Leon i Matylda 2005-08-30 23:36:29

13 sierpnia minęły 3 lata od odejścia Leonka. Od czasu gdy na usg widziałam profil jego buzi, czułam jego kopniaczki, które do dziś nie wiem czemu bolały. Mam do siebie żal za pewne rzeczy których wtedy nie zrobiłam po jego odejściu.
żal do lekarzy, braku opieki psychologa. Wiele spraw. Dziś mam do tego już pewien dystans, po prostu żyję, tak jak umiem.
Cokolwiek bym nie myślała, analizowała nic się nie zmieni, nic nie przywróci do życia tego maleństwa. A był maleńki.
Dziś usłyszałam od teściowej, że jutro szykowałabym do zerówki Matyldę.
Nie musiała tego mówić. Ja już nie myślę w takich kategoriach. 6 lat, które minęły dziś 30.08 raz wydaje mi się tak krótkim czasem a raz wiecznością. Już mam rytuał jeżdzenia na cmentarz. Dzień przed myję pomnik i pastuję go dokładnie. Wczoraj robiłam to z takim oddaniem, z taką siłą, że znicze mi później się ślizgały.
Jakbym chciała ten pomnik ożywić, ocieplić, by był przytulny, miękki.
A to tylko kamień, oznaka pamięci.
Potem koło południa jadę zawieźć świeże kwiaty, zapalić znicze. I wieczorem dokładnie o 19.50 jestem raz jeszcze raz. Już spokojnie, bez takich emocji jak kiedyś. To część naszego życia, ale coś co będzie z nami zawsze tylko już się nie zmieni.
Moje dzieciaczki [i][i],na zawsze moje.

Byłam u swojego ginekologa, pojechałam zrobić cytologię, którą robię raz w roku od lat. Przy okazji rozmawialiśmy o staraniach itd. Powiedział, że to nasze geny jak się łączą to "psują się" biorąc to na chłopski rozum. Może tak się stać teraz, może być dobrze. To loteria.
Przegadaliśmy ponad godzinę.
Zrobiłam badanie prolaktyny, mój problem od lat. Wynik 4 razy ponad normę. Biorę bromergon, nawet dobrze go znoszę.
I trzy dni temu podjęliśmy starania.
Bez debat z genetykami, bez setek badań na hormony, bakterie, wirusy. Nie wiem skąd ta decyzja, nie wiem jak będzie.
Pewnie to mało rozsądne.
Ale powtarzam sobie, że jeśli ma być dobrze to będzie bez hektolitrów utaczanej krwi. A jeśli nam to jest niedane to nic nie pomoże.
Zagraliśmy. Nie sądzę by teraz to się stało bo przy takiej prolaktynie raczej nie mam owulacji ale najwyżej poćwiczymy trochę.
Rocznice przeplatają się z pewnymi decyzjami, nadzieją. Jak będzie tego nie wie nikt. Kciuki mile widziane choć myślę, że to trochę dłużej potrwa.

A ze spraw zwyczajnych z poprzednich odcinków chciałam powiedzieć, że Chip ma się lepiej, chociaż nie je zby dużo.
Przy kotach trudno o miskę, trzeba go pilnować, namawiać na jedzenie.
Ale mam nadzieję, że leczenie i bóle są za nami. Oby.
Niestety nie układa nam się sprawa z samochodem. Jak na początku był problem ze środkami na niego, tak teraz jest problem z autem. Poprzedni właściciel mondeo źle wyliczył kredyt i okazuje się, że on do spłaty ma tyle za ile ja go od niego chcę kupić. Przejęłabym jego dług w banku a on by został bez auta i pieniędzy. Przekazałam mu tą wiadomość i czekam drugi dzień na telefon. Czuję, że wycofa się ze sprzedaży.
A ja coraz bliższa jestem tego by przełożyć ten zakup na wiosnę przyszłego roku, bo coś nam to nie wychodzi.

W pracy trochę luzu, szefostwo na urlopie. Nikt nie biega, nie dzwonią telefony, nikt nie chce 5 spraw naraz.
Cisza i spokój, jest świetnie.

To odcinek gdzie są różne emocje. Od zadumy i wspomnień przy zapalaniu światełek do nadziei na nowe zdrowe życie.
Dziękuję.

Mondeo czy astra 2005-08-27 00:37:03

Mamy 13 letniego forda escorta, który sypie się z dnia na dzień.
Przez ponad 2 lata był używany przez męża jako auto służbowe w pracy PH więc jest dość mocno wyeksploatowany.
A od roku ja jeżdzę nim w pracy do podatników, urzędu skarbowego itp.
Kredyt na nim został dawno spłacony.
W przeciągu 2 miesięcy wykonane remonty zamknęły się sumą 1,5tyś zł i nie jest to koniec koniecznych jego napraw.
Szacunkowa wartość auta około 3tyś zł.
W związku z powyższym i w związku ze zbliżającą się zimą, która wiadomo jak się obchodzi z takimi autami podjęliśmy decyzję albo raczej zaczęliśmy poszukiwania nowego samochodu.
Objeździliśmy dużo komisów, całe wieczory przeglądaliśmy oferty w internecie. Wybraliśmy do obejrzenia i sprawdzenia auto z miasta 6 letniego forda mondeo, nasze marzenie.
Kolega mechanik po badaniu technicznym powiedział, że auto jest w dobrym stanie.
Pojechałam po radę do Rodziców. No Mama raczej rady nie udzieliła ale Tato zdołował mnie zupełnie. Nakreślił mi wizję życia w biedzie z kolejnym kredytem, że w sumie po co na co itp.
Uparcie wraca do naszego kredytu mieszkaniowego żeby wziąść pożyczkę i spłacić i mieć inny kredyt. Nie bardzo wiem po co bo na mieszkaniówce mam oprocentowanie chyba 8%z groszami a kredyty konsumpcyjne są 2x wyższe. Zresztą jak ja bym tak od ręki dostała kredyt w banku to bym się nie zastanawiała czy kupić auto czy nie.
Moi Rodzice żyją wyjątkowo skromnie i będąc tamsłyszę tylko oszczędzaj wodę, gaz, jedzenie, na co ci te zwierzęta. żyją specyficznie, zupełnie inaczej niż my, chcą dla nas dobrze wiem bo nieraz korzystałam z ich pomocy.
Historia trwała 3 tygodnie.
Od euforii po chęć całkowitej rezygnacji z kupna jakiegokolwiek samochodu.
Bywało tak:
13.08
Mąż mnie przekonał, że "nie dla psa kiełbasa" w skrócie.
Chodzi o to, że zrobiliśmy symulację kredytu w PTF. Oni by nam dali 20tyś a my byśmy im oddali jakieś 32 tyś. To chore.
Tłumaczył mi, że po co nam takie drogie, że i tak nam nie dadzą kredytu, Tato nie pomoże, że może jednak nie combi itp itd.
Oczywiście dyskusja nie była całkiem spokojna i już nawet nie mówiłam, że teściowa chce się dokładać do raty bylebyśmy tylko mieli lepsze auto.
Zostawiam mu wolną rękę. Niech szuka. Woził mnie dziś po komisach i pokazywał np. opla vectre 1996/97 za 16/17tyś. Nie lubię opli ale jest mi to juz obojętne bo czuję, że tylko wielki szum zawracanie głowy i nic z tego nie będzie.
Znajomy mechanik powiedział, żebyśmy się nie wazyli naprawiać swojego forda bo szkoda każdej złotówki.
Nie sądziałam, że kupno auta to takie męczące i stresujące.
Kredyt w normalnym banku na używany samochód ma takie zastrzeżenie, że auto w chwili spłaty nie może być starsze niż 8 lat.
Akurat te męża vectry już tyle mają.
Czuję, że kupimy coś za 6-8tyś byle jeździło bo zima niedaleko.
16.08 była opcja z Niemcami
Czuję, że kupimy coś za 6-8tyś byle jeździło bo zima niedaleko.
Nasz znajomy poprosił męża o pomoc w kupnie cyfrówki. Przy okazji tego zgadali się o aucie jakie mamy plany itd. Powiedział, że wybiera się do Niemiec, że już był więc nie jest w tym zielony. Jak chcemy to spróbuje nam coś zorganizować.
Zadzwoniłam dziś do pana od mondeo powiedzieć mu, że ostatecznie rezygnujemy choć nigdy nie powiedziałam, że bierzemy zawsze mówiłam, że decyzja nie zapadła i pan w połowie mojego monologu powiedział "no szkoda" i albo mu padł telefon albo po prostu się rozłączył.
Troszkę mi było dziwnie ale trudno.
Pojechalam znów do Rodziców na rozmowy, głupio mi było znów prosić ich, chciałam tylko by firmowali kredyt a my byśmy splacali.
Dlatego, że my musimy załatwiać setki zaświadczeń itd a Tato bierze tylko ostatni odcinek renty.
Na dodatek mąż nie chciał jechać, z niego to jest kołek auto tak ale załatwić coś to wszystko ja.
W każdym bądź razie Rodzice przeleją nam swoją linię kredytową i mamy kupić auto w granicach 10-12tyś.
Będziemy im co miesiąc przelewać określoną kwotę i spłacać debet.
Z marzeń o fajnym aucie pozostała rzeczywistość 8-9 letniego opla.
No trudno. Jakie możliwości takie auto.
A 17.08 zadzownił do mnie ten facet od mondeo, że potrzebuje pieniędzy i może mi sprzedać auto za 20tyś czyli 5tyś poniżej ceny jaką oferował na początku.
Powiedziałam, że muszę mieć dzień na przemyślenia i teraz mam okropny zgryz.
Wieczorem jednak sprawa wydawała się beznadziejna a ja ryczałam.
Mój Tato jak tylko powiedziałam o mondeo stracił humor, zaczął narzekać, że znów pakujemy się w długi, że znów będziemy biedować 10 lat a oni z nami. że po co nam takie drogie, że sąsiad kupił cienkiego i jeździ a drugi punto ściągnął 10letnie i jeździ.
Potem powiedział, że na pewno coś jest nie tak, że taka obniżka, że jak gaz to psuje silnik i zanim je spłacimy to będzie w takim stanie jak to nasze teraz. że najlepiej ściągnąć coś małego z Niemiec itd itp.
Chciałabym położyć się i obudzić bez problemu z autem.
To ja w sprawie mieszkania się szybciej zdecydowałam niż auta.
A poprzednie auto znajomy nam pokazał, mąż pojechał, obejrzał, potem pojechaliśmy razem przejechać się nim i poszlismy załatwiać kredyt.
2 dni a teraz 10 i wciąż sprawa otwarta. Ech.
I na drugi dzień czyli 18.08 zadzwoniłam do tego pana i powiedziałam, że jak załatwimy kredyt to kupimy. że jesteśmy zainteresowani ale nie możemy mu na 100% powiedzieć, że kupię. Chcę sama załatwić kredyt bez pomocy Rodziców.
Mają rację za dużo nam pomagają.
Zobaczymy jak banki nas potraktują i jaki będzie finał.
22.08
Nie możemy ruszyć z miejsca. Wszędzie chcą zaświadczenie o zarobkach a firma mojego męża jest we Wrocławiu. Nie bardzo jest jak załatwić to korespondencyjnie. Na dodatek jest problem bo to auto jest już pod kredytem u obecnego właściciela. Ja żeby dostać kredyt muszę mieć umowę przedwstępną i czyste konto auta. Ten pan czeka na pieniądze odemnie żeby spłacić swój kredyt a ja nie zawrę z nim umowy bo jak nie dostanę kredytu to nie będę miała za co kupić auta.
Na dodatek ja już nie mam umowy o pracę tylko własną działalność. A ta działalność jest malutka i dopiero co złożyłam pierwsze deklaracje.
Ciągle myślę jak załatwiać to bez kredytu. A później na spokojnie starać się o kredyt konsolidacyjny (o którym i tak myślimy od jakiegoś czasu).
No i muszę jechać do Taty, a to będzie trudne.
Czas ucieka, sprzedawca czeka a my stoimy w miejscu.
25.08 dowiedziałam się, że BIK nie ma o mnie dobrej opinii bo kiedyś tam coś tam nie płaciłam jak należy. No i bank odmówił nam kredytu.
Bay bay car.
Pojadę po południu obejrzeć tą astrę, ale ja nie chcę takiego auta. Ale cóż.
Jak to mówi mój Tata "jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma".
No i nadszedł Ten Dzień.
Dostałam kredyt w PTF. Jednak będzie MONDEO.
I sąsiad nam pożyczy resztę czyli bez Taty prawdopodobnie to załatwimy. Boże jak się cieszę.
Jutro mam dostać kserokopię dowodu rejestracyjnego do spisania umowy, w poniedziałek mąż ma spotkanie w PTF i podpiszemy umowę. Myślę, że koło połowy tygodnia przesiądę się z escorta do mondeo. Nie mogę uwierzyć. Już byłam skłonna na tą astrę przystać a tu mąż dzwoni, że przyznali. To dla jednego banku jesteśmy fe a dla drugiego ok.
A najlepsze, że mąż rano mi zrobił wykład po co tam zgłoszenie wysłałam (bo w PTF wszystko internetowo się załatwia) skoro on rozmawiał z doradcą PTF itd itp. No i co jakbym nie wysłała. Ech ci faceci.
Co innego rozmowa co innego podanie danych, zeskanowane dokumenty itd.
Wiecie wczoraj jak jechaliśmy wyprzedzil nas identyczny mondeo i astra. Ja mówię do męża zobacz to niemożliwe, to znak jakiś. Mówię które jak pojedzie to będzie nasze. Ford szybciutko posunął w dal a my wyminęliśmy astrę.
Każdy ma jakieś preferencje, upodobania do aut. My jesteśmy fanami forda, mam nadzieję, że to auto długie lata będzie z nami.
Dużo załatwiania jeszcze. A ja wyznaję zasadę, że coś jest pewne jak to mam w ręce, myślę jednak, że to marzenie się spełni.

Choroba psa 2005-08-26 23:52:41

Chip ma prawie 8 lat.
Kłopoty brzuszkowe ma od szczeniaka właściwie. Czasami po prostu przestaje jeść i wtedy wiem, że na drugi dzień będzie problem.
Kiedyś zdarzało się to sporadycznie a teraz coraz częściej.
żeby zjadł najpierw muszę mu wymasować brzuch, słyszę jak mu tam burczy, syczy itp. Potem namawiać go, podtykam jedzenie pod nos.
Nie załatwia się, tylko siknie, wspina się na mnie żeby go wziąść na ręce i do domu wraca.
Chodzi z podkulonym ogonem i piszczy tak jakby go ktoś kopnął. Kładę się z nim i masuję mu brzuch.
Jakieś dwa tygodnie temu całkiem stracił apetyt. Masowałam mu brzuch jak się kończy mostek i wokół siusiaczka. Co chwilę poskowyczał i lezał wtulony we mnie.
Ale pewengo dnia na spacerze za przeproszeniem zwymiotował pianą z krwi.
Biegiem do domu po książeczkę, pieniądze i do lekarza.
Po wysłuchaniu mnie i nazwijmy to zbadaniu psu (Chip tak się drze i napina, że zbadanie go jest właściwie niemożliwe) pan doktor powiedział, że to wrzody na żołądku.
Raz, że to okropny rozdarty nerwus, dwa różna karma, trzy nieregularne jedzenie bo czasem wąchnie i odchodzi.
Rezultat taki, że dostał antybiotyki w zastrzyku, nospe i ranigast w tabletkach oraz karmę-dieta jelitowa.
Wyrzuciłam wszystkie chrupki tylu orlando z lidla, nasypałam mu tej nowej ale nie je. Najpierw pół wieczoru przeleżeliśmy potem poszedł spać do budy.
Powiem szczerze jak jechałam do weta bałam się TEJ diagnozy.
Wrzody przy lekach i odpowiedniej diecie są wyleczalne.
Był tam chyba Tata lekarza i aż się chwycił za głowę jak słyszał i widział jaki Chip daje koncert na stole.
Ech to były ciężkie dni.
Podawanie leków to koszmar. Są różne próby: wkładanie tabletki do pyska - wypluł kilka razy; rozpuszczam i podaję w strzykawce -wyrywa się i szczerzy do mnie kiełki. Czasem udaje się przemycić do żołądka leki w jakimś smakołyku.
Od lekarza jako dietę dostał suchą karmę Eukanuba Veterinary Diets Intestinal Formula i taką samą puszkę. Puszkę jedną zjadł ale drugiej już nie ruszył a suche tak dziubie od czasu do czasu. Często mu gotuję nawet codziennie.
Czasem dam mu puszkę kotów gourmet, czasem coś psiego, raz zje raz nie.
On jest niesubordywany i ciężka z nim współpraca ale nie wyobrażam sobie, żeby cierpiał bo coś źle robię.
Na kontroli wet zapytał mnie jak się Chip czuje. Powiedziałam, że jeden dzień lepiej jeden gorzej.
Jeden dzień biega z zabawką i goni koty, na drugi tylko zmienia miejsce do spania czy leżenia.
Powedział, że 2,3 tygodnie trwa lecznie żołądka.
Wykupiłam dziś receptę na ranitydynę i podaję mu dalej plus kolejny antybiotk.
Wet powiedział, że jak chcemy jest możliwość zbadania żołądka - endoskopia.
Dowiadywałam się w Myślenicach, koszt około 150-250zł plus badania krwi.
Mamy się zastanowić.
Póki co wciskam mu leki, namawiam na żarełko, gotuję, przytulam, biegam na spacerki sprawdzać jak się załatwi. Spacerek.
Raz czuję złość, raz panikę i rycze.
Tak jak mówiłam do weta nie dość, że rozumiem, że nie je bo go tam boli to on jeszcze fusiasty jest w żarełku. Cały Chip.
W chwili obecnej trwa rekonwalescencja psa. Sytuacja jest mam nadzieję opanowana czy na stałe nie wiem, ale mam nadzieję, że tak duży atak choroby długo się nie pojawi.


To już rok :))) 2005-08-04 21:37:19

Dziś mija rok od czasy gdy zaczęłam pisać swój pamiętnik.
Przeglądałam wczoraj niektóre swoje zapiski z tamtego czasu i chwilami miałam wrażenie jakbym czytała czyjąś opowieść.;)
Rok temu dużo myślałam o ponownych staraniach, zaczęłam robić badania, szukać genetyka. Później te plany zeszły na bok, nie potrafię powiedzieć dlaczego.
Brak wiary, że uda się za 4 razem, brak konkretnych diagnoz, zmęcznie i strach.
Nie nie powiedziałam nie, chyba potrzebuję jeszcze trochę czasu.
Przez ten rok nasz dom wypełnił się ale innymi istotkami. Zamieszkały z nami dwie kotki Neska i Aylin.
Razem z psem stanowią zespół, który nie pozwala nam się nudzić i trzeba to przyznać, jest sporym obciążeniem w budżecie. Ale nie wyobrażam sobie pustego domu, tylko ja i mąż.
Przez ten rok ja i mąż chyba zrobiliśmy krok naprzód w kwestii partnerstwa i lepszego dogadywania się. ;)
Chyba więcej jest rzeczy na plus. :)))
Najważniejsze jest to, że mam możliwość zapisywania swoich myśli, opisywania swoich emocji i wydarzeń ze swojego życia. To tak niezwykle cenne.
Każdy dzień przynosi coś nowego co jest ważne, teraz mogę do tego wracać i czuć choć namiastkę tamtych wrażeń.
Za to i za tak ciepłe przyjęcie bardzo dziękuję.
Specjalne dziękuję za blog dla Sakury - Dziękuję za możliwość pisania tutaj. :)
info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Ja i brzusio
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: