Trzeba było się przygotować: obuwie białe pt. pantofelki zostały już wcześniej zakupione w związku z rozlicznymi imprezami: komunia, wkrótce chrzciny Julianny, pozostało tylko zorganizować sukienkę, wianek oraz kwiecie do koszyczka a także zaliczyć ze dwie próby. Próby zostały zaliczone, entuzjazm nie zmalał, wręcz przeciwnie. Majka okazała się być najmniejszą sypaczką, czyli zanosiło się, że procesję będziemy prowadzić. W poniedziałek biegałam po mieście w celu upolowania wianeczka- nie znalazłam, we wtorek dziadek dostał misję specjalną, bowiem ma zamieszkiwać obok właściwego sklepu (albo nieszczęście jak kto woli). Dziadek doniósł telefonicznie, iż wianeczki są w cenie jedynych 40 zł za sztukę, no a ja do oszczędnych Poznanianek należę (czasami). Następnego dnia zaatakowaliśmy stragan kwiatowy na targu i nabyliśmy pęczek konwalii oraz cztery sztuki drucików w kolorze zielonym, babcia dołożyła jeszcze parę gałązek bukszpanu z kolekcji wielkanocnej. Pozostała jeszcze drobna kwestia osoby do uwicia, ja wycofałam się czym prędzej do codziennych, banalnych zajęć a tata rozłożył na stole materiały i wziął się do roboty. Efekt powalił mnie!!! Za rok to chyba w okolicach pierwszych komunii o jakiś straganik się postaramy i handlować będziemy.
Moje dziewczę zostało odziane, obute, wianek został zamontowany na głowie przy pomocy spinek, do koszyka zostało wsypane kwiecie czyli oberwany w pradziadkowym ogrodzie bez i w drogę. Punktualnie zajęliśmy strategiczne miejsce przed kościołem, szyk został sformowany, dołączyła jeszcze kuzynka Ola, która po cichu wpuściliśmy za Majkę, bowiem nie przeszła przeszkolenia. Trasa procesji wiedzie wokół naszego osiedla i jest co deptać, zwłaszcza, że temperatura była dość tropikalna. Maja dzielnie maszerowała, kwieciem sypała z wdziękiem, czasami z figurami baletowymi, no i szczodrze, trzeba było pilnować, żeby do końca starczyło. Debiut był wyjątkowo udany, zmęczenie dawało się we znaki, ale dotarliśmy do końca.
Pomyślałam sobie, jak to będzie za kilka lat, jak Julianna będzie chciała sypać kwiatki...dwie panieneczki w białych sukieneczkach...

Sobota 2005-05-21 19:15:43

Jest dla mnie trudnym dniem kompromisu, bo z jednej strony mąż w domu, trochę więcej zajmie się dzieciakami i mogę nadrobić zaległości z całego tygodnia choćby w zakresie sprzątania. Z drugiej strony chciałoby się wykorzystać ten czas na jakieś przyjemności: spacer w pełnym gronie, wypad do znajomych...Do tego zazwyczaj okazuje się, że jeszcze trzeba jechać do sklepu, bo w lodówce światło, komuś potrzebne są buty, skończył się proszek do prania (niepotrzebne skreślić).
No i miotam się, bo dowiaduję się także, że rodzina miałaby też ochotę na obiad.
Dzisiaj udało się nam sporo zrobić, chociaż przyznaję, że warstwa kurzu nie zmniejszyła się w najmniejszym stopniu, podłoga nie została umyta a odkurzacz jak stał w szafie tak stoi.
Przede wszystkim wybraliśmy się z dziewczynami do fotografa, planowaliśmy to już od zimy, ale zawsze było nie po drodze. Nasze paszporty już straciły ważność a córki takowych dokumentów jak na razie nie posiadają, gdybyśmy zostali zmuszeni do błyskawicznej emigracji to wyjechać mógłby tylko Kuba posiadający paszport ważny do roku 2012.
Pierwsza na stołku siedziałam ja, aby oswoić Majkę z tym, co ją czeka. Oswojenie wyszło tak sobie, bo moja córka patrzyła na pana fotografa spode łba, ale jakoś udało mu się zrobić kilka ujęć. Ja zagadywałam a Jarek pokazywał jej jakiegoś gigantycznego słonia-pluszaka. Następny w kolejce był tata, który grzecznie siedział, patrzył w obiektyw, a któremu starsza córka także pokazywała pluszaka. Na koniec przyszła kolej na Juliankę. Tego się przyznam najbardziej obawiałam, bo zasnęła nam w samochodzie i obudziła się w studio fotograficznym. Na szczęście w dobrym nastroju. Cóż nasza najmłodsza pociecha to urodzona modelka, zaszczyciła nawet pana fotografa kilkoma płomiennymi uśmiechami. Odbitki odbieram we wtorek i potem czeka nas odstanie swojego w kolejce w biurze paszportowym.
Tak minął późny poranek. Potem pranie się prało, ja szykowałam obiad sałatkę, mąż odgruzowywał balkon, Julka spała a Kuba z Majka się bawili. Po obiedzie zostawiliśmy towarzystwo pod opieką babci a sami ruszyliśmy do sklepu w celu nabycia farby do drzwi, bo choć remont niby oficjalnie zakończony, to sporo jeszcze zostało detali, takich drobnych, jak np. drzwi.
Późnym popołudniem wybraliśmy się na inspekcje budowlaną, bo znajomych, którzy budują swój własny domek. Pochodziliśmy po salonie z oryginalnym dywanem, bardzo naturalnym, zielonym, trawiastym. Uruchomiliśmy wyobraźnię i oczami duszy zobaczyliśmy, gdzie będzie kuchnia a gdzie łazienka. Dzieci szalały na stertach piachu, goniły się, brudziły i chyba były zadowolone. Julianka była stanowczo najmłodszym inspektorem budowlanym, ale nie narzekała.
Dzisiejsza sobota została wykorzystana do granic, wreszcie pogoda pokazała nam jak powinien wyglądać majowy dzień. A ten kurz...cóż musi jeszcze poleżeć...

Podsłuchane... 2005-05-11 16:37:59

Siedzą w kuchni i pałaszują obiad (tak mniej więcej od pół godziny, bo co chwilę pojawia się jakiś problem, trzeba wstać, otworzyć lodówkę, dolać sobie soku itp.), udaję, że nie obchodzi mnie o czym dyskutują, przemieszczam się ze szmatą w garści i nadstawiam radary.

Maja: a mnie urodziła moja mama, a ciebie Kuba?
Kuba: no Majuś, mnie też i Julkę też.
Maja: naplawdę?

Kuba: a wiesz Majuś, że ja będę wujkiem twoich dzieci a ty ciocią moich?
Maja: jakich dzieci Kuba?
Kuba: no twoich.
Maja: aha to będzie synek i cóleczka.
Kuba: tego to nie wiesz, może dwóch synków.
Maja: nie, synek i cóleczka.

Nie-sadysta choć dentysta 2005-05-05 21:22:24

Przyznaję się bez bicia sprawę kontroli własnego uzębienia ostatnio olałam. Uznałam, że skoro nie boli to dobrze jest a przynajmniej nie jest źle. Kuba przez ostatni rok dwa razy był na przeglądzie, Majka wcale.
Okazja pojawiła się podczas weekendu, kiedy to odnowiliśmy znajomość z pewną Magdą-dentystką. Majka entuzjastycznie odniosła się do pomysłu wizyty w gabinecie u "cioci Madzi", więc trzeba było kuć żelazo póki gorące. Pierwszy możliwy termin znalazł się już dzisiaj i zameldowałyśmy się w gabinecie. Maja stanęła na wysokości zadania: otwierała pięknie paszczę, zaciskała szczęki kiedy trzeba było, wyszczerzała się, jednym słowem wzorowy pacjent. Na szczęście żadnych ubytków Magda nie stwierdziła, za to zgryz jest taki sobie. Wskazania: próby nakłaniania Mai do gryzienia prawą stroną zwłaszcza twardych smakołyków typu marchewka. W nagrodę za dzielne sprawowanie Majka dostała malutką figurkę myszki, aby przypominała jej o codziennym szczotkowaniu.
Potem kolej przyszła na mnie: nie jest źle, bo próchnica nieobecna, ale kamienia, że chałupę można by zbudować i ósemka do usunięcia, bo się w szczęce rozpycha. Kamień został mi usunięty, a w nagrodę za odwagę na fotelu dostałam próbki past do zębów.
żeby Kuba nie poczuł się pominięty został zapisany na wizytę za 10 dni: będzie lakowanie szóstek.
Cieszę się bardzo pierwsza wizyta Majki nie okazała się ani trochę stresująca a o to mi chodziło.

Majówka 2005-05-04 23:09:04

Dwa ostatnie dni weekendu majowego spędziliśmy w terenie, czyli na tak zwanym świeżym powietrzu. W niedzielę z okazji Majkowych imienin przybyła kuzynka Olka wraz ze swą mamą. Impreza w pełnym składzie trwała krótko, bowiem w niedzielne popołudnie Majka basenuje. Pod nieobecność siostry Kuba pełnił honory gospodarza i zabawiał gości. Pojawił się pewien niedosyt zabawy i ustalone zostało, ze następnego dnia przedpołudnie spędzimy u mojej szwagierki, coby dzieciaki poszalały. Po południu spodziewaliśmy się gości, więc mieliśmy wracać. Niestety goście okazały się zasmarkane i odwołały wizytę, więc do wieczora okupowaliśmy ogródek. Mnie łatwo nie było, bo choć Majka i Kuba bawili się świetnie to Julka miała problemy ze snem w hałasie, co udało jej się zasnąć to burek za płotem rozszczekał się jak szalony i tyle było tego spania. Ale co się z nią pobujałam na leżaku to moje. Dzieciaki szalały na rowerach i hulajnogach, grzebały w piasku, huśtały się na huśtawce i lepiły z ciastoliny, co na dworze ma jeden zasadniczy plus: nie trzeba potem zamiatać. Doczekaliśmy się też grilla zgodnie z tym, że weekend majowy bez grilla to weekend stracony.
We wtorek też nie usiedzieliśmy w domu i poniosło nas na działkę do przyjaciół, było wesoło, jak po ogrodzie biegało sześcioro dzieci. Pogoda dopisała, wszyscy opaliliśmy ryjki (niektórzy również inne odsłonięte części ciała), dotleniliśmy się, pogadaliśmy, zjedliśmy straszne ilości żarcia i w korku wracaliśmy do Poznania.



Powrót do rzeczywistości był gwałtowny: rano wielka ulewa i temperatura o 10 stopni niższa, postuluję o powrót pięknej słonecznej pogody, zwłaszcza, że w sobotę czeka nas podróż do Płocka...

Przewrót majowy 2005-05-02 01:11:22

Wygląda na to, że etap pt. "gdzie mnie położyłaś tam jestem", mamy już za sobą. Julianna od kilku dni leżąc na plecach pracowicie macha kopytkami w prawo i w lewo, lądując na boczku, bardzo z siebie zadowolona.
Poranek 1 maja rozpoczęła od leżenia na brzuchu na rodzicielskim łóżku, a ja jak to rano krzątałam się po pokoju, słysząc tylko monolog córki (gugugu, ghi, gryy).
Jednak gdy spojrzałam na łóżko coś się tam zmieniło: Jula nie leżała już na brzuchu, ale podziwiała sufit.
Zaliczyła pierwszy w pełni samodzielny przewrót...zaczęło się. Skończyły się dobre czasy, niby się cieszę, że się pięknie rozwija, ale tęsknota za tym malutkim zawiniątkiem przyniesionym ze szpitala też jest obecna.


Tradycja 2005-05-01 00:04:27

Są tacy, którzy nie wyobrażają sobie weekendu majowego bez grilla...Gdy spojrzę wstecz grille bywały, ale nie zawsze i jestem w stanie bez grillowania przeżyć, bez bólu.
Natomiast naszą tradycją jest wyjazd do Kórnika i spacer po arboretum, w weekend majowy po prostu musimy tam być, listy obecności co prawda nie sprawdzają, ale przymus wewnętrzny i chęć szczera są ogromne. Jak przybywają do nas goście w tym czasie to też zostają przez nas ciągnięci do Kórnika, czy chcą, czy nie (na szczęście chcą).
Trzy lata temu pojechaliśmy tam z malutką, nieco ponad dwutygodniową Majeczką, pamiętam jak siedziałam na ławce i karmiłam kruszynkę. Dzisiaj pojechaliśmy całą rodziną plus wózek, trzykołowy rowerek Mai i dwukołowy rowerek Kuby. Mój mąż, mistrz nad mistrzami w pakowaniu bez problemu załadował te sprzęty do bagażnika. Jestem pełna podziwu, gdyż dla mnie spakowanie tylko wózka jest czynnością, przy której miotam pod nosem przekleństwa.
Spacer się udał: tłumów nie było, magnolie wbrew temu, co przepowiadała Gazeta Wyborcza kwitły, dokuczliwych owadów nie spotkaliśmy, pogoda dopisała. Najmłodsza pociecha posilała się na ławeczce, starsze rodzeństwo obaliło pizzę i zainaugurowało sezon lodowy "kolorkami na jęzorki". Pół godziny, jak nie więcej spędziliśmy na mostku nad strumyczkiem bawiąc się w "Misie Patysie" rodem z "Kubusia Puchatka". Czas tak szybko zleciał, że nie wracając do domu prosto z Kórnika pomknęliśmy do znajomych, gdzie miło spędziliśmy resztę dnia.
Po atrakcjach sobotnich dzieciaki zasnęły w locie a ja siedzę i dumam, jakie ciasto jutro wysmyczyć na imieniny Majki...
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: Becia
miasto: wieś pod lasem

Historie różne poprzeczne i podłużne o Dzieciakach- rozrabiakach: Kubie, Majce i Juliance.
dzieciaki:
»Kuba
ur. 1999-06-18

» Maja
ur. 2002-04-13

»Julianna
ur. 2005-01-10

kalendarium:
NdPnWtSrCzPtSo
 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30  
mój foto.dzieciak
Dziwny jest ten ¶wiat
kategorie:

    linki: archiwum
    202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

    poczatek: 2004-08-18
    subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: