Metamorfoza 2004-10-28 13:26:31

Kuba od najmłodszych lat gardził wszelkimi działaniami plastycznymi. Strasznie nad tym ubolewałam, bo swoje dzieciństwo wspominam jako tony zarysowanych kartek, bloków, zeszytów, gnębienie rodziców w ciężkich kryzysowych czasach o zestaw flamastrów powyżej 24 sztuk, marzenia o wielkim pudle kolorowych kredek, kilometrowe kolejki w papierniczym, żeby zdobyć pudełko chińskich kredek świecowych i pachnącą gumkę do mazania.
Nadeszły czasy, gdzie w każdym markecie można wybierać do woli w artykułach do prac plastycznych. Nazbieraliśmy tego w domu sporo, różne kredki, farbki, często gęsto Kuba dostawał od swych ciotek książeczki z kolorowankami, które interesowały go jakieś 30 sekund, po czym leciały w kąt. Z zazdrością przyglądałam się dziełom jego rówieśników, pocieszając się, że przecież bardzo ładnie śpiewa, ma świetną pamięć, zna literki, dobrze sobie radzi z liczeniem...Ale w duszy ubolewałam, że jego rysunki są raczej bliskie poziomowi Majki.
I nagle pewnego pięknego dnia w zeszłym tygodniu Kuba wrócił z przedszkola, usiadł przy stole i...pokolorował krokodyla, a potem jeszcze kilka innych zwierzątek w książeczce. Fachowo, z dobrze dobranymi kolorami, bardzo starannie. Oczy wyszły mi na wierzch ze zdumienia. Następnego dnia znowu była godzina w towarzystwie kredek, wyciągnął z półki zapomniane książeczki do kolorowania.
A w piątek zapytał, dlaczego nie zapisałam go na przedszkolne warsztaty plastyczne...cały weekend miałam przypominane, że w poniedziałek muszę iść do pani i go zapisać. No to poszłam i na dzień dobry pani zapytała mnie, co się stało, że Kuba tak nagle zaczął jej pieknie rysować. Hmmm, miałam nadzieję, że to ona przybliży mnie do rozwiązania tej zagadki...
Kuba ma swój pogląd: "po prostu jestem zaczarowany".
Kredki królują u nas teraz codziennie "kolorowe kredki w pudełeczku noszę, kolorowe kredki bardzo lubią mnie".

Pół roku 2004-10-19 20:20:19

Tyle mniej więcej żyje we mnie Kruszynka...czas galopuje i mam wrażenie, że z dnia na dzień przyspiesza. Wydaje mi się, ze tak niedawno mój ciążowy licznik pokazywał 100 dni a dziś tylko 73. No i Kruszynka nie jest już taką Kruszynką, tylko całkiem sporą dziewczynka rozpychającą się łokciami i kolanami, obijającą mi wątrobę i bardzo lubiącą, jak czytam Szanownemu Starszemu Rodzeństwu.
Przez pół roku przybyło mi 5 kilogramów i nieco centymetrów w talii, właściwie to talia od jakiegoś czasu jest nieobecna. Córeczka nie daje się mi jakoś mocno we znaki, nadal jak chodzę to prawie biegam, bo nie umiem inaczej, nie mam czasu zastanawiać się nad tym oszczędzaniem się i odpoczynkiem, o którym mój pan doktor wspomina przy okazji każdej wizyty (pewnie nigdy nie był mamą dwójki dzieci, skoro tak mówi).
Przez pół roku temu przeżyłam też istną kolejkę górską nastrojów, na szczęście rodzina też jakoś to przeżyła i od kilku tygodni ogarnął mnie spokój, przerywany myślami, czy aby zdążymy z remontem, który posuwa się z gracją żółwia. W szafie leży już kilka maleńkich ciuszków, które rozczulają mnie do łez i wprowadzają w stan wielkiego zdumienia, że noworodki są aż takie małe.
Starsza Siostra Maja bardzo przeżywa coraz większy brzuch swojej rodzicielki, często przytula się, żeby "ukochać dzidzię" i opowiada o swoich wyobrażeniach na temat nowego dziecka "a dzidzia tam telaz pi, ma pizamkę i łózecko i psytulankę i pieluske".
Jestem ciekawa, jak to będzie jak ta młodsza siostrzyczka pojawi się już na świecie i przewróci nasze życie do góry nogami...

Jest takie miejsce... 2004-10-13 16:33:27

...które uwielbiamy z Kubą odwiedzać. Miejsce zamieszkałe przez całe tłumy książek- biblioteka. Dawno, dawno temu z tej samej biblioteki przynosiłam do domu "Dzieci z Bullerbyn", "Anie z Zielonego Wzgórza", książki o przygodach Mary Poppins i Misia Padingtona.
Sama biblioteka jest maleńka, choć zaskakuje mnie bogactwem oferty. Nowości wypatrzone w księgarni, błyskawicznie trafiają na biblioteczne półki. Dlatego zawsze wychodzimy stamtąd zadowoleni.
Kuba ma swoją kartę biblioteczną od ponad dwóch lat a kilka dni temu zapisaliśmy także Majeczkę, dzięki czemu możemy przynosić do domu aż osiem książek! Wracamy i czytamy, czytamy, czytamy... Cieszę się, że dzieciaki połknęły literackiego bakcyla i właściwie na lekturę mają ochotę zawsze. Gorzej ze mną, bo po godzinie czytania zwykle gardło zaczyna mi odmawiać posłuszeństwa a tu nie ma zmiłuj się. Z okazji choroby Majki siedzimy w domu, więc czytamy jeszcze więcej. Przyniesiony w poniedziałek solidny stosik książek musieliśmy iść dzisiaj z Kubą wymienić.
A teraz muszę już kończyć, bo trzeba szybko zapoznać się z nowymi przygodami Krecika.

Angina 2004-10-11 14:32:38

Choroby mają to do siebie, że atakują znienacka...Byłam przygotowana na przedszkolne choroby Kuby, bądź co bądź to już lata doświadczeń. Ale mój Pierworodny czuje się świetnie, nic mu nie dolega (odpukać) za to choróbsko dopadło Majeczkę.
W zeszłym tygodniu miała lekką chrypkę, ale zwalałam to na wysuszone powietrze w mieszkaniu i remontowy pył- mnie też zwłaszcza rano gardło szwankuje. Jednak dziś w nocy okazało się, że nie jest dobrze. Około północy pobudka z głośnym płaczem, rozpalone czoło i temperatura powyżej 38 stopni. Do trzeciej w nocy Młoda nie spała a ja razem z nią, przed ósmą rozpoczęła nowy dzień- jak to chora zdecydowanie lewą nogą. Odpowiedź na każde pytanie i na każdą propozycję brzmiała NIE. W telewizji zamiast spodziewanej "Jedyneczki" pojawił się "Budzik", więc był to powód do półgodzinnego ryku, syrop na zbicie gorączki spotkał się z podobnym entuzjazmem. Mistrzostwo świata w buncie przyszło, gdy trzeba się było ubierać i wychodzić do lekarza. Odziewanie wyjącego i wijącego się jak piskorz dwulatka o całkiem słusznej masie, przez matkę, której generalnie zabronione jest dźwiganie i ma prikaz od lekarza oszczędzać się, to zadanie z pogranicza akrobatyki sportowej. Na szczęście udało nam się nawet na czas dotrzeć do poradni, gdzie Maja bez protestów dała się zbadać i nawet chwilę pogadała swoim głosem jak Barry White z panią doktor. Diagnoza nie zdziwiła mnie zbytnio, do angin jestem już przyzwyczajona. Lekarstwo wykupione a córeczka znowu jest moją dawną uśmiechniętą dziewczynką. Zobaczymy jak długo? Wkrótce muszę jej podać lekarstwo...

Podsłuchane, podpatrzone 2004-10-08 11:14:33

Maja: zginęła mi moja piłka kawkowa (wyjaśnienie: truskawkowa, czyli w kolorze różowym) to była moja najlepsia psijaciółka.
Kuba: nie martw się, poszukam...o tutaj jest.
Maja: dziękuję ci Kubusiu, jesteś moim najlepsim psijacielem.

Psijaśń na całego moi Państwo.



Małe przedszkole 2004-10-06 20:35:10

Istnieje od kilku lat w pobliżu (kilkanaście minut jazdy samochodem) to taki klub malucha, gdzie raz w tygodniu przychodzą mamy (czasem babcie, nianie itp.) ze swoimi pociechami, które do normalnego przedszkola jeszcze nie chodzą.
Dla nas z Majką inauguracja nowego roku przedszkolnego odbyła się w dniu dziesiejszym. Oczywiście, jak to się zwykle dzieje w takich okolicznościach moja córka dziś postanowiła spać do po dziewiątej, więc przygotowania do wyjazdu odbywały się w dzikim tempie: ubieranie, śniadanie, pakowanie kapci, soczku i jeszcze ostatnie próby zostawienia domu w stanie jak po małym tornado (w odróżnieniu od wielkiego tornado).
Kilka minut po dziesiątej zjawiłyśmy się w Klubie Malucha "Skrzat", gdzie oczywiście wszyscy już byli. Majka całą drogę bardzo przezywała i opowiadała, jak będzie się bawić z Tosią (córką mojej koleżanki) i innymi dziećmi, śpiewała i lepiła z plasteliny. Właśnie to lepienie z plasteliny uważa za podstawę życia przedszkolnego.
Na początku dzieci, których było ośmioro; płeć piękna zdecydowanie dominowała; bawiły się klockami, puzzlami piankowymi, samochodami i badały przestrzeń. Potem nadszedł czas na zajęcia zorganizowane: zabawy w kółeczku, trochę śpiewu- oczywiście chór był zdecydowanie dorosły. Pogadanka w wykonaniu pani Ani na temat słów kluczyków, potem nadeszła pora na zajęcia plastyczne: dzieciaki kolorowały kluczyki, które potem zostały wyeksponowane na małej wystawie. Zajęcia zakończyły się zabawami przed lustrem: gimnastyka buzi i języków, chodzeniem po ławeczce i wspinaniem się na drabinki. Nawet nie wiem, kiedy minęły dwie godziny, był to czas bardzo intensywny.
Majka oczywiście jak zwykle nieco się wstydziła, ale generalnie nieźle się odnajdywała w grupie maluszków. Najchętniej przebywała w pobliżu Tosi, co zrozumiałe, dziewczyny spotykają się od czasu do czasu i często swoje spotkania wspominają. Generalnie mojemu dziecku bardzo się podobało i już nie może się doczekać następnych zajęć. Zwłaszcza, że przy wyjściu każdy maluch dostawał lizakowe serduszko, a lizaki i inne łakocie to jest to co tygrysy...
W domu zmęczenie materiału doszło do skutku, bo buntownik na pokładzie pokazał co potrafi, ale to już temat na zupełnie inny odcinek.

Remontowo, czyli znowu zgubiłam 2004-10-01 12:02:31

Remont powoli, bo powoli, ale nabiera tempa. Skutek jest taki, że mało co znajduje się tam, gdzie być powinno, albo było jeszcze kilka dni temu. Z ciekawszych rzeczy to zgubiłam spodnie Kuby, nie mam pojęcia gdzie mogą być, na pływalni raczej nie zostawiliśmy, bo osobiście nie przypominam sobie, aby mój syn wracał z basenu w samych majtkach. W każdym razie spodnie w tajemniczy sposób znikły. Podobnie stało się z farbkami plakatowymi, poduszką z łóżka i kilkoma innymi bardzo potrzebnymi rzeczami...Natomiast co do niektórych to trudno ich nie zauważyć, taki na przykład 25-cio kilogramowy worek gipsu leżący na środku pokoju- element bardzo dekoracyjny. Podobno dziś będzie miał towarzystwo następnego worka...Kuba już się cieszy na gipsowanie ścian, mam nadzieję, ze nie wpadnie na pomysł samodzielnego działania, bo przedwczoraj bardzo dokładnie odpytał tatę z technologii suchej i mokrej zabudowy.
U dzieci w pokoju tapety zostały już zdarte, meble wyniesione do innych pokoi i poupychane w kątach. Małoletni nawet nieźle funkcjonują w tych warunkach polowych, zadają jednak stanowczo zbyt dużo pytań dotyczących rzeczy zgubionych. Odpowiedź na pytanie, gdzie jest gra pt. Dżungla, albo różowa torebeczka są dla mnie teraz na poziomie odpowiedzi finałowej w Wielkiej Grze.
Natomiast ze zdziwieniem stwierdzam, ze potrafię znaleźć cos tak egzotycznego, jak mapę Londynu nie używaną od ponad 10 lat. I to w czasie nie przekraczającym 5 minut.
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: Becia
miasto: wieś pod lasem

Historie różne poprzeczne i podłużne o Dzieciakach- rozrabiakach: Kubie, Majce i Juliance.
dzieciaki:
»Kuba
ur. 1999-06-18

» Maja
ur. 2002-04-13

»Julianna
ur. 2005-01-10

kalendarium:
NdPnWtSrCzPtSo
 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31  
mój foto.dzieciak
Wiosna mi wyrosła...
kategorie:

    linki: archiwum
    202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

    poczatek: 2004-08-18
    subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: