Postępy w lekturze "Tajemnicy Bożego Narodzenia" uświadomiły mi, że trzeba się brać za uruchomienie manufaktury piernikowej.
Sobota upłynęła nam na zakupach, potem Majka wybywała imprezować na urodzinach, więc jedynym sensownym terminem została niedziela (i w związku z tym znów o weekend przesunęło się wyjście do kina na wyczekiwanego "Mikołajka").
Lata praktyki robią swoje...ekipa działała sprawnie, choć nie ukrywam, że ciasto z dwóch kilogramów mąki zarobiłam samodzielnie w nocy. Uwielbiam ten zapach rozpuszczających się w ciepłym miodzie piernikowych przypraw.
W tym roku ciasto wałkowane było cieniutko, dlatego ilości pierników nieco nas zaskoczyły i trzeba było szukać większej ilości odpowiednich pojemników. Zwłaszcza, że po krążeniu po rożnych blogach naszła mnie ochota na produkcję jeszcze innych świątecznych ciasteczek (np. migdałowych z kandyzowanymi wiśniami i skórka pomarańczową).
Oprócz manufaktury piernikowej, wieczorami stół jest przykryty folią i zamienia się w moją pracownię; szlifuję, maluję, dekoruję, lakieruję, czyli decoupage. Pomysłów coraz więcej i bawi mnie to i relaksuje, nawet jak kończę o trzeciej a potem rano muszę wstać skoro świt (jednak i tak daleko mi do radosnego nucenia o poranku "Jak dobrze wstać skoro świt" Alibabek).
Poza tym życie szkolno-przedszkolne jest wymagające o tej porze roku: wycieczki o charakterze świątecznym, czyli przybywają nam kolejne bombki, stroiki na konkursowe, prezenty dla kolegów w ramach wymiany, smakołyki na klasowe Wigilie a do tego semestr kończy się, więc prace semestralne, przy których trzeba pomóc, sprawdzian z niemieckiego przed którym dobrze odpytać (chociaż niemiecki poznawałam w ósmej klasie podstawówki i już nic nie pamiętam).
No ale pachnie piernikowo i dźwięczy też nastrojowo. W Adwencie zawsze słucham anglojęzycznej muzyki okolicznościowej, w tym roku zwłaszcza Diana Krall mi pasuje, Harry Conick, Jr a poza tym ta
piosenka.