Poczuć znów smak życia 2006-02-26 22:58:36

Przypadkowo wpadła dziś do mnie znajoma/nieznajoma. Przegadałyśmy kilka godzin.
Tak wiele mamy wspólnego i tak wiele nas różni. Uświadomiła mi jak dawno nie czułam smaku życia, jak dawno nie czułam się kobietą.
Niedługo skończe 35 lat. Dokładnie 12 kwietnia. O czym marze?
O wielu rzeczach ale choć raz chciałabym zrobić coś szalonego.
Poczuć, że żyje, zrobić coś wyłącznie dla siebie, poczuć, że coś ma sens.
Chciałabym pojechać Subaru Impreza po torze ze świetnym kierowcą rajdowym.
Pamiętam był taki program o spełnianiu marzeń i jakaś dziewczyna miała przejażdzkę z p.Hołowczycem. Marzenie.
Chciałabym iść na kawę z np. właścicielem mojej siłowni. Bo jestem kobietą a dawno nikt mi tego nie pokazał. Nie mam żadnych planów, kawa, rozmowa, ale świadomość, że ktoś widzi jakiej jestem płci byłaby fajna.
Chciałabym czasem wziąść torebkę i uciec z pracy. Wsiąść w auto i pojechać przed siebie z głośnikami dudniącymi w aucie. Wyłączyć telefon, zameldować się w małym hotelu i pobyć samej ze sobą. Bez dzwoniących non stop podatników, psa, kotów i wszystkich bliskich.
Wiem, że mam wariackie marzenia.
I niespełnialne.
Ale tak dawno nic mnie nie cieszyło tak naprawde dawno nie zrobiłam nic by poczuć przyjemność. :)
Chciałabym mieć przyjaciela na dobre na złe. Kogoś do kogo mogłabym zadzwonić o każdej porze, kto by pomógł, rozwiązał czasem jakiś problem za mnie.
Kto by rozumiał i akceptował mnie całą.
Zwariowałam wiem.

Trudny kocur szuka wyrozumiałego domu 2006-02-25 11:29:12

Gdzie jego różne nawyki czy nadpobudliwość nie będą problemem.
Gdzie miesiącami nie będzie walczył o pozycje w stadzie tocząc wojny.
Gdzie opiekunowie będa mieli dla niego więcej czasu a przede wszystkim cierpliwości i wyrozumiałości.
Prosze domku znajdź się.
W moim domu Ciapek nie zostanie.
Nie mogę mieć zamykanych drzwi tyle miesięcy, dzielonego mieszkania, nakrywanych mebli czy chowanych rzeczy.
Za dużo nas kosztuje opieka nad nim, przede wszystkim za dużo nerwów.
Nie będę codziennie beczeć przez kota bo kiedyś tam zgodziłam się wziąść go na troche a potem go zabrałam bo to nie był prawdziwy dom.
Zwierze ma żyć z nami, ma mieć swoje prawa ale nie może kompletnie dezorganizować nam życia. Nie chce codziennie żałować dnia gdy się u nas pojawił. Bo odkąd się pojawił to mamy ale głównie problemy.
Dla nas amatorów jest za ciężkim przypadkiem, za trudnym.
Druga sprawa nie jestem w stanie utrzymać tylu kotów.
Zarobki moje i męża dość mocno spadły i odbija się na to na wszystkim w domu.
Jeśli ktokolwiek może nam pomóc w znalezieniu dobrego domu dla Ciapka proszę o pomoc.
Tu jest cała jego historia.
Historia Ciapka

Agresja 2006-02-23 00:06:17

Co powoduje, że człowiek robi się agresywny. Rzuca zakupami, rzuca ścierą za kotem i ma ochote je wywalić za drzwi. Wścieka się na współpracownika przy innych osobach. I ta złość powoduje, że aż słabo się robi i serce tak kołacze.
Nic nie cieszy, niczego się nie chce, na nic nie czeka, niczego nie oczekuje,
Day by day.
Trzaskanie drzwiami, kopanie w coś i beczenie beczenie beczenie.
Czas na chemie.
Albo nie wiem.

Kocia fobia 2006-02-22 00:36:19

No i stało się to czego się obawiałam.
Miałam pewne starcie na kocim forum.
Już ostatnio były jakieś zgrzyty a teraz bach jedna osoba zaczęła sie nademną pastwić. Obraziła mojego weta i zrobiła ze mnie kogoś kto olewa zdrowie zwierzaka.
Tym samym wyleczyła mnie skutecznie z wolontariatu i uzależnienia od miau.
A dokładniej.
Chodzi o Ciapka. Historie znacie nie będę zanudzać. Zaczął posikiwać. Mój wet mówił, że to znaczenie kota. Na forum kazano zrobić badanie moczu. Wyszło troche bakterii i kryształów z posiewu nic. W sumie lekki stan zapalny chociaż inny wet mówi, że to zupełny drobiazg.
Owa pani koszmarnie mnie zjechała, że nie jade do kliniki tylko opieram się na opinii swojego weta, który najpierw twierdził, że to nie choroba a tylko zachowanie kota.
Ktoś tam jeszcze się przyłączył. Ktoś mnie bronił, ktoś oponował.
A ja przestałam pisać. Zwierzaki są dla mnie ważne bo są częścią mojego życia. Dla większości tą częścią są dzieci. Każdy chce mieć do kogo wracać, chce mieć się kim opiekować, kogo kochać.
One mi to w jakiś sposób zastępują, może dlatego też tyle ich jest.
Ale Ciapek nie był planowany jeśli mogę tak powiedzieć. Zabrałam go bo tamta dziewczyna nie daje rady z tymi tymczasowymi co ma a ja chciałam dla niego prawdziwego domu.
No to mam same kłopoty.
Na razie ma antybiotyk, leki p/bólowe i osłonke p/zapalną. Ale myślę o domu dla niego.
Zwierzaki są dla mnie ważne ale nie są najważniejsze. Najpierw ja i mąż nasze sprawy nasze życie nasza praca.
Potem dom. A potem one. Skoro są domownikami muszą przestrzegać pewnych zasad. Posiadanie zwierzaka powinno mieć także dobre strony, to nie powinna być męka dla obu stron.
A z Ciapkiem tylko kłopoty.
Przestałam tam pisać, odpoczywam, lecze kota i zobaczymy co będzie dalej.
Zrobiliśmy w domu spore oszczędności typu zmiana proszku na tańszy, płynów, obiady co któryś dzień, zero wypożyczalni, coli, wypadów niedzielnych na kawe itd. Nie pozwole by koty to niszczyły, dom, wyposażenie.
Być może nie umiem kochać mimo wszystko, być może za ciężko pracuje na to co mam być potrafiła nie złościć się za kolejnego kwiatka czy stłuczoną ukochaną figurke.

Dziękuję Lili za ogromne wsparcie w tej sprawie. Nie wiem czy można czytać ten wątek bez rejestracji http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=36611&postdays=0&postorder=asc&start=150
W pracy mnóstwo pracy. Sezon PIT-owy.
Podatnicy biorą kredyty, czekają na zwroty. Rozliczenia idą więc pełną parą.
Pracy dużo.
Robie także pity osobom z ulicy. Dzięki temu mogłam zapłacić za leczenie Ciapka. Ech buty na wiosne poszły sobie.
Nie jest fajnie. Nic nie cieszy, nic nie bawi, nic nie motywuje. Szaruga, monotonia i praca. Tylko to w moim życiu teraz jest. Fajny dzień to wyjazd do Wawy. Dzień jakby wyjęty z życia.
A potem codzienność. Na nic nie czekam, o niczym nie marze, nic mnie nie bawi.
Pewnie wiele osób tak ma. To marzenie o wiośnie może. Ale zielona trawa wiele nie zmieni.
Wzięłam sobie za dużo na głowe, nie jestem zorganizowana i systematyczna.
No to jest trudno.
Ale marudze. To kończe.

Wyprawa do Warszawy 2006-02-17 00:08:50

Planowana od tygodnia, wizyta u genetyka, spotkanie z dziewczynami i odebranie kota.
Oczywiście jak to u nas bywa ostatnie pakowanie odbywało się w biegu i minute przed wyjściem zorientowałam się, że nie mam książeczki ubezpieczeniowej. Panika i myśl, żeby szukać do nocy i jechać w nocy. Szybki post na forum i odpowiedź, że dyskietka i skserowane deklaracje zus wystarczą.
Wyjechaliśmy godzine później. Jak zwykle.
W domu zostały instrukcje karmienia kotów a pies pojechał z wyprawką do moich Rodziców.
Tam zjedliśmy szybko obiad i w droge.
Dałam znać Poli, że troche się spóźnimy. Droga była dość dobra, w miare pusta i chyba pierwszy raz w życiu dojechaliśmy na czas. Punktualnie.
Gościny udzieliła nam Pola. Ma przecudowne dwa haskie, wyprzytulałam je i wygłaskałam z ogromną przyjemnością. Przynam po cichu, że gdyby nie to, że jestem tam pierwszy raz to bym z nimi leżała na dywanie. Takie są kochane.
A rano na śniadaniu poznaliśmy Hugusia, jakie słodkie robił minki, normalnie kokietował nas. Śliczny maluszek. :)))
W Instytucie byliśmy godzine wcześniej, całą droge się bałam, że nie zdążymy. Po ostatniej wyprawie Warszawa kojarzyła mi się z godzinnymi korkami i błądzeniem.
Ale poszło sprawnie dzięki wskazówkom Poli. Rejestracja ogólna, rejestracja genetyczna i w końcu wizyta.
Przyjęła nas inna pani doktor niż się wybieraliśmy to tak na początek troszkę nas zdezorientowało.
Młoda lekarka zapytała na co chorują rodzice i rodzeństwo i czy rodzeństwo ma dzieci.
Potem spytała o nasze dzieci, wady, czas ich życia. Zrobiła sobie z tego jakiś wykres. Później rozpisała wady z wypisów ze szpitala, chciała badania genetyczne dzieci, których nie mamy bo nikt ich nie robił.
Nie mamy nawet wyników sekcji, dopiero będziemy się starać, bo szpitale nam nie wydały. Ale w sumie w liście przewodnim lekarza były wypisane wady a w sekcjach ponoć nic więcej nie wynikło.
Wzieła te notatki i wyszła. Wróciła po chwili i powiedziała, że komputer nie znalazł żadnego zespołu wad, który by pasował do wad dzieci.
Matylda miala za duże wady w sensie, że nie miała ubytków w kościach tylko ich nie było na przodzie czaszki. Przez chwile wywołało to niedowierzanie pani doktor czy aby na pewno wiem co do niej mówie.
U Leona określiła jego stan głównie jako skutek zakażenia a pępowina była jakby mniej ważna.
Zaczęła nam tłumaczyć o aberacjach chromosomów (nie wiem czy dobrze napisałam) i monogenezie. Niestety mówiła językiem zrozumiałym dla lekarza nie dla laika. Kiedy próbowałam to przełożyć na bardziej zrozumiałe pani podsumowala, że nasze przypadki to tylko przypadki statystyczne. Jeśli mamy dobre kariotypy to wszystko jest ok.
Troche trudno uwierzyć, że przypadkowo i statystycznie na 3 ciąże 3 były nieudane i że następna się powiedzie.
Na wizyte czeka się tam pół roku a na badanie kariotypu 10 m-cy. Gdybym przypadkiem nie dostała się tak szybko i nie miała kariotypu czekałabym około roku na konsultacje z badaniem, które kompletnie nic nie wniosły.
Więcej informacji o genach dowiedziałam się z materiałów przysłanych mi przez Gusiek.
Gusiek jeszcze raz dziękuję.
Oczekiwałam rozmowy coś wnoszącej, coś wyjaśniającej a dowiedziałam się tego co mówi mi mój ginekolog, zwykły lekarz można by powiedzieć.
Z całym szacunkiem dla mojego lekarza, to super człowiek.
Pani jeszcze powiedziała, że jeśli coś mamy źle z tymi aberacjami to jesteśmy jedynie w grupie małego ryzyka 5% bo ogólnie jesteśmy w grupie statystycznej.
Założyli nam kartoteke, skserowali wypisy i zapraszają jak będę w ciąży.
Zrobią mi badania prenatalne, echo serca dziecka i ewentualnie mogą monitorować ciąże na jakimś oddziale na tyle na ile pozwala odległość.
Aha te badania nie dadzą pewności, że dziecko będzie zdrowe, mogą jedynie wykryć kilka podstawowych wad a będą przeprowadzone ze względu na mój wiek nie moją przeszłość.
Cieszę się, że pojechałam bo wiem, że nikt mi nie pomoże i jeśli się zdecyduje to spokojnie sobie powiem zrobiłam ile mogłam.
Nie jestem w stanie już nic więcej zrobić. Jedynie podjąć decyzje.
Jest mi smutno, że tak troche mało się do nas przyłożono, krótka rozmowa niewiele wnosząca, całość może 15,20 minut.
A przecież ludzie przyjeżdzają do nich z daleka. Jadą pół dnia tylko po to żeby usłyszeć kilka ogólników.
Mówię tutaj o takim moim przypadku.
Bo cały korytarz pełny był rodziców z chorymi dziećmi a do genetyk także wchodzili ludzie z dziećmi.
Mam teraz takie uczucie bezradności, dezorientacji.
Tak sobie próbować to można jeździć na rowerze nie rodzić dzieci, to nie są rzeczy a my jesteśmy ludźmi nie maszynami.
Co zdecyduje nie wiem, póki co musze ochłonąć.
Nie oczekiwałam diagnozy, bo nie szłam z gorączką żeby powiedzieć to grypa proszę augmentin. Ale chciałam zrozumieć jak i dlaczego tworzą się wady, czy jest coś co temu sprzyja. Nie dostałam odpowiedzi. Nie jestem przekonana do przypadku. Nie może coś dziać się pod rząd przypadkowo.
Boje się nie tylko tego, że znów się nie uda jeśli mogę użyć takiego określenia ale komplikacji.
Byłam jeden dzień poza biurem a telefony się urywały. Nie wyobrażam sobie dłuższej nieobecności. A nie mogę stracić pracy.
Nic nie jest łatwe. Nawet takie dodatkowe rzeczy jak praca, dom nie układają się za dobrze i nie pomagają w podjęciu decyzji.
Póki co i tak muszę najpierw zbić prolaktyne, mam recepte na inny lek.
Jak poziom będzie ok wtedy nabiore już dystansu przez czas do genetyków i powiem co postanowiliśmy.
Gusiek dziękuję za cudne spotkanie.
Jesteś niesamowita, taka pozytywna energia bije od ciebie, taka werwa i radość. Cieszę się, że się poznałyśmy.
A do Insytutu przyjechała Janna, było ciepło i tak sympatycznie. :)
Chciałabym móc częściej was spotykać.
Na koniec dnia spotkałam się ze znajomą z kociego forum. Miałam już jechać do domu ale mąż widząc, że mam chęć tam jechać niby zbłądził. Pogadałam z jej mężem wetem, doradził mi co nieco, wyściskałam jej cudne kociaki i o 23 byliśmy już na Aleji Krakowskiej.
Droga dobra, choć dużo tirów. Ja przysypiałam choć walczyłam ze snem, mężowi dwa razy poleciały oczy, ja spanikowałam i w głowie dzieliłam sobie trase na odcinki. I odhaczałam każdy przejechany. Wjeżdzając na śląsk czułam się jak w domu. A wchodząc do domu poczułam spokój i ulge, że wszystko się udało.
Mam nadzieje, że teraz częściej będę zaglądała do stolicy. Nie udało nam się z Polą spotkać na kawie ale mam nadzieję, że to nadrobimy.
Dziewczyny mają fajnych sympatycznych i wesołych mężów. Pozdrawiamy. :)
To była udana wyprawa, nawet jeśli medycznie nie do końca to mam wiele miłych wspomnień. :)



Lila (Kropka) wszystkiego najlepszego - imieninowo 2006-02-14 21:14:45

Gapa ze mnie niemożliwa.
Zapomniałam o imieninach siostry.
Myśle tylko ile mam pracy w pracy, jak się przygotować na wyjazd do Warszawy a zapominam o ludziach mi najbliższych.
Lila przepraszam i wszystkiego najlepszego.
Zrób sobie kąpiel w piance, weź książke do łazienki, jakąś nalewke i zrelaksuj się. :))))
Buziaki :)

Ciężki tydzień a na koniec ZUS 2006-02-11 01:52:11

To był ciężki tydzień.
Od poniedziałku biuro przechodziło różne turbulencje. A to kadrowa nie wykazuje żadnej inicjatywy i czeka aż ktoś zapyta, zadzwoni, zanotuje i da jej gotowe. A to podatnicy chcą już teraz zaraz roczne rozliczenia mimo, że nie donieśli całego materiału.
Potem okazuje się, że wypłaty znów będą gołe bo trzeba kupić nowe segregatory, papier, regały na nowy materiał. :(
Najniższa krajowa za odpowiedzialność przy 20 podatnikach właściwie dołuje.
Wchodze do pracy i już chce z niej wyjść i nie tylko z powodu małych pieniędzy.
To pewnie zima, brak oderwania się od codzienności. Dzień podobny do dnia.

(skopiowane ze starań na forum)
Właśnie wywalczyłam skierowanie na te konsulatacje genetyczne od lekarza pierwszego kontaktu. O co się nagadała kobieta przy tym.
że trzeba być dobrej myśli wtedy się udaje ciąża. No patrzcie to ja tyle po lekarzach się włócze a tutaj taka recepta.
Powiem mi powiedziała, że to dobrze w sumie, że lekarz mi o Matyldzie nie powiedział, bo musiałabym walczyć z ustawami a tak mam spokój sumienia, że wszystko się odbyło naturalnie.
Przez chwile mnie dźwigło na krześle ale powstrzymałam się, dla tej kartki pozwoliłam jej sobie pogadać.
Poronienie skwitowala, że to nie wiadomo mogło nie być ciąży. No to test miałam chyba przeterminowany.
A o trzeciej powiedziała, że jakby nie to łożysko to by było dobrze.
Wizjonerka jakaś. A pępowina, a zmiany w układzie nerwowym.
Wydawało mi się, że kobieta w moim wieku ma nowocześniejsze poglądy.
Spytała kto prowadził ciąże z Matyldą, powiedziałam, nic nie powiedziała.
Ja za to rzekłam, że nic do niego nie mam, niech mu...
Wysiedziałam się 2 godziny w poczekalni bo co chwila jakaś znajoma przychodziła i było tylko "pani doktor ja jestem". No a mnie nie ma.
Potem nie miałam dokładnej nazwy tego oddziału bo nie wiedziałam, że musi być dokładnie to słowo, dzwoniłam do Kropki, podała mi.
Skierownie mam, ciąże opisane troche, jedna ze znakiem zapytania, nie komentuje.
A wczoraj byłam u swojego gina po skierowanie. Super człowiek.
Przegadaliśmy półtora godziny i nie wziął odemnie za wizyte. ;)
A było o genach, cukrzycy, hiperprolaktynemii, jego chorym barku, depresji, cukierkach i ogólnie o życiu. Po takim dniu to był cudny relaks.
Napisał mi pismo przewodnie, życzył powodzenia, dał tajny nr komórki i prosił by dać znać po wizycie jaki rezultat.
Chciałam wyciągnąć od niego jakąś recepte na leki w rodzaju deprimu ale powiedział, że on nie wchodzi w te tematy.

A ja becze codziennie i już brakuje mi sił.
Dziś dostałam zajęcie konta przez ZUS.
Pisałam kiedyś, ze dopatrzyli się nie zapłaconych składek sprzed kilku lat.
Regularnie płaciłam zaległości, wysyłałam pisma z potwierdzeniami przelewów. Dla nich to za mało.
Dowalili mi odsetkami, kosztami i zrobiła się z tego koszmarna wyjściowa kwota. Nie opłaca się być w porządku.
Poryczałam się w biurze koszmarnie co mi się rzadko zdarza bo nie umiem płakać publicznie, zbyt intymne to dla mnie.
Naprawde się starałam, powiedziano mi, że to za mało. Na dobrą sprawę powinnam zamknąć firme bo nie stać mnie na nic.
Dokładnie to chodzi o firme męża.
Zawsze coś. Jak już zaczyna się układać i nie jem przez tydzień placków ziemniaczanych to znów przychodzi cios.
U nas to norma. :(
Jakby ktoś czuwał by nam nie było za dobrze.

Pomagam kotom. Zadeklarowałam się odebrać jednego ze schroniska, nie daliśmy rade. Usłyszałam niefajne słowa.
A ja naprawdę nie mogłam i od razu powiedziałam. No i ryk.
Mam w domu 4 koty. Miały być 3 ale troche się poplątało i są 4.
Neska
Nesia zrelaksowana
Głowa wysoko
W całej okazałości
Aylin
W pełnej krasie
Mnie to rozczula ogromnie
Strachliwa jestem
Ciapek znaczy. Rozważamy jego odejście do domu gdzie nie będzie dominował i nie będzie chciał zaznaczać terenu.
Dostaje homeopatyczne krople Bacha, narazie nie przynosza rezultatów.
Po ciężkim dniu w pracy jego występ rodzi łzy.
Aylin też ma swoje ale ciężko jej podać. Kobrze wkrapialiśmy do jedzenia, ale teraz dołączyła do grupy a że jest dzika ciężko jej podać dawkę.
Przyznaje, że gdybym wiedziała, że jest tak dzika nie decydowałabym się na nią.
Są nieudane kocie adopcje, są i nieudane dokocenia. :(
Kobra
Jestem dzika
Mieszkam w ukryciu
Ciapek
Ja tylko grzecznie wyglądam
Kocur ze mnie charakterny
Ale w kociarni są też miłe chwile.
Jak te gdy z mrozów do ciepłego azylu trafiają koty z przejściami.
Orion
Pchełka
A propo zusu i innych płatności wprowadziliśmy w domu spore oszczędności, głównie na jedzeniu.
Ja cały tydzień nie jadłam nic do popołudnia, raz żeby nie wydawać, raz nerwy mnie zżerały. Stres.

Z miłych chwil to cudem trafiona szybka wizyta w Instytucie, zaoferowanie nam noclegu przez jedną forumowiczke dzięki czemu nie będe musiała jechać w droge w środku nocy.
No i miłe chwile z kotami jak są grzeczne. I pies wierny ponad wszystko. :)
I dobrze zrobiony pit, uśmiech na twarzy podatnika, że tak tanio a ja dzięki temu mam na karmę dla zwierząt.
I jazda autem gdzie działa ogrzewanie, jest miło ciepło i czuje się, że warto było tyle walczyć o kredyt.
Łańcuszek ludzi dobrej woli, bezinteresownych, życzliwych, ciepłych i pomocnych. :)))
Siostra na którą zawsze mogę liczyć, choć czasem mnie beszta. :)))
Rodzice gdzie w każda niedziele jest pyszny obiadek i kawka. :)
I dużo jest fajnych rzeczy, dlatego nie poddaje się. Tylko czasem źle aż do bólu.
Miałam nie iść do fryzjera. Ostatni byłam 3 miesiące temu, szkoda mi było.
Ale raz na kwartał pójde, dla lepszego samopoczucia, podjąć włosy. Niech jakoś wyglądam w tej klinice.
Wizyta jutro rano. :)
Ginio na złe chwile kazał mi jeść czekolade. No żeby to tak w boczki nie szło. ;)
Dziękuję za wsparcie i rady.
Pozdrawiam:)))

Jadę na badania genetyczne 2006-02-02 10:34:00

Nie mogę uwierzyć dostałam się na wizytę na 16.II a pierwsze terminy są na lipiec bo ktoś zrezygnował. Ale się cieszę.
Mam nadzieję, że mąż będzie mógł jechać bo nie mogłam skonsultować, byłam pewna, że wizyta za miesiąc, dwa.
Na godzinę 11,30. Dzielnica Wola, Kasparzaka 17, niebieski budynek.
Nie wiem czy trzeba mieć książeczkę ubezpieczeniową czy dyskietkę?
A ja jestem osobą prowadzącą działalność więc nie wiem co mam wziąść? Skserowane zapłaty ZUS?
Skierowanie wezmę od ogólnego i ginekologa bo nie zdążyłam zapisać jakie, chyba tylko lekarz ma mieć umowę z Funduszem.
Musimy wyjechać po 4 żeby spokojnie dojechać bo w Warszawie się gubimy zaraz po wjeździe.
Euforia.
info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Mniam
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: