Ostatnie dni...ostatnie chwile... 2005-08-31 22:32:23

...końca wakacji upływają nam przy cudnej pogodzie. Chciałoby się siedzieć teraz na plaży, ale niestety limit pobytu nad morzem na ten rok już wyczerpany.
Teraz przygotowujemy się do przedszkola, bo od jutra bedę miała w domu dwa przedszkolaki: jednego w grupie zerówkowej, czyli u Motylków i jednego (a właściwie jedną) w grupie najmłodszej, czyli w Ślimaczkach. Zakupione zostały artykuły wyprawkowe, czyli kapcie i fartuszek, wybrany materiał na pościel do leżakowania, piżamka, kubeczki i szczoteczki do zębów.
Z Majką przez trzy dni chodziłam na zajęcia adaptacyjne, gdzie poznała koleżankę Gabę i mam przeczucie i wrażenie, że to będzie właśnie TA koleżanka. Nawet szafki mają obok siebie w szatni.Jak na razie podejscie do tematu entuzjastyczne, choć zajęcia adaptacyjne chyba w przypadku Mai niespecjalnie podziałały, bo wczoraj pytała, kiedy wreszcie pójdzie do przedszkola, jak prawdziwy przedszkolak bez mamy. Wydaje się, że jest super, ale rzeczywistość pokaże, jak będzie naprawdę.

Póki co korzystamy z pieknego słońca i ciepła, wczoraj ładnych kilka godzin spedziliśmy w ZOO, przy okazji spotykając się z dawno niewidzianymi Monsterami. Był piknik przy małym ZOO, gdzie dzieciaki konsumowały w towarzystwie zapaszków kozo-końskich z lekką domieszką prosiaka a potem obeszliśmy teren ZOO właściwego i sprawdziliśmy obecność zwiarzaków. Z frekwencją menażerii z racji upałów było kiepsko i sporo stworów siedziało ukrytych w głębokim cieniu.
Dzisiaj zwiedzaliśmy okoliczne place zabaw (a sporo tego w okolicy) i mieliśmy późno popołudniową wycieczkę rowerową.

W związku z tym, że w domu w zasadzie tylko pojawiamy się, żeby coś zjeść mam tyły we wszelkich pracach domowych. Jutro przedszkolaki rano wybywają do przedszkola a my zostajemy z Julką, więc muszę się zabrać do odgruzowywania terenu i przecierania okna na świat. Jestem ciekawa jak mi będzie tylko z jednym dzieckiem w domu. Prawie osiem miesięcy nie miałam okazji doświadczyć takiego luksusu...

Proszę trzymać kciuki za moją przedszkolną debiutantkę, bo to nigdy nie wiadomo, co się w tej młodej głowie dzieje...

Pożegnanie wakacji, czyli podchody 2005-08-28 22:14:41

Wierzyć się nie chce, ale kończą się już wakacje. Zleciało, jak z bicza trzasnął, pozostało trochę rozczarowania, że pogoda nie taka, ale generalnie było bardzo fajnie, no i długo. Cztery tygodnie spędziłam z dzieciakami poza domem i trochę trwało zanim się znowu przyzwyczaiłam do blokowiska.
Ciągnie nas za miasto, ciągnie do lasu, nad wodę, chce się jeszcze wycisnąc każdą wolną chwilę, którą możemy spędzić całą rodziną, złapać każdy promyk słońca, wygrzać się na zapas na te chłodne dni, które już się gdzieś czają. Dlatego z pełnym entuzjazmem przyjęliśmy pomysł, który wczoraj do nas dotarł za pomocą sms-a, aby pożegnać wakacje na Osowej Górze. Przygotowaliśmy prowiant i w okolicach południa zameldowaliśmy się na terenie piknikowym Wielkopolskiego Parku Narodowego. Było ognisko, pieczone kiełbaski, były tez inne smakołyki, bo każdy coś dobrego ze sobą przywiózł, więc siedzieliśmy, gadaliśmy i jedliśmy. Słoneczko przygrzewało, sielanka po prostu. Potem dwie załogi ruszyły w las i moje dzieciaki miały okazję wziąć udział w swoich pierwszych w życiu podchodach. Były zachwycone!!! Niestety nie dane mi było łazić po lesie razem z nimi, bo jak zwykle czegoś zapomniałam zabrać. Tym razem nosidła dla Julianny, a poza tym znowu kręgosłup daje mi znać o sobie, więc wygrzewałyśmy się leniwie na słońcu.
Dla nas wakacje zdecydowanie jutro się kończą. Najbliższe trzy dni będę chodziła z Majką na zajęcia adaptacyjne do przedszkola, więc od poniedziałku pierwsze obowiązki...i znowu będę czekać na lato i wakacje to za tylko (aż) 10 miesięcy.

Rozmowy nad "Kubusiem Puchatkiem" 2005-08-23 22:38:18

W sobotę dzieciaki dostały od cioci po egzemplarzu gazetki "Kubuś Puchatek", dzisiaj wieczorem każde siedziało nad swoim pisemkiem i coś tam robiło.
Majka wzięła kredki i kolorowała, język ostro jej pomagał. W pewnym momencie przełożyła sobie kredke do lewej reki i rysuje dalej. Pytam się, dlaczego teraz rysuje lewą raczką, a ona mi na to: "no bo prawa mi się już spociła".

Natomiast Kuba zaczął opowieść o tym, że jego pani w przedszkolu ma krótkopis. Z tego co zapamietałam: pisze nie jak długopis tylko krótko, jest mały ma na końcu pędzlek taki malutki, jest taki gruby różowy i ma cienkie białe paseczki. Nie jest flamastrem i takie coś było też w Gdyni (na biurkach kuzynek były różne materiały pismiennicze). Aha i ma kształt jak ołówek w przekroju, czyli sześciokątny.
Mam podejrzenia, że chodzi o zakreślacz, ale kto wie...jak będę w pobliżu papierniczego z moim synem to może się dowiem, jak już on sam zidentyfikuje to ustrojstwo.

Szefowa 2005-08-22 19:24:15

Zabrałam się do sprzątania: Julkę wsadziłam do łóżeczka, coby obserwowala. Majka sama przyszła do pokoju. Na łóżko postawiłam fotel, na ten fotel wdrapała się moja starsza córka i patrzy na mnie z wysokości. Ja zasuwam z odkurzaczem po pokoju... W pewnej chwili wyłączyłam sprzęt, bo musiałam coś przesunąć a Majeczka na to: "i co skończyłaś? i wydaje ci się, że tu jest posprzątane?". Normalnie kapcie mi spadły...aż się zakurzyło.

Rocznica 2005-08-18 23:54:51

Rok temu miałam tylko 40 małych paznokci do obcięcia i zastanawiałam się, jak to będzie...
Bałam się, że nie dam rady, że będę lecieć na pysk, że nie zapanuję nad wszystkim, gdy przybędzie jeszcze jeden mały Człowiek.

Rok temu zaczęłam moją blogową przygodę nie wierząc, że to potrwa dłużej niż do stycznia. Przecież niemowlę w domu i jeszcze dwójka ruchliwych maluchów...poza tym pewnie nie będzie o czym pisać.

Dzisiaj obcinam 60 paznokci, ze zdziwieniem stwierdzam, że przeżyłam, że jest fajnie,że znajduję czas na przeczytanie książki, że posiadanie trójki dzieci nie jest czymś niesamowicie wykańczającym. Wokół nas coraz więcej rodzin w modelu 2+3. I dobrze, bo to jest jeszcze więcej miłości i radości.

A blog żyje już rok...i jakoś się trzyma.

Ahoj, czyli pyrki na morzu 2005-08-14 23:48:24

Płyniecie statkiem planowalismy od dawna. Miało być tak: płyniemy z Gdyni do Jastarni, gdzie spedzałam wiekszość moich wakacji w dzieciństwie. Chciałam pokazać dzeciakom te moje kąty i ulubione miejsca (o ile jeszcze coś z nich zostało). Rozczarowanie numer jeden: rejsow Gdynia-Jastarnia juz nie ma. Samochodem na pólwysep nie pojedziemy, bo widzielismy korki, dziekuję nie skorzystam. Wobec tego zmiana planów płyniemy, ale do Helu. We środę, w środę od rana leje, odpuszczamy, no to moze w piątek, wszystko juz w czwartek wieczorem uszykowałam. Rano odsłaniam okno i to co widzę nie zachęca do wycieczek, niebo sino bure. Zapada decyzja płyniemy w niedzielę, nawet jak będąchmury, byle nie wiało mocno i nie lało.
No i niedziele powitała nas co prawda zachmurzeniem, ale juz w porcie zaczęło się przejasniać. Potem bylo juz coraz lepiej...Kuba z Majką zachwyceni zwiedzili statek we wszystkie strony, nie mogli usiedzieć, byli zachwyceni. Julianna zdecydowanie najmlodsza uczestniczka rejsu troche marudziła, bo spać jej się chcialo a tyle się działo, więc matka zabrała ja w zaciszne miejsce i nakarmiła. Trochę bujało, ale było super!!! Ogladalismy żaglówki i inne statki, podziwialismy panoramę półwyspu i widok na Trójmiasto. Rejs trwał tyle ile trzeb, czyli niewiele ponad godzinę (wystarczająco dla ruchliwych przedszkolaków i ich rodziców, którym niekoniecznie chciało się maszerowac na okrągło po stromych schodkach góra- dół).
W Helu poszlismy na sam cypel i leżelismy sobie na piachu w promieniach tak dawno niewidzianego słonca. Obejrzelismy śliczne rybackie chatki, wstapilismy na lody, nie wstąpilismy do fokarium ze względu na strasznie długą kolejkę i nadszedł czas powrotu do Gdyni.
Wilki morskie nadal zwiedzały statek i zagladały w kazdy kąt, Julka kokietowała współpasażerów a podróż z powrotem minęła mi jak z bicza trzasnął.
Na Skwerze zaliczylismy ostatnie nadmorskie łakomstwo po obiedzie, czyli lody i gofry. Kuba z Majką poskakali na tzw. skoczku, czyli sprężynach na szelkach. Tak minął nam ostatni dzień wakacji, bo juz jutro Pyrki wracaja do Pyrlandii. Koniec wakacji...

Uwiezieni 2005-08-09 22:50:40

Tak na pierwszy rzut oka wydaje sie, ze jestem osoba niezle zorganizowana. Przynajmniej staram sie robic takie wrazenie. Naprawde jestem strasznie roztargniona i funkcjonuje jako tako tylko dzieki niezawodnemu systemowi "pamieci zewnetrznej", czyli komorkowych przypominaczy, list, karteczek (ktorych zapominam idac po zakupy)itp.
Od soboty mieszkam z dziecmi w Gdyni i w zwiazku z tym zostaly mi wydane dwa peki kluczy: jeden sklada sie z trzech kluczykow (od furtki, od drzwi wejsciowych i od drzwi do mieszkania, drugi zawiera: klucz od bramy wjazdowej, od garazu i jeszcze jakies klucze.
Dzisiaj przed poludniem stwierdzilam, ze na pewno prognozy sie nie sprawdza i nie bedzie az tak zle i trzeba sie ruszyc na spacer. Spakowalam towarzystwo, wsadzilam Julke do wozka i wystawilam przed dom, Kuba z Majka sami sie ubrali, ale jak wyszlismy okazalo sie, ze zaczelo kropic i musze dokonac poprawek w wyposazeniu, wiec wrocilam sie na chwile. Wyszlam i chce otwierac furtke...szukam kluczy;' kieszen lewa, kieszen prawa od spodni, potem od kurtki...nie ma. Ide na tyl domu z nadzieja, ze moze okna nie zamknelam, niestety o tym nie zapomnialam. Za to jak na dloni widze klucze lezace sobie na lawie.
Jest jeszcze nadzieja: na pietrze mieszkaja ciocia z wujkiem, ide na gore, pukam- nikogo nie ma. Pozostaje nam wiec: klatka schodowa oraz otoczenie domu, bo na ulice wyjsc nie mozemy. Julka okrutnie spiaca zasypia za domem w wozku przykrytym folia. Deszcz pada coraz mocniej i mocniej, chowamy sie pod balkonem i co chwila sprawdzamy, czy nie pojawi sie wujostwo posiadajace zapasowe klucze. Czekalismy ponad godzine...gdy przestalo padac okazalo sie, ze mamy ze soba buteleczki do puszczania baniek mydlanych, wiec czas jakos zlecial.
Plany, ze zakupie cos na obiad nie wyszly, bo jak juz wyszlismy bylo pozno i zakupy to moze i bym zrobila, ale z robieniem obiadu to byloby tak blizej kolacji, wiec poszlismy do McDonald'sa.
Cale szczescie, ze ciocia wybyla tylko po zakupy...moglibysmy w niesprzyjajaych warunkach tkwic tam znacznie dluzej.

"Samotna" matka podsumowana 2005-08-08 22:21:43

Od soboty jestesmy w Gdyni, gdzie kuzynka zostawila mi do dyspocycji mieszkanie. Od wczorajszego poznego popoludnia zostalam z dzieciakami sama. Jarek wsiadl do pociagu relacji Gdynia Glowna Osobowa- Poznan Glowny i pojechal. Jego urlop juz sie niestety skonczyl.
Udalo mi sie bez wiekszego bladzenia trafic z dworca w Gdyni do Orlowa, gdzie moje "wojsko" stacjonuje, bez uszkodzen wjechac do garazu, przegnac towarzystwo do sklepu po chleb (z 40 minut w jedna strone)a po powrocie zarzadzilam:
"Kuba, Majka, sciagac buty, zdejmowac bluzy i myc rece, szybciutko".
I uslyszalam w odpowiedzi spiew Majeczki "dorosli sa nieznosni...".
(cytat pochodzi z jednej z piosenek "Misia i Margolci").

Na nogach i na kołach 2005-08-04 19:48:40

Tereny, wśród których spędzamy tegoroczne wakacje zapraszają do wycieczek i to zarówno pieszych, jak i rowerowych. Sprzęt mamy: Jarek zabrał rower, dzieciaki także a do kompletu dobrzy ludzie pożyczyli nam jeszcze przyczepkę do roweru. Ja jako matka pchająca wózek roweru nie mam. Wczoraj złamałam się i po raz pierwszy od lat wsiadłam na pojazd dwukołowy. Ponad dziesięć lat temu miałam wypadek na rowerze i od tego czasu niespecjalnie mnie ciągnęło do takiego sposobu poruszania się. Ale postanowiłam zawalczyć ze sobą i swymi dawnymi lękami...Udało się, przejechałam coś koło 7 kilometrów po leśnych górkach i pagórkach. Może trzeba zacząć myśleć o własnym rowerze...
Dzisiaj postanowiliśmy wybrać się podziwiać widoki z latarni morskiej w Czołpinie i wycieczka piesza trwał kilka godzin, łącznie z przejściem plażą i przerwą na jedzenie.
Dokumentacji fotograficznej nie ma, bo zapomniałam aparatu a także wielu innych ważnych rzeczy, np. pieluch dla Julki, soczku, chrupek, czyli mojej Bardzo_Ważnej_Torby_Bez_Której_Się_Nie_Ruszam. Ale byłam zła!!! Przeszło mi dopiero na totalnie pustej plaży. Dzieciaki dzielnie i bez narzekań pokonały kilka kilometrów, tak na oko koło sześciu. Dzielni piechurzy!!!!
Po powrocie do Bałamątka i krótkim wypoczynku Kuba zażyczył sobie przejażdżki rowerowej, więc tata na swój rower, Kuba na swój, Majka ze swoją wakacyjną koleżanką do przyczepy i zniknęli na prawie dwie godziny, zaliczyli nawet zachód słońca a na liczniku mieli ponad 10 km. Ja wykorzystałam czas i z Julką w nosidle pochodziłam sobie po lesie.
To się nazywa aktywny wypoczynek!!! Ale wygrzać się na plaży też bym chciała...tylko pogoda nie sprzyja...
Pojutrze zmieniamy miejsce i lądujemy na tydzień w Gdyni. Tylko ja i dzieci...będzie wesolo.

Dzieciak wakacyjny 2005-08-04 19:35:57

Przed wakacjami miałam szereg wątpliwości, jak będzie nasz niemowlak funkcjonował w nowym miejscu i nowych okolicznościach. Jak się okazało Julianna to dziewczyna, która potrafi się znaleźć w każdej sytuacji: doskonale znosi plażowanie, piszczy z radości, gdy moczymy jej nogi w słonej morskiej wodzie o temperaturze zdecydowanie bałtyckiej, z pasją grzebie w piachu, zadowala się nawet krótkimi drzemkami, po których budzi się z uśmiechem na ustach, z zapałem wcina słoiczkowe jedzonko na ławkach w parku albo na plaży.
Nie wspomniawszy o długich spacerach, które spędza we własnym wózku, albo w nosidle.
Rano śpi jak suseł do dziewiątej...Ma dziewczyna wyczucie i wie co robić, żeby rodzice czuli, że mają wakacje.
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: Becia
miasto: wieś pod lasem

Historie różne poprzeczne i podłużne o Dzieciakach- rozrabiakach: Kubie, Majce i Juliance.
dzieciaki:
»Kuba
ur. 1999-06-18

» Maja
ur. 2002-04-13

»Julianna
ur. 2005-01-10

kalendarium:
NdPnWtSrCzPtSo
 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30  
mój foto.dzieciak
U¶miech nr 111
kategorie:

    linki: archiwum
    202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

    poczatek: 2004-08-18
    subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: