Dziękujemy 2006-11-27 17:43:16

Chciałam podziękować wszystkim dziewczynom za wsparcie jakiego udzielały mi w ciąży. Nie wyobrażam sobie jakbym dała rade spokojnie doczekać do rozwiązania gdyby nie Wasza pomoc. Dzięki Wam udało mi się cieszyć tą ciążą pomimo strachu czy wszystko skończy się dobrze.
Dziękuje za wszelką pomoc w skompletowaniu do końca wyprawki, wszystko się przydało, bardzo bardzo za to dziękuje. Obiecuje, że jeśli kiedyś jakaś FM też będzie w potrzebie pomoge ja.
Dziękuje za kciuki podczas operacji, za smsy i życzenia.
Dziękuje za kartki, maile, wpisy i wszystko co otrzymałam.
Za całą Waszą życzliwość, troske i ciepłe słowa. To coś pięknego i niesamowitego.
Dziadkom i Pradziadkowi dziękuje za kupno wózka.
Mojej siostrze za przeogromną różnoraką pomoc, za to, że wspierała mnie w szpitalu, że przychodziła codziennie do domu i miałam chwile relaksu. Ale przede wszystkim za to, że motywowała do prób, do walki. Ona i mój lekarz gin to sprawcy Nataniela.
Za to obojgu ogromne dziękuje.
Mężowi za pomoc, cierpliwość i opieke nad nami.
Bardzo Wam wszystkim w imieniu swoim, męża i Nataniela dziękuje.

Fotki
Leże sobie
Po kąpieli
Po karmieniu
W trójeczke
Neska
Mam 18 dni
Kota
Płakusiam
Mocno płakusiam
Śpie

A kilka dni temu mieliśmy 10 rocznice ślubu, dziękujemy za życzenia.
Kwiaty od męża

Dzięki pomocy Lili mój rozrabiający ale ukochany kocur znalazł nowy dom. Przyznaje było mi ciężko jak odjechał i zwyczajnie za nim beczałam chyba 2 dni. Byłam zła na swoje kotki, dom nagle zrobił się cichy i pusty. Ale wiem, że nie można było inaczej, wiem też, że ma tam dobrze i zawsze mogę go odwiedzić.
Ciapulku zawsze zostaniesz w moim sercu, niech ci będzie dobrze w nowym miejscu.
Kocurro

Pierwsze wrażenia 2006-11-20 11:13:25

Na początek troche zdjęć.
Wczoraj znów byliśmy na spacerku, staramy się wykorzystać jeszcze ciepłe dni a na szczęście listopad jest całkiem ciepły jak na tą pore roku.
Spacer
Spie
Po spacerze lubi sobie jeszcze dospać z godzinke w domku.
Spanko
Drzemka
A później po karmieniu około 19 następuje pluskanie.
Pływanko
Pierwsze odbyło się z wielkim krzykiem, następne jak widać bierze na spokojnie.
Zapomniał już o szpitalnym kąpaniu, teraz spokojnie daje się myć. :)
W sobote Nataniel przyjął też pierwszych gości oraz oficjalnie dziadków.
Teściowie
Babcia Zosia
Jak widać chyba nie do końca mi ufa czy wszystko dobrze robie. ;)
Dziadek Jurek
Domowa ja, bez makijażu, włosy byle spięte. Zmęczona ale szczęśliwa
My
A tu razem, czyli rodzina w komplecie.
Razem
A tutaj panowie ucinają sobie drzemke, dzieki czemu ja mam chwile by zajrzeć do internetu. ;)
Tata i Nataniel
No i następuje poznawanie się różnych domowników. Tutaj pierwsze oko w oko z Nesią.
Kotinka

To tyle zdjęć a pierwsze odczucia?
Pierwszy był mój płacz jak go wyjęli z brzucha podczas cc. Płacz ze szczęścia i ulgi, że jednak się udało.
Potem poznawanie siebie, mogłam na niego patrzeć i patrzeć. Nieudane próby karmienia początkowo brałam na spokojnie. Po prostu dzwoniłam po pielęgniarke i razem jakoś coś tam udało nam się zdziałać. Kolejne łzy gdy takie nocne karmienie za nic się nie udawało. Płakał ponad godzine, czułam się bezradna i też się rozryczałam. Położne go zabrały a mi kazały się przespać. Nie czułam się z tym dobrze, miałam wyrzuty, spałam tylko kilka godzin. Ale w szpitalu wszystko wyglądało inaczej.Prawdziwe sam na sam to dom. Pierwsza noc totalne zmęczenie, oczy na zapałki, w drugą podobnie. Pomyślałam wtedy i teraz tak już będzie kompletny chaos, brak snu, wszystko pod cykl 2,3 godz spania karmienie karmienie karmienie. Hmmm
Potem przyszło przerażenie jak się zakrztusił, ogromny strach i panika. Poczułam kruchość tego szczęścia, był dzień, że bałam się go karmić, że chciałam, żeby ciągle ktoś koło mnie był. Ciągle myślalam o tym to niemożliwe, że to się dzieje, że ja go mam, to niemożliwe. Umre gdybym go straciła. Bo życie się zmieniło. Już nie jest ważne tyle innych rzeczy. Jest czas sprzed Nataniela i teraz jego czas.
Po tygodniu w domu.
Gdy ma spokojniejsze dni i ładnie śpi uwielbiam na niego patrzeć, przez sen robi takie minki, że łzy same napływają do oczu. Ma taki figlarny uśmieszek wtedy albo robi minke zatroskaną.
Pamiętam jego pierwsze łzy gdy nie mógł doczekać się karmienia a ja go przebierałam. Tak strasznie mi go było żal, rozbeczałam sie też i scałowalam te maleńkie łezki.
Chciałabym dać mu cały świat, jest moim cudem, spełnionym marzeniem. NIe trzeba mi nic więcej oprócz tego by zdrowo rósł, bym wiedziała czego mu trzeba.
Miewam kryzysy. Jak dziś w nocy gdy cycał jakieś 8 godzin z małymi przerwami. Czuje zmęczenie i irytacje, ale wstyd mi za to. Wciąż karmienie wychodzi nam bardzo różnie i do pełnej harmonii daleko. Wiem, że na to trzeba czasu. Damy rade.

Kocham Cie nad życie Natanielu.

Mini sesja foto 2006-11-15 14:21:44

Mąż zrobił małemu kilka pierwszych fotek w domu.
Drzemka
Szpaczek
Oglądam świat
Po kąpieli
Spanko

Moje cc czyli nie było tak źle-d&#322 2006-11-14 12:30:48

Miałam kontrole w przychodni 3 listopada, najpierw zrobili mi ktg potem spotkanie z lekarzem. Przed wejściem do gabinetu byłam w łazience i okazało się, że coś tam mi poleciało i lekarz kazał mi jechać do szpitala bo mogły to być wody. Decyzja zapadła na podstawie mojego opisu nie badania.
Przyjechałam tam wieczorem bo nic więcej się nie działo. Lekarz, który mnie przyjmował troche się zirytował, że czekałam kilka godzin ale po badaniu okazało się, że to tylko upławy.
Zostawili mnie na obserwacji. I tak osobą decydującą o większości rzeczy jest ordynator, więc czekał mnie weekend w szpitalu. Oczywiście gdyby to były wody nikt by nie czekał 2 dni ale póki co zostałam.
Minęła sobota, niedziela, wiecie jak to w szpitalu przekładanie się na łóżku z boku na bok, czytanie i pykanie pilotem do tv.
W poniedziałek na obchodzie ordynator powiedział, że będziemy czekać na rozwój wydarzeń, skurcze itd. Ze zdziwienia nic nie powiedziałam.
Na drugi dzień znów na porannym obchodzie ordynator zadecydował, że będzie cięcie trzeba tylko ustalić kiedy. Zabrano mnie na badanie, żadnej konkretnej akcji nie było w sensie rozwarcia więc lekarz powiedział, że cięcie jutro albo pojutrze. Tak szybko bo lekarz doliczył się, że to koniec 39 tygodnia a nie jak wpisała mi położna w karcie 38. Mimo, że 2 razy jej mówiłam dokładnie kiedy który tydzień zaczynam.
No i głośno konsultowano, że mam bardzo obciążony wywiad więc koniecznie cc.
Myśle, że wpływ na to wszystko miało też skierowanie od lekarza który tam pracuje i jest szefem zespołu operacyjnego. Nie było go wcześniej i pewnie stąd rozbieżność opinii.
W każdym bądź razie codziennie miałam ktg, badanie tętna tam robią co kilka godzin. Więc pod opieką byłam.
Ale ogromnie mnie ucieszyła konkretna decyzja.
Nie jadłam już od kolacji tylko piłam. Oglądałam cały dzień tv żeby zleciał czas i żeby zająć myśli.
W międzyczasie zrobiono mi ekg, położna mnie ogoliła (szybko i sprawnie), potem podpisałam zgode na operacje.
Wieczorem nie mogłam oczywiście zasnąć więc dostałam tabletke relanium.
Około 6 rano obudziła mnie położna i zaprosiła na lewatywe.
Powiedziała do mnie w łazience prosze wychylić do mnie ..... no i wiecie.
Nie było to takie przykre, po chwili było już po wszystkim.
Wykąpałam się, przebrałam w ich koszule i poszłam na założenie wenflonu.
No i tutaj zasłabłam, tzn zakręciło mi się w głowie i mnie położyły na kozetce, wkłuwanie w nadgarstek niebyło zbyt fajne akurat.
Na dodatek druga położna nie zakręciła korka, pociekła krew, no cudnie.
W końcu podłączyły mi jakieś płyny i kazały iść do łóżka i czekać.
Spakowałam mężowi rzeczy poprzedniego wieczoru zostawiłam tylko ręcznik, koszule, wode, kosmetyki. Tyle ile weszło do 1 reklamówki bo tylko tak można było iść na porodówke. Z 1 reklamówką.
Około 8.10 przyszły po mnie 2 położne, troche wcześniej i nie zobaczyłam się z mężem. Przeszłam na inne łóżko i pojechałam a raczej zostałam zawieziona na trakt porodowy. W tym momencie troche zaczęły puszczać mi emocje i poleciało troche łez.
Tam w takim przedsionku przed salą operacyjną doczytano się, że nie miałam konsultacji z anestezjologiem. Więc przyszłam pani spytała czy jestem na coś uczulona ot i cały wywiad. Pojawił się też ten lekarz, który mnie kierował i bardzo się ucieszyłam, że będzie mnie operował.
Co oczywiście nie przeszkadzało mi w chlipaniu.
Przybiegła jeszcze położna i powiedziała, że mąż dojechał i czeka na korytarzu.
Po czym wwieziono mnie na sale operacyjną, gdzie już uwijał się tłumek zielonych ludzików. Podjechali ze mną pod taki stół na podeście i kazali się przesiąść na ten stół. Weszłam po 3 stopniach i położyłam się już lekko drżąca. Anestezjolog kazała mi zrobić koci grzbiet bo będzie się wkłuwała. O narkocie w typie spania mowy nie było. Więc jakoś się wygięłam na co usłyszałam, że mam wygiąć plecy a nie wypiąć pupe. Poczułam ugłe w kręgosłupie. No i po chwili jak się przekręciłam na wznak zaczęłam czuć mrowienie.
Przed nosem powieszono mi nieduży parawanik, na ręce założono ciśnieniomierz, który co jakiś czas sprawdzał ile mam.
Zaczęła się operacja, co wywnioskowałam bo nie czułam. Nagle coś tam zaczęło spadać i dostałam 5 jednostek czegoś. Troche mnie zaćmiło, naciągało, anestezjolog kazała wymiotować. Ja do niej, że nie mam czym, tylko tak odkasływałam. Dobre widzenie wróciło. Dwóch lekarzy coś tam grzebało mi w brzuchu, nic nie czułam. W pewnej chwili powiedzieli, że poczuje ucisk na mostek bo będą wyciągać dziecko.
Faktycznie było coś takiego ale zaraz potem zobaczyłam nad sobą małe rozwrzeszczane cudo. Obsikał wszystko dookoła a ja się poryczałam na całego. Ze szczęścia i radości, że jest, że wszystko ma na miejscu i tak bosko krzyczy.
Zabrano go do zmierzenia i zważenia a mi znów coś tam spadło więc znów coś podali, anest powiedziała, że jestem wrażliwa a do lekarza panie doktorze pan schowa tą macice.
Mały się darł w dalszym ciągu, powiedzieli głośno wymiary a anest ojej skąd w tak małej kobiecie takie duże dziecko.
Po czym dodała do takiego ładnego chłopaka to za rok prosze dorobić dziewczynke.
Pozszywali mnie i zaczęli się zbierać. Przenieśli mnie z tego stołu na łóżko. I wiecie co najdziwniejsze bo jak nieśli za ręce to czułam ale dwóch lekarzy niosło za nogi, ja je widziałam i zastanawiałam się czyje są bo przecież nie moje bo nie czuje tego ruchu.
Ogólnie cc wcale nie było takie złe. Trwało z wjazdem i powrotem godzinke. Po drodze na położnictwo widziałam się chwilke z mężem, który pare minut wcześniej widział synka i cyknął mu tą fotke z kudełkami.
Zawieziono mnie na sale, przykryto kołdrą, kocem a mnie telepało.
Słyszałam w dyżurce rozmowe położnych, że dostałam 2 kroplówki jakiegoś hesa a nadal mam ciśnienie 90/60.
Przecież to moje stałe ciśnienie to jak moge mieć inne.
Po około 2 godzinach zaczął się pojawiać ból. Dostałam pyralgine do kroplówki. Niby jak się od razu mówiło, że zaczyna boleć to leki miały pomóc na tyle by ulżyć zanim ten ból się rozkręci na dobre. No nie wiem bo niewiele to dało, kolejna dawka też nic. Potem podano mi 2 ketonale też do kroplówki a ja płakałam z bólu. Tak kilka godzin, dosłownie ćmiło mnie, telepało i bardzo bardzo bolało. Późnym popołudniem jakby ciutke lepiej, nie zasypiałam ale takie małe drzemki jakoś pomogły to znieść.
Podano mi znów chyba pyralgine i wieczorem już dało się leżeć.
Położna poradziła by zacząć się przekręcać na boki bo rano czeka mnie wstawanie. Więc nie mogąc zasnąć w nocy ćwiczyłam takie ruchy jak narciarze co zjeżdzają między tymi tyczkami, tyłek w lewo, tyłek w prawo, no i nawet raz się przekręciłam. Zasnęłam zmęczona a rano siostry podmyły mnie zmieniły podkłady, założyły majtki jednorazowe (moje) i kazały usiąść. Nie było łatwo ale się udało. Oj bolało przejście do łazienki ale zrobilam to. Wróciłam do łożka i tak odpoczywałam dalej.
W poprzednim dniu między wyciem poprosiłam o możliwość zobaczenia małego, siostra przywiozła go na chwile, powiedziała, że jest zdrowy.
Czegóż chcieć więcej. Na drugi dzień inna siostra przywiozła mi go przed południem i zostawiła koło łóżka. Tylko jak ja miałam wstać do niego.
Poprosiłam po jakimś czasie o zabranie go. Po obiedzie wyjęto mi cewnik (nie bolało) i kazano próbować chodzić. Oj było ciężko. Ale wstałam i zaczęłam dreptać. Najpierw do stolika, potem do łazienki w pokoju.
Potem na korytarz do męża. I tak już jakoś szło. Brałam pyralgine żeby było łatwiej. Przywiozłam małego z oddziału noworodków i przez szklane drzwi pokazałam mężowi i siostrze.
Odwiozłam go i wyszłam do nich ale na chwile bo siostry zapowiedziały, że mam nie przeginać. Wróciłam do łóżka. Odpoczywałam.
Oddział położniczy miał dwie strefy porodów fizjologicznych i cięć.
Musze powiedzieć, że i na patologii i na położnictwie są naprawde fajne i pomocne położne. Super babki, oczywiście były też takie sobie, ale ogólnie ich pomoc i podejście zasługują na piątke z plusem.
No i od czwartku popołudnia zaczęłam przystawiać małego do piersi ale nie były to żadne osiągnięcie. Za każdym razem dzwoniłam po siostre noworodkową i ta pomagała małemu łapać pierś. Mały wył, ja sobie nie radziłam kompletnie. Na noc mały wrócił na noworoki, tam dostawał butle z mieszanką.
W piątek od rana to samo, nieudana próba przystawienia, telefon, siostra na minute, przyłożyła, wyszła. Raz mały ssał długo, raz krócej.
Nikt nie wytłumaczył mi nic ani jak brać małego na ręce, jak przewijać, jak przystawiać kiedy co ile, kompletnie nic. Swoją wiedze budowałam na pytaniu każdej siostry od noworodków, położnej. Tylko, że jedne mówiły, że dziecko powinno jeść co 3 godziny, drugie, że na żądanie, że jak śpi to mamy go nie budzić na siłe. I bądź tu mądry. Jak mój potrafił spać 5 godzin. Wieczorem po kolejnym jego wyciu ja zaczęłam też wyć i poprosiłam siostry o dokarmienie i zabranie go na noworodki. Byłam padnięta. Ale chyba za kare, że go oddałam nie umiałam zasnąć. Obudziłam się o 4 rano i poszłam po niego, wydawało mi się, że słysze jego płacz. Okazało się, że się obudził a ja miałam pełniejsze piersi.
Niestety znów karmienie szło opornie. Około 6 mały troche pociumkał i zasnął. Obudził się na obchodzie pediatry. Codziennie rano pediatra oglądał dziecko, podnosił, sprawdzał nóżki, rączki itd.
Przy okazji poprosiłam siostre o przystawienie, mały znów pociumkał tylko chwile i zasnął. O 12 poszłam po siostre że mały właściwie nic nie jadł dziś. Przyszła przystawiła mi małego i była ze mną około 15 minut.
Od tej 12 spał grzecznie do 17, obudził się ciumkał pół godziny z przerwami na mini drzemke i zasnął przed 18. Za chwile siostry zabrały go na kąpanie i wrócił do mnie po godzinie. Ulało mu się biedakowi.
Zjadł i zasnął. Obudził się o 22 zjadł i zasnął. I potem od 23.30 do 4.30 właściwie tylko zjadł krótka drzemka i znowu jedzonko. Co przyłożyłam głowe do poduszki to już musiałam się przekładać na boki żeby zmienić pierś. Pokonał mnie nad ranem i poprosiłam siostry o butelke, zjadł i zasnął. Gdyby salowe nie tłukły się tak ze sprzątaniem to byśmy ze 3 godziny spali, ale obudził się przewinęłam, nakarmiłam i znów spanko.
Po 9 znów był obchód więc lekarz go rozebrał do badania, mały się darł.
Tak mu bródka skakała z tej złości za to obracanie i macanie.
Brodawki już miałam tak obolałe, że każde przystawianie do piersi bo zaciskanie zębów. I właściwie tak przeleciała sobota.
Ja już swobodniej dreptałam, sama przystawiałam małego, już nie dzwoniłam po siostry. Dzień miał cykl jedzonko, krótka drzemka ja szybko mycie, wc, jedzonko, chwila głowy do podusi lub pare smsków.
Za chwile budził się szpaczek (ten dziubek tak robi jak pisklaczek), trzeba szybciutko cycusia dać żeby nie było podkówki i ciumkanie.
I tak non stop. Obchód lekarski dla kobiet stwierdził, że moja rana goi się dobrze, macica się obkurcza. To akurat dobrze czułam przy karmieniu.
wyjście
W sobote na popołudniowych obchodach powiedziano mi tak. Lekarze ginekolodzy, że moja rana goi się ładnie, jutro mi zdejmą szwy i mogą wypisać do domu.
Pediatra, że jeśli dziecko nie będzie miało żółtaczki to też w niedziele do domu.
W niedziele rano zdjęto mi szwy co dokładnie znaczyło tyle, że lekarz wziął nożyce, coś przeciął i wyciągnął taką żyłke.
Pediatra zabrał dziecko na badanie poziomu bilirubiny i za 2 godz miał być wynik. Położyłam się z małym i tak sobie kimaliśmy.
Po godzinie przyszedł pediatra i powiedział, że mały dostał wypis do domu.
Hurra.
Podsumowując uważam, że dobrze wybrałam szpital. Na patologii dobra opieka, położne miłe, uczynne, zapytane doradzą. Na położnictwie wykształcony, pomocny personel. Ani razu nikt mi nie odburknął, nie olał. Fakt mały minus dla sióstr noworodkowych, za takie przyjście przystawienie, ale też raczej trudno by każda miała czas dla każdej pacjetnki usiąść z nią rozmawiać, tłumaczyć. Tu wychodzi brak chodzenia na szkołe rodzenia. A noworodków sporo i roboty miały dużo.
Fakt czas na kawe też miały ale bez przesady.
Siostra mi małego ubrała, powiedziała o szczepieniach, kontroli bioderek, smarowaniu spirolem pępuszka, i kilku innych rzeczach.
Dostałam książeczke, zgłoszenie do usc i życzenia powodzenia.
Spakowałam się, małego dostał mąż, może rzeczy zabrała siostra.
Oczywiście wynosiłam to wszystko na korytarz bo na położnictwo nie wolno wchodzić. W sumie dobrze.
Kazałam kupić kawke i czekoladki, zaniosłam na noworodki, siostra się speszyła, powiedziałam, że dobrze wspominam pobyt i wróce tu za 2 lata rodzić córcie. życzyła mi powodzenia i była radośnie zdziwiona tym faktem. Potem poszłam do dyżurki położnych, akurat była ta która mnie przyjmowała na oddział i latała z zastrzykami p/bólowymi.
Powtórzyłam to samo, ucieszyła się i powiedziała, że będą na mnie czekać.
A ja myśle, że jeśli lekarze mi pozwolą to być może wróce tam za 2 lata.
Wrażenia z pobytu mam dobre, choć pewnie jak każdy marzyłam o wyjściu do domu bo to zupełnie inaczej w domciu.
A wrażenia z domu to już inny temat.
Aha bardzo ważne. Młody Tata jest szczęśliwy i bardzo dużo mi pomaga. Był w szpitalu codziennie. Teraz jest na zakupach, dostał opieke od mojego gina. Biega z psem, zajmuje się kotami, gotuje mi, nosi małego, w nocy podaje mi do karmienia. Jest dobrze.
Dziękuje za wsparcie.
info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Rado¶æ od rana do wieczora
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: