Pogoda jest gdzie indziej 2005-07-31 22:45:58

Prognozy pogody już od zeszłego tygodnia nam obiecują: idzie poprawa pogody, idą upały, idzie słońce. Wczoraj obiecano nam prawie 30 stopni ciepła, więc wyszykowałam dzieciakom ubiór zdecydowanie letni: bardzo krótkie spodenki, itp. Rano wstajemy i co widzimy? Szaro, buro i ponuro, bez bluzy wyjść się nie da. Z plażowania nici, a w radio nadal informują nas, że jest ciepło, cieplej, gorąco. A u nas za oknem pada...opady nie wyglądają nawet na przelotne. Zaczynam mieć dość tej pogody, bo siedzimy tu już prawie dwa tygodnie i słońca było jak na lekarstwo. Wypaliło się już, czy co?
Jakby ktoś z południa jechał w naszą stronę i podrzucił trochę ciepełka i promieni słonecznych to polecamy się.

(dopisano 29 lipca)
Piątek rano powitał nas na szczęście słoneczną pogodą, więc zaraz po śniadaniu ruszyliśmy na plażę i siedzieliśmy tam tak długo, jak się dało, czyli do pierwszych odznak zbliżającej się burzy, na szczęście było już na tyle późno, że i tak musieliśmy się zbierać na nasz obiad o 17.

Piach i podróż sentymentalna 2005-07-31 22:35:52

Pogoda nas nie rozpieszcza, taka jest prawda. Chciałoby się pochodzić po ciepłym piasku, ale niestety ostatnie dni zapewniały nam raczej dostatek kałuży.
Wczoraj postanowiliśmy kontynuować poznawanie okolicy i wciągnęliśmy do tego naszych przyjaciół z Płocka, którzy od niedzieli wypoczywają w Rowach.
Zawsze chciałam zobaczyć Słowiński Park Narodowy i słynne wydmy...no to pojechaliśmy do Czołpina i przemaszerowaliśmy przez las aż do wielkich piaskowych gór, które wzbudziły zachwyt i entuzjazm. Widoki naprawdę cudne, zapierające dech w piersiach.
Dzieciaki turlały się a my z Ewką poszłyśmy w ich ślady, piach miałam wszędzie i wrażenia porównywalne do stanu upojenia alkoholowego.
Ludzie patrzyli z pewnym niedowierzaniem na nasze próby przejścia przez wydmy z niemowlakiem w wózku. Udało się!!! Najtrudniejsze nie były wcale podjazdy, tylko ostatni etap przejścia wąską ścieżką przez niski lasek, gdzie wózek ledwie się mieścił. Potem chwila odpoczynku na plaży, moczenie nóg w morzu, Julka posiliła się i dalej szliśmy brzegiem morza. Tym razem wsadziliśmy córkę do nosidła i dotarliśmy aż do latarni morskiej skąd bardzo szybkim krokiem pokonaliśmy trasę na parking, bo...zaczęło padać. Dzieciaki spisały się na piątkę z plusem, bo zrobiły naprawdę sporo kilometrów na własnych nogach, a Julianna zachowywała się, jakby nic nie robiła, tylko spędzała czas na długich wycieczkach.

Na dzień dzisiejszy synoptycy zapowiedzieli opady atmosferyczne na północy kraju, więc zamiast na plażę wyruszyliśmy na przejażdżkę wzdłuż wybrzeża, w kierunku na zachód.
Przystanek numer jeden: Bobolin, tam cztery lata z rzędu jeździliśmy na wakacje, najpierw z małym Kubą, potem z kilkumiesięczną Mają i Majką trochę większą. Bardzo miło wspominamy te wakacje w Bobolinie, zwłaszcza, że spotykaliśmy się co roku z tymi samymi ludźmi. Oni pozostali wierni temu wakacyjnemu miejscu, my zaczęliśmy poszukiwać nowych miejsc. Dlatego wcale nie zdziwiliśmy się, gdy zobaczyliśmy ich siedzących przed pensjonatem. To oni byli zdziwieni, gdy ujrzeli nasz powiększony skład załogi. Posiedzieliśmy chwilkę, pogadaliśmy, dzieciaki poszalały na placu zabaw, odwiedziły koniki, pożegnaliśmy się i w dalszą drogę do Łazów, gdzie wypoczywaliśmy rok temu. Tradycji stało się zadość, Kuba przejechał miasteczko gokartem, Majka udowodniła nam, że jest już wystarczająco duża, żeby mu towarzyszyć. Zjedliśmy po rybce w ulubionej smażalni, spotkaliśmy się z znajomymi, którzy w Łazach wakacjują, posiedzieliśmy na plaży i po 10 godzinach wróciliśmy na wieś.
Miło...cisza, spokój, słychać świerszcze, nad głową rozgwieżdżone niebo.

(wpis powstał 26 lipca)

Zwiedzamy 2005-07-27 12:06:14

Ten wpis powstał tydzień temu...Dla wyjaśnienia
bloguje w sposób nastepujący: gdy mam chwilkę czasu to piszę na "laptoku" mojego mężą, zgrywam to na plytę a potem czekam na okazję i gdy sie taka nadarzy to korzystam z komputera naszych gospodarzy ze stalym łączem (dzieki wielkie za taka możliwość :-)) ).

Rejon Słowińskiego Parku Narodowego jest dla nas okolicą wakacyjnie nową, więc, gdy pogoda nie sprzyja moczeniu nóg w falach Bałtyku zwiedzamy okolice. Wczoraj postanowiliśmy zwiedzić Łebę. Po drodze zauważyliśmy drogowskazy do Kluk (Kluków?) i tamtejszego skansenu, czyli Muzeum Wsi Słowińskiej. Miejsce to już wcześniej było mi polecane, jako godne odwiedzenia, więc postanowiliśmy wstąpić i przepadliśmy na kilka godzin. Cała wieś jest zaangażowana w ruch turystyczny, kto posiada większe podwórko, ten prowadzi parking, gospodynie pieką ciasta i sprzedają je z niezłą przebitką: 2 złote za kawałek murzynka, to daje nam blachę w cenie jakiś 50 zł. Pyszności, nie mogliśmy się oprzeć!!!
Obejrzeliśmy stare chatki, z jeszcze starszym wyposażeniem, szkoda tylko, że do większości nie można było wejść, tylko oglądać z progu, no i te panie, które potrafiły tylko mówić "nie dotykać"...Obserwowaliśmy pieczenie chleba i delektowaliśmy się zapachami z pieca, po czym rzecz jasna nie pogardziliśmy kawałkiem chlebka w towarzystwie kiszonego ogórka.
Kluki to miejsce, gdzie kończy się droga, zresztą tutaj sporo takich miejsc, jest nawet w pobliżu "szlak zwiniętych torów".
Zawróciliśmy i udaliśmy się na podbój Łeby, co okazało się pomysłem średnim, bo mieścina zapchana do granic możliwość turystami, straganami z badziewiem itp. Obejrzeliśmy port, plażę, skropił nas deszcz i trzeba było zbierać się w drogę powrotną. Zwłaszcza, że atrakcją wieczoru były kiełbaski pieczone w kominku. Dzieciaki jak zwykle do łóżek dotarły w porze zdecydowanie po-dobranockowej. Ale co tam...w końcu wakacje mamy

Między nami alergikami 2005-07-21 20:37:57

Atmosfera wakacyjna jest rodzinna. Wspólnie jemy śniadanka i obiadokolacje, zwykle na dworze, i rozmawiamy sobie.
No i wychodzi na to, że jesteśmy ekipą trudną do żywienia, bowiem okazuje się, że Majka i Kuba na śniadanie nie mogą jeść płatków z kakao, bo są uczuleni, Kuba "Pysia" bananowego nie wypije, Berta nie moze cytrusów. Dla mnie odpadają schaboszczaki i dania z wołowiną. Róża ma skazę białkową a Edyta ją karmi, więc obie nie mogą jeść niczego z mlekiem. Współczuję Sylwii, naszej gospodyni, która nieźle musi się nagimnastykować, żeby każdego zadowolić i żeby nikt nie wstał od stołu głodny. Udaje jej się to znakomicie, objadamy się jak bąki.
Aha, a jej córka Julka ma również skazę białkową i do tego nietolerancje białkową.

Wczoraj wieczorem za to przyjechali nowi wczasowicze, dziewczynki podobno nie są alergiczkami. Cud jakiś!!!

Jesteśmy na wczasach 2005-07-21 20:29:40

W tych nadmorskich lasach...
Dotarliśmy w sobotę, podróż z racji obwieszenia samochodu z góry i z tyłu przebiegała według zasad kodeksu drogowego, nie dało się jechać szybko. Na szczęście najmłodsza pociecha wykazała się i albo spała, albo zajmowała się zabawkami, zabawiana przez Szanownego Starszego Brata.
Po upalnych dniach wybrzeże powitało nas pogodą znacznie chłodniejszą i wietrzną, ale i tak codziennie siedzimy na jednej z okolicznych plaż mniej lub bardziej odziani.
Mieszkamy na wsi i to na samym końcu wsi, tutaj już droga się kończy a za płotem las. Cisza, spokój, trochę komarów i wolność dla dzieciaków, które jeśli nie rządzą na plaży to przepadają na kilka godzin na placu zabaw, gdzie mają towarzystwo i świetnie się bawią. Nawet nie trzeba interweniować, bo brak kłótni o zabawki, o to kto pierwszy, o to kto wygrał. Czyżby zbawienny wpływ świeżego powietrza?
żyjemy agroturystycznie, co prawda nie ma tu zwierząt gospodarskich (jeśli nie liczyć Saby, owczarka niemieckiego o wybitnie spokojnym usposobieniu), ale atmosfera jest rodzinna, wieczory są zwykle przegadane nad winkiem. Jedzenie jest takie, że na mur beton czeka mnie po powrocie dieta.
Julka sprawuje się wzorowo, choć zaczęła właśnie raczkować, więc na chwile nie można jej spuścić z oczu, bo ruchliwa jest niemożliwie. Dzisiaj na plaży poznawała piasek- wszystkimi zmysłami. Kupiliśmy dla niej do celów plażowych sprytny basenik z dmuchanym dnem i małymi zabawkami (gwiazdki, kółeczka), w charakterze plażowego kojca. Oczywiście horze dziewczę, postanowiło opuścić więzienie i ruszyło łapkami piach, obmacało- pełna fascynacja, obwąchało i oczywiście do buziaka, tu już entuzjazm jakby mniejszy. Jestem ciekawa, ile razy będzie próbować, aż się przekona, że piasek spożywczy nie jest.

Dziś po południu przeżyliśmy burzę, podobno następne dni mają być pogodowo średnie, więc pewnie będziemy kontynuować zwiedzanie bliższej i dalszej okolicy.
Pozdrawiamy z Bałamątka.

Wakacje!!!!!!!!!!!! 2005-07-16 00:26:17

Udało nam się spakować, będziemy wyglądać ciekawie, bo samochód mamy załadowany totalnie: na dachu bagażnik a na nim przyczepka do roweru, wózek i rower Jarka, z tyłu bagażnik a na nim rowerki Kuby i Mai a w środku w bagażniku łóżeczko turystyczne i torby...dużo toreb, a nawet bardzo dużo.
I rano jedziemy...nad morze. Majka już pojechała, z ciocią i kuzynką, zadowolona, szczęśliwa, bardzo jej się podoba. Jej wakacje będą najdłuższe, choc nasze też potrwają. Do Poznania wracamy pod koniec sierpnia, ale postaram się pisać.
Trzymajcie kciuki, żeby w trasie nie padało, bo nam bagaze zmokną.
Wakacje!!!!!!!!!!!Jak dobrze!!!!!!!!!!!!

Niemowlak na półmetku 2005-07-13 18:19:43

Zleciało nawet nie wiem kiedy...pół roku, za pół roku będziemy już po pierwszych urodzinach Julianny.
Zmiany następują tak szybko, chciałoby się niektóre chwile zatrzymać, pozwolić im przesuwać się, jak na zwolnionych obrotach. Ale nie ma tak dobrze, czas galopuje a z nim zmienia się moja malutka córeczka. Jeszcze nie tak dawno malutki popiskujący noworodek a dzisiaj bardzo ruchliwy półroczny niemowlak. Ledwie ucieszyłam się, że posadzona siedzi a ona już wykombinowała, jak popracować rączkami i nóżkami i z leżenia na brzuchu siada samodzielnie. Odkładam wieczorem panienkę do łóżeczka a za moment widzę siedzącą roześmianą od ucha do ucha Julkę, która zdecydowanie nie wygląda na kogoś, kto ma ochotę spać. Na szczęście samodzielne zasypianie opanowała dawno temu, zmieniło się tylko to, że teraz zasypia na siedząco.
Niedawno w małej paszczy pojawil się pierwszy ząbek a dziś są już dwa.
Dzisiaj zaliczyłyśmy ostatnie z szeregu rozlicznych szczepień, przy okazji były pomiary i ważenie zawodniczki. Waga raczej piórkowa 6700g, ale jak to określiła pani doktor przy takiej ruchliwości trudno, żeby było więcej. Rozum mieści się w czaszce o obwodzie 42 cm a w biuście Julka ma 43 cm.
Przed nami pierwsze wakacje, już w sobotę ruszamy nad morze, nie bedzie nas długo w Poznaniu, ale postaram się blogować.
Być może opiszę jeszcze przygotowania do wyjazdu, bo to będzie wielka sprawa...ale nie wiem, czy starczy czasu.

Nie do zdarcia 2005-07-12 18:55:51

Nie ukrywam, że jestem ciepłolubna. Mam bardzo dużą tolerancję na wysokie temperatury, zdecydowanie najlepiej czułabym się w krajach Europy południowej. Mieszkam jednak tu, gdzie mieszkam, ale tropiki przyszły do mnie. W końcu jest lato!!!
Pyrki też są nie do zdarcia. Wystarczy ich posmarować faktorem numer 35, zaopatrzyc w butelki z niegazowaną woda mineralną i po czterech godzinach intensywnego spaceru nie będą miały dość.
Nawet najmłodsza, półroczniaczka Julianna znosi upały rewelacyjnie, zadowolona, że matka nie zakłada jej skarpet na małe kopytka.
Dzisiaj spacer mieliśmy w towarzystwie Kuby i jego mamy, więc zabraliśmy rowerki. Co to dla mnie oznacza? Fitness!!! Znoszę rowerek Kuby, wracam, znoszę rowerek Majki, wracam, znoszę wózek Julki, wracam po Julkę i torbę. Trzecie piętro, jakby się kto pytał.
Potem zrobiliśmy kilkukilometrową trasę, po drodze zaopatrując się w prowiant, czyli drożdzówki i uzupełniając zapasy napojów chłodzących. Na końcu w piaskownicy Majka robiła orzełki, towarzystwo nawet w miarę bezkonfliktowo wracało do domu ( w miarę, bo jak wiadomo nie ma ideałów). Sprzęt został zatargany z powrotem na trzecie piętro przy pomocy Danusi. Dzieciaki nadawały się tylko do wanny, gdzie pozostawiły po sobie z pół wiadra piasku. Zaatakowały naleśniki przezornie smażone przeze mnie wczoraj w okolicach północy. Przyjęły sugestię wypoczynku w pozycji horyzontalnej...na 15 minut i po chwili były gotowe do szaleństw. Są nie do zdarcia... Ciekawe po kim to mają?
A Julianna spożyła obiadek, pobawiła się w łóżeczku i na siedząco zasnęła.
Lubię lato!!!

życie... 2005-07-05 13:43:33

Mamy plany towarzyskie, we wtorek jedziemy do cioci Ali i Oliwki. Dzieciaki będą okupować piaskownicę pod oknami, matki sączyć kawkę na balkonie i plotkować, Julka utnie sobie drzemkę...

Noc z poniedziałku na wtorek, ciepłe rączki, temperatura ponad 38 stopni, kaszel...Dwie godziny brykania po rodzicielskim łóżku.
Rano półprzytomna zamiast na kawę jadę do lekarza, diagnoza: nieżyt gardła (u mnie i u córki), przeciwciała tym razem nie dały rady...ale walczymy bez antybiotyku.
Wracaj szybko do zdrowia Julianko!!! Wakacje czekają!!!
Eh, życie...

Długopis o przedziwnej mocy 2005-07-04 21:28:08

Zobaczyli go w zeszłą niedzielę, u kolegi Kuby. Cudeńko to pisze, świeci, ma szkło powiększające, robi pieczątki i produkuje bańki mydlane. Zielony przedmiot pożądania...
Udaliśmy się dziś bez dzieci na zakupy i nabyliśmy drogą kupna sześciopak soczków z owym przedmiotem. Majka już przy drzwiach zauważyła, co dźwiga matka. Tekst rzuciła następujący:
"mamusiu, ja już ziewam, ja jus musę iść spać, ja się będę telaz kąpać i puscać BA√ëKI."
I zanim zdążyłam z zakupami dotrzeć do kuchni, moja córka była już golusieńka i szturmowałą łazienkę...z własnej nieprzymuszonej woli o 19.30 . To się nazywa długopis wielozadaniowy!!!

Wiesci prosto z paszczy 2005-07-03 22:59:11

Nasze dni obfitują teraz w atrakcje. Julianna rośnie na imprezowiczkę, bo ile urodzin już zaliczyła, nie zliczę. Dzisiaj spędzilismy przemiłe popołudnie na imieninach u kolegi Kuby, Erniego.
Towarzystwo teoretycznie powinno być padnięte po kilku godzinach szaleństw na świeżym powietrzu, teoretycznie. Najmłodsza załogantka przespała podróż do domu, więc podładowała akumulatory i była w świetnym humorku.
Wieczorem w telewizyjnej Dwójce kultowy serial "Daleko od szosy", oglądany kolejny raz. Kocham te klimaty ("daj mi nogę, ja bez nogi zyć nie mogę"). Oglądamy z Julką na kolanach, Maja z Kubą turlaja się po podłodze i wyciągają wszystkie okoliczne poduszki i narzuty. W telewizji mój następny ukochany serial "Hotel Zacisze", Kuba z Majka docieraja wreszcie do łazienki.
Tymczasem w paszczy Julianny dokonują się wielkie rzeczy: wychodzi lewa dolna jedynka!!!Oj będzie mnie teraz dziewczę gryzło, oj będzie.

Zapraszamy na marchewkę 2005-07-03 14:03:10

Jak szaleć, to szaleć dzisiaj Juliankowe menu przewidywało jabłko z marchewką. Codziennie to ja toczę bój z łyżeczką a dziś przekazałam tacie to wielce odpowiedzialne zadanie.
Dwoje dzieci już karmił, więc pewnie myśli, że wszystko już na ten temat wie. O słodka naiwności!!!
Córkę wystroiłam w jedyny słuszny strój obiadowy (w końcu niegdyś panny przebierały się "do obiadu"), czyli pieluszkę i tyle. Plamy z marchewki są średnio współpracujące...
No i zaczęło się, obśmiałam się , jak norka, bo jak się patrzy, to strasznie śmieszne jest, naprawdę.
Łyżeczka jedzie w górę, trochę zawartości wjeżdża do paszczy, córka usiłuje przejąć kontrolę, tata nie wypuszcza łyżeczki z ręki. Uff, udało się. Teraz najlepsze: tata wkłada łyżeczkę do słoiczka, a Jula podnosi do góry nogę i zassysa duży palec. Trzeba jej nogę wyciągnąć, wpakować łyzeczkę. Załadowane, zawartość łyżeczki zaserwowana, noga do buzi. I od nowa: łyżeczka do buzi, noga do buzi, łyżeczka do buzi, noga do buzi. Zagrycha jak nic.

Sobota na Starym 2005-07-02 21:49:55

Jak człowiek był młodym, jak to się teraz mówi singlem i w czerwcu startował Festiwal Teatralny Malta http://www.malta-festival.pl to krążyło się między Maltą a Starym Rynkiem, wracało do domu nocnymi autobusami, lekturą codzienną był program festiwalu i recenzje w Gazecie Wyborczej.
Potem się człowiek zaobrączkował i festiwal zaczął trochę zmieniać swe oblicze, z pleneru spektakle zaczęły uciekać do sal i salek, trudno było się dostać, ale czasem się udawało i nadal się chodziło, ale mniej, bo praca, bo rano trzeba się zwlec z łóżka.
Pojawiły się dzieci i czasami udawało się obejrzeć jedno przedstawienie, w międzyczasie pojąc maluchy soczkiem, zapychając chrupkami, szukając toalety. A festiwal nadal się zmieniał, zaczęto wprowadzać spektakle biletowane, co nam się bardzo nie podobało.
W tym roku tradycyjnie przeanalizowałam program i stwierdziłam, że na Starym Rynku o przyzwoitej porze bedzie się coś dziać, więc można zabrać dzieciaki i zapewnić sobie i rodzinie trochę atrakcji.
Okazało się, że akcja zwie się "Wietrzenie głów", działania artystyczne przy współudziale publiczności. Chyba według zamysłu artysty a raczej artystów miało byc śmiesznie, było tak sobie. Ku mojemu zdziwieniu Majka zapragnęła wziąć czynny udział w przedstawieniu i na chwilkę dała się przyczepić klamerkami do rozciągniętych linek. Szybko jej się znudziło. Wcale się nie dziwię.
Zostawilismy więc artystów w towarzystwie klamerek, sznurków i małego tłumku i ruszylismy na podbój kolejnej edycji artystycznych ławek. To było zdecydowanie ciekawsze: ławki filizanki, ławki, na których można pobawić się ruchomymi literkami, ławki wygodne i z kłującej wikliny.
Potem zaburczało w brzuszkach a ponieważ gotowanie obiadu olałam, więc wyladowalismy na spagetti i lodach na deser. Tylko Julianna poprzestała na konsumpcji mleka. Siedząc w ogródku obejrzeliśmy paradę śmiesznych czapek, średnio śmieszną (marudna i wymagająca dziś jestem).
Koziołki w porze popołudniowej nie prezentują się szerszemu gronu publiczności, więc odwiedzilismy naziemne zwierzaki, które wzbudziły ogromny entuzjazm, zostały "zasiedlone" i poganiane "no dalej koza, gaz do dechy".
W ten sposób weekednowy dzień upalnego lata w mieście upłynął nam całkiem sympatycznie.



wakacje czas zacząć 2005-07-01 18:37:08

Wakacje u nas nadchodzą powoli. W zeszłym tygodniu dzieciaki zakończyły sezon pływalniany: Majka trzeci sezon, Kubuś czwarty. Teraz trzymamy kciuki za trenera Kuby, pana Bogdana http://www.bodotri.pl
W zeszły piątek Kuba przyniósł z przedszkola wytwory całego roku, czego tam nie było: kolorowanki, wycinanki, rebusy, prezenty, zwłaszcza od jednej koleżanki Ani. Prócz tego wypełnione książki ćwiczeń. Oglądanie i poznawanie szczegółów zajęło mi całe popołudnie.
Wczoraj mój syn zakończył swój rok w "Pszczółkach", do przedszkola wróci we wrześniu jako zerówkowicz "Motyl" w towarzystwie Majki "Ślimaka".
Przed nami dwa miesiące wakacji...jak się okazało, zanosi się na to, że większość tego czasu spędzimy poza domem. W Poznaniu będziemy przez najbliższe dwa tygodnie i już kombinuję, co będziemy robić. Na pewno trochę się poudzielamy towarzysko, bo sporo znajomych siedzi jeszcze w mieście lub jego najbliższej okolicy. Zaliczymy też wszystkie place zabaw, może wybierzemy się do kina na "Madagaskar". Postaram się, aby te dwa najbliższe tygodnie lata w mieście były jak najmilsze.
Potem wyjeżdzamy na trzy tygodnie na wieś, nad morze, do lasu (i to wszystko w jednym miejscu) i tam mam zamiar wypoczywać na całego "nic nie robić, nie mieć zmartwień, chłodne piwko w cieniu pić".
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: Becia
miasto: wieś pod lasem

Historie różne poprzeczne i podłużne o Dzieciakach- rozrabiakach: Kubie, Majce i Juliance.
dzieciaki:
»Kuba
ur. 1999-06-18

» Maja
ur. 2002-04-13

»Julianna
ur. 2005-01-10

kalendarium:
NdPnWtSrCzPtSo
 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30  
mój foto.dzieciak
Lato...słoñce...wakacje...
kategorie:

    linki: archiwum
    202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

    poczatek: 2004-08-18
    subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: