Pracowite dni 2007-04-27 23:28:17

Ale w pracy. Czas rozliczeń rocznych i mnóstwo z tym roboty. Trzeba posprawdzać książki podatkowe, przygotować zestawienia do pitów, czasem zrobić jakieś korekty. Część podatników dopiero w ostanich dniach doniosła dokumenty i dlatego do domu wracam po 19.
Przejmuję małego od mamy i zajmuję się nim do 22, kąpiemy go, karmię i usypiam ssaczka. Prasuję, zmywam, pracuję trochę. Czas spać i rano od nowa. Karmienie spacer z psem biuro. Koło południa biegnę na karmienie, ubieram małego i wynosimy z Mamą wózek na spacer. Ona idzie na miasto ja wracam szybko do biura. Kolejne karmienie przed 15 i znoszenie wózka do domu. Znów sprint do biura i biegnę do Nataniela około 17. Wracam i kończę pracę około 19. Dom.
Jestem zmęczona. Na pewno jestem kiepsko zorganizowana ale też pracy jest sporo.
Trochę brakuje mi czasu tylko dla siebie, ale to może kiedyś.
Pisałam na forum, że nie mam z pracy satysfakcji ani finansowej ani innej a odpowiedzialność ogromną. Ale też nie mam sztywnych godzin pracy i możliwość wychodzenia na karmienie.
Smutno mi, że tyle osób gdzieś wyjeżdza a ja nie, ale trudno, może innym razem.
Mój dom znów wygląda nieciekawie, nie pamiętam kiedy zamiatałam, dobrze, że Mama czasem przetrze podłogi i rozwiesi pranie.
Mam nadzieję, że po 30 będzie  w pracy spokojniej. :)
Nataniel na spacerkach dźwiga wysoko główkę i jest zainteresowany wszystkim w okół. Wobec tego jutro wyciągamy spacerówkę i zmieniamy ssaczkowi pojazd. :)
Trzeba też zmienić ubranka na lżejsze bo jest dość ciepło.
Uwielbiam leżeć sobie oko w oko z Natkiem, przytulać go, czuć jego zapach, to cudowne uczucie.
A oto mój skarbek.
Tutaj leży sobie na brzuszku podpierając bródkę.


Tutaj ogląda świat zza szczebelków łóżeczka

Tutaj wraz z mamusią czyta różne fora :)





A tutaj poznawanie czworonożnych domowników

Zaczepnie ;)


Pozdrawiamy cieplutko i bardzo dziękujemy za zaglądanie do naszego kącika. :)

Brak dużych rozmiarów 2007-04-15 00:04:40

Dostałam na urodziny pieniądze. Postanowiłam kupić sobie płaszczyk wiosenny taki 3/4. W tym celu zapakowaliśmy Natka do fotelika po drodze zabraliśmy moją siostrę i pojechaliśmy na małe zakupy.
Niestety w żadnych ze sklepów w których byłam nie było mojego rozmiaru.
Poczułam się paskudnie, jak człowiek drugiej kategorii. Być może nie miałam świadomości jak utyłam. Ciągły bieg i ustawiczny stres nie powodowały, że chudłam. Nie było szans bo zagryzałam problemy waflami prince polo.
Leży w domu otwarta czekolada. To mój test na dziś. Nie ma nic więcej i muszę postarać się nic nie kupować. Czuję się ze sobą źle i nie mam co na siebie włożyć bo prawie wszystko za ciasne. Zrobiło się ciepło i klops. Ubrałam dziś tunikę ciążową. .
Więc zamiast płaszczyka kupiłam spodnie bo w czymś muszę chodzić i dwie pary spodni dresowych na siłownię. Dostałam od siostry karnet i może mi się uda chociaż raz w tygodniu wyjść poćwiczyć.

Drugi mój problem to marudzenie i złość. Nie umiem tego opanować. Stoję siedzę nieważne i narzekam. Coś okropnego. Mam wrażenie jakby działo się to poza mną. O złości to aż wstyd wspominać. Wściekam się nagle mocno, taki skok adrenaliny. A potem aż mi głupio.
W takich chwilach czuję się jak nikt.
No i moje mieszkanie już nie jest tak uporządkowane jakbym chciała. Po prostu nie potrafię dbać o nie tak by jak ktoś zapuka nie mieć odruchu "a udam, że mnie nie ma bo tu talerze tu ciuchy itd".
To moja kolejna wada lenistwo.
Muszę nad tym wszystkim popracować. Wiem co robię źle, czy uda mi się zmienić cokolwiek nie wiem bo silnej woli to u mnie nie ma, ale spróbuję.
Będę meldować o postępach lub porażkach.

Natek jest bardzo ruchliwy, chwila moment już z plecków leży na brzusiu, wciąż jednak zostaje mu jedna rączka pod klatką, musimy poćwiczyć tą umiejętność.
Bardzo dużo się uśmiecha, niestety na fotkach to mało widoczne bo jak widzi jakikolwiek sprzęt przed sobą zaraz poważnieje i wpatruje się z wielką uwagą. Nadal na głos śmieje się niezwykle rzadko, mam nadzieję, że z czasem tego śmiechu będzie więcej.
Kocham go ogromnie, jest moim słoneczkiem i szczęściem.
Dla niego wstaję, dla niego odpoczywam, dla niego chce mi się uśmiechać.

A to Dziadek czyli mój Tata

I moja Mama czyli Niania Nataniela :)

Tutaj aktualnie ulubiony strój i pozycja.
Ja nie wiem jak to jest ale Natek najlepiej czuję się rozebrany do bodziaka. Jak zasypia to też wykopuje się z kołdry koca wszystkiego czym próbuję go przykryć. Ja śpię okryta po szyję, ona w pajacyku.
Oczywiście jak już zupełnie zaśnie to delikatnie przykrywam go kocykiem z dziurkami bo jakoś mi dziwnie żeby spał bez niczego.
A w dzień uwielbia być rozebrany i wtedy przewraca się, bawi nóżkami, próbuje pełzać, po prostu energizer z niego mały.


W weekendy rano mały ssaczek po porannym karmieniu zostaje z nami w łóżku. Spimy sobie wtedy razem lub śpią razem panowie a ja idę z psem.
Wracam a tu taki słodki widoczek. Cóż pozostaje, delikatnie wśliznąć się pod kołderkę i przytulić do synka. :)

A tutaj scenka przed kąpaniem. Kicie wieczorem leżą sobie w nogach łóżka i albo przysypiają albo obserwują co się dzieje w pokoju.
Leżą tak do czasu aż oboje nie jesteśmy w łóżku i nie gasimy światła, wtedy czasami już same po prostu wychodzą a ja zamykam drzwi.
A jak nie to delikatnie im sugerujemy jak to mówi mąż zmianę lokalu.

W pracy mam dużo pracy, czasami płakać mi się chce. Byłam w pracy wczoraj byłam dzisiaj a i tak się boję czy dam radę terminowo wszystko zrobić.Chyba nie mam wyjścia po prostu będę zostawała po godzinach. Mam tylko nadzieję, że moja Mama się zgodzi. Byle do końca kwietnia aż się skończą roczne rozliczenia potem będzie trochę oddechu. Mam nadzieję.
Natek śpi, mąż ogląda tv a ja zapisuję co u nas słychać. Uciekam do łóżka bo jutro pracowity dzień.
Zielona dałam moderuj komentarze na wszystkie które były dostępne, może coś się nie zapisało. Ogromnie ci dziękuję za wpisy. :)))))))))))
I wszystkim zaglądającym do nas. :)
Pozdrawiamy ciepło i zapraszamy na kawkę i pogaduszki. :)))

Dobrze, że święta minęły 2007-04-10 17:13:39

Bo jakoś były takie nijakie w tym roku.

Wiem, że to moja wina bo przecież nic samo się nie dzieje.

Złożyło się na to wiele spraw i ogólnie wyszło tak sobie. Nie, że całkiem kiepsko ale wspominać za bardzo nie ma co.

Po pierwsze mam roczną kontrolę podatnika. Boli mnie brzuch ze stresu już prawie tydzień. Więc nastrój taki sobie.

Oprócz tego łapię co chwilę jakieś doły, sama nie wiem czemu.

Kolejna rzecz to mąż miał migrenę od piątku, w sobotę w ogóle nie wychodził z łóżka. A zakupów nie mieliśmy dosłownie żadnych.

Na szczęście udało mi się zabrać z siostrą w sobotę rano. Tylko
robienie zakupów w biegu to pewność,  że się czegoś zapomni. No trudno.

Jakoś z głodu nie padliśmy. Po powrocie do domu skoczyłam jeszcze do
miejskiego sklepu po mineralną bo tam nie było, cebulę bo była ogromna
kolejka na warzywniaku i naklejki na jajka. Cebuli nie potrzebowałam
ale łuski, jak wybierałam do woreczka to zgarniałam z innych dużo łusek.

Dzięki temu jajka miały piękny ciemny kolorek. Na to nałożyłam kolorowe obrazki i pisanki były całkiem całkiem.

Zrobiłam dwie święconki jedną sobie jedną siostrze. Nakarmiłam małego,
wyszykowałam wózek i poszliśmy na pieszo. Była ładna pogoda.

Po powrocie upiekłam dwa ciasta, wprawdzie z torebki ale cóż.

Ogarnęłam mieszkanie, położyłam obrus, stroik, rzeżuchę i można było świętować.

Na drugi dzień rano zjedliśmy śniadanie a potem wróciliśmy do łóżka
poleniuchować. Koniec końców my się zdrzemnęliśmy a ssaczek nie.

Ale leżał między nami więc był bezpieczny.

No i zaczęło się. Nie mogliśmy się zdecydować czy iść do Rodziców na
obiad na pieszo czy autem bo bardzo wiał wiatr. Czy iść do kościoła
teraz czy później. Jak dzieci, kompletny brak zdecydowania. I zanim się
do nich wybraliśmy to była 15. Tam mały zaczął marudzić i za bardzo z
gośćmi nie posiedzieliśmy. Poszliśmy na mszę u rodziców a w tym czasie
Mama i Ciocia rozbawiły młodego i z płaczu był śmiech i guganie.

Natuś dostał swoje pierwsze świąteczne prezenty. :)

To takie cudowne uczucie jak własne dziecko jest obdarowywane przez
innych, nie chodzi o te rzeczy ale, że ktoś chciał pomyślał żeby
sprawić radość.

Po 18 byliśmy w domu więc specjalnie się nie naświętowaliśmy.

Aha przed jeszcze w domu mieliśmy małe spięcie bo w aucie leżały kanapy
z innego auta, znajomy przywiózł. I zamiast je albo zamocować albo
przymierzyć i przynieść do domu to panowie tak na święta zostawili
auto. Po ne

Udało mi się wyciągnąć męża na spacer koło 19, nie wiało już a mały nie
był na dworzu. Wzięliśmy dwa znicze i pojechaliśmy na cmentarz.

Fajnie się szło a mały w drodze zasnął.

Wieczór to dom, tv, jedzonko.

Na drugi dzień była konsternacja bo nie zrozumiałam teściowej czy mamy
do nich przychodzić na obiad czy nie. Nie o to chodziło, że czekam na
to, ale żeby nie było, że do jednych chodzimy do drugich nie.

Czekaliśmy czy zadzwonią bo nie wiedzieliśmy co robić. W końcu ja
wymyśliłam, że napiszę smsa, że wpadniemy na kawkę po obiedzie. Jak
obiad będzie u nich to napiszą jak nie to napiszą, że ok. Sms był ok.
Hihi

Pojechaliśmy znów na obiad do moich rodziców. Mama narobiła sporo
jedzenia bo dzień wcześniej była jej siostra z rodziną. Więc nie
rozmrażałam nic i nie gotowaliśmy sami. Ale byliśmy krótko żeby
pojechać na tą umówioną kawę.

Tylko, że w drodze do domu Natek zasnął w foteliku, wyjęty i rozebrany
spał dalej, do 17. Troszkę łyso nam było bo jak przewidywałam na
wejściu usłyszeliśmy co tak późno. No cóż. Mówię mały spał a teściowa
na to "ale to co znowu się dzieje". Zdumiałam się i odpowiedziałam, że
nic. Co się może dziać, że dziecko śpi. Dopiero wieczorem w domu wpadło
mi do głowy, że może jej chodziło o syna nie o wnuka bo wiedziała, że
przed świętami miał koszmarny atak migreny.

Siedliśmy kawa ciasto tv. Teść wziął małego i zaczął ojej jakie zimne
rączki, do niego dołączyła się teściowa. No i mnie trafiło.
Powiedziałam, że takie ma mieć i jaki to pech, że w domu ma ciepłe u
nich nie. Teściowa się żachnęła ale nie podjęła już tematu. Jak dziecko
ma mieć gorące rączki jak je trzyma w górze chwytając zabawki. No i
pech, że ma zimne zawsze przy nich. Ciągle mają jakieś ale. A to, że
chudy, a że zimne rączki, a że nie śmieje się w głos. Matko jak
kontrola.

Czuję się przy teściowej jak smarkula która nic nie robi dobrze przy
dziecku i trzeba ją ciągle krytykować. Czemu przy niej wiecznie czuję
się jak na cenzurowanym. Ciągle spięta żeby nie zadzwoniła jak mały
płacze bo znów usłyszę, że pewnie nie dojada, że znów coś się dzieje
itd.

Wściekłam się też bo oboje kopcą a tulą się do małego na wyścigi.

No i sprawa się sama rozwiązała bo mały najpierw marudził a potem się
rozpłakał i wizyta szybko się skończyła. Co mnie nie zmartwiło bo byłam
zła. Wiem, że nie fajnie bo to też dziadkowie i kochają małego ale to
nasze dziecko i my decydujemy o jego jedzeniu ubiorze i wszystkim innym.

Ubawiło mnie jedno. Bo jak mały zaczął marudzić to teściowa zaczęła go
nosić na rękach na co mój mąż powiedział, że mały się tak nauczył i
potem tylko rączki. Ona mu odpowiedziała, że skoro dziecko potrzebuje
to tak ma być. Zabawne bo dokładnie to jej kiedyś sama powiedziałam a
pamiętam, że miała inne poglądy. No cóż.

Po powrocie do domu poszliśmy na spacer, wprawdzie mały trochę marudził
ale w końcu zasnął, zrobiliśmy rundkę naookoło i wróciliśmy do domu.

Jak poprzedniego dnia tv, jedzonko, domowe lenistwo.

Nie wiem czego mi brakło. Może takiej prawdziwej rodzinnej więzi i
uczuć. Niby widujemy się prawie codziennie a tak naprawdę niewiele o
sobie wiemy. Co ja wiem o marzeniach swojej Mamy. W czasie świąt
krzątała się głównie po kuchni. Mówię jej proszę usiądź z nami, to
jeszcze coś jeszcze coś. Potem bawiła małego jak poszliśmy do kościoła.
Teraz zajmuje się Natkiem każdego dnia. Na pewno jest zmęczona bo wiem
co to ileś godzin z małym gugaczem. Czasem długo bawi się sam, czasem
sporo pośpi ale są dni gdy marudzi i nie wiadomo w czym rzecz.

Jak swoje życie ocenia mój Tata. Na pewno nie potoczyło się tak jak planował bo jest inwalidą po wypadku na kopalni.

łapię się na tym, że czasem nie mam chwili by ich wysłuchać, doradzić, coś załatwić. A oni ten czas dla nas mają zawsze.

Chcę to zmienić. Bo było mi wstyd w święta, że oni tak z boku, że Mama
głównie w kuchni. My wpadamy zjemy, zamienimy kilka zdań i już lecimy a
oni zostają sami. Nie tylko z brudnymi naczyniami ale po prostu sami.

I nawet nie umiemy zorganizować majowego wyjazdu na którym tak Tacie zależy.

Marzy mi się wygrana w Totka żeby kupić dwurodzinny dom dla nich i dla
nas. Tacie zrobić duży ogród żeby sobie siedział w swoich roślinkach,
Mamie oranżerię żeby miała gdzie odpoczywać przy kawce.

Chciałabym wiedzieć czy są szczęśliwi choć troszkę. Tak niewiele a tak dużo.

Zaczynamy miesiąc 6-ty :) 2007-04-10 00:36:30

Ostatnie dni obfitują w marudkowanie. Nie wiem czemu, czy to dziąsełka, czy paskudna pogoda czy coś innego.
Ale nie jest tak cały dzień i mamy mnóstwo wspólnych fajnych chwil.
Kiedy się uśmiechasz, kiedy próbujesz ze mną rozmawiać, kiedy gaworzysz do zabawek i kiedy zjadasz swoje paluszki z nóżki. ;)

Część bodziaków jest już za mała, to cieszy mimo tego, że zapomniałam pomyśleć o większych. Ale już coś dokupiłam więc jest w co cię ubierać.
Cieszy bo wciąż mam wątpliwości w sprawie karmienia. Przez to zahamowanie wagi wciąż mam wrażenie, że Natek je za mało.
No i ten nacisk Mam na dokarmianie, wcale mi nie pomagają.
Już nie raz wyciągałam słoiczki na stół i zastanawiałam się czy podać. Nie nie kupiłam ich, dostałam trochę próbek od producentów.
Ostatecznie mąż powiedział, że nie dokarmiamy, że jest ok i że póki nie trzeba to on jest przeciwny tym pokarmom.
Mały jest bardzo ruchliwy, uśmiecha się, moczy pieluszki więc chyba wszystko jest w porządku. No może po prostu będzie szczuplutki, jak mamusia do pewnego czasu. ;)
"
A tutaj fotka jak Natek przewrócił się z plecków na brzusio.

Z okazji świąt odwiedzaliśmy Rodziców. Natuś dostał prezenty od zajączka. To było takie miłe, że Rodzice i Siostra pomyśleli o moim maluchu. Dziękuję im za to. :)
A, że to święta więc i strój był uroczysty. :)
"

A to zajączkowe prezenty od nas, ruchome kulki i bączek. Zwłaszcza bączek wpadł mi w oko w sklepie bo przypomniał mi dzieciństwo. :)
To już nie taki bączek ale zaciekawił ssaczka. :)

No i jeszcze jedna fotka ze spaceru w niedzielę palmową. Było cudownie ciepło i wykorzystaliśmy to na długi spacer. :) A Natka ubraliśmy już nie w kombinezon a w sweterek i spodenki. :)
"

Mamy pewien zgryz. Mam Dziadka lat ponad 80, bardzo schorowanego, mieszka pod Gorzowem 500km ode mnie. Niedawno miał zawał a wcześniej wylew, jest dość schorowany. Obiecałam mu, że przywieziemy Nataniela żeby mógł go zobaczyć.Myśleliśmy o długim majowym weekendzie. Przy okazji chcieliśmy na dwa, trzy dni pojechać nad morze, żeby mały powdychał jodu. No i te wolne jest już niedługo a my jesteśmy trochę w kropce. Raz, że musielibyśmy zdecydować się już dziś bo mój Tata ma jakieś plany względem zakupu mięsa u Wujka (u Dziadka).
A dwa, że trzeba by zarezerwować jakieś tanie noclegi nad morzem.
Plan był taki, że jedziemy na dwa auta my i moja siostra z rodziną. Do jednego auta zabieramy Mamę, do drugiego Tatę.
Problemy są takie. Po pierwsze taki wyjazd to dość spore koszty a nam się sypnęły tarcze hamulcowe i czeka nas okresowy przegląd.
Po drugie podróż z takim maluchem to jak dla nas nigdy nigdzie nie wyjeżdzających jednak spora wyprawa. Nie mamy turystycznego łóżeczka i nie bardzo wiemy czy będzie można małego wozić już w spacerówce.
Po trzecie mam w domu małe zoo i nie bardzo mam kogo prosić o opiekę nad nimi. Mój teść który od czasu do czasu brał psa na spacer wyjeżdza we wtorek do pracy do Anglii.
Wychodzi na to, że dużo tych przeciwności. Szkoda mi Taty, który już zaplanował cały wyjazd i narobił sobie trochę planów.
Gdybym zrobiła wcześnie rozliczenie roczne wykorzystalibyśmy na wyjazd zwrot który pewnie będzie bo spłaciliśmy zaległy zus. Ale rozliczenie wciąż w proszku. No i wciąż zostają koty i pies. Dobrym rozwiązaniem byłoby gdyby po  prostu ktoś zamieszkał u nas na kilka dni. Tylko nie bardzo jest kto. No i komu aż tak zaufać by zostawić w opiece dom i zwierzaki.
Chciałabym wyjechać na kilka dni, odpocząć, oderwać się od pracy.
Bo w pracy ostatnio dużo stresów, bardzo dużo.
Nie wiem, musimy po prostu z mężem jutro usiąść i zdecydować.
Moja siostra musi się określić na ile dni może wyjechać, myślę, że jakieś 5.
Szkoda, że to tak daleko.

Pozdrawiam ciepło zaglądających do nas. :)

Kosmitek 2007-04-02 00:54:33












Kosmitek gaworzy, przewraca się na boczki i próbuje podnosić. Od kilku dni ma nowe zajęcie bawi się swoimi stópkami a dokładnie palcami. :)
No i rozkopuje się spod kołderki. Na nic moje próby nakrycia gdy śpi, ledwie wyjdę z pokoju już wierzga nóżkami i jest jak było. Kiedyś nawet zrobił świece żebym go na nakryła, no to nie nakrywam. Ale wzięłam się na sposób i kładę cieniutki kocyk. :)
Zmieniliśmy ubranko na spacerki z kombinezoników na sweterki i spodenki. Oczywiście pod spodem bluzeczka a na wierzch kocyk ale wygląda słodko jak prawdziwy mężczyzna. :)
Dziś byliśmy w kościele i na spacerku, była piękna pogoda więc wykorzystaliśmy to. Wprawdzie pod kościołem troszkę marudkował bo wózek stał ale mąż go ukołysał i w końcu zasnął.

Karolka chyba się wysypiam choć przyznaję, że czasem po południu chętnie bym z godzinkę pospała ale nie mam jak za bardzo. Odeśpię później. :)
Zielona trzymam za słowo. Ale obiecaj, że pojedziemy razem na te zakupy. :)
Pora całkiem ładna zaraz pójdę nakarmić ssaczka i spać.
Dobranoc. :)
info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Ja i brzusio
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: