Stres 2009-08-31 20:17:59

Pozory mylą... Przed 1 września znowu czuje niepokój. Wydawać by się mogło, że przeżycie szkolnego debiutu Kuby uodporniło mnie i w tym roku luz i ogólny spokój.
Nie ma luzu, nie ma spokoju, po pierwsze jeszcze dziś biegałam i załatwiałam ostatnie zakupy podręcznikowe, bo przez net nie wszystko udało się zakupić w jednym miejscu.
Po drugie wczoraj wieczorem z obozu wrócił Kuba, więc walizka ciuchów do prania i nowe sytuacje wśród rodzeństwa, które przez ostatnie dziesięć dni funkcjonowało w okrojonym składzie. Hałas i bałagan oraz kłótnie wzrosły chyba nie o jedną trzecią ale o 300%. Muszą na nowo nauczyć się funkcjonować we troje.
No i jutro...
Maja jest przeszczęśliwa, doczekać się nie może, ogląda swoje książki zeszyty, wyposażenie. A ja matka przejmująca się boje się, jak wejdzie do tej nowej grupy, w której większość razem przerobiła zerówkę i dobrze się zna. Boję się, jaka będzie ta klasa, jacy będa rodzice...U Kuby ekipa rodzicielska jest świetna, az miło sie chodzi na zebrania ze wzgledów towarzyskich. Jedyne co mnie uspoikaja to Majki wychowawczyni, którą znam już trzy lata, bardzo lubię i cenię, wszak to była wychowawczyni Kuby.
Czwarta klasa Kuby też powoduje mój niepokój, wszak to skok na głęboką wodę, całe mnóstwo nowych nauczycieli, nowy wychowawca, nowe przedmioty. Zapewne część moich niepokoi jest absolutnie nieuzasadnionych i nieracjonalnych, ale cóż za to mogę.
Dobrze, że przynajmniej Jula nie ma w tym roku żadnych debiutów i autentycznie się cieszę, że jutro idzie do przedszkola, bo w domu już jej się nudzi i teskni do kolezanek i do swojej pani Anitki.

Obozowicz donosi 2009-08-28 15:18:30

Przede wszystkim doniesienia są raczej rzadkie i zazwyczaj kończą się tekstem: "muszę już lecieć, na razie pa".
Czasem jednak udaje mi się dowiedzieć większej ilości szczegółów, na przykład na temat panującej dyscypliny i zaliczenia kar (obieganie 10 razy boiska dookoła, 200 przysiadów, zakaz kupowania słodyczy po niezjedzonym obiedzie).
Atrakcji mają sporo, bo oprócz plażowania (ach jak pogoda im sprzyja), pływają na bananie i motorówką, jeżdżą na wycieczki rowerowe, byli w wiosce indiańskiej i Aquaparku. Poza tym podchody, ogniska i bardzo dużo aktywności fizycznej (nie może być inaczej skoro wychowawcy to sami wuefiści).
Jedzenie dobre, pokój dwuosobowy i generalnie zawsze w głosie Kuby pełne zadowolenie. Ostatnio poinformował o planach na przyszłe wakacje i te za dwa lata- znów wybiera się na ten obóz.

Golf dla odmiany 2009-08-26 17:50:03

Będąc latem na dalekich wakacjach odmówiliśmy sobie atrakcji w postaci mini-golfa (przeliczenie ceny w euro dla naszej rodziny podziałało jak kubeł zimnej wody). Obiecaliśmy jednak, że w Poznaniu na pewno się wybierzemy.
Dziś nastąpił wreszcie ten obiecany dzień.
 Na Jeziorze Maltańskim odbywają się właśnie Wioślarskie Mistrzostwa Świata, więc mogliśmy też trochę pozerkać na to co działo się na wodzie.
Sam golf sprawił nam naprawdę wielką frajdę. Każdy z nas po raz pierwszy trzymał kij w ręce, więc śmiechu było co niemiara, zza płotu kibicowali nam spacerowicze a my dzielnie walczyliśmy o zdobywanie kolejnych dołków. Wygrał Pyrkowy tata, choć dziewczyny też spisywały się bardzo dzielnie.
Za to Pyrkowa mama wykorzystała okazję i w drodze powrotnej do samochodu kupiła sobie sandały na wyprzedaży (hehe z kolekcji młodzieżowej, nawet różowy worek na kapcie do szkoły dostałam).
Później stan osobowy zmniejszył nam się o jeszcze jedną osobę, bo Majka wybyła na nocowanko do swej przedszkolnej przyjaciółki. Przez chwilę jesteśmy rodzicami niesfornej czterolatki pseudo jedynaczki ;-)

Rekordy 2009-08-25 00:01:59

Tak się jakoś składa, że do naszego poznańskiego ZOO docieramy zwykle, gdy jest upalnie. Dwa lata temu pamiętam nasze powolne przemieszczanie się noga za nogą i co kilka kroków sięganie po butelkę z wodą. Było to ostatnie wyjście Julki w towarzystwie wózka, który lata swej największej świetności miał wówczas już za sobą. Potem Julianna wykorzystywała już na spacerach tylko własne nogi (oraz barki i ręce rodzicieli).
Dzisiaj temperatura powietrza tez balansowała w okolicach trzydziestu, ale nic to... Najpierw Maltanka, odjazd o jedenastej (scena, w której rodzice i dziadkowie usiłowali umieścić trzy spacerówki w stanie rozłożonym w wagoniku absolutnie bezcenna).
Potem oglądanie zwierząt blisko wejścia, bo czekało nas spotkanie i to na szczeblu międzynarodowym.
Po 4 latach reaktywowałyśmy klub przyjaźni polsko-francuskiej. Iwona, moja koleżanka jeszcze ze szkolnej podstawówkowej ławy wyszła za mąż za prawdziwego Francuza i przybyła na krótkie wakacje z Francji do ojczyzny.
Jej córka jest młodsza od Julki zaledwie o 15 dni, nasze ostatnie spotkanie miało miejsce 4 lata temu z naszymi kilkumiesięcznymi dziewczynkami w wózkach. Teraz do towarzystwa dołączył dwuletni Tymek.
Wreszcie udało nam się dotrzeć do Słoniarni i Motylarni, no i oczywiście my mamy nagadać się nie mogłyśmy, jak zawsze. Zostało pewnie jeszcze ze sto tysięcy tematów do poruszenia.
No i ja z dziewczynami wyjeżdżałyśmy z ZOO kolejką o 17:30, zdecydowanie tak długo to jeszcze tam nie zabawiłyśmy. Moje panny twarde sztuki nie narzekały ani na gorąco, ani na zmęczenie czy głód (ciastka, żelki i po lodzie musiały wystarczyć do obiado kolacji w domu).
Myślałam, że za to wcześniej padną...Pomyliłam się, przed snem twardą wyegzekwowały solidną porcję lektury Misia Paddingtona.

Garść fotek:

foto

foto

foto

foto
 
 A to Klub Przyjaźni Polsko-Francuskiej (mamy stały po drugiej stronie swych aparatów)

foto



Inspiracja 2009-08-23 22:41:14

Pomysł na spędzenie dzisiejszego dnia znalazłam wczoraj w nocy na blogu Zimno. Dzięki :-)
Matka wielodzietna czyli ja stara się usilnie, żeby było sprawiedliwie, żeby każdemu tyle samo uwagi, czasu, atrakcji... nie jest łatwo, bo wiadomo każde jest inne, różne potrzeby, oczekiwania itd.
Skoro syn melduje telefonicznie z Ustronia Morskiego: "jest świetnie, idziemy na plażę, będziemy płynąć na bananie, albo na motorówce a wieczorem gramy w piłkę albo w unihokeja i nie mam więcej czasu, pa!" to i córkom należą się jakieś przyjemności od życia. I nam rodzicom chyba też...

Zwłaszcza, że mottem poranka są słowa Khalila Gibrana
"żegnając przyjaciela, nie płacz ponieważ jego nieobecność ukaże ci to, co najbardziej w nim kochasz."


Starając nie poddawać się smutkowi, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Dziewczyny zachwycone, bo pooglądały rycerzy, konie, rzemiosło przeróżne pradawne. Poza tym można było wrzucić całkiem duże conieco na ząb. Lubimy takie klimaty i tylko dzięki poznańskiej oszczędności nie wydałam kasy na kosze, koszyki, dzbany i cuda z drewna oraz woreczki z ziołami.

foto

foto

foto

foto

foto

foto





Pojechał 2009-08-21 22:33:34

Zaczął się nam dziś ostatni etap wakacji. Wczoraj w nocy wróciliśmy ze "stróżowania" i dostawałam lekko na głowę przemieszczając się w labiryncie toreb i worków z pościelą, śpiworami, ręcznikami, praniem wypranym i wyprasowanym, praniem wypranym i do prasowania, rzeczami do schowania do szaf.
Trzeba było jeszcze spakować wyjeżdżającego na obóz Kubę, wiec spać poszłam o drugiej a pobudka już o szóstej.
Syn pojechał na obóz do Ustronia Morskiego, dzwonił, że bardzo mu się podoba, byli na plaży, jedzenie dobre, pokoje dwuosobowe z telewizją (od wychowawców wiem, że na noc mają zabierane kable antenowe -strach się bać, coby oglądali w nocy). Program obozu ciekawy, dużo zajęć sportowych plus wycieczki rowerowe.
W związku z tym do przyszłej niedzieli będę zapewniała program moim córkom, pewnie wreszcie wybierzemy się do Zoo. No i czas się przygotowywać do rozpoczęcia roku szkolnego. Naprawdę już się kończy lato?

Niespodzianka 2009-08-20 11:58:41

Z tego, co kojarzę są w telewizji programy w stylu "nie było cię tydzień...miesiąc etc." i idea jest tam taka, że pod nieobecność jednego z domowników drugi robi mu niespodziankę i przebudowuje czy remontuje dom.
Wczoraj po południu ze starszymi mymi dziećmi wybraliśmy się na rowerach do mojej przyjaciółki. Nie było nas z godzinę a gdy wróciliśmy czekała na nas wielka niespodzianka.
Julka zasuwała na rowerze na dwóch kółkach!!! Normalnie szok, bo wydawało mi się, że w tym sezonie nie ma już szans na samodzielna jazdę, gonienie jej na kiju było mało efektywne. No i proszę, dziecko potrafi.
Dumna jestem bardzo z naszej cztery i pół latki.
Plan na przyszły rok, czyli objazd rowerem Bornholmu zaczyna być realny.

Z powrotem 2009-08-11 22:46:39

Trafiłam w Bory, trafiłam z Borów do domu (prowadził nas Krzysztof Hołowczyc ;-) ).
Tydzień absolutnie sielankowy, mega wypoczynek w oderwaniu od cywilizacji, za plecami las, pod nosem jezioro, dzieciaki szalały po lesie i okolicach (i o dziwo nie przyniosły na skórze żadnego kleszcza, za to pozdzieranych kolan i komarowych bąbli w ilościach hurtowych).
Brak ciepłej wody był atrakcją, bo żeby się wykąpać trzeba było po pierwsze przynieść drewno, po drugie rozpalić w piecu. Była to rozrywka, która szczególnie przypadła do gustu Kubie.
Bardzo jestem dumna z syna, który sam odbył wyprawę do sklepu po pomidory, na rowerze przez las, z 5 kilometrów w jedną stronę. Dzielny był bardzo!
Dzieciaki miały towarzystwo, w końcu było ich sześcioro w wieku 1 do 10. Łazili po drzewach, dachach, strzelali z łuków, klimat prawdziwych beztroskich wakacji.
Odjeżdżaliśmy wczoraj z wielkim żalem...
No a w domu nadal trwa rewolucja remontowa, co prawda podłączona jest kuchenka gazowa, ale dla odmiany odłączona pralka i zmywarka, oraz woda. Przybyłam i zadziałałam: zasiadłam do netu i zamówiłam lodówkę i ekspres kawowy, o którym marzyłam od tylu lat.
A w czwartek się wyprowadzamy na tydzień, bo będziemy wypoczywającym wakacyjnie pilnować mieszkania i zwierząt.

Las czeka nas 2009-08-03 22:50:59

Spakowałam towarzystwo, nawet jeszcze jest luz w bagażniku. Rano pozostanie jeszcze  przyczepienie rowerów na dach i uszykowanie kanapek na drogę i jazda.
Dzieciaki przeszczęśliwe, doczekać się nie mogą. Zwłaszcza Majka, na którą czeka w Borach rówieśniczka, Marysia. Maja jako pierwsza spakowała swój plecaczek z zabawkami, grami i książkami, nie ingerowałam, nie podpowiadałam. Zobaczymy...
Na okoliczność pozostawienia w domu laptopa ogłaszam kolejna przerwę w nadawaniu, tym razem tylko tygodniową.
Jutro o tej porze będę oddychać czystym leśnym powietrzem...

"Jadę na rowerze..." 2009-08-01 21:42:55

...słychać mnie byle gdzie", jak śpiewał niegdyś Lech Janerka.
Dlatego dosiedliśmy rowerów (ja pożyczonego, bo z różnych przyczyn własnego się jeszcze nie dorobiłam) i myknęliśmy prawie 30 kilometrów w pełnych składzie osobowym. Julka na ojcowskim pojeździe w foteliku.
Super było, objechaliśmy jezioro w Swarzędzu, zrobiliśmy sobie piknik, czyli bułki z produktem topionym.
Już czuję, co to będzie jutro, gdyż miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę już mnie boli...
Nie udało się w tym tygodniu ruszyć w Bory, ale nic to: we wtorek jedziemy. Cieszę się, maksymalnie się cieszę. Czeka mnie jeszcze przeszkolenie z obsługi nawigacji, bo znaczna część trasy jest dla mnie jedną wielką niewiadomą. Ale co tam, dam radę, bo muszę, z rowerami na dachu na dodatek.
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: Becia
miasto: wieś pod lasem

Historie różne poprzeczne i podłużne o Dzieciakach- rozrabiakach: Kubie, Majce i Juliance.
dzieciaki:
»Kuba
ur. 1999-06-18

» Maja
ur. 2002-04-13

»Julianna
ur. 2005-01-10

kalendarium:
NdPnWtSrCzPtSo
 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30  
mój foto.dzieciak
Jêzyk wakacyjny
kategorie:

    linki: archiwum
    202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

    poczatek: 2004-08-18
    subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: