Homo erectus 2005-12-28 12:04:54

Pierwsze kroki postawione miesiąc temu, potem preferowanie mieszanki stylowej tzn. raczkowania, turlania się, pełzania, chodzenia na dwóch nogach oraz uwieszanie się na maminych spodniach.
Przed samą Wigilią, gdy ja z obłędem w oczach przemieszczałam się z mopem w jednej ręce, blachą ciasta w drugiej a furą ciuchów do prania... (hmmm nie wykluczam, że posiadałam wówczas trzy ręce a może więcej), Julianna postanowiła, że najlepszym sposobem przemieszczania się jest jednak stąpanie z gracją na kończynach dolnych. Po Świętach pomimo nieustannego odgruzowania podłoga jest zasłana hot wheelsami, klockami, owocami, warzywami, hot-dogami i kawałkami pizzy, więc mamy biegi z przeszkodami a potem pocieszanie i całowanie poobijanych kolan.

Świątecznie 2005-12-25 23:12:49

Co roku jest właściwie tak samo. W okolicach listopada mam plan, że tym razem niczego nie będę odkładać na ostatnią chwilę. W zeszłym roku nie wyszło, bo były tzw. przeszkody obiektywne, czyli finiszowanie remontowe i Julianna w brzuchu, która w zasadzie mogła się zabrać za wysiadanie w każdej świątecznej chwili.

W tym roku w listopadzie zaczęłam kupować prezenty i dość szybko miałam prawie wszystkie (no właśnie prawie, bo ostatnie przyszły pocztą dwa dni przed Wigilią), zdjęcia do kartek na święta też nie zostały wcześniej zrobione, bo aparat nie chce ze mną współpracować i wymaga dobrego światła, żeby lampa zadziałała.
No i jeszcze Julianna, która kręci się po całym domu i dość skutecznie uniemożliwia mi działania kulinarne oraz sprzątanie. Chodzę totalnie niewyspana, bo w kuchni mogę działać tylko wtedy, gdy całe młodociane towarzystwo śpi.

Fotki w mikołajowych (czy jak to sie mówi w Poznaniu gwiazdorowych) czapach są robione dopiero w czwartek.





Nadchodzi Wigilia... za szybko, stanowczo za szybko, ale szybko daję się unieść atmosferze ubierania choinki. Pękamy ze śmiechu, jak po dyskusji, czyje dzieciątko ma leżeć pod choinką Maja stwierdza: "położymy wszystkie trzy Jezuska i jego kolegóch Jezuskóch'.
Siadamy do wieczerzy, dzielimy się opłatkiem, Maja i Kuba pochłaniają zupy wraz z dokładkami, co chwila wstając od stołu, żeby sprawdzić, czy jeszcze nie przyszedł ten gość z prezentami.



Udaje mi się towarzystwo pod pretekstem oglądania otrzymanych e-kartek odciągnąć od drzwi wejściowych. W tym czasie pojawiają się tam wory z kolorowymi paczkami, dzwonek, dwie pary tupiących stóp i komentarz Kuby: "nooooooo, tyle prezentów to jeszcze nie mieliśmy".
Potem szał, radość nie do opisania, okrzyki radości, skakanie do góry, łapanie się za głowę, pisk, rozdzieranie papierów... pilnowanie Julki, żeby nie najadła się bucików laleczki Polly, klocków lego i zabawa, zabawa, zabawa... przedszkolaki walczyły do 0:15.



Zostawiwszy śpiące mniej lub bardziej pociechy pod opieka babci, rodzice pojechali przeżywać Boże Narodzenie 40 km od Poznania na Lednicę .
Było radośnie, wzruszająco, pięknie...

Teraz pozostaje tylko złożyć wszystkim czytelnikom mojego bloga życzenia świąteczne, nieco spóźnione, ale płynące prosto z serca. życzę Wam przede wszystkim, abyście kochali i byli kochani, niech te Święta będą dla Was okazją do spotkań, do rozmów, żebyście znaleźli czas dla siebie, żebyście zatrzymali się choć na chwilę.
Radosnych i pełnych pokoju Świąt!!!


Najlepsza kuracja 2005-12-21 22:05:00

Byłam dziś z Julianną u naszej pani doktor w celu skonsultowania stanu policzków, którymi wszyscy wokół się zachwycają, że takie brzoskwiniowe a ja sie martwię, że to alergia. Padło na podejrzany krem do buziaka, dostałyśmy inne specyfiki i będziemy doprowadzać mały ryjek do stanu właściwego.
Nasza pani doktor zainteresowała się, dlaczego nie widuje w gabinecie szanownego starszego rodzeństwa. No nie chorują po prostu i tyle, od września nie opuścili żadnego dnia w przedszkolu, nawet Majka przedszkolak-debiutant, o którą bardzo się bałam.
W domu streszczam rozmowę mojej mamie.
Ja: Wiesz doktor I. pytała, co robię, że dzieci mi nie chorują.
Na to wtrąca się Kuba: no po prostu nas kochasz. Nie wiesz, że miłość to najlepsze lekarstwo?

Zaniemówiłam.

Nikodem 2005-12-20 21:22:00

Nagle w wir świątecznych przygotowań, oczekiwania na radość Bożego Narodzenia wtargnął smutek.
Wczoraj urodził się chłopczyk, malutki chłopczyk Nikodem, urodził się o wiele, wiele za wcześnie... odszedł pogrążając w smutku jego rodziców. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co przeżywają Małgosia i Radek, skoro mnie łzy dławią w gardle, gdy czytam to, co o tych pierwszych i zarazem ostatnich chwilach z Synkiem napisała Małgosik .
Trzy tygodnie temu byłyśmy z dziewczynami u Małgosi, jeszcze mam przed oczami jej blask, taki czarodziejski blask kobiety oczekującej dziecka. Tak bardzo wierzyłam, że tym razem jej się uda.
To niesprawiedliwe, że znowu cierpi!!! To nie tak miało być!!! Oprócz smutku i żalu jest we mnie tyle buntu i złości. Nie umiem przestać myśleć o tym, co się stało. Chwilami wydaje mi się, że to nieprawda, że to jakiś zły sen...
Małgosiu jestem myślami z Wami, modlę o siły dla Was, tylko tyle mogę...


[*] dla Nikusia.

Baletnice, rycerze, księżniczki 2005-12-16 23:12:22

Zaczęło się w zeszłą sobotę. Dostaliśmy zaproszenie na występ córek mojej przyjaciółki. Dziewczyny śpiewały i tańczyły, Karolcia miała strój baletnicy, bo odgrywała łabędzia i Calineczkę.
Maja patrzyła jak urzeczona, w domu natychmiast z ręcznika zrobiła sobie spódniczkę baletnicy i przy akompaniamencie dowolnym przedstawiała nam swe układy choreograficzne.
Gwiazdor postanowił uszczęśliwić Majeczkę i głęboko w szafie jest schowana bluzeczka i tiulowa spódniczka dla małej baletnicy w niekoniecznie ulubionym kolorze jej mamy (dla ułatwienia: różowym), baletki mamy na wyposażeniu.

Im bliżej Świąt tym bardziej się robi imprezowo i jutro idziemy na urodziny do kolegi Kuby. Nie są to takie sobie zwykłe urodziny, lecz impreza pod hasłem "Rycerze i księżniczki", więc pojawił się problem ze strojem. Tata już dla Kuby wyszykował hełm, tarczę, jutro będzie jeszcze robił miecz, potem pociągniemy to srebrną farbą i strój gotowy.
Maja jakoś rycerzem być nie chciała... Na szczęście jej kuzynka jest w posiadaniu stroju, który doskonale pasuje. Kreacja wraz z koroną i różdżką ("bo to jest królewna-czarodziejka") została pożyczona i moje dziewczę najchętniej poszłoby spać w tym stroju. Zachwycona!!!

Piernikowo 2005-12-11 22:13:09

Atmosferę Świąt zaczynam zwykle czuć. Nie ruszają mnie świąteczne dekoracje w oknach sklepowych, prawie nie oglądam TV, więc nie robią na mnie wrażenia reklamy z choinką w tle.
Gdy jednak zaczyna pachnieć...
Ostatnio byłam w sklepie z zabawkami a tam rozpylono zapach cynamonu "o spryciarze" pomyślałam i czym prędzej znalazłam się na zewnątrz, bo cudne wonie swoją drogą, ale ceny zbijały z nóg.

Dziś w okolicy południa przemknęłam z rondelkiem w kierunku balkonu i usłyszałam ogólne westchnienie "ale pięknie pachnie". W rondelku studziłam miód z masłem, cukrem i przyprawą do pierników. Zaczęło pachnieć Świętami.

Z dzieciństwa pamiętam coroczne obowiązkowe pieczenie pierników z przepisu, który w rodzinie od trzech pokoleń. W dorosłe życie weszłam z mocnym przekonaniem, że pierniczki muszą być i to nie jakieś ze sklepu, ale domowe własnoręcznie wycinane. No i piekę. Zmienił się tylko przepis, bo moi alergicy pierniczków z kakao jeść nie mogą, więc wyszukałam inny przepis, też dobry.
Jednak pewnie jak co roku, któregoś późnego wieczora, gdy dzieci będą spać sięgnę po zeszyt z przepisami mojej babci i upiekę też te tradycyjne, wyjątkowo pyszne pierniczki.

Dzisiaj, gdy zapach rozszedł się już po całym domu, moje przedszkolaki nie mogły się doczekać, kiedy będziemy piec. Odziane w stroje organizacyjne, czyli fartuszki bez protestów przyjęły podział obowiązków: ja wałkuje ciasto, wkładam i wyciągam z piekarnika, oni wycinają i układają na blaszkach. Ambitnie wzięliśmy się do pracy, bo z podwójnej porcji. Szło nam świetnie, ku memu zdziwieniu nie było kłótni o foremki, nie było też znudzenia. Wytrzymali do ostatniej blaszki.
Nawet kuchnia bardzo nie ucierpiała. Potem nastąpiła część druga, czyli ozdabianie (oraz też wyjadanie lukru i kolorowych posypek).
Zadanie wykonano. W domu pachnie świątecznie i będzie pachnieć nadal, bo jeszcze w lodówce dojrzewa jedno piernikowe ciasto. A mnie się zrobiło błogo...


Bardzo śmieszne 2005-12-09 12:18:49

ja: "Julka, powiedz tata"
Julka: "tatatata"
Ja: "Julka, powiedz mama"
Julka: (szelmowskie spojrzenie, uśmiech cwaniary) "hihi"

Wieczorem po karmieniu Julianna jest odstawiana do łóżeczka i... absolutnie nie zasypia od razu. Zaczyna się akcja pt. Musimy pozbyć się wszystkich niepotrzebnych elementów po dokładnym ich obejrzeniu i obgryzieniu za burtą lądują: misio, pozytywka misio, szmaciana książeczka. Potem następują jeszcze próby otwarcia szafy i odczepienia kolorowej maty ze ściany.
Przedwczoraj do łóżeczka został zwalony przewijak, zamontował się po skosie i stanowił swego rodzaju zjeżdżalnię. Gdy stanęłam nad łóżeczkiem moja córka właśnie się wspinała, spojrzała na mnie i znowu usłyszałam to charakterystyczne "hihi".

Nastał poranek 2005-12-06 12:40:22

Dość niespodziewanie o godzinie 7:45 przebudziła się matka. Wokół panowała cisza, za oknem mgła, a z łóżka przedszkolaków dochodziło spokojne posapywanie.
O godzinie ósmej Kuba powinien zameldować się w przedszkolu na religii, więc padło hasło: "zaspaliśmy- wstawać". Majka wyturlała się z niewidzącym wzrokiem, prawie przewróciła się o kozaczki, wyciągnęła paczkę wafelków, ułożyła się na sofie i stwierdziła: "dlaczego włożył tylko do jednego buta", została uświadomiona, że oprócz słodyczy w butach (w drugim było kilka jeszcze nieodkrytych cukierków) przynależy jej stojąca obok torba z prezentami. Musiałam ją przekonywać, że na kolorowanie i naklejki przyjdzie czas po powrocie z przedszkola. Kuba metodycznie przeczytał tytuły wszystkich książek, wytrzepał z butów prezenty, uradował się niezwykle "Księgą kosmosu" ("hurra takiej jeszcze nie miałem").
Udało nam się wspólnymi rodzicielskimi siłami odziać towarzystwo i skierować do drzwi wyjściowych.
Jula także zainteresowała się literaturą, którą podrzucił jej w nocy Święty. Próbowała ją oczywiście skonsumować.

Po chwili z przedszkola wrócił główny odprowadzacz.
"Cukierkami ich częstowali już przy wejściu, przed śniadaniem!!!" -oświadczył ojciec zasadniczy, który przed wyjściem zdążył w paszcze potomstwa wlać witaminy oraz syrop na odporność.
"Wyluzuj"- ziewnęła matka wyluzowana.

A to Julianna zaczytana ;-)

W oczekiwaniu na Świętego Mikołaja 2005-12-05 22:36:58

Uwielbiam ten nastrój, udziela mi się ich podekscytowanie. Śmieje się, jak wyrywają sobie szczotkę do czyszczenia butów i polerują swoje obuwie aż błyszczy.
Buty zostają wystawione tak, aby z łóżka były widoczne. Kuba stwierdza, że tak "na wszelki wypadek" należy je podpisać i obok butów lądują podpisane imieniem i nazwiskiem kartki (no bo przecież jeszcze jedna Maja mieszka na drugim pietrze, a na końcu bloku drugi Kuba).
Oczywiście nie mogą zasnąć, Kuba układa się na łóżku z głowa w nogach, żeby ewentualnie nakryć Świętego, jak będzie podrzucał to i owo do bucików. Wreszcie zmęczenie wygrywa i odpływają.
Wtedy do akcji wkracza elf Świętego Mikołaja, pakuje książeczki, wrzuca cukierki do butów. Sama też nie mogę się doczekać poranka i ich min.
Fajnie być dzieckiem...
Fajnie być mamą...

Dziewczyny i chłopaki 2005-12-04 21:00:54

Dzisiaj odwiedzili nas po południu przyjaciele, którzy są od nas lepsi o jedno dziecko :-), dokładnie rzecz ujmując o jedną córkę.
Dwie najmłodsze panienki rocznik 2005 najpierw spały a potem przebywały na rękach rodziców własnych, bądź chrzestnych albo ciotkowych.
Pomyślałam sobie, że za kilka lat te wszystkie dziewczyny będą stanowić niezłą ekipę: pięć dziewczyn, różnica wieku między najstarszą a najmłodszą 4 lata i ich dwaj starsi bracia...
Będzie wesoło, jeszcze bardziej niż teraz...
Za kilkanaście lat pięć nastolatek plotkujących o chłopakach...

Wizytowo 2005-12-01 22:53:36

Na dzisiejsze popołudnie zaprosiliśmy do nas kolegę Kuby, Kubę wraz z mamą.
Miałam więc w przedszkolu dobry pretekst, aby zwiększyc tempo ewakuacji. Chyba podziałało, byli dzis o jakieś 5% szybsi. Jeszcze na przedszkolnych schodach Majeczka oświadczyła mi, że w domu przebierze się w sukienkę i rajstopki, no bo przecież goście do nas przychodzą.
Jak zapowiedziała tak i zrobiła. Na szczęście nie wpadła na pomysł założenia najbardziej odświetnej kiecki, jaką posiada...
Przebrana córka zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem. Cóż zobaczyła? To co zwykle, czyli obowiazkowe jeansy i sportowy t-shirt.
"Ty też załóż sukienkę" - zarządziła.
"Nie mam sukienki".
"Masz, latem nosiłaś, taką w kwiateczki".
Wytłumaczyłam, że letnia sukienka jest za cienka, będzie mi w niej za zimno, a poza tym jest spakowana do worka i schowana na sama górę szafy. Moja córka nie była przekonana i nalegała, abym jednak odziała się wizytowo, czyli w sukienkę, którą mam z szafy wygrzebać.
Na szczęscie odwołał ją Kuba, więc zmieniłam tylko domowy t-shircik na coś innego. Jeansy pozostały, jak zawsze.
Mam nadzieję, że goście się nie poczuli urażeni mym mało eleganckim strojem ;-).
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: Becia
miasto: wieś pod lasem

Historie różne poprzeczne i podłużne o Dzieciakach- rozrabiakach: Kubie, Majce i Juliance.
dzieciaki:
»Kuba
ur. 1999-06-18

» Maja
ur. 2002-04-13

»Julianna
ur. 2005-01-10

kalendarium:
NdPnWtSrCzPtSo
 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30  
mój foto.dzieciak
ju¿ zjadłam...
kategorie:

    linki: archiwum
    202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

    poczatek: 2004-08-18
    subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: