Efekt motyla 2009-07-27 21:09:53

W naszym wykonaniu wygląda tak: ponieważ zepsuła nam się pralka nie mamy jak gotować obiadu. Od soboty w zasadzie.
Wyjaśnienie jest bardzo proste: ponieważ nowa pralka jest szersza od starej i nie może wiecznie stać na środku kuchni, więc jest remont vol.2. Sytuacja przedstawia się następująco: w dużym pokoju mamy płytę gazową (oczywiście tylko jako element dekoracyjny), zlew na balkonie, szuflady wszędzie z naciskiem na sypialnię, gdzie blokują dostęp do szafy odzieżowej. Gotować się nie da. Reszta czynności też jest utrudniona, ponieważ bałagan panuje wszędzie okrutny.
 W sobotę wybyliśmy do znajomych na grilla, w niedzielę do restauracji, dzisiaj na nisko budżetowe pyzy z sosem do osiedlowego baru. Jutro będziemy kombinować, ale gotować nie będę a dzieci gorących kubków nie przyjmują. Pizzeria osiedlowa ma remont, trzeba się więc będzie zapoznać z ofertą gastronomiczną okolicy poza barem Kmicic.

Dlatego zaproszenie do Borów zostało przez nas przyjęte z dużym entuzjazmem. Dziękujemy bardzo, bardzo Gosiu za zaproszenie i już włączyliśmy tryb przygotowań do podróży. I już się cieszę na las i oddalenie od miejskiej cywilizacji. Jeszcze bardziej się cieszę z wykluczenia mnie z ekipy remontowej ;-)

Niże 2009-07-23 19:06:59

Nastrój jakiś taki kiepski ogólnie. Na okoliczność sezonu ogórkowego nie mam co robić zawodowo (i nie ma się z czego cieszyć, bo w związku z tym nic nie wpłynie tam, gdzie powinno wpłynąć).
W związku z tym powinnam skakać z radości i jeździć z dzieciakami tam, gdzie nas zapraszano, gdzie ogrody, baseniki ogrodowe, cień drzew, miłe towarzystwo itd. Tymczasem mój samochód od kilku tygodni stojący na parkingu zgrzyta, charczy i wydaje z siebie przerażające dźwięki. Ulubiony majster, ekspert od opelka zajrzał i stwierdził, że jeżdżenie tym sprzętem to duże prawdopodobieństwo stanięcia gdzieć na drodze, bo w każdej chwili rozkraczy się totalnie. No a na naprawę przyjdzie nam poczekać, bowiem majster jeszcze przez tydzień opiekuje się wnukiem.
To sobie siedzimy w rozgrzanym bloku. Dzieciakom nie chce się już nawet wychodzić na plac zabaw, bo towarzysze zabaw rozjechali się na wakacje. O dziwo to ja ich wyciągam na dwór a oni po krótkim czasie jęczą, że chcą już wracać.
Co chwilę ktoś komus coś zabiera, jest przeciw, uderzy, potrąci, zepsuje, nadepnie, nabałagani, choć było posprzątane, posprząta, choć miało tak stać, włączy nie to, chce grać w inną grę. Ciąg skarg, zapytań i zażaleń ciągnie się od rana do późnej nocy. W łóżkach ląduja po dwudziestej, czytamy do 21.30 a wczoraj po jedenastej jeszcze rządzili (chyba nadal nie odzyczaili się od czasu kanaryjskiego).
Ja sama nie wiem, co bym chciała...jakaś ogólna niemoc mnie dopadła. I nie chodzi wcale o temperaturę, bo ja lubię jak jest ciepło.

Efekt wakacji 2009-07-20 22:26:46

Chciałoby się, żeby trwał jak najdłużej. Staramy się go pielęgnować, w zeszłym tygodniu dałam sobie luz, funkcjonowaliśmy na pół gwizdka, bez planu, zaskoczeni pustkami w lodówce.
Zdecydowanie pomysłowi, który kiedyś przewijał się o wynajęciu gdzieś wakacyjnego domu, mówię zdecydowane nie. Zdecydowanie pasowała mi opcja hotelowa: bufet śniadaniowy i nie ma problemu, że jeden jajko z bekonem, druga bagietkę z żółtym serem, a trzecia tosta z dżemem albo naleśnika z polewą owocową albo jedno i drugie. O tym, co ja to nie będę, bo ślinotokiem zakapię sobie klawiaturę, na same wspomnienia. Obiadokolacja też do wyboru do koloru, chociaż konserwatywne pyrki zwykle spaghetti lub frytki i kurczak z grilla albo łosoś i patrzyli z nutką obrzydzenia na matkę, która rzucała się na dary morza.
Luz życia bez zakupów, bez gotowania, bez zmywania naczyń, bez prania i na dodatek od rana piękna pogoda i niebanalne widoki.
Teraz też mam niebanalny widok: w kuchni na środku stoi pralka, kupiliśmy większą (i szerszą) niż poprzednia i trzeba będzie wprowadzić zmiany meblowe. Ale za to pierze, nawet wtedy, gdy spię a po obudzeniu czeka na mnie pranie do powieszenia. no i nie muszę na niej siedzieć w czasie wirowania.
Dzieciaki po tygodniu w mieście zaczynają zdradzać objaw przesycenia "naszym kochanym domkiem" i odgłosy walk, kłótni i rękoczynów przewyższają statystyczną średnią. Ja pomiędzy nimi usiłuję doprowadzić przestrzeń do poziomu używalności, choć za moimi plecami działa dywersyjnie załoga bałaganiarzy.
Maja jęczy, że już chce do szkoły, w końcu już byliśmy na wakacjach. Julka niezbyt kuma, co oznacza kilka tygodni do powrotu do przedszkola. Kuba znad kolejnego tomu "Pana Samochodzika" podśmiechuje się, bo za miesiąc jedzie na obóz.

A ja po raz kolejny oglądam nasze wakacyjne fotki i wspominam: jak wyskoczyłam z samochodu w celu zrobienia zdjęcia katedry w Arucaz z samym aparatem. Rodzina miała zaparkować i do mnie dołączyć, ale po 20 minutach nadal ich nie było, więc z komórki niemieckich turystów poszukiwałam męża.
Albo jak Jula wyszła z toalety na niemieckiej stacji benzynowej, gdzie klapa po użyciu kręci się i sama czyści z tekstem pełnym niesmaku: "no ale ta ubikacja to trochę marnotrawstwo pieniędzy, co?".
Mniej miłe wspomnienie wiąże się z odkryciem, że nasze twardzielki a zwłaszcza Jula przejawiały objawy choroby lokomocyjnej na kanaryjskich serpentynach. Działał na nią tylko samochód z wypożyczalni, serpentyny w Alpach we własnym samochodzie były zdecydowanie ok.
Stanowczo wolę oglądać wakacyjne zdjęcia, bo kolejna ulewa za oknem nie nastawia mnie pokojowo do otoczenia.

Po poprzednim wpisie, chyba nie wyjaśniło się, gdzie byliśmy...
Otóż byliśmy na Gran Canarii, zabawiliśmy się w organizatora własnych wakacji i dlatego lecieliśmy z Genewy. Skoro zagnało nas aż do Genewy, postanowiliśmy zobaczyć Alpy i...Wenecję. No i mieliśmy wakacje życia...łatwo nie będzie ich przebić.

foto

foto

foto

foto

foto

foto




Zakręcona... 2009-07-14 23:53:44

...jestem jak słoik z powidłami.
Jednak chyba kręcę się w dobrym kierunku, bo przez dwa dni poczyniłam postępy. Pokazałam się w pracy (na krótko), wyprałam wszystko u Szwagierki i nawet dzięki w miarę sprzyjającym warunkom atmosferycznym prawie wszystko mi wyschło. Do prania zostały jeszcze torby plażowe wraz z ręcznikami i strojami. Mogą poczekać na nową pralkę, bo nie mam dla nich teraz zastosowania.
Pralkę wybraliśmy, nabyliśmy a raczej nabywać będziemy po kawałku przez czas długi, mają nam ja przywieźć w czwartek.
Powoli przyzwyczajam się, że w sklepie mówią do mnie po polsku i wszystko rozumiem. Z zazdrością patrzę w niebo na lecące samoloty, bo samolot to dla mnie wakacje.
Przejrzenie całości zdjęć, które mam na laptopie przerasta mnie. Wybrałam kilka z początku pobytu. Pięknie było, prawda?

foto

foto

foto

foto

foto

foto

foto









Statystyka 2009-07-12 21:57:00

Prawie 5 tysięcy kilometrów w samochodzie, 3000 zrobionych zdjęć, 18 godzin jazdy do domu -jednym ciągiem, jakieś 40 kilogramów brudnych ciuchów do prania (plus w ramach bonusu na dzień dobry urwany bęben od pralki), liczba przeczytanych książek: trzy i pół, kilogramy na plusie na okoliczność pysznego jedzenia...hmmmmm.
Kilka krajów, kilka języków, mnóstwo widoków, wrażenia, przygody to wszystko już za nami. To były naprawdę fantastyczne wakacje, najlepsze, jakie mieliśmy.
Foty na razie w laptopie, czekają na przegląd i obróbkę, a ja usiłuję uporządkować naszą przestrzeń bogatszą o muszelki, kamyki, mapy, przewodniki.
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: Becia
miasto: wieś pod lasem

Historie różne poprzeczne i podłużne o Dzieciakach- rozrabiakach: Kubie, Majce i Juliance.
dzieciaki:
»Kuba
ur. 1999-06-18

» Maja
ur. 2002-04-13

»Julianna
ur. 2005-01-10

kalendarium:
NdPnWtSrCzPtSo
 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30  
mój foto.dzieciak
Podobni?
kategorie:

    linki: archiwum
    202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

    poczatek: 2004-08-18
    subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: