Co ze staraniami? 2004-09-30 00:45:26

Chwilowo zawieszone na kołku.
Wzięliśmy obydwoje jedną serię antybiotyków, a do wzięcia mamy jeszcze dwie. Przerwa nastąpiła z powodu męża.
Fatalnie je znosił.
Lekarz zdiagnozował u niego nadciśnienie, oprócz tego to migrenowiec.
Spróbuję może od dziś wieczór na noc wprowadzić nam kolejny antybiotyk.
5 dni, przerwa, kolejny, kilka dni przerwy i kontrolne posiewy.
Mam nadzieję, że uda się wytłuc to paskudztwo ze mnie.
Później do sprawdzenia będą hormony.
W międzyczasie chciałabym pojechać na konsultację genetycznę. Wiem, że nikt mi nieczego nie zapewni, nie obieca.
Ale chciałabym usłyszeć opinię genetyka.
Nie najlepiej wspominam wizytę w Łodzi po pierwszym porodzie.
Prawdopodobnie poszukam tutaj w okolicy kogoś. Myślałam o Warszawie, ale to dość trudne do zrealizowania.
Mam czas na to.
Cały czas pracuję nad kondycją, próbuję zrzucić nadwagę.
Kiedy to wszystko będzie za mną, będę musiała usiąść i podjąć decyzję.
Bardzo się jej boję, dlatego "cieszę się", że póki co trochę czasu przed mną do jej podjęcia.

W pracy dziś było koszmarnie.
Robota nie szła, nie tylko z powodu naszego podejścia, ale kiepskiej współpracy z innymi.
Mimo to wyszłam koło 17.
W domu z mężem bardzo spokojnie ustaliliśmy, że on jedzie popracować gdzieś a ja będę układała w jego pokoju.
Oczywiście coś tam pomarudził, ale zupełnie inaczej.
Wszystko obracaliśmy w żart, było spokojnie, miło, domowo.
Okazuje się, że przenieść jego rzeczy to ogromna sztuka, tak boli mnie kręgosłup, że marzę o ciepłej kąpieli i łóżku.
Zagotuję sobie kakao w mikroweli i uciekam odpoczywać.
Pomimo jesiennej pogody życzę uśmiechu.

No i powiedział "przepraszam" 2004-09-28 22:39:07

Wieczorem mąż próbował do mnie zagadać, uśmiechać się więc nie wytrzymałam i wypaliłam do niego czy nie uważa czasem, że należy mnie przeprosić. Stracił się na dłuższą chwilę.
Po jakimś czasie usłyszałam "przepraszam". Jakbym już nie leżała w łóżku to bym padła na deski bo słyszałam to chyba pierwszy raz w życiu.
Wprawdzie z podpowiedzią ale wykrztusił to.
Dodał jednak, że głupio by było zginąć w wypadku wiedząc, że się na niego gniewam a on umiera.
Mówi o wypadku bo jedzie do firmy po inne auto służbowe.
Skoro więc zaczęliśmy rozmawiać spytałam go czy chce być nadal ze mną, bo ja bez problemu mu podpiszę stosowne papiery, stwierdził, że "nie będzie się rozwodził z powodu blatu".
Powiedziałam, że zranił nas bo nie potrafi docenić całej pracy i jego pokoju, że wszyscy się starali itd. Powiedział, że podoba mu się pokój tylko nie podoba mu się wysokość biurka. Powiedziałam "a powiedziałeś to komuś?, nie, wydarleś się tylko o blat". Cisza.
że nie docenia tego co ma, że nie mówi "ale fajny pokój tylko ten blat coś nie tak ale mówi wszystko do bani bo blat niedobry".
A różnica w tym jest ogromna.
Powiedziałam, że mnie rani, nie szanuje i że wiele się zmieni.
Z godzinę tak mu kładałam do głowy. Będzie cały dzień w trasie to niech sobie wszystko przemyśli.
Ja mam zamiar żyć tak jak chcę, spokojnie, z partnerem.
Jak dotrzyma mi kroku to ok, jeśli nie, trudno.
Dzięki siostrze mam dużo zajęć poza domem typu siłownia, basen, rower (na zmianę nie naraz).
Oprócz tego zaczynam się przygotowywać do egzaminu państwowego na księgową.
Myślę, że ma problemy w firmie, szkole ale to nie powód do takich wybuchów, kazałam mu panować nad tym, myśleć co i jak do kogo mówi.
Jak będzie nie wiem ale wszystko to co mi doradziłyście bardzo spokojnie mu przekazałam.
Do niego należy następny ruch.
Oczywiście nie łudzę się, że ktoś się zmieni z dnia na dzień, ale jeśli tylko będzie próbował pomogę mu.
Dziękuję wam dziewczyny.

Dziś zadzwonił tylko raz przed chwilą, że w razie gdybym się martwiła to będzie później bo coś tam.
Powiedziałam ok i tyle.
Od rana byłam senna, zmierzła i jakby zamknięta w klatce.
W pracy nie było za dużo pracy, no co za marnotrastwo czasu, nie znoszę tego.
Zamknięta w klatce to to jak chodziłam znudzona po biurze w tą i z powrotem.
Coś bym zrobiła, gdzieś pojechała, nie było jak.
Dosłownie odliczałam minuty żeby stamtąd wyjść tak czasami mierzi mnie ta kancelaria.
Myślę, że wpływ na to ma wiele czynników bo ogólnie lubię swoją pracę.
Wracałam do domu pełna planów na sprzątanie, ale przeszło mi szybko.
żeby nie zasnąć poszłam na dłuższy spacer z psem.
Wróciłam i znów się męczyłam w zamknięciu. Trochę poukładałam w regale, ale głównie siedziałam na forum na którym dziś jakoś mało było postów.
Pewnie nie tylko ja miałam takie nastawienie i chęci.
Pies już śpi, ja zaraz też idę poczytać coś, zerknę na tv i pójdę spać.
Mam nadzieję, że mąż dotrze niedługo.

A w domu taka cisza 2004-09-27 22:21:35

Każde siedzi w swoim pokoju przy swoim komputerze. Tylko pies biega między nami. ;)
Nie odzywam się, czekam aż do męża coś dotrze aż zacznie mu zależeć i coś zrozumie, przemyśli.
Lata z psem co wieczór, znosi mi słodycze na biurko i wynosi rower.
W pracy byłam jednak nie do życia, albo leniwa sama nie wiem.
Dniówka jakoś zleciała bo koleżanki mąż wyciął jeszcze lepszy numer, teściowa miała przejścia z dziećmi w Anglii także miałyśmy sobie co opowiadać.
Po pracy wyszłam z psem, dałam mu jeść i przebrałam się do jazdy na rowerze.
Jak mąż wrócił to pojechałam sobie pojeździć. Zajechałyśmy z siostrą na obiadek do Mamy i dalej na wycieczkę.
Dziś późno wyjechałyśmy i było dość chłodno już później.
Trasa rowerowa zakończyła się ciut wcześniej niż planowałyśmy właśnie przez chłód.
Byłam w domu po 20. Ciepły prysznic, czyste ciepłe ubranko i do kompa.
Zastanawiam się nad listem do niego, nad rozmową ale nie wiem co zrobić.
Jutro go nie będzie cały dzień więc będzie czas do namysłu.
Chyba boję się, że to może być koniec, czy sobie poradzę z rozstaniem.
A jeśli zostaniemy razem jak długo będzie spokojnie i w miarę normalnie.
Czy będziemy chcieli zmienić nasze życie.
Czy on będzie chciał zmienić siebie?

Rowerowa niedziela 2004-09-26 22:44:42

Planowałyśmy przejażdzkę od 9 rano ale pogoda trochę popsuła nam plany.
Przyznam, że bardzo ciężko było mi zwlec się z łóżka, oj mój biedny organizm, dałam mu trochę w kość.
Wyszłam z psem, zrobiłam sobie kawę.
Miałam dzień tylko dla siebie.
Forum, blog, wyborcza stałe punkty.
Koło południa przejaśniło się i po uzgodnieniach smsowych z Lilą ustaliłyśmy godzinę wyjazdu.
Pojechałyśmy do Mamy na obiad. Osiedle wcześniej wysłałam jej smsa żeby patrzyła na drogę. :)
Patrzyła. Czułam się przez chwilę jak mała dziewczynka, jak dziecko po komunii z nowym rowerkiem.
Mama w oknie, czeka z obiadem a my z siostrą sobie jeździmy. :)
Obiadek tradycyjnie w wielkim rogardiuszu.
Potem Mama powiedziała, że Tato na działce urządził jej scenę w zasadzie bez powodu, że ma dośc i chce rozwodu.
Odpowiedziałam Mamo tak mi przykro, u mnie tak samo.
Powiedziała mi "wiesz jak on tak krzyczał to mało mi serce nie wyskoczyło". Nie mogłam nic więcej mówić bo Tata był w pokoju obok.
Pada moje małżeństwo jak pomóc Mamie.
Dlaczego ludzie na siebie krzyczą.
Czemu Tato tak wrzeszał o kawę.
Nie wierzę, że to go tak zezłościło.
Myślę, że najczęściej tkwią w nich różne zadry a jakiś drobiazg powoduje, że wybuchają. Złoszczą się chyba najbardziej na siebie, że nie radzą sobie, że nie potrafią rozwiązać czegoś.
Ale jak przykro jest kobiecie słuchać, że do niczego się nie nadaje, że kawa miała być 15 minut później.
Mama często płacze. Ja juz nie.
Mój mąż nie krzyczy jak ojciec.
On powie kilka zdań takim tonem, że nie chce się nawet tłumaczyć, wycofuję się.
Nie rozmawiamy od wczoraj. Jest mi ciężko bo jesteśmy sami, mijamy się w przedpokoju, pokoju.
Ale nie złamie się, już mam dość.
Nie wiem co przyniesie jutrzejszy dzień.
Na rowerze spędziałam znów jakieś 2 godziny ale jak zeszłam i usiadłam to już nie potrafiłam wstać tak szalenie bolały mnie kolana.
W sumie miałam ochotę jeszcze pojeździć ale nie mogę przesadzać. Powoli.
Mam tylko nadzieję, że październik obdarzy nas ciepłymi dniami i zanim schowam rower na zimę do piwnicy będę mogła jeszcze trochę pojeździć.
Moja siostra całkowicie zmienila moje życie w tym roku. Wyciągnęła mnie na siłownię, basen i jazdę rowerem.
Nie kapcieję przed monitorem ale coś robię dla swojego zdrowia.
Lila wielkie dziękuję.

Rower i blat czyli dobrze i źle 2004-09-25 22:41:08

Dzień zaczął się od telefonu od stolarza i uzgodnieniach.
Potem spacer z psem i kawa.
Zajrzałam na chwilę do teściowej, a ta cała w łzach.
Siadam więc i pytam o co chodzi.
Wczoraj wieczorem z Anglii zadzwoniła szwagierka (jej druga synowa) wyjąc do słuchawki, że mąż (syn teściowej) non stop pije, nie daje pieniędzy, poszedł na miasto ze znajomymi a ona sama została w domu (jest w połowie ciąży). Oniemiałam. Szok.
Pół godziny później drugi telefon, od szwagra. że to nieprawda, że jest w pokoju obok, że nie pije, tylko jedno piwo po pracy, że ona wymyśla, wyzywa naszą rodzinę itd itp.
Darli się obydwoje, ryczały kobiety.
Teściowa brała leki na serce.
Powiedziała to co ja gdyby to była Polska nieważne gdzie wsiadamy w auto i ja ją tam zawoże. Ale ona nie ma paszportu.
Nie wiemy co tam dzieje, teściowa się boi, żeby się nie pobili, bo w słowach nie przebierają, wyzywają się od najgorszych.
Jestem przerażona jak dwoje ludzi, którzy kilka miesięcy temu poczęli nowe życie teraz tak potwornie się kłócą.
Dlaczego od miłości przechodzi się tak szybko do nienawiści.
Jestem zszokowana, obie nie wiemy teraz komu wierzyć, co robić.
Bo skoro dzwonią to chyba oczekują jakiejś pomocy.
Co robić. Jechać i przywieźć ją do kraju? Teściowa ryczy ja mam pustkę w głowie.
Mam jedną zasadę jak się kłócę z mężem to spieramy się o daną rzecz, o czynność o kogoś, nigdy się nie obrażamy, nigdy sobie nie grozimy, nigdy nie szmacimy swoich rodzin przy tym.
Jest to dla mnie przerażające i niezrozumiałe.
Odwoziłam ją na samolot, fajnie nam się nawet rozmawiało, wydawało mi się, że nawiązałyśmy bliższy kontakt. Teraz już nic nie wiem.
Jak można matce mówić, że zniszczy jej syna, że ukryje dziecko itp.
No totalna chora dziecinada.
Jedno co mnie i ją zastanawia, że ją ta ciąża przeraża, nie cieszy.
Ona nie opowiadała o usg, o odczuciach, trochę dziwne to było, ale każda z nas jest inna.
Nie potrafię zrozumieć czemu nie usiądą i nie porozmawiają albo się rozstają albo ustalają pewne zasady.
Narazie jestem w szoku.

Około 13 pojawił się stolarz z blatem i zanim go teściu zamontował przeżywałam katusze czy aby jest dobry, czy będzie mężowi pasował.
Wypucowałam go, ustawiłam monitor, wszystko było naszykowane na miłą niespodziankę dla męża.
Miałam jeszcze trochę jego rzeczy poprzenosić z dużego pokoju, ale siostra wyciągnęła mnie na rower.
Właśnie mam rower. Od siostry.
Kupiła od kogoś kto zwozi je z Niemczech w dobrym stanie. Ona dostała na urodziny, ja dostałam od niej.
Wyciągnęłam sąsiada i objechaliśmy miasto. Teraz bolą kolana ale było super.
Nie siedziałam na rowerze kilkanaście lat, na początku było mi ciężko, ale pod koniec szkoda mi było schodzić.
Jeździliśmy 2 godziny.
Wracałam do domu jak na skrzydłach ciesząc się, że nareszcie jest ten blat.
Weszłam i dostałam jak obuchem w głowę.
On wściekły leżał przed tv.
Według niego blat jest o 10 cm za wysoko. Jeden kawałek miał być wyżej niż drugi. Dla mnie to idiotyczne jak teraz pomyślę.
Nie wykazywał żadnego zainteresowania tym. Dzwonił do mnie kilka razy rano w innych sprawach jak napomknęłam o blacie to coś tam zapytał czemu nie powiedział.
Ja z rysunku nie widziałam, że to miało być wyżej.
Czemu taka wściekłość. Wyszłam bez słowa. A za chwulę jeszcze usłyszałam "powiedz swojemu koledze, że kable się topią".
Kilka dni temu poczułam jakiś swąd poprosiłam sąsiada z zawodu elektryka żeby je obejrzał. Zajrzał nic nie znalazł. Dziś swąd się powtórzył.
Kazał mi wyłączyć pralkę. I to było wszystko co zrobił.
Nie zadzwonił do teścia, do elektryka, nic. Wyłączył pralkę, wziął notebooka i poszedł do łóżka.
Zrobiłam sobie kąpiel z solą bo bolą mnie kolana, zasnęłam w wannie.
Wyszłam po godzinie z bolącą szyją.
Nie wiem co robić dalej, nie odzywamy się.
Rozmawiałam z teściową, ona mówi poradzisz sobie. Ale ja już chyba nie chcę. Nie będę na siłę ciągnęła tego.
Wszystko jest na mojej głowie.
A związek to partnerstwo.
Mój okazuje się taki nie jest.
Ciągle mam w głowie historię z przedszkolem u Joli. Mój mąż nigdy by się nie urwał z pracy i nie wysyłał takich smsów. Mój mąż nie mówi tak dojrzale jak mąż Malinki.
Poszedł z psem, sam od siebie a ja piszę bloga.
Jutro rano umówiłam się z siostrą na rower.
On znów ma szkołę a ja cały dzień na zastanawianie się bo dalej tak być nie może.

Zamówiłam blat 2004-09-24 22:32:10

W końcu sama. Ile można czekać na inicjatywę męża. Irytuje mnie jego bierność i brak zainteresowania domem.
No cóż, zaczęłam ten remont i muszę go skończyć.
Jest zapracowany, ma takie podejście, dobra, dam sobie radę sama.
W końcu przyjechał ktoś od Pana Stolarza, po 3 wizycie tam, że tak powiem rzutki nie był w radach, propozycjach. Przyszedł, zmierzył, wyszedł. ;)
Rano ma zadzwonić z ceną. Jak będzie ok może nawet jutro mi to skroją.
Zobaczymy.
W pracy oddałam deklaracje i trochę luzu. Przed samym wyjściem wypiłyśmy sobie po lampce martini.
Teściowa ma niezłe przejścia, deklaracje, wszystko nałożyło się na ten drink.
Ją uspokoiło, dla mnie było oznaką końca miesiąca, koleżanka denerwowała się niedzielnym spotkaniem rodzinnym.
Trochę pogadałyśmy, wpadła nawet szefowa, dawałam jej foldery kuchenek od męża.
Zrobiło się spokojnie, miło, wyciszyłyśmy się trochę po tym trudnym tygodniu.
W weekend mąż ma szkołę, więc urodziny znowu przełożone.
A ja będę kwitła sama w domu.
Właściwie to mam co robić bo będę porządkowała stołowy, jego pokój.
Miałam nadzieję, że zrobimy sobie wypad do IKEI. Narazie w celu pozwiedzania i popatrzenia co kiedyś można by dokupić.
Powystawiam może trochę ciuchów na allegro, coś tam znajdę, coś dała mi siostra. To co za małe, moje, jej, Maksa.
Będzie na jakieś jesienne sweterki.:)
Za oknem pada i wieje, spadają liście.
Czas pochować letnie rzeczy głębiej a powyciągać swetry, polary, pólbuty.
Szybko minęło to lat, za szybko.

Pod górkę i z górki 2004-09-23 22:59:42

Jak wiadomo jestem pod kreską finansową.
Nagle zadzwonił klient do męża, że chce kupić kasę fiskalną. Ucieszyłam się bo duży to nie jest ale zawsze jakiś zastrzyk finansowy.
Po południu okazało się, że o podobną kwotę mąż dostał mniejszą wypłatę. :(
No cóż.
Długo się nie nacieszyłam.
Czasami mam wrażenie, że ktoś celowo dba o to by mi za dobrze nie było.
Bardzo zimno dzisiaj się zrobiło.
W pracy włączyłyśmy konwektor by się dogrzać. W domu już grzeją kaloryfery.
Poksięgowałam troszkę, na forum zajrzałam tylko na 5 minut, potem pogadałam trochę z teściową bo ma wrażenie, że mój szwagier z żoną nie są szczerzy wobec niej. Takie tam rodzinne sprawy. Szkoda, że tak się dzieje.
Myślę, że czasem lepiej czegoś nie powiedzieć niż kłamać.
Po pracy pojechałam w końcu ja sama do tego stolarza, bo kolega po moim kolejnym telefonie powiedział, że nie zrobi jednak nam blatu.
Stolarza nie było, pracownik wziął numer telefonu i ... nikt nie zadzwonił.
Trochę głupio tak traktować klienta, wypadałoby chociaż zadzwonić, że ma dużo zleceń i nie ma czasu.
No trzeci raz tam nie pojadę.
Robota więc stoi. Już mi się chce ryczeć. Posprzątałam dzisiaj kuchnię.
Został tylko duży pokój w którym są setki kartonów od męża no i jego pokój.
Chyba zadzwonię do Rodziców, że spotkamy się w następną niedzielę bo nawet nie mam na czym kawy postawić.
Siostra dziś zdała egzamin ale się cieszę, a jednocześnie martwię o egzamin męża. Jemu nie poszło tak dobrze.
Byłam na cmentarzu posprzątać. Już tyle liści było wokół. Dziś rano był pogrzeb sąsiada. Nie widziałam go nigdy mimo, że mieszkam tu 7 lat. Chorował na coś, starcił połowę ciała. Złożyłam się na wieniec, kiedyś zajdę do niego ze zniczem.
Zjadłam dziś zupkę od Mamy, pycha.
Dałam trochę mężowi. Przyszła wypłata więc jutro można kupić coś na obiad.
Skończyłam dziś resztę deklaracji, jutro zawiozę je do urzędu i sierpień z głowy. Czas księgować wrzesień.
Za oknem wieje i pada. Jesień.

Deszcz, nastroje jesienne 2004-09-22 23:24:20

Padało od rana, wiał wiatr.
W pracy dziewczyny miały takie samo podejście do pracy z jakim ja przyszłam. Wsunąć się pod koc z kawą i książką. :)))
Jedna stwierdziła nawet, że chętnie by już poszła na emeryturę. ;)
Popracowałam trochę, na forum weszłam tylko na minutę zapytać o piosenkę, ale nikt nie odpisał.
Teraz chciałam poczytać ale znowu nie działa.
Od jakiegoś czasu w Zetce nadawana jest taka smutna piosenka. Nie znam angielskiego więc nie wiem o czym.
Jest wolna, piękna, chyba coś o przebaczeniu. Śpiewa kobieta.
Moja siostra miała dziś urodziny, kupiłam jej bukiet białych róż a nad prezentem nadal myślę.
Dla męża też.
A właśnie mąż opowiada mi o lekarzu.
Był na tym zapisanym miesiąc temu ekg.
Okazało się, że wysiłkowego nie można mu zrobić bo ma ciśnienie ponad 170.
Lekarz się chwycił za głowę, zrobił mu spoczynkowe i kazał zmienić dietkę.
Dał książeczkę do wpisywania ciśnienia, które ma sprawdzać sobie co rano.
No pięknie.
Cały wieczór sprzątałam. Łazienkę, przedpokój, zrobiłam dwa prania, pozmywałam.
Zauważyłam, że ja wolę coś robić wieczorem. Sowa jestem.
Rano nie znoszę wstawania i tego całego procesu odtwarzania się na nowo czyli: mycie, suszenie włosów, malowanie, ubieranie. Szkoda, że nie da się tylko wstać.
A właśnie wieczorem mogłabym sprzątać, układać, czytać. :)))
Tylko, że jutro po 8 powinnam być już w pracy więc zaraz idę do łóżka.
Poczytam coś i mam nadzieję, że zasnę.
Bo zdarza się, że trochę się przewracam czasami z boku na bok.
Powiedziałam mężowi, że dochodu mamy w miesiącu 2tys a do zapłaty jakieś 3.
Powiedział tylko no jak tu nie mieć ciśnienia, ale pośmialiśmy się oboje.
Na odkurzacz i telefon nie mam chętnego więc troszkę się niepokoję, ale zobaczymy. Jakoś musimy sobie radzić.
Marzy mi się taka malutka kanapka i stoliczek do mojego pokoju, ale to już marzenie na bardzo odległą przyszłość.
Taki kącik kawowo-czytelniczy chcę sobie zrobić. :)
Ale teraz trzeba ten pokój męża dokończyć bo biedak ma okropnie.
Znajomy chyba się na nas wypiał za przeproszeniem z tym blatem. Przykre.
Odwdzięczę się jak zadzwoni, że coś mu w kompie wysiadło. :(
Jak jutro nie da znać muszę jechać w miasto szukać stolarza. Pewnie do niedzieli biurka nie będzie, szkoda.
Chciałam pokazać Rodzicom ładne mieszkanko, oni tak się cieszą, że jakoś sobie radzimy.
Myślę, żeby urodziny męża i siostry odprawić u mnie. Posiedzimy troszkę.
W niedzielę.
Trzeba zrobić zakupy i wymyślić menu.
Idę odpocząć i pomyśleć nad wszystkim.

Marna ze mnie księgowa 2004-09-21 23:03:54

Zawaliłam księgowanie podatnika.
Wprawdzie to 2 faktury i wszystko można skorygować ale dałam niezłą plamę.
Dobrze, że z szefową o nim rozmawiałyśmy, strasznie jestem zła na siebie.
Mąż dodał, że ostatnio dużo mam różnych wpadek mniejszych i większych.
Chyba mniej skupiam się na pracy a za dużo na innych sprawach.
Obiecuję sobie nie wchodzić na forum w czasie pracy i czytać więcej opracowań księgowych.
A może za namową szefowej naprawdę przyłożę się do nauki i pojadę na ten egzamin państwowy wiosną.
Jestem cienka i już.
Tak czy tak muszę wziąść się lepiej do pracy bo w końcu ją stracę sama.
Porządki w domu nie ruszyły.
Mąż nie zadzwonił do stolarza. Ja pogadałam z tym znajomym od mebli, prawdopodobnie on zrobi ten blat na biurko. Chyba jutro podjedzie pomierzyć bo w czwartek jadą je kupować.
Jeju ile to się będzie ciągnęło, przez jeden blat i kilka półek.
Teść znikł a progów nie ma w pokojach.
Muszę go zapytać albo poprosić kogoś innego o pomoc.
Mąż jakoś mało zainteresowany tematem.
Poradzę sobie. √Üwiczę spokój i brak sprzeczek. Chcę doprowadzić to do końca i zapomnieć o słowie remont.
Sąsiad obiecał pomalować drzwi i futryny, farba jest.
A w niedzielę rodzice na kawę przychodzą.
A jutro moja siostra ma urodziny.:)))

Deklaracje 2004-09-21 00:46:04

Dziś deklaracje do skarbówki.
Niektórzy podatnicy jeszcze sobie przypominali, że materiał księgowy mają w szufladzie. A już rozłożył mnie jeden znajomy do którego dzwonię bo widzę, że brakuje materiału a on mówi, że z lipca jeszcze ma rzeczy. No zatkało mnie.
Taki bezradny, zdziwiony, że mi nie dał do księgowania. Jejuuu.
Nie lubię tak pracować w biegu, zawsze się boję, że czegoś zapomnę, źle zaksięguję, a konsekwencje wiadomo.
Po pracy mąż pojechał sprzedać program, zarobek poszedł na kupno obiado-kolacji. Ja troszkę układałam w pokoju, ale jakoś miałam dziś dwie dziurawe ręce chyba bo wywaliłam kwiatka, szkatułkę z drobiazgami, stos gazet i wysypałam proszek.
Na deser wyprałam białe prześcieradła z czarnymi jeansami męża.
Wsadził spodnie do pralki, ja nie zaglądałam i buch prześcieradła, wyjmują a tu wszystko takie bure. To on zdziwiony, że mówiłam żeby dać brudne do prania, no jaki dobry chłop pomocny od razu do praleczki mi wsadził.
I pyta czy po ciemku wsadzam pranie, że nie widziałam spodni. Buuu
3 razy je prałam, trochę zeszło ale jestem i zła i trochę się śmieję z tej sytuacji, z nas obojga.
I taki mam zamiar mniej gderać, więcej śmiechu, luzu, zrozumienia tej drugiej strony. Janna pokazała mi, że nie można narzekać, że szkoda życia.
Chcę jakoś zmienić nasze bycie razem, popracować nad tym związkiem.
Czy się uda okaże się po jakimś czasie.
Narazie słucham Jarockiej "Wymyśliłam Cię", Rynkowskiego "Bez miłości" i rozrzewniam się.
Znalazłam te kasety podczas porządków. A także płytę pocztówkową z czasów młodości mojej Mamy z piosenką "Co jej mogłeś dać". Czasami bardzo lubię posłuchać takich nagrań.:)))
Tej płyty i szpulowych taśm już nie mam na czym posłuchać, ale trzymam je. :)
To mi przypomina, że kiedyś byłam taką romantyczką a dziś od rana do wieczora zajmuję się finansami, najpierw podatników, potem swoimi.
Bardzo się zmieniłam przez te lata, mąż zresztą też, szkoda, że tyle złych wspomień mamy za sobą.
Gdybyśmy się trochę przyłożyli może razem dalej nie będzie tak źle. ;)

Zwierzęta nakarmione poszły spać, wezmę sobie jogurcik i też idę do łóżka.
A jutro od nowa wszystko, praca, dom, wieczór w sieci. :)

Tak trudno się rozumieć 2004-09-19 21:44:16

W sobotę się posprzeczaliśmy. Bo właściwie to my się nie kłócimy, podnosimy tylko trochę głos i jesteśmy poddenerwowani. Nawet za dużo nie potrafimy sobie wyrzucić.
Poszło oczywiście o remont, że nie przemyślałam go, nie zabezpieczyłam środków, nie pytałam go o zdanie.
Powiedziałam mu, że przecież nie znosi remontów i nigdy by sam nie zaczął.
Miał rację z finansami. Powiedziałam też, że chciałam dobrze, żebyśmy mieszkali jak ludzie, żeby miał ładny pokój. Poleciały mi łzy ale troszkę sobie wyjaśniliśmy.
Po tym do wieczora układaliśmy jego rzeczy. 3 razy nosiłam śmieci do kosza, do spalenia mam 3 reklamówki papierów, taki magazyn u niego powstał.
Większa część jest przeglądnięta, trochę wniesione do pokoju.
Niestety więcej się nie da bo nie ma biurka i pieniędzy na nie. :(
Mąż się zirytował podczas porządków głównie dlatego bo znajomy zmienił zdanie co do spłat jego mebli, chce gotówkę do końca miesiąca.
Nie na znajomego się zezłościł ale na naszą bezradność.
Dałam już aparat telefoniczny do sprzedaży, ale to 1/4 potrzebnej kwoty.
Chyba sprzedam jeszcze odkurzacz piorący, i tak mało go używamy.
Kupiony składkowo dawno temu.
Ja naprawdę chciałam dobrze, miałam poplanowane wszystko tyle, że na papierze. Miałam dostać małą firmę, miało być parę złotych więcej.
Nie wyszło i teraz mamy poważny problem.
Ech życie i pieniądze. Wieczny problem.

Dziś były jego urodziny. Jakich ja nie miałam planów od przyjęcia niespodzianki do wywiezienia całej rodziny na obiad do restauracji.
Starczyło na małą bombonierkę i kino.
Rodzina złożyła życzenia.
Na kawę i ciasto zaprosiłam wszystkich za tydzień. Zrobimy wspólną imprezę z moją siostrą.:)))
Nic dużego, ot wspólne posiedzenie z Rodzicami.
Mam nadzieję, że do tego czasu posprzątam całe mieszkanie i wymyślę prezent dla obojga.
Dziś obiad u Mamy, potem kino, małe zakupy typu chleb, coś do chleba i do domku. Zaraz zrobię kromeczki i pooglądamy razem tv.
W sumie było dość fajnie, choć nic nadzwyczajniego się nie działo.
Byliśmy razem i to było ważne.

Porządki poremontowe 2004-09-17 23:05:20

Wczoraj zrobiłam rewolucję w komórce.
Mamy takie małe pomieszczenie do którego się wchodzi z sypialni.
Jest tam pralka, buty i regał ze wszystkim. ;)
Wczoraj zrobiłam tam ogromne porządki, wynosiłam do kosza kilka razy różne graty.
Pomagał mi sąsiad bo mój mąż ciężko zajęty czymś był. Nawet nie wiem czym bo jak zobaczył co się święci to go wywiało z domu, przeciąg chyba. ;)
Szkoda słów na jego podejście, opisałam wszystko na forum w temacie "Trudny partner". :(
W skrócie brak pomocy, ciągła irytacja jak zapytam o coś co ma związek z porządkowaniem.
Dzisiaj sprzątałam sypialnię. Oczywiście znów z pomocą sąsiada.
Ale głównie dlatego, że on ma odkurzacz piorąco-czyszczący. A w sypialni została mi wykładzina. Odkurzył mi wszystko, w poniedziałek ma wyprać, niewiele tego jest ale aż czuć inne powietrze. Jak zobaczyłam ile tego syfu w wodzie pływa, głównie sierść psa to się przeraziłam.
Potem do worka wrzuciliśmy poduszki i odkurzacz wyssał powietrze.
Ponoć pochłania tak roztocza. :(
Dwa pomieszczenia za mną.
Jutro zrobię swój pokój, no i liczę, że mąż w końcu weźnie się za swój.
Jakąś nadzieję mam bo dziś udało mi się go spokojnie namówić na porządkowanie jego gazet, nawet część poszła na makulaturę. Mały sukces jest.
A potem został by duży pokój, kuchnia, łazienka i posprzątane po remoncie. :)
Zmęczona jestem okropnie, nogi mnie bolą i spanie męczy.
Trochę wcześnie jak na mnie, jeszcze gazety jakieś przejrzę bo mąż gra teraz z sąsiadem w queka w sieci.
Prysznic i do łóżeczka. :)))

Zwykły dzień 2004-09-16 00:23:50

Rano szybko do pracy bo pracy dużo, jestem 2 dni sama w księgowości.
I praca byłaby miła gdyby nie scysja z inną panią księgową. Dziwna cecha podważanie przy podatnikach czyichś kompetencji. :(
Pani z wielką pretensją do mnie dzwoni dlaczego ja jej koleżankę rejestruję na VAT.
A kaprys taki mam, prowizję mi miasto odpala i tak sobie wymyśliłam, że wszystkich będą rejestrowała.;)
A jak? To kogo jeszcze? ;)
I ja głupia się tłumaczę panience, która nigdy w biurze rachunkowym nie pracowała (znam ją) zamiast powiedzieć, że jak pani podatniczka taka wątpiąca w moje wiadomości to niech koleżanka jej to poprowadzi. Wrrrrr
Miałam ciśnienie zawałowe. No myślałam, że słuchawkę ugryzę.
Zaraz larum do szefowej. Najciekawsze w tym jest to, że ta podatniczka już kiedyś kogoś się radziła i wyszła na tym jak Zabłocki na mydle.
Przecież my robimy wszystko pod podatnika, żemy jak najlepiej, nie mam widzimisię w przysparzaniu sobie pracy czy opłat komuś.
Powiedziałam do szefowej, że jak jeszcze raz zadzwonią to spytam z kim podpisały umowę i czy znowu chce płakać przez czyjeś rady. Głupia nie jestem wiem co doradzam komu. Księgowa ze mnie średnia, vatowcem nie każdemu się opłaca, ale tu się opłaca właśnie.
Rozwaliło mnie to na resztę dnia.
Bo owa pani kazała czekać na telefon od siebie w rezultacie czego do skarbowego jechałam za pięć do zamnknięcia. :(
Później jeszcze coś księgowałam, ale myśli miałam cały czas przy tej sytuacji bo sama zaczęłam mieć wątpliwości. Ale zerknęłam do księgowań i mi przeszły. Ech jak ja nie lubię być księgową. ;) ;) ;)

Dziś był obiad. Ryż z kurczakiem i sosem ze słoika.
Od Mamy dostałam śliwki i winogrona.
Ruszać się nie mogę tak się objadałam.
Z resztek fileta ugotowałam psu jedzonko z ryżem. Wciął jak szalony.
Łyżkę ryżu zabrałam dla chomika.
Ucztę dziś mieliśmy wszyscy.:)))
Jakoś sobie radzimy. Jakoś.

Przyszedł kolega co braliśmy meble od niego. Zdecydował o formie spłaty tysiąca za nie. Gotówka w całości, czas do końca miesiąca. :((((((((((
Właśnie robię przegląd domu co mogę sprzedać. Na pierwszy ogień idzie telefon, kończy mi się umowa, dostanę nowy jak przedłużę, więc stary sprzedam.
1/5 kwoty by była.
Dalej nie wiem.
Jutro coś pomyślę bo dziś dużo wrażeń jak na ten dzień.

Wpadł na chwilę kolega męża.
Powiedział, że ładnie wyremontowane.
Dodał, że to pewnie duży wkład pracy Mariusza. Taaaaaaa. Ogromny.

Układam sobie na biurko, porządkuję, trochę rzeczy wywalam do kosza.
Taka graciarnia znowu mi się robi.
Muszę przeprowadzić powtórną weryfikację.
Zaczęłam stołowy odgruzowywać. Mam odkurzacz piorący. Składka była na niego, Mamy, siostry, teściowej chyba też. Jutro go wywożę do Mamy.
Ja mam wykładzinę tylko w sypialni, ale niewiele, Mama ma wszędzie to jej się przyda. Jak Teściowa będzie chciała prać to jej te 2 razy w roku przywiozę.
Ja nie mam na niego miejsca właściwie też.
Po kolei sama bym zrobiła i pokój męża, ale nie pozwala. W końcu zostaną do przeniesienia jego rzeczy, może się ruszy.
Nadal nie mam pomysłu na niedzielę.
Przyjdą jak co roku Rodzice.
Myślę czy by ich nie zabrać na jakiś odświętny obiad gdzieś albo lody.
:((((
Mój mąż nie myśli o tym nic. Będą chcieli przyjść a wejść się nie da do domu. Brak mi sił po prostu.

Koło wejścia do pokoju spadła mi jeżyna. Jest plama na tapecie. :((((
Kupię sobie kiedyś takie coś na gazety postawię koło szafy i nie będzie widać.

Czy tego chciałam zaczynając remont?
Chyba tak. Jest inaczej, pastelowo, ładniej. Gdyby nie brakowała mebli można by przynieść wszystkie rzeczy z dużego pokoju, a tak narazie część będzie musiała tam zostać, więc nikogo nie mogę zaprosić. :(

Nie mam pomysły ani środków na prezent ani dla męża ani dla siostry.
Z tym akurat jest mi bardzo źle.

Gosiu znam smak łez z bezsilności.
Niby sobie też jakoś radzę ale czemu tak pod górkę mamy ciągle.
Będzie tak zawsze?

Mam już gotowy pokój 2004-09-15 00:13:58

Właśnie skończyłam w nim układać.
Pokój z marzeń to to nie jest, ale i tak mi się podoba.
Jutro zrobię fotki bo dziś robiłam wieczorem i wyszły okropnie ciemne.
Muszę poukładać jeszcze rzeczy, ogarnąć go do końca, narazie są wniesione meble.
Sąsiad przyniósł swoje żaluzje, on ma rolety, nie potrzebował. Zapłacę jak będę miała. Powieszone już są.
Mam biurko, 3 małe szafki i jedną wysoką. Każda rzecz z innego rodzaju.
Na szczęście różnice nie są drastyczne i jakoś to wygląda.;)
Pokój wydaje się teraz ogromny w porównaniu do tego co było.
Muszę zrobić selekcję przynoszonych rzeczy z dużego pokoju, bo znów sobie zagracę jak poprzednio.
Brakuje mi stoliczka, półek, jakiegoś obrazka na ścianę, oj wiele rzeczy.
Może z czasem uda mi się go upiększyć.
Mąż niestety nie robi nic.
Jak wrócił ja nosiłam swoje rzeczy, miałam nadzieję, że go to ciut zmobilizuje. Niestety nie.
Wziął pilot i poszedł na tv. :(
Szkoda tylko, że w niedzielę Rodzice się zapowiedzieli na jego urodziny.
Nie ma szans na posprzątanie. żadnych.

Teściowie jadą jutro na pogrzeb.
Autobusem. Ja nie mogę bo ktoś musi zostać w biurze. Mąż ma coś w pracy.

Dziś nic nie jadłam. Brakło pieniędzy.
Zdarza się.
Jutro ma ktoś zapłacić, zrobię nieduże zakupy.
Można by powiedzieć chciało się remontu to są skutki. :(
Dobrze to wpłynie ma moją nadwagę.

Może dlatego czuję się jakaś zmęczona i ospała. Idę zaraz do łóżka.
A może trafiło mnie jak zobaczyłam męża oglądającego jakiś film.

W niedzielę ma 30 urodziny. Ile ja miałam planów w związku z tym.
Remont pokoju jak wyjedzie na szkolenie.
Nie wyjechał. Pokój zrobiony, nie dokończony. Brakło na blat biurka, żaluje, półeczki.
Potem był pomysł z kilkoma dniami w Londynie. Mniej więcej w tym samym czasie miałaby urodzina szwagierka.
Pomysł przepadł ze względów finansowych.
Kolejny pomysł to obiad w jakiejś niedrogiej kanjpce dla Rodziców.
Ja nie mam stołu, przy ławie wszyscy się nie mieszczą.
W restauracji jest inaczej, odświętnie.
Niestety jak brakuje na jedzenie trudno myśleć o czymś takim.
Zresztą moi Rodzice zepsuli by nastrój hasłami w stylu "pieniędzy nie macie a takie rzeczy wymyślacie".
Tylko, że niektóre okazje są jedyne, a życie to nie tylko robota i pomidorowa.
W tej chwili portfel mam pusty a pomysłu żadnego.
3 dni po mężu urodziny ma siostra, to już zupełnie nie mam pojęcia co kupić.
Ostatnie tygodnie to tylko remont nawet nie pamiętam czy o czymś wspominała.
Jestem załamana.
Ten obiad to miał być dla nich dwojga.
Straszna jestem. Tyle naprzód miałam tyle planów, kilka dni zostało i jestem w lesie.
Ja chyba już nie daję rady.

Odeszła Ciocia męża 2004-09-13 22:35:28

Naprawdę fajna osoba. Ciepła, serdeczna i taka pełna życia. Miała raka piersi, późno zgłosiła się na badania.
Dawali jej szanse, ale po 2 latach okazało się, że są przerzuty do płuc i mózgu. Pół roku chorowania, 10 dni w szpitalu i dziś telefon, że zmarła.
Jeśli mężowi nie uda się załatwić urlopu trzeba będzie jakoś teściów wysłać autobusem. Ja nie mogę jechać bo ktoś musi zostać w biurze.
Moja teściowa nawet w takiej chwili potrafi palnąć coś niestosownego.
Już po kilku godzinach jak trochę ochłonęła, mówi, że mogła iść do fryzjera, bo jak ona wygląda. Normalnie. To pogrzeb nie ślub.
Powiedziałam jej, że chyba nie jest to teraz ważna rzecz. I był koniec tematu.
Czasem za dużo mówi.
Także tydzień zaczął się smutno.

Oprócz tego w pracy jakaś dziwna atmosfera. Jakby nam ktoś siły życiowe odebrał. Ta historia z szefową ostudziła zapał, zabrała przyjemność pracy. No i fakt, że biuro się nie rozwija. Za dużo ich w tak małym mieście. A same bez szefowej nacodzień raczej sobie nie poradzimy na dłuższą metę. Na dodatek ten podatnik co już teraz miał problemy z płatnościami jeśli zamknie firmę to będzie cieżko.
Do końca roku będzie wiadomo co dalej, czy mamy sobie szukać pracy czy są szanse na przetrwanie biura.
W międzyczasie ja spróbuję przygotować się do egzaminu państwowego. Po nim można samemu prowadzić biuro.
To dopiero wiosną najwcześniej. Zobaczymy. Co z biurem i pracą będzie.

Poprawiłam linki, nie wiem czemu mi się te zdjęcia w albumie nie otwierały.

Tradycyjnie małe starcie z mężem.
Tradycjnie remont nie skończył się dziś. Czyli jak się obawiałam chyba/może jutro.
Tradycyjnie mąż nie ruszył palcem w domu.
Przetrwam ten remont, ale nie gwarantuję co będzie dalej.
Być może stworzymy własne dwa światy w jednym mieszkaniu.
Czasem po prostu mam dość. Tak zwyczajnie jestem zmęczona takim życiem. Związek, bycie razem powinno dawać więcej radości niż trosk.
Bo problemów poza nim jest nadto.
A jeśli układa się tak sobie a nikt nie ma sił/chęci tego zmienić pozostaje żyć obok. Czasem myślę by tak zrobić.
Chyba dziś jestem do niczego.
Uciekam.

Widziałam samolot :)))))))) 2004-09-12 23:39:44

Pierwszy raz w życiu na żywo.
Uczucie niesamowite. Pierwszy kontakt miałam latem jak byłam na pół dnia w Warszawie, ale z daleka bo startował.
Dziś odwoziłam szwagierkę na lotnisko i wszystko widziałam. Jak się odprawia, jak przechodzi dalej, potem taras widokowy i mnóstwo osób machających na pożegnanie. Wprawdzie w Pyrzowicach to lotnisko nie jest duże, tymbardziej samoloty ale zawsze to coś.
Strasznie długo trwają te wszystkie ceregiele kontrolne. W sumie wyjechaliśmy z domu o 15, lot był o 18.30, opóźniony godzinę, to ona w domu będzie koło 23. Szybko to nie za bardzo. Wiadomo bez porównania z autobusem, prawie 2 dni jazdy.
W międzyczasie przyleciał samolot Lufthansy, ten dla bogatszych. Nawet schodki miał z parawanem. ;)
Do Wizzarda szło się pieszo. ;)
Wróciliśmy do domu o 21.
Zabawne jest to, że mówi się lotnisko Katowice-Pyrzowice. Od Katowic na lotnisko jest jakieś 30km. To chyba tylko takie umiejscowienie ogólne.
Trochę nie rozumiałam jednej rzeczy.
Pan wydający bilet ważył bagaż.
Łącznie było 28kg. Powiedział, że 5 kg trzeba przełożyć do podręcznego.
A jaka to różnica gdzie będą te rzeczy? I tak zabierze wszystko jeden samolot.
Obok nas dziewczyna miała ogromną torbę, która ważyła 22kg, pewnie same ciuchy. Więc nie chodzi o wielkość.
Dziwne, ale się nie znam.
Aha podręcznego wolno było mieć 10kg.
Zdziwiło mnie, że na lotnisku już nie sprawdzają. Pamiętam jak odwoziłam męża jak jechał na szkolenie to w stolicy wszyscy przechodzili przez bramki.
Tutaj w sumie małe lotnisko.
Dziwnie się czuję. Udało mi się ze szwagierką jakoś dogadywać, trochę zrozumieć i dotrzeć do siebie i ona wyjechała. Może tyle starczy na początek. Może kiedyś będziemy sobie bliższe, a może jednak nie.

Teściowa dostała telefon od rodziny, że z jej siostrą dosłownie z dnia na dzień jest coraz gorzej. To strasznie jak szybko postępują przerzuty w głowie.
Przerażające. Ciocia już nie chodzi.
Wszyscy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji i wszyscy czekają na cud.
że wstanie, zaśmieje się, że będzie jak kiedyś.

Czuję się zmęczona wrażeniami. A nie mogę iść spać bo czekamy na telefon.
Mąż obiecał znajomemu, że go odbierze z wesela. Powiedziałam, że nie musi wychodzić pierwszy. Niedługo będzie północ, chyba wyjdzie ostatni.
Nie uwierzycie, właśnie wysłał sma, że czeka.
To jadę.
Potem odpoczynek przed kolejnym tygodniem pracy.

Nienajlepsza sobota 2004-09-12 11:27:38

Wprawdzie kupuliśmy panele i wszystko do tego ale układanie coś nie szło.
Okazało się, że mąż i teść nie poczytali instrukcji. Mój teść zawsze wie najlepiej i musieli rozebrać 1/3 i układać od nowa. Przez to nie przymocowali listew i pokój jest nieskończony. A w planach miałam układanie rzeczy dzisiaj. No trudno.
W tym czasie jak oni układali ja zawiozłam blat ze starego biurka męża na działkę do Rodziców. Tato zrobi sobie z tego ławeczkę.
Pojechałam na cmentarz, posprzątałam, zapalilam znicze.
Później poszłam do teściowej. Była tam szwagierka. Rozmowa jakoś się nie kleiła. Z kilku powodów.
Po pierwsze włączony tv. Po drugie szwagierka była z 10 letnią siostrą. Myślę, że są sprawy, które dziecko nie musi znać.
No i co najważniejsze mój szwagier znowu coś narozrabiał. Ona beczeła, teściowa milczała ja siedziałam z otwartą buzią. Ja teściowa wyszła zapalić zdążyłyśmy tyle sobie powiedzieć, że niektórzy nigdy się nie zmienią. Przykład mój teść. A jego młodszy syn to wierna kopia kombinowania. żal mi tej dziewczyny.
18 tydzień ciąży i takie problemy.
Powiedziała jedno, jeśli on się nie zmieni to będzie koniec.
Moja teściowa natomiast jest dość nieobiektywna. A już napewno co do niego. Wciąż mu wierzy.:(
Odwiozłam ją do domu Rodziców a dziś o 15 zawozimy ją do Katowic na lotnisko.
Tymbardziej o naszych planach wyjazdowych mozemy zapomnieć.
Polecimy wiosną na chrzciny.
Teraz długo będziemy spłacać remont.
O to właśnie wieczorem było spięcie między mną a mężem.
Twierdzi, że wpuściłam nas w niezłe zadłużenie bo mi się zachciało remontowania. :(
Przykre to, że ktoś kto właściwie palcem nie tknął zamiast docenić narzeka. Remont był po prostu niezbędny, czy teraz czy za pół roku.
A my nigdy nie będziemy na niego mieli.
Skończyli układać panele o 19.30.
Pytam go czy będzie w końcu przenosił swoje rzeczy do siebie. Nie, bo musi napisać raport. Patrzę o 20 a on leży na łóżku i biega po internecie (notebook firmowy).
Pytam więc a co z raportem. Już mu się nie chce pisać. Brak mi słów. Powiedziałam co o tym myślę to się wściekł. Nie mogę zrozumieć jak można chcieć żyć w takim bałaganie.
Ma w pokoju ustawione meble, tylko przenosić rzeczy, na co czeka?
W tygodniu nie będzie czasu bo praca, tak jakby on jeden pracował a cały świat nie. Jest tak totalnym bałaganiarzem, że czasem mnie odrzuca.
Przestaje go rozumieć, przestaje mi się chcieć go rozumieć. Te jego wybuchy, zirytowany wiecznie ton.
Przykład. Układa panele z tatą. Tato robi przerwę na papierosa. Mówię więc do niego, żeby mi zniósł zza drzwi blat do auta. Co znaczy doniósł do windy (1 piętro) i z klatki do auta kilka kroków.
No jak mnie ofuknął, jakbym gow tym momencie o wyjazd na zakupy do Katowic prosiła. Na szczęście zszedł sąsiad i jakoś go wyciągnął i znieśli ten blat.
Dodam tylko (wcale nie złośliwie), że blat został wyniesiony za drzwi jakieś 2 tygodnei temu i czekał tyle czasu aż mój mąż go zawiezie na działkę.
Nie mogę pojąć jak można nie chcieć sobie ładnie zrobić w mieszkaniu.
Nie mogę. On jest chory jak ma pracować fizycznie. No chłopak urodził się do wyższych celów, ale jakich. ;) ;) ;)
Gdybym miała powiedzieć o sobocie to na plus jest położona podłoga, na minus nie dokręcone listwy i historia ze szwagrem. Spięcia z mężem to codzienność więc nie wymieniam ich w bilansie sobotnim. ;)

Czuję się taka zmęczona 2004-09-11 11:02:05

I idę się położyć do łóżka o 21, niby na chwilę, zostawiam włączony komputer a wstaję dziś o 8 rano. Nieźle mnie zmogło, spać tyle godzin, ho ho.
W pracy było sennie i leniwie, chodziłyśy takie zakręcone, chyba trzymał nas wstrząs z poprzedniego dnia o wypłacie. Pracy było sporo, więc każda coś tam dziubała przy komputerze. ;)
W międzyczasie szybko wyskoczyłam po farbę. Zawiozłam teściowi. Który mnie zgrzał maksymalnie. Przykleił tapetę naokoło drzwi i nie pomalował framugi.
No wygląda to rewelacyjnie. Na moje pytanie powiedział, że zrobi to późnej. Przecież tak się nie robi. Czasem mam wrażenie, że robi to byle zrobić, byle jak, byle szybko. Szczęście w tym, że nowa tapeta, sama podłoga z paneli zupełnie zmieniają wygląd mieszkania więc będę się starała nie psuć efektu tymi niedociągnięciami.
Po pracy położyłam się na chwile z psem na łóżku i zdrzemnęłam się.
Zadzwonił mąż, nieprzytomna byłam okropnie, nie znoszę takiego spania w dzień, potem nie umiem się ocknąć.
Wzięłam auto, psa i pojechałam z sąsiadem na jego garaż sprzątnąć je, potem dojechał mąż. Wróciliśmy pod dom po 20. Po drodze wzięłam od Mamy 4 słoiki z jedzeniem. Na dziś i na jutro.
Kochana Mama.
Potem poczułam się tak bardzo zmęczona, że niby na troszkę się położyłam a obudziłam dziś.
A co dzieje się u mnie dziś napiszę wieczorem.
Zdradzę tylko, że mam panele i szukam teścia bo godzinę temu wyszedł ze śmiećmi i znikł. ;) ;)
Jak go znajdę zacznie się robota.
Pewnie mi odłączą komputer.
:)

Bez wypłaty? 2004-09-09 23:32:00

Dziś wpadła do nas szefowa.
Zagląda rzadko do biura bo jest główną księgową w dużej firmie a to biuro to taka uboczna działalność.
Niby głównie dla nas zebyśmy miały pracę. No mniej więcej.
Miała rozmowę z jednym z podatników, takim większym. Otóż pan ten oświadczył, że nie zapłaci nam za księgowania bo nie ma pieniędzy.
Szkoda, że nie powiedział tego jak przynosił materiał księgowy.
To duża firma więc brak takiej kwoty to albo nie zapłacona część podatku albo część ZUS-u.
Po rozmowie szefowa weszła do nas i powiedziała, że zostaje postawiona przed faktem dokonanym i nie będzie przelewu. Więc ja na to, że może nie zapłacimy całości tego co mówiłam.
Nagle jej furia, że to musi być absolutnie zapłacone, bo to firma jej męża i musi być wszystko na bieżąco.
Więc jej powiedziałam, że w takim razie zostają nasze wypłaty.
I wiecie co powtórzyła, że nic nie poradzi bo pan postawił ją przed faktem dokonanym.
Nie mogłam uwierzyć. Biuro jest maleńskie, dochody mizerne i ktoś tak sobie kompletnie nie przejmując się nami pozbawić chce mnie takiej wypłacinki.
Zrobiłam małe poruszenie i podatnik obiecał za ten miesiąc jeszcze zapłacić.
Lubię moją szefową ale jak się zarabia 6,7 razy tyle co ja to się chyba nie wie co to jeść nienajświeższą bułkę z masłem jako posiłek na cały dzień.
Oderwała się od rzeczywistości czy co?
Rzuca dziwne hasła, kombinuje, czasami mam wrażenie, że jestem traktowana jak typowa blondi. Może księgowa ze mnie średnia ale liczyć umiem.
To było okropne rozczarowanie jej osobą, postawą olewczą i podejściem do nas.
Będę rozglądałam się za dodatkową pracą. Nie dam rady ciągle pracować za 600zł i mieć tak ogromną odpowiedzialność. I być źle traktowaną.
Tak ja się ogromnie cieszę, że w ogóle mam pracę. Ale w przyszłym miesiącu ten pan nam nie zapłaci więc nie wiem co będzie.:(

Po pracy pojechałam z koleżanką do swojego lekarza jako pilotka, zjadłam mu talerzyk cukierków taka byłam głodna. Powiedział, że mogę wrócić do drugiej serii antybiotyków bez problemu (porada gratis) więc może od dziś wieczora zacznę z mężem je brać.

Potem koleżanka zawiozła mnie do mojej byłej sąsiadki z którą nie widziałam się kilka lat. Tzn mijałyśmy się jak ona też przyjeżdzała do rodziców, ale jakoś kontakt się rozluźnił.
Teraz jest u niej siostra, która przyjaźniła się z moją więc postanowiłyśmy odświżyć kontakty.
Mimo tylu lat sporadycznych kontaktów było całkiem miło i wesoło.
Jest jej ciężko, mąż stracił pracę, teraz ściągnęła go jej siostra do Włoch do pracy. Ściągnęła i przyjechała do niej. Zobaczyłam jak ciężko żyje się ludziom. I tak mi wstyd było, że ja narzekam. Jej mieszkanie to prosi się o remont. Ale to nie jest rzecz na którą może sobie pozwolić.
Ja i mąż jesteśmy sami, jak ja nie dojem to ja to zrozumiem, wiem, dam radę. Ale ona ma dwoje dzieci w wieku szkolnym, one muszą lepiej zjeść (tzn więcej niż bułkę dziennie), one potrzebują nowych ciuchów bo rosną, wyprawki do szkoły. Myślałam jakbym jej mogła pomóc, co zrobić. Zastanowię się.

Remont poszedł do przodu tzn. mam wytapetowany swój pokój. No i niestety narazie to koniec bo nie mam pieniędzy.
Na panele, farbę i wykończenia.
Rozmawiałam z Rodzicami też nie mają.
A teść wyjeżdza we wtorek gdzieś do pracy i trzeba się sprężyć. Brakuje mi tysiąca złotych. Muszę stanąć na głowie by go zdobyć i skończyć to.
Na długie lata wszelkie remonty mam z głowy.
Wprawdzie można znaleźć wiele niedociągnięć ale już się nie rozczulam, to nie salony to zwykłe mieszkanie. To nie fachowiec za ciężkie pieniądze, to domowa robota teścia.
Nie jest źle a jak będą meble to pokój nabierze lepszego wyglądu.
Mąż ma jutro ułożyć na stałe swoje meble, powoli przenosić rzeczy, jakoś to idzie powoli ale do przodu.

Jutro muszę być wcześniej w pracy bo podatniczka ma przyjść po deklaracje, uciekam więc odpocząć, zebrać siły do kolejnego dnia.
Pozdrawiam. :)))

A ja taka zmęczona 2004-09-09 00:16:19

Tym wszystkim.
Teściowa jest w Krynicy u Rodziny, a właściwie była bo wróciła dziś wieczorem.
Poszłam do niej i przegadałyśmy ponad 2 godziny. W tym tygodniu mam same długie ciekawe rozmowy z wieloma osobami.
Opowiadała o swojej najmłodszej siostrze, która umiera w Gorlicach na raka. Zaczęło się od raka piersi, po 2 latach są przerzuty na płuca i do mózgu.
Tak niewyobrażalna tragedia, że nie można jej ująć w słowa. Patrzeć jak odchodzi ktoś bliski i nic nie móc zrobić.
W pracy dużo pracy i chyba to lubię, choć czasami wprowadzanie faktur do komputera tak nuży, że można zasnąć.
Sama w biurze przyjmowałam podatników, materiał księgowy.
Czasem chciałabym tam pobyć trochę sama. Tylko jak odebrałam 5 telefon od jednej podatniczki to siły mi opadły.;)
Przyszła kuzynka męża, troszkę żeśmy poplotkowały, trochę pomówiłyśmy na poważniejsze tematy. Ona jest dla mnie wzorem. Ma biuro rachunkowe, więcej podatników, troje dzieci i wybudowała dom. Ma męża, ale dość biernego. ;)
Ona zawsze ma humor, siłę, energię, jest niesamowita. Dziś powiedziała, że miewa dość, że nie cieszy ją ten dom.
że tak wiele ją kosztował. Zamieszkali z nimi teściowie, no cóż. Nie jest dobrze. Dwie kobiety w jednej kuchni i salonie, nie może się udać.

Mąż umówił się ze stolarzem na jutro.
No nareszcie ktoś dojrzał.
Nawet zwrócił uwagę Teściowi, że sufit to coś niebardzo mu wyszedł u mnie.
Jutro ma tapetować. Fajnie.
Ale jeśli tak to w piątek byłoby dobrze mieć panele. Ale to niewykonalne.
Troszkę ugrzęzłam finansowo i muszę to ogarnąć. Muszę też iść gdzieś po prośbie bo nie damy rady sami. :(

Czuję się zmęczona tym remontem, nisko płatną pracą w biurze, kłopotami w rodzinie. Wszystkim po trochu.
Po pracy pojechałam do makro po artykuły biurowe dla kancelarii.
Kupiłam dla siebie pióro kulkowe, lubię szperać w artykułach przecenionych, za kilka złotych mam nowe pisadło.

Czasami jak dużo osób coś ode mnie chce, czuję się taka senna znużona, chcę uciec, wtulić się w poduszkę i zasnąć.
Niech mnie ktoś przytuli.

Nokaut męża :((( 2004-09-07 23:39:52

Wynosiliśmy coś z pokoju, był już prawie pusty tylko wykładzina.
Wygłupialiśmy się. On mnie uszczypał i dziabnął palcem w żebra. O jak ja tego nie znoszę. Zirytowałam się i go popchnęłam. Upadł na ziemię.
Jeju ale się wystraszyłam bo została jeszcze szafka a on poleciał niedaleko niej. Jak się zbierał to tylko patrzyłam czy wszystko jest ok.
A on? Nie był nawet zły był zdziwiony, że tak się stało. Mówi, że jakiś słaby jest, jakiś zmęczony.
No może ciut siły użyłam ale byłam pewna, że się zaprze i tak się podroczymy.
Już mi się odechciało takiego wygłupiania. Chciałam mu dziś kupić jakieś witaminki ale mówi, że przecież nie ma anemii. To chyba nie ma nic wspólnego.

W pracy luz, nie ma teściowej. :)))
żartuję, choć jest inaczej to czasem tak trzeba odpocząć od siebie.
My jesteśmy i rodziną i pracujemy razem.
Więc jak było tak cicho i spokojnie to popracowałam troszkę, dwóch podatników zaksięgowałam, nawet deklaracje są gotowe. Trochę mi dziwnie było, że tak wcześnie, ale mają podatki do zapłaty to dobrze, żeby wiedzieli wcześniej.

Zadzwoniłam do Mamy, chcąc wprosić się na jakąś zupkę, akurat trafiłam na pomidorówkę. Pycha. :))))

W domu remont idzie, choć tempo jest stałe. ;)
Mąż dziś tak się plątał, kręcił, że w sumie nic nie zrobił konkretnego.
Wrócił wcześniej i zmarnował czas.
Kompletnie nie umie go zaplanować.
Tak jakbym ja umiała.
Miał zadzwonić do stolarza żeby przyjechał pomierzyć blat na biurko i parapet. Niby dzwonił niby nie. Sama nie wiem. Jutro chyba sama zadzwonię, ale wolałabym żeby sam to załatwił bo to jego biurko i niech tłumaczy jakie ma być.
No co ja z nim mam. ;););)
Potem czegoś szukał. Mówię mu ustaw meble po swojemu, Tato ci skręci możesz po mału przenosić rzeczy, segregować.
Jeden telefon i już musiał właśnie teraz gdzieś jechać.
Następnie głowę mi zawraca, żebym poprosiła sąsiada o udostępnienie garażu na sprzątanie. Kiedy ja umawiam i czekamy na niego on siedzi gdzieś kilka godzin. Nawet nie zadzwoni.
Dobrze, że to kolega-sąsiad i nie siedział w domu specjalnie.
Oj jak ja bym go lała czasem. ;)
Męża oczywiście, sąsiad robotniejszy egzemplarz. Będzie miała z niego żona pomoc w domu. :)

W moim oknie wciąż pali się światełko.
Od wczoraj. To duży wkład do znicza.
Pewnie zgaśnie jutro.

Wykupiłam dziś antybiotyki.
Niezależnie co będzie dalej musimy wyleczyć te bakterie. Aż 3.
Pani w aptece nie wiedziała czy mi może dać leki na zniżkę bo data była 31.08.
Według niej to 8 dni, według drugiej 7.
Koniec końców udało się ze zniżką.
Wprawdzie leki nie były takie drogi, (mój kochany doktor) i bym je wykupiła i tak ale zawsze zostaje parę złotych.

Spacer z psem właściwie zakończył dzisiejszy dzień.
Jeszcze troszkę tv, może jakaś gazeta i spanko.
A jutro kolejny dzień.
Praca, remont, internet. :))))

To był miły dzień :) 2004-09-07 00:13:24

Niewiarygodne ale naprawdę tak było.
Ja czasami boję się tak mówić i czuć szczęśliwą bo wydaje mi się to niemożliwe.
Jak coś mi wyjdzie, jak czasem finanse wyprowadzą na małą prostą i ogarnia mnie euforia ganię się, że chyba o czymś zapomniałam, że to niemożliwe.
że nie może być dobrze bo nigdy nie było.
Rano byłam u fryzjera. A konto wypłaty.
Pan mnie mocno wycieniował, trochę rozjaśnił, wyprasował i zaprosił na jakąś kurację. :)))
Zrobiłam zdjęcia ale skasowałam bo wyszłam jak topielica a nie było widać dokładnie rodzaju cięcia.
Wróciłam do pracy i zadzwoniła kuzynka męża, żeśmy troszkę poplotkowały. :)))
Potem przyszła szwagierka i znowu babskie pogaduchy. :)))))
Pierwszy raz odkąd się znamy jakoś tak swobodniej i szczerzej żeśmy pogadały.
Pokazała mi inną siebie, powiedziała o szwagrze coś więcej. Nie było teściowej, mogłyśmy spojrzeć na swoje związki pod kątem kontaktów z teściami inaczej. To wszystko wiele mi dało, cieszę się, że tak nam poszła rozmowa.
Ona przyszła prosić żeby ją odwieźć na samolot w niedzielę.
Nie stanie się tak, że będziemy przyjaciółkami, ale zrobiłyśmy mały krok do siebie.
Potem przyszła koleżanka z którą kiedyś pracowałam ja i tą która siedzi ze mną, z malutkim synkiem.
Gdy rodziła pierwsze dziecko zaniedbano opiekę nad nią i maluch urodził się z porażeniem mózgowym.
Teraz wszystko poszło dobrze a maleństwo było do schrupania.
Na koniec dniówki (bo to wszystko działo się w czasie pracy) pogadałyśmy sobie od serca z koleżanką.
O finansach, pożyczaniach, układach rodzinnych.
O mojej teściowej, którą los mocno doświadczył. Doszłyśmy do wniosku, że złe doświadczenia bardzo niszczą ludzi, powodują zgorzknienie, zazdrość o lepszy byt u innych, brak chęci na cokolwiek.
Wychodziłam do domu taka naładowana pozytywnie, taka pełna wiary w ludzi, los.

W domu teść poprosił o papierosy. Mąż kupił po drodze.
Razem z nim przeniosłam meble do pokoju szefa, ustawiliśmy je. Jutro ma je skręcić lepiej, ja umyję i można układać niedługo.
Niestety nie ma blatu na biurko i parapetu bo nie ma środków i tak trochę nieskończony ten pokój.
Wyniosłam rzeczy ze swojego pokoju, nawet mąż mi pomagał. Naprawdę !!!
Ale żeby nie było za dobrze, zirytował go mój pomysł wyniesienia szafki na kółkach o godzinie 22.30 bo robię hałas i poszedł przed tv.
Teść zrobił sufit, jutro ma czyścić go i może malować. Potem tapeta.
Idzie to jakoś. :)))
Na śniadanie był słodki rogal a na obiad sałatka warzywna od Mamy, kolacji nie ma. Cienko. Mąż się śmieje, że powinniśmy chudnąć a tu nic. ;)
Dzwoniła Teściowa, z jej siostrą nienajlepiej. :(((
Nie potrafię i modlę się by nigdy nie doświadczyć tego co ona. Nie potrafię sobie wyobrazić co czuje człowiek wiedząc, że odchodzi. Panikę, strach, godzi się z tym. To takie straszne.
To taka fajna babka.

Moja siostra napisała, że chce iść do szpitala na laparoskopię a ja ją zrugałam.
Mam wrażenie, że jej życie to bieg, praca, chaos. że jeszcze czas na drugie dziecko, że sobie nie poradzi, że się nie wyleczyła.
Ogarnęła mnie panika, że to operacja, coś poważnego, że to toxo nie wyleczone, że wymazy nie zrobione.
Zaskoczyła mnie, źle zareagowałam, ona mnie wspiera, motywuje wyciąga w leczeniu a ja ją dziś nie.
Przecież to jej życie, jej decyzja.
Chwilami mam wrażenie, że forum ją za bardzo nakręciło, że nie widzi jak będzie jej trudniej. że Mama już tyle nie pomoże, bo sama chodzi od lekarza do lekarza.
Czuję się z tym strasznie.
A może to tylko ja widzę problemy, strach, a ona czuje, że da radę.
Chciałabym mieć jej siłę i determinację w walce o dziecko, ale nie mam.

Cały wieczór pali się u mnie w oknie światełko.
Mąż dorzucił tam kolorowy wosk.
Za te wszystkie aniołki, które klasami do nieba poszły. [']

Była sobie niedziela 2004-09-06 01:07:56

Była sobie niedziela ...chodzę i nucę na melodię "ale za to niedziela"...
Minęła szybko choć leniwie.
Byliśmy na obiedzie u Mamy, jak praktycznie co niedzielę. Tam była Ciocia z Wujkiem spod Częstochowy.
Cocia Basia która nie zmieniała się praktycznie od lat, ona, jej poglądy.
Jest tak stała, że aż niewiarygodna.
Nie byłam u niej od ślubu, choć kiedyś z Rodzicami jeździłam dość często.
Obiecałam jak zawsze, że przyjedziemy.
Mój mąż nie powiedział przy obiedzie chyba ani słowa, a mówi o mnie, że nie rodzinna jestem.
Może go tam wyciągnę bo Rodzice by chcieli jechać jesienią. Może.
Lubię to Wujostwo choć mają bardzo tradycyjne podejście do życia, są fajni, gościnni i zawsze dobrze się u nich czułam.
Nie wiem jak to się stało, że po ślubie zaniedbałam Rodzinę, znajomych.
Czas to nadrobić.
Po obiadku wróciliśmy do domu na leżenie przed tv i dojadanie smakołyków od Mamy czyli bigosu i sałatki. :)
Omówiliśmy bardzo spokojnie sprawę blatu w pokoju męża. :)
Oczywiście z rana kilka razy zirytowałam tym tematem szanownego małżonka, ale do popołudnia przegryzł temat i już szło pogadać. ;) ;) ;)
Wieczorem natomiast usłyszałam z sypialni pytanie czemu nie poszliśmy do kina na jakiś film. Ja na to przecież pytałam cię rano co dziś robimy trzeba było coś zaproponować. Odpowiedź "a czemu ja" sprawiła, że nie chciało mi się dalej gadać.
Tradycyjnie już jak to w niedzielę przyjechała pod blok policja bo jakaś banda pijanych chłopaków się wydzierała. Po ich interwencji nastała tak błoga cisza, że aż dziwne to było.
Nie wiem czy tak się da, ale wpiszę tutaj obok na pasku linka do fotki z kawałkiem pokoju, żeby pokazać czym mam zawracam głowę już drugi tydzień-
Pokój szefa.
Spotkało mnie dziś coś miłego.
Postanowiłam "podać dalej" ten gest.
Mam nadzieję, że sprawię, że ktoś się uśmiechnie.
Dobranoc. :)

Sobota 2004-09-05 09:52:25

Pełna planów ile to zrobimy i w ogóle.
Najpierw mąż zawoził teściową na autobus do Katowic. W drodze powrotnej domyślił się !!! i kupił wykończenia do swojego pokoju.
Ale wrócił około 13, w tym czasie teść pokręcił się i znikł.
Opadły mi ręce.
Zaczęłam drapać swój pokój. Ale nie mam gdzie wynieść rzeczy bo duży pokój jest zawalony meblami x2 czy starymi i nowymi męża i całą jego graciarnią.
A uwierzcie mi jest tego chyba tona. ;)
Więc robię dyskretne podchody do męża kiedy zrobią te listwy itd. To ten mnie ofukał, że mi się pali, że to trzeba przemyśleć jak położyć pod nimi kable. :(
Kończąć włączył komputer i tam zrobił plan pokoju. No nie.
Nie chcąc zaogniać i komentować czy dziś remonty robi się w komputerze dalej drapałam ścianę. I tak się dziwiłam co mi tak to idzie dobrze, a ja byłam taka zła, że wyżyłam się na niej. I w sumie do zdrapania został mi nieduży kawałek za szafą. Którą trzeba opróżnić i wynieść ale nie ma gdzie itd itp.
W stosunku do soboty zawsze mam dużo planów, ile to nie zrobię. Najczęściej zostaje to wszystko tylko w planach.
Wczoraj także moim zdaniem niewiele zrobili. Ale nie komentowałam już.
Skończyli mocowanie listew przed 21, można było podbić filcem meble i je wnieść. A tak ruszyć się już nie da w niektórych miejscach.
Niestety ale mój mąż do pracusiów nie należy. Jemu nie przeszkadza, że by dostać się do łazienki trzeba się nieźle nagimnastykować. To taki dziwny typ, że gdyby mógł to by to tak na zawsze zostawił. On ma dziwny dar nie dostrzegania bałaganu, rzeczy do zrobienia. Niesamowite. ;)
Wiecie, że on nadal śpi, czasem go muszę budzić na obiad. Dziwne.
Bo dla mnie takie dosypianie powoduje, że jestem bardziej nieprzytomna niż jakbym spała krócej.
Czasami zupełnie go nie rozumiem i jest dla mnie tak obcy, gdy nie znajduję z nim porozumienia. Gdy na tak wiele spraw patrzymy inaczej jak teraz.
Myślałam, że wspólnym dążeniem będzie zrobić ten remont, doprowadzić go jak najszybciej do końca by było ładnie.
Trafia mnie gdy słyszę jego marudzenie i rozlazłość.
Często mu dogryzam mówiąc, że jakby się paliło, to by spodni na tyłek nie zdążył ubrać bo ta wolno wszystko robi.
Chyba mi podpadł. ;) ;) ;)
Kończę bo teraz ja marudzę.
Miłej niedzieli sobie i wam życzę. :)))

Nie lubię planowania 2004-09-04 00:21:26

Nie lubię długoterminowego planowania.
Jeśli czegoś chcę to już teraz zaraz.
Nie leży w mojej naturze planowanie czegoś kilka tygodni/miesięcy do przodu.
Zawsze coś się zmieni, wyskoczy i nici z założeń.
Wolę żyć na bieżąco, krótkimi odcinkami jak mąż mówi.
Pojechałam dziś po nagrywany film do kuzynki męża. Dowiedziałam się, że z siostrą teściowej chorą na raka jest gorzej, że choroba postępuje.
Teściowa przekładała wyjazd bo praca, bo pieniądze, bo synowa z Anglii.
Wróciłam i w sumie zorganizowałam jej wyjazd. Sprawdziłam jej autobusy, wyznaczyłam męża by ją zawiózł na dworzec. Nawet z finansami się ułożyło.
Kupiłam jej troszkę słodyczy na drogę, dałam gazety, książki, torbę.
Nie ma co czekać, nie wybaczyłaby sobie gdyby się z nią nie widziała.
Przepraszam, że tak nieskromnie ale to ona powiedziała, że przywiozłam jej złą nowinę od kuzynki ale spowodowałam, że jutro rano wyjeżdza.
Objeździłam dziś miasto, po brakujące 2 sztuki paneli, gipsar. Na to uzbierałam, co dalej nie wiem.
Byłam na chwilę u Mamy. Tato jak usłyszał ile remontuje był dumny/zadowolony.
Gosiu uskrzydla mnie to, że uczę się sama sobie dawać radę, organizować różne rzeczy. Fajne uczucie.
Byliśmy w sklepie po chleb. Nagle wielki rumor się zrobił. Wyglądało jakby ktoś wywalił skrzynkę z piwem.
Ochrona taszczyła jakiegoś człowieka.
Jeju aż się płakać chciało patrząc na niego. Starszy, chyba miał problemy z chodzeniem. Pewnie przyszedł po piwo i chciał ze skrzynki, źle odsunął, coś potrzaskał. Tak starsznie mi go było żal. W tym momencie zobaczyłam inną twarz nałogu. Bezradność i słabość tych ludzi. Brak pomocy.
Jeśli pobił tego trochę to nie wypłaci się, za co będzie żył jak sklep będzie domagał się zapłaty.
Wyraziałam głośno opinię, ale ekspedientki traktowały to jako sensację nie widziały w tym zdarzeniu człowieka a potrzaskane butelki.
Czy puściłabym go gdyby to był mój sklep? Musiałabym z nim porozmawiać.
Coraz więcej biedy i alkoholizmu wokół.
Wczoraj policja kilka razy objechała osiedle a dziś przed chwilą znów jakaś banda biła się pod blokiem.
Zaczyna mnie to przerażać.
Spokój, poczucie bezpieczeństwa i pewność jutra to dziś rzeczy trudne do zrealizowania. A może już nieosiągalne.

Mąż wrócił ze szkolenia marudny. Ale ja się nie przejęłam zbytnio.
Jak on do mnie mówi zirytowanym tonem to ja go zaraz atakuje. I w końcu ustalamy coś.
Dla niego wszystko jest problemem.
Mieliśmy jechać po ten worek gładzi. 25kg. Próbuję go wyciągnąć ze sobą i słyszę w odpowiedzi żebym kupiła 5 po 5 kg to dam radę wnieść. Nic tylko wyciągnać spluwę.
Następne marudzenie na schodach bo nie powiedziałam mu przy wyjściu, że ze sklepu zajadę do Mamy na minutę.
A niech sobie marudzi.
Załatwiłam wszystko.
Dodrapałam ścianę do końca. Teść dużo dziś nie zrobił, ale nie poganiam, spokojnie.
Jutro będę drapała drugą ścianę gdy mąż zawiezie swoją Mamę to może Teść podgoni troszkę. Wiem, że ma dużo pracy a pomocy fizycznej mało. Dlatego nie narzekam do niego nawet jak widzę, że znika gdzieś na godzinę.
Ważne, że idzie do przodu, choć powoli.

Ewa ja zabijam te wielkie komary nie dlatego, że gryzą bo tego się nie boję wcale ale za wygląd.
Ja się ich boję, przerażają mnie.
Mąż twierdzi nawet, że to jakaś fobia.
Jak go kiedyś nie było i o północy usłyszałam jak lata po pokoju uciekłam z niego spocona ze strachu.
One jak obijają się o tapetę to taki charakterystyczny dźwięk.
Siedziałam w drugim pokoju ponad godzinę do 1 w nocy aż wrócił mąż żeby to złapał i zabił. Albo wywalił za okno.
Byleby tego nie było w pokoju.
W sypialni mam spokój bo mam moskitierę.
Ale u męża w pokoju nie a tam remont to okno otwarte, ani firanek ani żaluzji i wleciało.
Uciekam spać bo rano szybko do Mamy po spodnie Teściowej (podkładała jej), potem kawka i drapanie ściany.
Pozdrawiam wszystkich. :))))

A jakiś taki smętny dzień 2004-09-03 01:01:35

Rano teść mnie zgrzał na wstępie pytaniem czy bym mu pożyczyła 20zł. :(
Powiedziałam, że mi brakuje na listwy.
Wyszłam. Wróciłam z czymś, znów mnie zaatakował tym razem o 5zł na papierosy. Powiedziałam, że mam torebkę w aucie. To on zejdzie ze mną.
Dałam. Poszedł do sklepiku. Więc chyba nie na granie a jednak na papierosy wydał. :(
Zepsuł mi nastrój. Nie potrafię tak w twarz mu powiedzieć "Tato nie dam ci pieniędzy na zakłady sportowe".
Wkurza mnie to kombinowanie, ukrywanie portfela itd. Oby do końca remontu.
No właśnie remont.
No właśnie skończyły się pieniądze. :(((
Robić jest co bo właśnie skończyłam wynosić swój pokój, zostało biurko z komputerem. Można malować sufit, kłaść tapetę.
Brakło u męża na blat i żaluzje.
Brakło 2 sztuk paneli, pojechałam do sklepu i dowiedziałam się, że nie mają, będą na jutro. Listew też nie kupiłam bo takich też nie mają.
I wtedy teściowa przyznała mi rację co do zakupów w marketach np. w OBI.
Bo w takim sklepie wszystko kupię od razu, dopasuję kolory, wszystko jest.
A tu objeździłam miasto i nie ma.
Gdyby nie to męża pokój byłby na tyle gotowy, że można by ustawiać meble i pomału przenosić rzeczy.
A tak muszę czekać aż on wróci i będzie coś wymyślał z listwami.
Już wiem, że weekend spędzę na układaniu w jego pokoju.
Aha i jeszcze krzesło mu się rozleciało. No co za dzień.

Po południu jakoś zasugerowałam teściowi, żeby odpoczął. Zostałam sama i drapałam tapetę u siebie.
Faktycznie chciałam żeby odpoczął, ja mogłam spokojnie wynieść pokój, poczyścić ścianę i mieć z głowy problem co powiedzieć jak znów zapyta o 20zł.

Dzień słoneczny, minął dość szybko.
Kupiłam na obiad 2 filety z kurczaka.
Dla siebie i trochę ugotowałam psu.
Oba dania z ryżem. Jego z marchewką.
Moje z sosem chińskim. :))))

Wyszłam z psem o 23. Spojrzałam na swój samochód, minęłam grupkę chłopaków.
Przypomniało mi się jak w niedzielę w nocy łapali dwóch.
Moje auto było zaparkowane trochę na uboczu.
Weszłam do klatki. Pomyślałam, że już chyba nie ma komarów. Ale ulga.
Wróciłam do domu. Usłyszałam jakiś szelest. Do pokoju wpadł ogromny komar i obijał się o tapetę. Dorwałam Raid'a i pryskałam na oślep. Dodam, że panicznie się boję tych ogromnych długonogich komarów. Obsesja.
Robal spadł na ziemię, szybko na niego skoczyłam o mało nie wywijając orła bo podłoga była mokra z trucizny. Ufff.
Nagle zaczął wyć alarm samochodu.
Dziwne bo niemal automatycznie podeszłam do okna i zobaczyłam migające światła swojego.
Poczułam się jak czarownica. Pomyślałam o tych dwóch rzeczach i one się zdarzyły.
Kluczyki w rękę i biegiem do samochodu.
Godzina przed 24. Obeszłam auto, nie było nikogo, przeparkowałam je bliżej.
A jakby dostała w głowę od kogoś.
Nie pomyślalam o tym.
Albo szedł pijaczek z baru i się oparł, ale ktoś chciał je buchnąć na części. Po tym zwożeniu aut z Unii pewnie dużo innych ginie w nocy jako baza części wymiennych. Oj by się zdenerowali jakby zwinęli mojego forda. Bo części do wymiany to on ma ale sam. ;););)
Silnik ledwo zipie, przeguby działają na słowo, dymi jak syrenka, opony ma zimowe, żre olej jak szalony. :))))
Ktoś chętny? :))))
Mimo tego kocham to autko. Jakoś bardzo się przywiązuję do rzeczy. Do długopisu, kubka a co dopiero auta.

Mąż na szkoleniu, nie dzwoni, pewnie się dobrze bawi.;)

Tak Gosiu masz rację, świetnie czuję się z tym, że jestem coraz bardziej samodzielna. Nawet lubię bycie sama. :)
Lubię patrzeć jak mieszkanie nabiera jako takiego wyglądu.
Nie jest to spełnienie marzeń, nic nie wymyśliliśmy oryginalnego, ot nowa tapeta, pomalowany sufit i panele.
No u męża jeszcze nowe mebelki.
Dla mnie to ogromnie dużo. :)))))))
Kaszanna ja uwielbiam remonty bo efekt jest super, nawet jak robota nie poszła za idealnie, ale zawsze to zmiana i odświeżenie mieszkania.
Gdyby tylko mój mąż tyle nie marudził przez ten temat.
Florka ale mi cieplutko się zrobiło, dziękuję za zaglądanie do mojego kącika.
Ja przyznaję ze wstydem, że nie odpisuję w każdym mimo, że czytam chyba wszystkie.
Nadrobię to po remoncie.
A myśl o sprzątaniu kładzie mnie na łopatki. Ale jak pomyślę, że tak ładnie będzie to mogę sprzątać mimo, że nie lubię.
Wiecie co ja teraz to mam chęci do pracy a tu spać trzeba iść.
Teraz bym tą ścianę z tapety zdrapała do końca i nawet drugą zaczęła.
Pies już chrapie, chomik zaczyna rozrabiać w klatce a to nocne zwierzątko więc pora na mnie.
Miłego dnia. :)))

Mąż zaczął leczenie 2004-09-02 00:20:28

Wczoraj był zrobić podstawowe badania krwi i moczu a dziś poszedł do internisty.
Nie uwierzycie co mu powiedział na podwyższony poziom cholesterolu - ćwiczenia na siłowni.
No nie wybroni się biedny. Wyciągam go od 2 miesięcy ale skutecznie się opiera.
Narazie ma zrobić EKG wysiłkowe, niestety termin dopiero na 22 września.
Płatne 70zł. Nadal szukamy dobrego neurologa.
W morfologii powyżej normy ma kilka rzeczy, OB i cukier w porządku.
Jutro mają w laboratorium jeszcze badanie cholesterolu podzielić na dobry i zły.
Zastanawiam się co jeszcze mógłby zrobić.
O migrenie lekarz powiedział, że faktycznie wiele leków po jakimś czasie przestaje działać i pacjenci zarzucają branie.
Jak ciężko w naszej służbie zdrowia dostać się do specjalistów, nawet prywatnie.
Ten jest w porządku, pacjenci go chwalą, moją Mamę też do niego przywoziłam. Też nie wziął za wizytę, u męża też nie. :)

Remont się jakoś toczy.
Zdjęcia robię nawet co jakiś czas żeby pokazać w pracy.
Tapeta połozona, mam nadzieję, że do rana znikną niektóre wybrzuszenia bo uduszę teścia.
Po południu przywieźliśmy panele i mąż pomagał Tacie je kłaść. Podłoga gotowa.
Super to wygląda, jak stare deski.
Niestety sufit nie wyszedł. Nie wnikam bo się nie znam na tym. W jednym miejscu odszedł kawałek itp. Będą poprawki. Mąż chodzi i narzeka, że to porażka. Myślę, że nie jest tak źle.
Wszystko odświeżone, nowe, ładne.
Wiadomo, że jakość robót nie jest mistrzowska, ale to przecież domowa robota. Nie stać nas na zatrudnienie firmy.
Przywieźli resztę mebli.
To ma już komplet, tylko ustawić i układać w nich rzeczy.
Jutro jak dokupię brakujące 2 sztuki paneli, ozdobny pasek tapety, może listwy to można ustawić meble na jednej stronie.
Wtedy mąż pomierzy sobie jaki duży blat na biurko chce. No i żaluzje na okno.
Oglądaliśmy dziś, takie fajne grubsze.
Cena 65zł netto za metr kwadratowy.
Nie znam się. Jutro zajrzę do innego sklepu, jeśli ceny będą podobne to będę próbowała zdobyć na nie środki.
I to byłby cały pokój męża gotowy.
Potem selekcja tego graciarstwa które miał. Myślę, że minimum 30% powinno wylądować w kontenerze. :))))
Jutro mąż wyjeżdza na 2 dni.
W sumie dużej różnicy mi to nie robi bo i tak wszystko sama załatwiam. ;)
Zołza jestem nie.
Ja zaplanowałam remont, ja organizuję środki, ja znalazłam te panele, ja załatwiłam u znajomego meble, ja rozmawiałam z teściem czy nam wyremontuje.
Wiecie to chyba przykre trochę.
Bo gdybym chciała być bardzo zołzowata to bym pomyślała, to gdzie tu mąż, do czego.
Ani wsparcia ani pomocy technicznej.
Tylko marudzenie i narzekanie.
Przetrzymam.

Ktoś nam grzebał w zamku od skrzynki na listy. No to już szczyt.
Musiał mieć głupią minę bo w skrzynce same ulotki są. Listonosz zostawia mi pocztę w pracy już rano (ten sam rejon). Przyjął zgłoszenie naprawy, ale ja muszę za to sama zapłacić. :(
Oprócz tego zrobiłam mały dym w osiedlowym sklepiku. Pozwolę sobie przekopiować tą historię z forum.
Jako, że nie znoszę robić zakupów w osiedlowych sklepikach już wychodząc z domu byłam nieszczęśliwa, że tam muszę iść.
Wchodzę a tu 3 pijaczków z piwkiem w ręku (w sklepie ) rozprawia o tym napadzie (w niedzielę w nocy napadli dziewczynę pod blokiem).
I ten jeden na cały regulator komentuje, że tak łażą porozbierane, z wszystkim na wierzchu, to nie dziwne, że się facetowi zachciało. To co miał biedny zrobić. Odwróciłam się do niego i powiedziałam -UCIĄ√Ü.
Mówię chyba pan przesadził, pobili dziewczynę i uważa pan, że to jej wina.
Zmiękł i coś tam mamrocze. Ja mówię, pół bloku siedziało w oknie i nikt jej nie pomógł. To on z innej beczki, a kto to był i tak dalej.
Powiedziałam, że nie wiem, tylko jeden człowiek wyszedł z klatki i poszedł do niej, wezwał txi itd.
I wyszłam.

Już północ a ja znowu nie zrobiłam tylu rzeczy. Brak mi umiejętności dobrej organizacji czasu. A bardzo często chęci. Leń czasem ze mnie ogromny. ;)

Dziękuję za wpisy.
Miłego dnia wszystkim jutro. :)))

Deszczowy koniec lata 2004-09-01 01:08:13

Mam nadzieję, że wrzesień będzie pogodniejszy.
Nie tęsknię za upałami ale deszcz i chłód to nic fajnego. :(
Teść zaczął tapetować, dzięki temu widać efekty remontu. Niestety na suficie koło lampy spuchła i odeszła farba. Nie weim jak to naprawi ale załamało nas to trochę. :(
Jutro mają przywieźć panele, rano pojadę po podkład pod nie.
Zostanie do kupienia blat, ale to już na końcu.
Jakoś to idzie ale wolnooo.

Moja siostra powiedziała dziś, że jest zła bo dostała @.
Ciągle liczy dni, czeka, tak bardzo jest nastawiona na fasolkę.
Mówię jej, że jeśli się starają, to trzeba troszkę luzu, spokoju.
Niech pracują, żyją a dziecko się pojawi samo w którymś momencie.
Nie może poddawać się presji, że coś nie wychodzi, że już miało być.
Bardzo by im się przydał urlop.

Mój pies dziś znowu miał problemy brzuszkowe. Chodzi wtedy za mną krok w krok i wspina się na mnie.
Biorę go na ręce i tak chodzimy.
Albo idziemy poleżeć. Jest wtedy taki wtulony we mnie. :))))
Drzemiemy sobie, czasami pomasuję mu brzuszek, pogłaskam. Ale nie mogę wstać bo leci zaraz za mną.
Pojechałam na siłownię, został grzecznie sam w domu to przesiedział ten czas na oknie. :)

Moja szwagierka pytała teściową czy ja planuję ciążę. Teściowa jej powiedziała, że nie powiedziałam, że nie ale bardzo się boję.
Teraz i tak poczekam aż ona urodzi.
To będzie pierwszy wnuk moich teściów, tak bym chciała by wszystko było dobrze.
Chciałabym być w II trymestrze bo to najfajniejszy czas. Nie ma już mdłości (najczęściej), jeszcze się nie jest popuchniętą i wielką. Są pierwsze ruchy, nieduży brzusio. :)))))
Gdyby tylko schować gdzieś ten strach.
Jaka ja byłam dumna w ciąży. Wielka, gruba, popuchnięta i dumna. :)))
Bałam się porodu, komplikacji, że dziecko może być chore. Ale przez myśl mi nawet nie przemknęło nic innego.
Oglądaliśmy film "Leon zawodowiec" Reno tak fajnie wymawiał imię tej dziewczynki. Od razu wiedzieliśmy, że to jest to. Uwielbiam to imię do dziś.
Strasznie chciałam mieć córkę.
Syn to prezent gwiazdkowy dla męża.
Akurat tak się złożyło i pomyślałam, że złożyło się cudownie.
Jak już wiedziałam, że to chłopak to oczywiście miał być Kubuś.
Ale w USC mąż nadał mu imię Leon.
W końcu to on w filmie opiekował się Mathildą.
A Kubuś został, może się kiedyś przyda.
Gdyby mi ktoś zagwarantował, że nie będę w szpitalu przechodziła tej gehenny złej opieki, obojętności, dwudniowych porodów, obłędnego bólu próbowałabym już dziś poradzić sobie ze strachem o zdrowie dziecka.
Byłoby tego mniej.
Ale to wszystko składa się na mega strach.
Tak wiem i tak się leczę narazie, mąż też. Jeszcze genetyk. Jest czas.
Państwa wydają tyle na zbrojenia, utrzymanie armii urzedników, złe decyzje.
Gdyby część tych pieniędzy szła na badania i leczenia, tak wiele ludzi by żyło.
Oglądam często akta FBI, podziwiam tych specjalistów. Chciałabym by ktoś tak przebadał mnie jak oni badają sprawy.
Niestety na tym etapie medycyny to wciąż niemożliwe.

Czytałam cały dzień ciepłe słowa od nas. Chciałam Wam bardzo podziękować.
Byłam tak wzruszona, tak onieśmielona tymi wpisami. Dziękuję.
Gosiag cała trójka patrzy na nas z góry. Myślę, że są razem.

Wszystkim przedszkolakom i uczniom miłego rozpoczęcia nauki/chodzenia do szkoły/przedszkoli.

Dom już śpi, ja też się położę zaraz. Pewnie znów około godziny będę przeglądała kanały w tv, będę zmieniała ułożenie i w końcu zasnę.
Dziękuję Wam raz jeszcze za wszystko.
info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Ssak 16 miesiêczny
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: