Dnia 1 września mój skarb moje maleństwo zostało przedszkolakiem.
Wiedziałam, że będzie trudno ale, że aż tak to nie myślalam.
Pierwszy dzień był tak koszmarny, że zapamiętam go na zawsze. Wyciągnięte ręce Nataniela i płacz mamo mamo, trzymającą go panią i moje łzy w aucie. Ziółkowe valused były w użyciu cały dzień.
Odebrałam go zaraz po obiedzie, smutnego i zapłakanego. Przybiegł do mnie i spytał czemu go zostawiałam tutaj. Każdy kolejny dzień był ciut lepszy, płaczu mniej, ja przyjeżdzałam ciut później aż w końcu zaczęłam go regularnie odbierać o 15.
Kiedy już się sprawa trochę unormowała i przestał płakać rano przed wejściem na sale zaczął poplakiwać przy odbiorze. Tam są różne pory odbierania dzieci, zaczynają się od 14 więc Nataniel trochę się nakręca na smutno, że to jeszcze nie ja przychodzę.
I kiedy już wydawało się, że jest dobrze młody zachorował. Przesiedział w domu od czwartku do następnego piątku. I aklimatyzacja trochę się uwsteczniła. Wręcz do tego stopnia, że któregoś dnia rano Natek płakał już w domu. Trochę mnie to zaniepokoiło i spytałam panią czy coś się dzieje, powiedziała, że nie. On jest prawie najmłodszy w grupie i chyba najmniejszy, taka sierotka czasami jak go widzę na placu zabaw.
Miałam mnóstwo obaw, wątpliwości, rozterek czy ten mały chłopczyk poradzi sobie w totalnie nowym, obcym miejscu. Dlatego wręcz się ucieszyłam jak okazało się, że nie dostał się do przedszkola państwego i jest prawie na końcu listy rezerwowej.
Niestety moja Mama zaczęła się czuć coraz gorzej a przy Natku trzeba sił i energii. Mąż pojechał do przedszkola niepublicznego na końcu miasta i Nataniel został przyjęty.
Byliśmy potem razem na rozmowie, oglądaliśmy sale po sali, byliśmy na dwóch spotkaniach aklimatyzacyjnych.
Mimo tego nadal bałam się co będzie choć przekonywała mnie wychowawczyni Natka, jedna z właścicielek przedszkola. Wręcz się ucieszyłam, że ona ma grupę trzylatków. Fajnie mi się z nią rozmawiało, też jest kociarą i mieszka blok wyżej mnie.
W każdym razie po tym długim i trudnym miesiącu nadal trochę daleko jest do całkowitej aklimatyzacji młodego. Póki co nie przedłużam więc jego pobytu ponad te 6 godzin. Jest to trochę problem logistyczny bo odbieram Natka o 15, wiozę do Mamy, wracam do pracy na 2 godz i jadę po niego z powrotem ale nie mamy innego pomysłu.
Prosimy więc o kciuki by Nataniel czuł się tam dobrze, by te godziny nie były pełne smutku i tęsknoty ale zabawy i śmiechu.