19.50 poniedziałek ... to była c 2004-08-31 00:29:04

To jedyne słowa jakie powiedziała do mnie położna odbierająca poród Matyldy.
Nie wiem czy to dobre określenie bo ona nie chciała się urodzić.
Odeszła w nocy, zasnęła ze mną i już się nie obudziła.
Dlaczego tego dnia, co takiego się stało, że mając tyle wad rozwijała się, rosła a zmarła przed samym porodem.
Minęło 5 lat, to taki ogromny kawał czasu. Niezliczona ilość godzin spędzonych na cmentarzu, u lekarzy, w internecie. Wszędzie towarzyszyło mi jedno pytanie, czemu?
Jaka duża byłaby dziś, jakie inne byłoby nasze życie. Jak wiele tracę nie wychowując dziecka.
Tak bardzo rozczarowała mnie medycyna, lekarze. Bo tak naprawdę dziś wiem niewiele więcej niż 5 lat temu.
To się po prostu zdarza, tego nie da się leczyć, sprawdzić, zapobiec.
Wady genetyczne są "przypadkiem", uszkodzeniem takiego odcineczka DNA, że nie ma możliwości znalezienia go. :(
Co nam zostaje? Próbować.
Niestety taka decyzja nie jest możliwa do podjęcia za 5 czy 10 lat, niewiele mam już czasu. Czuję strach.
O zdrowie dziecka, o to co tym razem się wydarzy. Strach, że jeśli nie podejmę tej decyzji będę tego żałowała.
Narazie się leczę, szukam wiadomości o genach, wybieram się do genetyka.
I chyba to będzie wszystko w tym roku.
Skończę badania i zależnie od diagnozy lekarzy głęboko się zastanowię co dalej.

Remont trwa. Jestem wstrętna ale poganiam teścia. Dzwonię z pracy spytać co robi, czy czegoś nie potrzebuje.
Potem z pracy szybko do domu i znów pilnuję. Przede wszystkim by nie poszedł grać. Ale głównie by skończyć to jak naszybciej.
Już się gubię w tym wszystkim, boję się, że poniszczą się rzeczy, inne pomieszczenia.
Jedliśmy dziś na balkonie bo nie było warunków, muszę przyznać świetne wrażenie. A potem kawka.
Jak zrobimy te pokoje to czeka mnie generalne sprzątanie całego mieszkania.
Ale to dosłownie wszystkiego.
Mycie mebli, półek, okien, pranie firan. :((((
Jutro jedziemy rano do laboratorium, mąż da sobie upuścić krwi. Zrobi podstawowe badania. W środę ma internistę. Czas zacząć leczyć jego migreny, bóle w klatce piersiowej i podwyższone ciśnienie.
A potem skoczymy po panele do jego pokoju. I na tym się kończy fundusz jaki był ( i tak zdobyczny).
Brakuje na blat i żaluzje (tak mu się zamarzyło).
Do siebie mam farbę na sufit i tapetę.
Nic więcej.
Do końca tygodnia i tak tamten pokój będzie robiony więc może wygram w totka do tego czasu. :))))
Nie zapłaciłam czynszu. Brakło mi. :(((
Ja zginę marnie z tymi rachunkami.

Byłam na cmentarzu po południu zapaliłam znicze. Później pojechałam z siostrą. Przyniosła taki ogromny, bardzo piękny znicz z kwiatami w środku.
A wieczorem pojechałam tam z mężem i teściową. Byłam tam dokładnie o 19.50.
To godzina jej urodzenia.
Co roku o tej porze rozmawiam z nią.
Dziś na pomniczku znalazłam piórka.
Anioła? Nie ... to pewnie ptak.
Gdy jedliśmy obiad mówię do męża, że dziś 30 dziś wieczorem jadę na cmentarz. Kiwnął głową. Nic nie mówił.
Pojechał. Zrobił mnóstwo pięknych zdjęć. Jedno z nich na dzisiejszy wieczór zagościło w mojej sygnaturce.
Nasze dzieci to część naszej hisotrii, naszego życia. Zostaną w nas na zawsze.
Już myślę o nich spokojniej.

Justi dziękuję ci.
Przepraszam, że tak mieszam z tą kawą. Przekładam choć bardzo chętnie bym przyjechała i jutro. Ale mojej siostrze troszkę trudniej się wyrwać. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.

Sakura dziękuję.
Szwagierka nie załatwiała sama bo myśmy internetowo jej robili rezerwację.
Prosiła, mąż się zgodził, zawaliliśmy z przebukowaniem biletu na inny termin.
Dziś była, nic nie mówiłam, stało się.

Daretka dziękuję.

Zyrke poszukam tego filmu w wypożyczalni. Wczoraj widzieliśmy film "Młody Adam". Hmmm

Asiut jest mi niezmiernie miło, że mam w tobie czytelniczkę.
Dziękuję za ciepłe słowa. :))))

Pies rozłożył się na moim miejscu obok męża. Muszę mu chyba przypomnieć gdzie kto śpi. ;)
To był dzień pełen wrażeń. Bardzo różnych.
Wieczór jest spokojny, oglądam zdjęcia świec, jest cisza.

10zł za minutę czyli bardzo drogie 23minu 2004-08-29 21:56:32

Miało nie być o pieniądzach, ale będzie. Wybaczcie, to pewnie skrzywienie zawodowe. ;)
Mieliśmy przebukować bilet szwagierce na 2 tygodnie do przodu. Nie zrobliśmy tego od razu bo mieliśmy z rodzinką rozmawiać o naszym urlopie w Londynie.
Polecielibyśmy w trójkę.
I stała się rzecz okropna. Ona ten lot miała dziś o 18,30 a my kompletnie o tym zapomnieliśmy, mimo, że rano pisałam z Esther co można obejrzeć w Londynie. Zadzwoniłam do Wizz o 15,53 panie w ogóle nie chciała rozmawiać. Krótki komunikat, że bilet zmienia się 3 godz przed a było już 2,5.
Poryczałam się, mąż nie mówił nic.
Zawaliliśmy to oboje.:(((((((((
Gdyby nie to, że przebukowanie biletu kosztowało około 150zł wyłożylibyśmy za naszą pomyłkę za cały bilet.
A tak 230zł.
Od razu w pięć minut postanowiliśmy, że nie lecimy do Anglii. Nie stać nas.
Nie robimy także remontu mojego pokoju.
Dokupimy tylko panele do męża i blat i na tym koniec. Nie miałam odwagi rozmawiać z rodzicami, coś mówili, że mają jakieś płatności.
Nie chcę realizować swoich marzeń czyimś kosztem.
Jestem wściekła, że nie myślę. Planowałam zwiedzanie a nie pomyślałam odrobinę więcej. Sprawdzałam ceny lotów i nie pomyślałam o tym bilecie.
Już jest zamówiony, mam nadzieję, że ona się nie zorientuje, że to nowy bilet a nie zmiana.
Mąż powiedział, że jeśli gdzieś komuś sprzeda jakiś program to moooooże w październiku, bo loty tańsze o połowę.
Ale ja już nie sądzę. Będą inne ważne wydatki, jego studia, remont auta.
Pewnie, że żal ale co zrobić.
Jakby tego było mało na pocieszenie kupiłam sobie błękitny kpl bielizny. Taki kolor jak mi się marzył.
Totalna bezmyślność.
Mąż mnie wepchnął do tego sklepu. ;)
Czasami jesteśy tak nieporadni i nieodpowiedzialni, że można załamać ręce. Nie wynika to z bezmyślności ale złego gospodarowania, oceniania sytuacji, złych decyzji.
Wiecie co mnie do końca nie załamało, humor męża i to że jakoś razem się pocieszliśmy po tym. Nie było tekstów oskarżających lub spokojne tłumaczenie.
Pojechaliśmy do OBI do panele, ale nasze auto po drodze zaczęło padać. Dymiło na skrzyżowaniach, stukało, gasło. Przerażające.
Spisaliśy ceny, nazwy artykułów, kupiliśmy troszkę jedzonka i wróciliśmy szybko do domu.
Sierotki dwie siedzą każde przed swoim komputerem i staramy się nie myśleć o tym nienajlepszym dniu.

Jutro rocznica Matyldzi. To już 5 lat.
Wydaje się to tak dawno, a ja wciąż pamiętam ten dzień i jej pulchne rączki. Nie pamiętam buzi. :(
Nie mam zdjęcia. Co ja bym dała za jedną taką pamiątkę.
Śniło mi się dziś, że urodziłam córeczkę. Ale szybko ją gdzieś zabrali, nie płakała, bałam się. Ukrywali ją przedemną, potem pokazali, miała dziwny kolor skóry a powiedzieli, że ma skazę białkową. Co za sen.

Zjadłam prince polo a powinnam się odchudzać bo mam koszmarną oponę na brzuchu. :(((((
Zastanawiam się często jaką byłabym matką. Jaką kobietą. Nadal tak niezorganizowaną i bezndziejną.
Nie wiem.
Może ktoś tam u góry widząc nasze nieproadne życie nie chce nam zesłać małego człowieczka. Może myśli, że sobie nie poradzimy.
My się naprawdę staramy, naprawdę.
Tylko do wielu spraw dojrzewamy później niż inni. Szkoda.

Byłam dziś zła na sąsiada bo chciał z nami jechać a my chcieliśmy być sami.
Nie potrafił tego zrozumieć.
Coś na niego marudziłam i po chwili naszło mnie z tym biletem.
Wierzycie w szybką karę?
Ja czasami mam wrażenie, że u mnie to działa błyskawicznie.
Zezłoszczę się na coś czy na kogoś a za chwilę albo spotka mnie coś złego.
Czasami to aż się boję być zła na kogokolwiek słusznie czy nie.
Dziwne, ale jestem przekonana, że ten system karania działa.
Gdy byłam w ciąży z Matyldą chciałam dla niej najładniejsze mebelki, pościel.
Chwaliłam się koleżankom w pracy (nie tylko ja), ale byłam może zadufana w tym, nie wiem.
Było gotowe wszystko.
Może jej odejście miało mnie zmienić.
Zmieniło, tylko czemu aż takim kosztem.

Czasami już nie daję rady z tymi wszystkimi problemami i sprawami, chyba za dużo tego.

Pies właśnie prosi o ser z mojego chlebka. No muszę mu dać. Poprzekładam trochę i podzielę się z nim.:)
Świeżutki chlebek z piekarni, masełko i ser. :))))))
Przytulę się do męża, włączymy sobie jakiś film na video i razem może pokonany kolejne trudności.

Sobota była nijaka 2004-08-29 00:50:27

Poszłam rano na dłuższy spacer z psem.
Gdyby nie inne psy (z reguły kilka razy większe), CHip pobiegałby więcej.
Ale nigdy nie wiadomo jak na siebie zareagują tak różne zwierzaki więc szybko na smycz i koniec biegania.
Skręciłam więc w zagajniczek i puściłam psa luzem, trochę ruchu dla zdrowia. :)))
Potem tradycyjnie kawka i forum. Ale za wiele nie poczytałam bo nikogo nie było.
Wszyscy korzystają z ostanich uroków lata.
Przyszedł teść, pokręcił się i zaczął coś robić. A ja czułam się jak w potrzasku. Mieszkanie jest tak zagracone, że poruszać się trudno. Mogę leżeć na łóżku albo siedzieć przed komputerem.
Więc siedziałam kilka godzin bo nie miałam co z sobą zrobić.
Pomagać nie miałam jak, sprzątać nie miałam co. A remont zwolnił.
Dziś teść pogładziował koło okien, na suficie, tą ściankę, poczyścił i na tym zakończył.
W tym momencie rozumiałam męża. Ta irytacja powolnym tempem, bałaganem i życiem w tym.
Może byłoby szybciej gdyby mąż więcej pomagał, może. Tylko kiedy on dziś pogipsował już nic nie można było robić, musiało to schnąć. A ja w duchu liczyłam, że to będzie wytapetowane.
Teść po prostu jest niezorganizowany (jak cała rodzina), tu coś zacznie, zmieni zdanie, pochłania mu to wszystko ogromną ilość czasu.
Ale jestem spokojna, przetrwam to.
Co do sąsiada. Jest to chłopak, lat chyba 23. Taki trochę kolega, trochę sąsiad.
Czasem wyjdzie z psem, czasem podrzuci coś ze sklepu, czasem gdzieś mnie zawiezie jak nie mam auta. Oficjalnie ma w męża firemce 1/8 etatu. Po to by mąż mógł sprzedać kasę fiskalną. Byli razem na szkoleniu, mają uprawnienia. Nie mogę dać mu więcej bo mnie nie stać na pracownika, no i za bardzo robić nie ma co.
Jest uczynny, pomaga nam trochę przy remoncie, ze mną drapał tapety, z mężem wnosił płyty, z teściem je montował. :)
Czasem jednak on za bardzo się zaprzyjaźnia, tzn chciałby z nami gdzieś jechać w weekend choćby do sklepów.
Wtedy ja oponuję. Jak widać to temat na dłuszą opowieść następnym razem.
Mąż pojechał na kilka godzin do pracy, wrócił z migreną i poszedł spać.
I znów to dziwne uczucie. Nie mam co z sobą zrobić, mieliśmy jechać po panele.
Obudził się po 19, pojechaliśmy tylko po coś do jedzenia na dziś i jutro.
Kupiliśmy małą piszczałkę psu i teraz chodzi z nią non stop, nawet na wieczorny spacer nie bardzo chciał iść. :)))
Chyba wolę iść do pracy. Wtedy muszę wcześniej wstać, ubrać się, umalować.
Jakoś mam ten dzień zorganizowany.
A tak z planów co dziś miałam zrobić nie zrobiłam w sumie nic i jestem rozlazła.
Snułam się po domu tak bez celu.
No oprócz 2 godzinek jak przyszedł do mnie Maksiu. Lila napisała, że chce do mnie iść. A, że mamy pracę za moim blokiem ona go wypuściła z budynku ja patrzałam przez balkon potem biegiem na dwór odebrałam go pod blokiem i poszliśmy do domku.
Z teściem piłował deskę, sprawdzał walki do malowania na psie, zażyczył sobie włączenie bajki i kromeczkę chleba. :)))
I co chcwilę było "Ciocia...." Uwielbiam to, mówiłam już wiem. ;););)
Przyszła później Lila i pojechali na pizze.:)))
Violinek intensywnie szukałam w sklepie bielizny blue ale nie było.
Mąż mówi, "kup sobie w pracy", tylko, że w Aucham to zestawy po 30-50zł a w budynku gdzie pracuję to komplety z Samanty niżej jak 100zł nie są.
A teraz nie czas na to. Do Auchana miałam bon na taki cel, kupiłam więc sobie zestaw do swojej skóry za bon i od jutra będę się pielęgnować.;)
Sprawdzam cały czas loty do Anglii, ale niestety plus minus za sam lot w obie strony ja i mąż to kwota od 1200 do 1500zł.
Niby starszne pieniądze, ale to samolot, więc rozumiem, że cena musi być odpowiednia.
Jeśli nie polecimy teraz to dopiero za rok, bo od października mąż zaczyna II rok studiów i nie będzie ani czasu ani pieniędzy na wyjazdy.
Może nie będę robić swojego pokoju.
Wprawdzie naddarłam tapetę w wielu miejscach ale trudno.
Gdybym pracowała w dużym zakładzie pracy gdzie są pożyczki z ZFŚS dostałabym pożyczkę załóżmy 5tyś (tyle mi trzeba na wszystko) i w dwa lata bym spłaciła.
To byłoby dobre rozwiązanie.
A tak trochę ciężko. Remont miał być wcześniej, jakoś płatności by się inaczej rozłożyły. Może marzenia o urlopie w Anglii nie były tak trudne do realizacji.
Muszę usiąść z ołówkiem i zliczyć to wszystko. Podjąć decyzję, spytać oficjalnie Rodzinę czy są w stanie mi na pewien czas poudzielać pożyczek.
Zamknąć sprawę.
Przepraszam, że ja tak ciągle o pieniądzach. Niestety one jakby kierują moim życiem, tym co mogę zjeść, jak spędzić czas, co kupić do ubrania.
Byłoby prościej gdybym dostosowywała działania do zasobności portfela.
Nie mam nie jadę. Dla wielu pożyczanie itp jest nie na miejscu. To prawda.
Mnie brak pieniędzy często upokarza, ale ja nie nachodzę znajomych w domu czy gdziekolwiek. Nie zachowuję się jak pani w reklamie pożyczek od ręki.
Jeśli mam problemy finansowe mówię o nich głośno, jeśłi ktoś chce/może mi pomóc/pożyczyć to mi to mówi. Jest to dobra wola. Taką mam nadzieję. Oczywiście to rzadkości. Bo z reguły po prostu pytam ale tylko rodzinę albo kombinuję coś w bankach.
Niestety to ostatnie jest ograniczone (kredyt mieszkaniowy i nieduże zarobki).
Obiecuję mniej pisać o finansach.
A bardziej o tym co naprawdę ważne.
O tysiącu pytań Maksia, kawce z siostrą, koleżanką czy Mamą.
O mężu gdy ma humor i nawet mnie niezdarnie przytuli.
O psie który kładzie mi pysk na kolanach i patrzy zatroskanym spojrzeniem.
O gryzącym dzikusku chomiku.
O rzeczach które wywołują uśmiech, wzruszenie, jak mówi Janna należy cieszyć się życiem i każdą chwilą. Nic nie wróci, nic nie trwa wiecznie.
Mam tu swoje miejsce i życzliwe dusze i chciałabym by to trwało wiecznie. :)

Lato nie odchodź tak szybko 2004-08-28 01:13:22

Wstałam dziś przed 10, po prostu zaspałam, nie słyszałam budzika a wczoraj był dzień pełen wrażeń.
W pracy zjawiłam się przed 11 i wypisałam urlop. Wprawdzie spędziłam tam i tak pół dniówki ale tak chciałam.
Od rana pilnowałam by teściu zaczął pracę u nas, by miał wszystkie narzędzia, pomoce, farby, gips.
Prace się posuwają, ale powoli. To tylko w teorii i planach idzie szybko.
To stare bloki, wszystko się sypie, sufity są krzywe, jest pracy dużo choć pokoje nie są duże.
Ale zaspałam rano także dlatego, że nagle zmieniła się pogoda.
Z wczorajszych upałów dziś zrobiło się chłodniej, zmieniło się ciśnienie i wszyscy chodzili ospali.
Mąż skrócił sobie dniówkę i wrócił do domu z migreną. Poszedł spać a ja nie wiedziałam co z sobą zrobić. Teść gipsował sufit, mąż spał a ja siedziałam przed komputerem.
Nie lubię skwaru, słońca, upałów bo w pracy gdzie spędzam cały dzień warunki są potworne. W domu jest inaczej.
Ale jest mi szkoda lata, że się kończy, bo myślę wtedy o zimie a jej także nie lubię.;)
Lato jest radośniejsze, pełne owoców, luzu, spotkań i wyjazdów.
No i przede wszystkim dni są długie, wieczory jasne, ma się ochotę na więcej rzeczy. :))))
Liczę na to, że wrzesień będzie ładny, cieplutki. :))))
Atmosfera mąż-ja chyba się ustabilizowała. Troszkę sobie porozmawialiśmy. Mąż powiedział, że powstał konflikt bo inaczej patrzymy na sprawę remontu. Według niego ja działam takimi małymi odcineczkami, on widzi sprawę długofalowo. ;) ;) ;)
Ja cieszę się z osiągniętego celu (rozpoczęcie remontu), jego to denerwuje bo ma przed oczami kilkutygodniowy bałagan i mnóstwo pracy.
Może ma rację, może faktycznie tak jest.
Ja nie znoszę planowania typu za rok pomyślimy o tym czy o tym. Jeśli coś jest dalekie i niepewne nie myślę o tym bo może się zmienić 10 razy.
Siostra mówi co z Anglią, ja, że bilety kosztują 1,5 tyś. Pyta mnie czemu nie kupiliśmy pół roku naprzód. Nie to dziwne. Nie mogę planować odwiedzenia kogoś 6 miesięcy wcześniej. Ja dziś nie wiem czy wylecę 20 września.
Zwłaszcza, że sytuacja moje szwagrostwa może się zmienić, mogą wrócić itp.
Wstaję rano i myślę co dziś robić. Jest weekend jak zwykle nie zaplanowany.
Akurat ten dzisiejszy spędzimy w domu przy remoncie. Ale każdy inny wymyślany był na bieżąco. A może powinnam wcześniej myśleć gdzie by jechać, co by robić. Zmiana planów także następuje szybko, nawet w ciągu minuty. Uwielbiam nagłe miłe zmiany planu dnia. :)
Np. nie wracam tradycyjnie do domu tylko gdzieś jedziemy coś załatwić albo siostra mnie wyciąga ze sobą.
Dlatego też dziś kiedy teść wyszedł wcześniej w ciągu kilku minut spakowałam się i pojechałam na siłownię chociaż na godzinę. Bardzo intensywnie ćwiczyłam bo byłam krótko, czułam się potem super lekko. :)
Wyszłam o 22 z kapiącymi włosami i zastanawiam się czy to był mądry pomysł, bo jeszcze spacerowałam chwilę z psem a włosy sobie schły.
Martwię się o siostrę bo miała jakąś sprzeczkę z mężem.
Tak bym chciała by wszyscy żyli w spokoju i zgodzie, by ludzie się szanowali.
Piję jogurt, zerkam na tv bo piszę bloga w łóżku i myślę nad remontem/wyjazdem.
Mąż pociągnał tu kabelek sieciowy i podłączył tu firmowego noteebooka. Tak się zazdrośnie patrzyłam jak sobie myka po sieci, że mi w końcu go dał na trochę a sam oglądał "Seven".
Dziewczyny dziękuję Wam, że zaglądacie do mojego kącika. Dziękuję za wszyskie ciepłe słowa i życzenia.
:))))

Dwa prezenty urodzinowe jak ja z tego wybrnę 2004-08-27 01:03:40

Remont w toku. Wprawdzie rano 2 godziny szukałam mojego teścia. Ale znalazłam go i od południa walczy w moim mieszkaniu. Sąsiad zawiózł go do sklepu kupili płyty, potem zrobili ścianę ja zdrapałam tapetę z pokoju męża, wyniosłam resztę rzeczy i można działać.
Nie obyło się bez fochów męża ale jakby mniej mnie to rusza. Nawet z Teściem śmiejemy się troszkę z niego.
Bardzo bym chciała by roboty szły w tym tempie bo jak wygląda moje mieszkanie to brak słów. Aż zdjęcia porobiłam.
Wieczorem padła sieć i siedziałam cicho jak mąż naprawiał bo może jak przesuwałam komputery to coś ruszyłam. :( Jutro ma naprawiać, narazie chodzi tylko mój komputer. :)))
Przyszła dziś do pracy moja szwagierka na usg (lekarz przyjmuje pokój obok). Wiecie co głupio się przy niej zachowuję. Gadam od rzeczy itd.
Nie jestem zazdrosna (a może), cieszę się, że będzie wnuk w rodzinie bo nie będę czuła tego ciśnienia.
Urwałam się trochę pod pretekstem remontu i zostawiłam je same (teściową z nią).
Po zakupie tapet, płyt i innych drobiazgów skończyły się pieniądze na remont. Wszystko było inaczej zaplanowane, nie wyszło. Muszę jutro rozwiązać tą sprawę bo zostały do kupienia panele i blat na biurko.
Niestety to nie koniec problemów. Szwagierka miała wracać do Anglii w niedzielę, ale chce pobyć z Rodzicami jeszcze dwa tygodnie. Dla mnie to dziwne, nie wnikam.
Dzownił wieczorem do nas szwagier, że ona na nas poczeka bo planowaliśmy lot do nich na tydzień. Mąż się ożywił już sprawdzał loty a ja zostałam z otwartą buzią. Tak planowałam nasz pobyt pod koniec września w Londynie. Miał to być prezent dla niego z okazji 30 urodzin. Dość ważna data więc i prezent miał być niecodzienny. Ale, że moja szwagierka spędza tu już 2 miesiąc (nie tęskni do męża? ) a tam jest jej brat pomyślałam, że atmosfera jest dziwna i przestałam mówić o wyjeździe. Podjęłam decyzję o remoncie pokoju męża i to uznałam za prezent urodzinowy. On jednak marzy nadal o tym wyjeździe. Jestem nierozsądna i nieodpowiedzialna.
Podejmuję się remontu nie mając pełnej sumy na to, marzę o urlopie nie posiadając nawet 1/3 kwoty na to.
Jak wybrnąć z tego. Ja także chciałam lecieć. Na urlopie byłam raz jeden jako osoba dorosła. Wręcz pragnę tego.
Wyliczyłam, że trzeba mi 3,4 tyś.
Na urlop i remont. Gdybym dostała kredyt to 2 lata spłacania, nie jest to problem. Problem taki, że nie dostanę go. Ja jestem taką osobą co woli coś mieć i spłacać niż zbierać i kupic.
Chciałam zrobić te pokoju i mieć z głowy całe mieszkanie spokojnie oddając pieniądze niż ileś tam zbierać.
I jedno i drugie było konieczne. Na jedno i drugie funduszy brak.
Jutro pojadę do Rodziców na rozmowę, może będą w stanie na kilka miesięcy pożyczyć nam na bilet.
Jeśli nie to będę musiała szwagierce powiedzieć, że zmiana planów.
Ale co powiem mężowi, który uczy się języka od lat i od lat marzył mu się wyjazd. Był już tak blisko.
Można by powiedzieć nie stać was nie ma tematu. Można. Tylko tak trudno rezygnować ze wszystkich marzeń.

Proces wyjazdu po zakup tapet 2004-08-26 00:10:29

Może być bardzo długi.
Zaczyna się od tego, że ja objeżdzam miasto i nie znajduję nic ciekawego. A to co przyciąga mój wzrok ma cenę 30zł za rolkę. Oszaleli.
Po 16 do biura przyjeżdza mąż, ma iść do lekarza. Nie uwierzycie jak on już przyszedł to lekarz się nie pojawił.
Oczywiście nie było to czekanie na marne bo w tym czasie wgrał nam upgrade programu księgowego. Ale jestem zła i ja i inni pacjenci.
Około 17 rzucam hasło, że może by kupić tapety, jest szybciej z trasy, Teść by jutro zaczął sufity. Bez echa.
Ponawiam takie krókie rozmowy co pół godziny i oto co następuje:
-Mariusz czy możemy pojechać po pracy po tapetę do twojego pokoju
-(M)chcesz to sobie jedź, ja nie chciałem remontu
-( ja nadal spokojna) ale chcę żebyś wybrał sobie sam
-M- a po co i tak sama o wszystkim decydujesz
-ja- bardzo mi na tym zalezy i bardzo cie prosze
-(M)daj mi spokoj, remontuj sobie sama jak zaczełas
-w tym momencie mam ochote walnąć kogoś w szczękę, trzasnąć drzwiami, wziąść torebkę i pojechać w świat ale proszę go spokojnie jeszcze raz i nadąsany wsiada ze mną do auta
Kończy się na tym, że ja prowadzę bo on chce mi pokazać jaka to trudność po całym dniu jeżdzenia (jest PH) jeszcze jechać gdzieś.
W sklepie następuje zmiana klimatu i sam lata sprawdzać ceny tapet.
Dodać należy że taki wyjazd następuje po 2,3 godzinach przygotowań, tzn. rzucania hasłeł o wyjeździe, nieśmiałej propozycji by dziś jechać.
Później całą drogę należy mieć dobry nastrój, dużo gadać, nie jeździć na luzie, wrzucać wyższy bieg jak są odpowiednie obroty a nie wtedy jak mi się wydaje.
Rozumiem złość gdybym chciała coś głupiego. Ale jeśli chcę by nasze WSP√ìLNE mieszkanie wyglądało przyzwoicie, bym nie wstydziła się kogoś zaprosić. To czy chcę wiele.
Skąd taka irytacja.
Już sobie lepiej z tym radzę choć nie mogę być szczera w swoim zachowaniu.
W takich chwilach mam ochotę wrzasnąć na niego ale po co. Muszę zachować spokój, ugryżć się w język.
Czytam właśnie na forum, że nie ja jedna mam taki okaz w domu.
Jakoś przebrnę przez ten remont, wytrzymam, mimo, że często szczęki mi drżą.
Wracając do tematu. Przypadkowo znaleźliśmy bardzo prostą a ładną tapetę do jego pokoju. Z wyprzedaży oczywiście. ;) Cena też nie szokująca bo 19zł za rolkę, cena pierwotna 35.
I nagle pyta mnie "a ty jaką sobie wybierzesz"? Nie uwierzycie, ale zrobiło mi się miło, że pomyślał o mnie. Nie zapomniałam jednak się odgryźć "ojej z tego szczęścia, że mogę sobie kupić nie wiem jaki wybrać kolor".
Podeszłam do pierwszego kosza i zobaczyłam oliwkową tapetę. Nawr nie droga 13,90. Już nie szukałam dalej. To mój ulubiony kolor.
W 5 rocznicę śmierci Matyldy jej pokój będzie miał jej kolor, taki jak jej mebelki i łóżeczko.
Potem oglądaliśmy blaty, panele i było zwyczajnie a nawet bardzo miło. Szukaliśmy fajnych tanich drzwi wejściowych bo nasze ledwie zipią.
Niestety na to już raczej nie zorganizujemy środków.
I w takiej miłej atmosferze po drodze zjedliśmy kanapki w Macu, pogadaliśmy i wróciliśmy do domu.
Teraz każde przed swoim komputerem. :)
Czyli może być normalnie. :)))
Dziś Teściu nic nie zrobił bo kręgosłup go bolał, ale obiecał jutro. Ja już prosiłam sąsiada żeby w razie czego pomógł. Jakoś przebrniemy przez ten remont.

No cóż, po prostu bywają różne rodzaje związków. Bardziej udane i mniej.
Takie które potrafią rozmawiać o wszystkim i takie które mają trudności czasem w codziennej komunikacji.
Gdyby nie było tych gorszych skąd byłby wiadomo, że te dobre są dobre?
Smuci mnie jeszcze jedno.
Gdy wczoraj wieczorem jechałam oddać kasety do wypożyczalni a mąż miał zły nastrój, jechałam tak przez miasto i miałam ogromną ochotę wygadać się komuś. Pomyślałam, do kogo by tu zajechać, kogo wyciągnąć na kawę do Maca. Nie miałam kogo, nie mam takiego przyjaciółki do której mogę zawsze zadzwonić. Moja Mama nie jest taką osobą z którą mogę omawiać swoje stany ducha. Czułam się strasznie samotnie w tym aucie. Chyba czasami jestem zbyt egoistyczna, za mało dbałam o znajomości, może nie dane mi było trafić na przyjazną duszę.
Chociaż co to za tragedia też, kłótnia. Pamiętam gdy sypało mi się małżeństwo pojechałam do koleżanki, która u mnie pracuje teraz, potem do siostry. Pomogły mi. :)))Ktoś mnie jednak lubi.
Inaczej żyją osoby mające dzieci. Ich dzień jest inny. Ja czasami nie mam co ze sobą zrobić im brakuje czasu.
Nie miałabym sumienia wyciągać kogoś z domu od dzieci.
Wiecie chyba smęcę codziennie. Podziwiam, że potraficie przebrnąć przez te odcinki. ;)
Nie lubię siebie takiej a nie potrafię tego zmienić. Będę się jednak starała.

Dziś mi się zamarzył niebieściutki komplet bielizny. :))))
Ostatnio dostałam od siostry śliczny miedziany, kupiłam sobie czarno-złoty.
A dziś nudząc się w pracy przeglądałam w myślach szufladkę z bielizną i stwierdziałam, że taki blue byłby niezbędny. ;)
A do rocznicy ślubu tak daleko. ;););)


Sposób na rozwód - remont 2004-08-24 23:50:05

Planowaliśmy(?) ten remont od dłuższego czasu. Z całego mieszkania zostały nam do zrobienia 2 najmniejsze pokoje. Mój i Mariusza. Jego uznałam za ważniejszy bo ma małą firmę, rzadko ale zdarza się, że ktoś przyjdzie a pokój wygląda naprawdę strasznie. Kombinowałam jak to zrobić od miesięcy. Nawet plany były zrobione. Wydawało się, że sprawa jest postanowiona.
Pewnego dnia jeden z podatników (prywatnie stary znajomy) powiedział o tanich meblach. Koniec serii, wyprzedaż, odraczał płatność.
Wzięliśmy kilka sztuk do pokoju męża.
2 regały, szafki, regalik na CD.
Złożył je wczoraj po południu sąsiad, taki przyjaciel domu.
Dziś umówiłam się z teściem na rozebranie szafy, która dzieliła nasze pokoje. W NRD-owskich blokach często montowano takie szafy. Może i praktyczne ale po latach użytkowania nie wygląda to dobrze.
Wszystko szło dobrze do momentu jak wrócił mąż i zobaczył co się dzieje.
Wydawało mi się, że zaakceptował to bo od kilku tygodni słowo "remont" używałam wielokrotnie.
Powiedział, że się wyprowadza i to nie na czas remontu ale w ogóle.
Wpadłam popłoch, poczułam skurcz żołądka, ale za chwilę się opanowałam.
Nic nie mówiłam. Wynosiłam rzeczy z pokoju. Teść wyszedł na chwilę.
Powiedział, że nie chciał remontu, że nie mamy pieniędzy, że podejmuję sama decyzję. Więc ja spokojnie, że remont był niezbędny bo wstyd było mieć takie mieszkanie, że pieniędzy nigdy nie mieliśmy i raczej nie będziemy mieli.
A decyzji sama nie podjęłam bo rozmawialiśmy o tym nie raz, on sam zrobił projekt pokoi w komputerze i sam wnosił meble do domu. Powiedziałam, że rozumiem, że nie znosi tego stanu, bałaganu, że Tata da sobie radę bez niego, że w razie czego pomoże sąsiad.
Pytam go co na podłogę chce - panele czy wykładzinę. Odpowiada "no zastanówmy się co ja chcę. Jak myślisz Alina co ja wolę na podłogę"?
O ty niewdzięczny złośliwcu.
W końcu przechodzi mu nastrój, wraca Teść i razem rozbierają szafę do końca.
Mieszkanie wygląda tragicznie.
W każdym pokoju, nawet kuchnii jest coś z naszych pokoi, ciężko się przechodzi.
Wierzę jednak, że to kilka dni, może tydzień i będę mogła to wszystko wnosić.
A przy okazji liczę, że 1/3 tego bajzelku wyląduje w koszu.
Bardzo się zagraciliśmy. Mieszkamy tutaj 7 lat a mamy rzeczy jak po 20.
Smutne jest to, że rzeczywiście nie jestem przygotowana do tego remontu.
Miałam pewien plan, pieniądze z podatku, ale wyszły inne rzeczy i wszystko poszło. Nie wiem co zrobię.
Jak zwykle jak to ja pożyczę. Wiem postępowanie niewłaściwe, ale naprawdę nie dało się czekać. Ta okazja z meblami (50% ceny), jego urodziny.
No i to, że mi łatwiej spłacać niż gromadzić. Rozmawiałam już z sąsiadem, coś pomoże, może zajadę do Rodziców.
Ograniczymy obiady do placków i jakoś damy radę, bo oczywiście coś od siebie też wyłożymy.
W pokoju Mariusza pomalujemy sufit, wytapetujemy i położymy panele.
Mój pokój chyba zostanie na inny czas.
Zobaczymy.
Przypomniałam sobie, że rok temu remontowałam stołowy i przedpokój.
Udało mi się to skończyć dzięki pomocy przyjaciół. Dziękuję.
Jestem taka szczęśliwa, że będę miała ładnie w mieszkanku. No nie tak się człowiekowi marzy, ale mi wystarczy.
Przed chwilą razem wynosiliśmy kolejne kartony od męża, rozmawialiśmy.
Zrobiłam mu kanapki, ogląda tv, ja piszę.
Spokój i jeszcze raz spokój oraz zaciskanie zębów i tłumaczenie.
Tylko tak uda mi się przetrwać i może nie rozwieść.
Będzie trudno. A jak mój teść zawiedzie to też mi się dostanie. Muszę więc panować nad obydowa panami.
Dobrze, że jest ten sąsiad, pracowity chłopak, zawsze pomoże. Oj będzie wykorzystywany.
Najbiedniejszy w tym wszystkim jest Chip. Hałas, mnóstwo gratów, nie mógł sobie znaleźć miejsca. W końcu przyszedł do mnie żeby go wziąść na ręce. Poprzytulałam go i już leży spokojnie na komodzie na kocyku.
Tuptuś (chomik) pokręcił się, zwinął kawałek sera i poszedł z powrotem spać.
A ja siedzę i kombinuję jakby tu poprzesuwać niektóre płatności żeby kupić jutro rzeczy do postawienia ścianki w miejsce szafy.
Może jutrzejszy dzień przyniesie jakieś rozwiązanie. Może sama coś wymyślę.
Jak zawsze.

Co do migren męża. Rozmawialiśmy o tym. Jutro o 16 ma przyjść do internisty u nas, zrobi jakiś początek.
Do neurologa tylko prywatnie bo ogólny z naszej przychodni nie chce dać skierowania do kogoś spoza przychodni (wiadomo uciekają pieniądze).
Chociaż czy ja wiem, czy skierowanie dotyczy tylko jednej przychodni.
Zobaczymy co powie lekarz.
Już ja go przypilnuję z tym leczeniem.
Nie będę ganiała codziennie do apteki po paczkę Pyralginum. Szkoda zdrowia.
Dziękuję Wam Dziewczyny za wsparcie.
Zaniepokoiły mnie te codzienne bóle, decyzja o leczeniu podjęta.
Jeszcze spacerek z psem, potem troszkę tv i spanie. :)
Dziękuję że jesteście. :)

Ustawiczne migreny męża 2004-08-23 23:37:25

Kolejny dzień kolejna migrena.
Wraca z pracy patrzy na mnie błędnym wzrokiem, nerwowo szpera po biurku.
Po chwili widzę jak popija znalezione tabletki i krąży po mieszkaniu.
Kilka chwil i już śpi.
Trzeba przestawić cały dom.
Ściszyć telefon, wyłączyć telewizor, pilnować by nie szczekał pies.
Ostatnimi tygodniami ma te bóle głowy praktycznie codziennie. Nie rozumiem tego, nie znam mechanizmów migreny.
Ale do lekarza jakoś wybrać się nie może.
Pies śpi koło niego. Weszłam na chwilę do sypialni i podniósł łeb. W jego oczkach było "no przecież muszę tu być bo jest chory". :)))No przecież wiem. ;)
Wiecie jak go zobaczyłam takiego ledwie żywego bo w pewnej chwili wstał, to się wystraszyłam.
że może to nie tylko migrena, że nie chciałabym go stracić.
Pomimo całego trudnego bycia razem, sporów, braku rozmów i zaciskanych zębów gdy ściska w dołku.
Pomyślałam, że mało się staram może, że tylko oczekuję i narzekam. Nie wiem.
W końcu obiecał, że w środę przyjdzie do lekarza, który po południu przyjmuje obok mojej pracy. Dopilnuję tego.

Dziś w pracy było znośnie.
W sensie temperatury.
Za oknem 20+ pokój się nie nagrzał, można było swobodnie pracować.
Gdyby były chęci i materiał do pracy.
Ale po deklaracjach jest kilka dni luzu.
A ja w poniedziałki często nie do życia jestem. Siedzę i czekam na 16.
Trochę poksięgowałam bieżącego materiału, trochę poczytałam forum Wyborczej i poszłam do domu.;)
Sąsiad złożył meble męża. Stoją w dużym pokoju i czekają na wniesienie.
Muszę w końcu zaplanować ten remont, podjąć męską decyzję.
Będzie trwał pewnie ze 2 dni a przygotowania 3 tygodnie.
Gdyby były fundusze już dziś zrobiłabym oba pokoje i nareszcie remonty byłyby z głowy na kilka lat.
Teść czeka na nasze decyzje, ja próbuję niezdarnie zorganizować środki, mąż obchodzi temat z daleka a mieszkanie wygląda nieciekawie.
Mąż ma niedługo 30 urodziny to byłby fajny prezent. Niestety nie da się tego zrobić bez jego wiedzy. Ma tam serwer do sieci i samo rozłączenie tego bez jego udziału jest niemożliwe.
A ja tylko chciałam mieć ładnie w mieszkaniu, nie wymyślate cuda, nie super rzeczy. Zwykle proste meble z wyprzedaży, świeżą tapetę i wykładzinę.
żeby się przyjmniej mieszkało.
Tak niewiele chcę.

Leniwa niedziela :) 2004-08-22 23:43:43

Obudziłam się o 8 po to by obudzić męża na spacer z psem. ;)
Jak przyłożyłam głowę do poduszki to kolejna pobudka była o 10,30. :))))
No to jeszcze troszkę w łóżku na tv, potem kawa, trochę forum. Niestety nie było co czytać bo wszyscy się urlopują.
No prawie wszyscy. ;)
Pojechaliśmy do Mamy na obiadek.
Typowo rodzinny obiad, dużo gadania, spory, niezdrowe jedzenie, szum, gwar.
Było w planach kino, ale szwagier zrezygnował, pomyślałam, że ja i Mariusz (mąż) pojedziemy gdzieś połazić.
Jakoś mi też chęci odeszły i po zrobieniu niedużych zakupów w markecie wypożyczyliśmy 2 kasety i wróciliśmy do domu na sens filmowy w łóżku.
W sumie to był nawet miły dzień choć plany miałam inne.
Zauważyłam, że mój mąż czasami rozmawia ze mną jak z człowiekiem. Sorki za złośliwość. Ale chyba pierwszy raz spokojnie powiedział, że po całym tygodniu pracy jako przedstawieciel w weekend to on marzy o lenistwie w domu.
A ja po całym tygodniu w biurze w weekend marzę chociażby po szwendaniu się w markecie. Byle wyjechać do miasta, byle do ludzi.
Każe mi znaleźć sobie kogoś do takiego jeżdzenia, ale kogo? Gdzie znajdę równie samotną ... wiecie co napisałam "samotną mamę" ale skreśliłam, równie samotną babę.
Czekam na to wspólne wolne tyle czasu a potem nic z tego nie wychodzi, brak planów, brak funduszy.
Gdybyśmy mieli luz finansowy moglibyśmy pojechać na pół dnia do Zakopanego (Daretko narobiłaś mi chęci na spacer po Krupówkach) albo w inne fajne miejsce.
No nic pomyślę.
Później Mariusz zaczął ze mną rozmowę o siłowni. Zauważył, że nie mam już tego entuzjazmu, że chodzę mniej. Rozmawialiśmy o tym, że nic nie zrzuciłam, o kaloriach. Powiedział, że od września będzie chodził ze mną. Hurra ciekawe czy dotrzyma słowa.
W sklepie znalazł mi gazetę o fitness i ćwiczeniach, no miał dobry dzień.
Nie był nerwowy, rozmawiał spokojnie.
Lubię go takiego. Nawet przełknęłam jego radę bym sobie w tygodniu jeździła gdzieś sama. Bo ja nie chcę sama chcę z nim. Zresztą gdzie ja mam w tygodniu jechać? Mi chodzi o wspólne weekendy.
Niestety remontu dalej nie chce robić, więc muszę odczekać jeszcze i znów podjąć temat za jakiś czas.
A zauważyłam jeszcze jeden plus u niego, ogląda programy o zwierzętach na Discovery (moje ulubione) i troskliwiej odnosi się do Chipa.
Może będą z niego ludzie. :))))))))))
To była całkiem fajna niedziela, tak myślę. :))))
Gusiek już można dopisywać się do wcześniejszych wpisów.
Dziękuję za rady.
Pozdrawiam. :)

Kocham swoją siostrę :))) 2004-08-22 00:58:07

Wstałam dziś dość późno bo pół nocy nie przespałam przez bandę pijaków rozrabiającą pod moim blokiem.
Spacer z psem, kawa, forum.
Potem trochę ogarnęłam dom i poszliśmy do mojej siostry. Ja na plotki a mój mąż robić jej sieć komputerową.
O to podobnie jak wczoraj.
Zawsze jak siedzimy długo ze sobą Lila daje mi reklamówki ciuchów, kosmetyki i mnóstwo innych rzeczy. Niby mówi, że nie potrzebuje, że nie nosi ale to pewnie tak, żebym nie miała wyrzutów przyjmować tych prezentów.
Jak ktoś ma coś do "wyrzucenia" podaję adres... ;) ;) ;)
W mojej torbie są i swetry i bluzki i spodnie i stanik. A na wierzchu testy owulacyjne i ciążowe (na zaś ).
Od lat nam pomaga, doradza, pożycza jak brakuje na obiad (jak dziś).
Wyciąga na badania, szuka lekarzy, dzwoni, pyta, dowiaduje się.
Mówię Wam to skarb taka siostra.
Jest ostatnio bardzo wyczulona na nastroje, na pomoc, na odczucia.
Bardzo lubi mojego psa co jest dla mnie ważne. :))))
Nie powiem, że jest idealnie. Każdy ma nastroje, złe chwile, błędne interpretacje czyichś zamierzeń. Są spory, małe spięcia, ale nigdy kłótnie.
I pomyśleć, że jest odemnie młodsza.
To ja powinnam jej pomagać, doradzać a póki co jest odwrotnie.
Nie potrafię się zrewanżować np. finansowo za wszystko więc ja pomagam jej w ksiegowości a mój mąż w komputerach. Chociaż tyle staram się dla niej zrobić.
Ostatnio Max trochę rozrabia, a ja siedzę bezradna. Podoba mi się jak moja siostra spokojnie reaguje na jego zachowanie, jak rozmawia z nim, jak mu tłumaczy. Nie mogę jej pomóc, bo nie rozumiem dlaczego dzieci postępują tak czy tak. Ale podszkolę się bym mogła mieć lepszy kontakt z Maksem.
Obcięłam dziś pyszczek Chipowi i wygląda jakoś nie fajnie. On sam czuje, że coś nie tak bo chodzi bokami. ;)
Muszę to jutro poprawić. A przed końcem lata obciąć go jeszcze raz całego.
Oj ciężka to praca.
Ostatnio jak byłam z Lilą na działce to Maks prowadzał psa na smyczy a później chciał się z nim kąpać w basenie.
Wynegocjowałyśmy z Lilą kompromis. Spacer krótki, kąpiel najpierw Maks a jak wyszedł to na końcu Chip, kiedy już woda do wylania miała być a basen do mycia. :))
Pozwolę sobie zamieścić fotkę z jednej z takich wypraw działkowych, gdzie rozrabiają Maks i Chip. :)))
Aniu_P dziękuję.
A wszystkim życzę kolorowych snów. :)


Fajnie mieć przyjaciół 2004-08-20 23:55:02

Ludzi, którzy pomogą i doradzą.
Są wtedy gdy ich potrzebujesz.
Byłam dziś u mojej koleżanki z pracy, mąż naprawiał komputer jej siostrze a my sobie plotkowałyśmy przy likierze i kawie. Koleżanka, jej siostra i trochę kuzynostwa mieszka w dwóch blokach obok siebie. Często u siebie bywają, organizuję wspólne wyjazdy, motywują się razem, wspierają, doradzają.
Bradzo mi brakuje takiej paczki znajomych, kiedyś nie umiałam o to zadbać, dziś nie wiem jak, bo wszyscy mają już swoje kręgi znajomych.
Ja właściwie mam tylko siostrę tutaj.
Mam może 2,3 koleżanki ale jakoś rzadko nam się udaje spotkać, nasi mężowie nie nawiązali bliżych kontaktów.
Na szczęście mam tak wiele wirtualnych koleżanek. :)))))))
Mogę liczyć na pomoc medyczną, radę czy opinię. Dzięki dziewczyny.
Edeka wyjazd do Finlandii rewelacyjny pomysł. Oczywiście tylko na wakacje.:)
Mathab bieguny jednak nie dla mnie. ;)
Aniu-P ten dzień także był miły. A zwłaszcza wieczór. Jak 4 babki siadają przy kawce w dobrych nastrojach musi być super. Było miło i wesoło.
Chciałabym tak częściej ale może wtedy juz nie byłoby tak rewelacyjnie. :)
Kropcia wiesz, że uwielbiam zwierzęta i gdyby nie pieniądze i rozsądek miałabym w domu mini zoo. :)))
Janna też miałam myśli o sprzedaży tych mebli, ale mąż dziś na tym spotkaniu zasugerował, że fajnie byłoby ten remont zrobić jak będzie miał szkolenie. Znaczy się niezły leniuszek z niego wyszedł. To ja całą tą graciarnię wyniosę z pokoju, już obmyśliłam gdzie i jak romieszczę a jemu się nie chce Tacie pomóc położyć tapetę i wykładzinę. No nic poczekam jeszcze aż dojrzeje do tematu.;)
Janika a dziś mąż wprawdzie na moim wyjściu mi towarzyszył, ale on robił komputer a ja się dobrze bawiłam w pokoju obok. Potem do nas przyszedł. :)))
Zamierzam tak częściej. Dzięki. :))))
Wszystkim dziewczynom wielkie dziękuję za czytanie moich wpisów. Wiem, że nie są za ciekawe, jak cała ja ;).
Ale to fantastycznie móc utrwalać codzienne chwile.
Moje kudłate stworzonko siedzi mi koło nóg i popiskuje, czyba czas na przytulanie w łóżku, drapanie za uszkiem i spanko. :))))))
Dobranoc. :)

Nie lubię upałów ... 2004-08-19 23:45:31

Dziś temperatura osiągnęła niezły wynik. Ubrałam się do pracy dość przewiewnie ale to niewiele pomogło.
W południe zrobiło mi się słabo i bałam się, że lada chwilę odpłynę.
Stałam pod wiatrakiem, piłam zimny napój, jeden wielki koszmarny upał.
Po prostu nieludzkie warunki mamy w pracy. :(
Dopiero po południu jak słońce się przesunęło i 3 kawa ciutkę ożywiła nadrabiałam pracę bo podatnicy czekali na wyniki.
Prosto z pracy pojechałam z Lilą, Maxem i Chipem na działkę do rodziców. Lila wystawiała buzię do słońca ja się chowałam za drzewkami i czytałam gazetki. Później panowie czyli Tata i Max poszli gdzieś a my zrobiłyśmy sobie kawkę z Mamą. Było fajnie.
Objedzona borówkami jeżynami wróciłam zadowolona do domu.
Chwilę usiadłam i mąż wyciągnął mnie do kina na Efekt Motyla. :)
Ciekawy pomysł, a sam film przerażał okrucieństwem dzieci, scena z psem i dzieckiem zmroziła. Koniec był optymalny. :)
Lubię takie życie w ruchu, szkoda, że czasami mam takiego lenia, że nie umiem podnieść pupy sprzed monitora. ;)
Wzięłam chłodny prysznic, piję chłodny jogurt i zaraz uciekam do pościeli. Niestety nie chłodniej, oj ale by się przydała satyna na takie czasy.
Kolejny dzień za mną.
Cieszę się, że mogę je utrwalać, dzielić się emocjami.
Bardzo dziękuję za wpisy. :))))))

Dużo pracy i spraw różnych 2004-08-19 00:25:21

Bardzo dużo pracy. Lada dzień deklaracje do złożenia a ja jeszcze kończę niektóre księgowania podatników.
Inni szukają kosztów bo podatki im spore wyszły, inni chcą zmieniać rodzaj działalności.
Dzwonią, przychodzą, piszą na gadu i znowu dzwonią.
Powiem wam w sekrecie bardzo lubię swoich podatników. :)))
Czasem mnie zirytują, czasem wymyślają tak absurdalne rzeczy, że tylko siąść i się napić setki. ;)
Ale jakimś trafem wszyscy są dość sympatyczni, ugodowi i współpracuje nam się (odpukać puk puk puk) w miarę dobrze.
żeby nie było tak miło to dziś współpracowniczka zwróciła mi uwagę na koleżankę, która pracuje u nas od niedawna, że nie ma do niej całkowitego zaufania jeśli chodzi o pracę.
że chyba dzieli się z mężem zbyt szczegółowo wrażeniami z pracy.
Czeka mnie więc jutro trudna pogadanka, chciałabym mieć to za sobą.
Oprócz tego bank zwinął nam z konta 106zł nie wiadomo za co. Kolejny raz wyprawa do śląskiego celem wyjaśnienia. Męża już nosi na samą myśl.

Wieczorem pojechałam sobie na siłownię. Czułam się troszkę jak w saunie bo było dość duszno, ale jak wzięłam prysznic to czułam się świetnie po ćwiczeniach i to uczucie uwielbiam. :)))

Była dziś u nas w biurze nasza szefowa (ona jest raz lub dwa razy w tygodniu tylko na kilka godzin i też nie zawsze) i mówi, że kupiła synowi fretkę.
No tak mnie nakręciła na to zwierzątko, że od razu bym pojechała kupić gdyby nie cena. :( Nawet mężowi się pomysł spodobał. Mi się marzył szynszyl, ale tak mi się podobają takie futrzaki, że może pomyślę o fretce.
Właśnie mój pies zwinął się w kłębuszek w swojej budzie to chyba znak, że czas iść odpocząć i przespać się.
Dobranoc. :)))

Ja i mąż dwa różne światy... 2004-08-17 22:38:00

Dzisiaj dużo pracy w pracy, więc dzień zleciał całkiem dobrze. Nawet upał tak bardzo nie doskwierał.
Po pracy zaczęłam z mężem rozmowę o remoncie w jego pokoju. Jako, że już to wyrzuciłam z siebie na forum pozwolę sobie skopiować. ;)
Od dłuższego czasu planujemy remont męża pokoju komputerowego.
Widok na dziś okropny. Staję na głowie żeby jakoś to zoranizować.
On zrobił projekt (niemożliwe).
Ja załatwiłam u znajomego tanio meble. Taniej o 50% (jakaś wyprzedaż), płatność w terminie poźniejszym.
Mi jest łatwiej coś spłacać niż uzbierać na to.
Leżą w kartonach w dużym pokoju od kilku dni.
Proszę go, żeby je złożył, pomierzył, bo kolega pyta czy chcemy coś jeszcze bo się kończą. To w odpowiedzi słyszę, że on nie chciał wcale mebli, że nie mamy na remont, że go naciskam i obrażony idzie przed tv.
To ja tyle chodziłam za nimi (za kolegą), załatwiałam, udało mi się odroczyć płatność. Ktoś robi mi przysługę a mojemu hrabiemu się nie chce skręcić kilku regałów.
Zaczynam temat remontu. W związku z tym, że mój mąż to typ do którego tak po prostu nie można podejść i porozmawiać na taki temat szukam wybiegu.
"Szczęśliwie" się składa, że "na tapecie" jest problem teścia.
Mówię mężowi, że miałby zajęcie, że może kupimy materiały, że meble leżą może by zacząć robić ten pokój.
Najpierw słyszę, że nie mamy na to pieniędzy (żaden argument nigdy ich nie mieliśmy). Potem, że on nie chce remontu bo mu dobrze w tym bajzlu (przez wzgląd na wstyd nie pokażę fotki jego pokoju).
Oczywiście, że nie mamy pieniędzy. Ale tapeta i wykładzina do pokoju 2mx2m nie kosztują tyle żebym musiała brać kredyt. Przesunę jakąś płatność troszkę i zrobię remont, który będzie na lata.
Gdyby się spiął zrobił by ten pokój w 2 dni.
Jest leniem? Czy chodzi o coś innego?
Teraz to już w ogóle się wściekł i poszedł spać. o 17,37.
Wiecie co. Mam go już dość. Nadal nie je antybiotyków.
Jak ja mam ochotę rzucić tym wszystkim. Wziaść torebkę i uciec w świat.
Aha jeszcze jeden wybieg zastosowałam. Skoro nie chce mu się składać mebli, to zaproponowałam żeby wrzucił je do projektu sprawdzić czy coś mamy dobrać. To mi powiedział, że za dużo roboty.

Akurat siostra jechała do rodziców na działkę, zabrałam psa i pojechałam z nią. Potem poszłyśmy na shaeka do Maka.
Porozmawiałyśmy trochę i poczułam się lepiej. Postanowiłam radzić sobie sama.
Sama gdzieś wychodzić, organizować sobie czas, skoro wszystko co proponuję jemu nie pasuje.
W tej chwili robi jakieś tabelki do pracy, wisi na telefonie z przełożonym i temat remontu został odłożony na czas nieokreślony.
Ale wmusiłam mu antybiotyk na ta moją ureuaplsme.
Przed chwilą wpadł teść. Aż mnie ścieło bo powiedziałam o jego pożyczaniu teściowej ale nic nie mówił. Za to zapytał wesoło męża kiedy remontujemy, no myślałam, że go trafi na miejscu (męża). Widzę, że teściowa wypuściła męża. My kobiety musimy się trzymać razem. ;)
Powiedziałam mojej siostrze, że chciałabym żyć sama.

Poniedziałek i...wszystko od nowa 2004-08-17 00:35:31

Czyli znów trzeba wstać do pracy. Siedzieć tam w nagrzanym pokoju, księgować dziesiątki faktur, drukować deklaracje, pić kawę, plotkować.
Mieć paskudny nastrój z rana nie wiedzieć czemu, marudzić i wściekać się o byle co.

Było dużo pracy więc czasu na rozmowy mniej, coś tam zjadałam, wypiłam drugą kawę i dniówka się skończyła.
Dostałam jakiś przykry list z urzędu.
Wiedziałam, że będzie ale mimo to nie przepadam za taką korespondencją.

A po pracy pojechałam do kuzynki męża z teściową. Było super. Ta dziewczyna ma tyle energii i chęci do wszystkiego, że aż jej zazdroszczę.:)
Ma super fajnego kociaczka, ale mi się zachciało kolejnego zwierzaka w domu.
Spał u mnie na rękach jak dziecko. Śmiała się ze mnie, że realizuję instynkty macierzyńskie na kocie. :)))
Mam psa ale to zupełnie inny rodzaj domownika.
Jestem realistką, kot to nie tylko przyjemność choć marzy mi się ogromnie. Wtulałam się w niego mówiąc, że może mi da odporność na toxo bo miana mam zerowe. :(
Powiedziałam teściowej o teściu, krótko, szybko, bardzo spokojnie. Było jej przykro i smutno, tak mi jej żal.

Ponoć jaki poniedziałek taki cały tydzień. Oj nie.
Trochę złości, śmiechu, różnych spraw. W sumie może dzień jak codzień.
Mąż nie chce brać antybiotyków, mówi, że jest do nich uprzedzony, chyba muszę z nim porozmawiać przed spaniem. ;)
Mój cykl oszalał, czyżby po tetracyklinie? Wariactwo.
Wykańcza mnie psychicznie już to leczenie, badania, diagnozy.
Jestem tym zmęczona.
Wcinam borówki z działki Rodziców, jeszcze troszkę tv i idę spać.
Dobranoc. :)

Kiepska niedziela - marudny mąż i teść hazardzista 2004-08-15 23:53:20

Na dzień dobry trafił mnie szlag. Tradycyjnie jak co niedzielę zapukał do nas teść po 10zł. Niby na fajki.
A poszedł obstawiać totalizator sportowy. Mam już tego dość. Najpierw pił, pogrążył rodzinę w strasznych długach. Teraz gra i długi znów są.
Mam dość bierności teściowej, która tylko narzeka jaka ona biedna a nic nie robi z tym. Bo chyba coś można? Czy się mylę i oskarżam ją niesprawiedliwie?
Temat rozwinęłam na Smutkach na Forum.:(
Nie rozumiem uzależnienia, nie rozumiem głupoty ludzkiej w hazardzie, naiwności, że się wygra. Nie rozumiem.
Jestem stara, marudna i nietolerancyjna.
Zjedliśmy obiad u mojej Mamy i wyciągnęłam męża na łazikowanie po sklepach. Już po kilku kilometrach się wściekł, że co to za pomysł w niedzielę po południu łazić po sklepach (jakby to pierwszy raz miał być), potem, że nie skonkretyzowałam do którego to marketu mnie tak ciągnie itp. Gdy podsunęłam nieśmiało, że może kino zajechał do IMAXA do Katowic, ale nie było nic fajnego i myślałam, że go trafi na miejscu. Syknął tylko "masz jeszcze jakiś świetny pomysł na dziś" ?
Wróciliśmy do domu w milczeniu.
Na prośbę by sam wymyślił jak spędzić niedzielę mówi, że nie ma pomysłu, ale mówi to wkurzonym tonem.
Jemu nie zależy na organizowaniu nam czasu. On mógłby całą niedzielę spędzić grając w idiotyczne gry na komputerze.
Jak ja go wtedy nienawidzę. Tak, nienawidzę. Wydaje się taki obcy, wredny. Nie potrafi powiedzieć "słuchaj darujmy sobie sklepy może skoczmy np do ZOO czy coś", nie, najprościej nie odzywać się i wrócić do domu.
A po drodze rzucić hasło żebym go nie traktowała jak kierowcę. Dobrze od jutra nie piorę, nie sprzątam. Przecież nie mogę dać się traktować jak gosposia.
Przy końcu drogi jak gdyby nigdy nic zajechał do Auchana po zakupy i odzywał się do mnie zwyczajnie.
Po godzinie jazdy dałam sobie spokój z awanturą, ale poczekam na odpowiedni moment do długiej dyskusji.
Łażenie po sklepach nie, zwiedzanie jakichś zamków, ruin nie, siłownia nie, basen narazie raz, nic nie chce ze mną robić. To może darujmy sobie taki związek.
Tak mało rozmawiamy, tak mało coś planujemy, czasami mam wrażenie, że mieszkamy razem i pracujemy razem jedynie. I wtedy nachodzą mnie myśli o rozstaniu.
A potem jedziemy do wypożyczalni albo kina, idziemy na kawę, czy robimy sobie seans domowy i jest wesoło, fajnie.
Czemu czasem jesteśmy dla siebie wrogami? Mało problemów na zewnątrz?
Nie umiem czy nie chcę pracować nad tym związkiem? Sama już nie wiem.
On twierdzi, że ja tylko marudzę. Nie wiem czemu taka jestem. Bo pracuję z teściową która narzeka na cały świat. A może tylko zwalam winę na nią, a naprawdę taka jestem niezależnie od niej.
Czasami czuję się taka przegrana.
Mam wrażenie, że już nic dobrego mnie nie spotka, że sobie pokomplikowałam życie, że może źle wybrałam.
Dziś ominę temat dzieci bo każdy go zna.
Mam słabo płatną a odpowiedzialną pracę. Dawne złe decyzje finansowe wciąż się ciągną i powodują, że na niewiele nas stać. Marzę o urlopie. Wręcz go bardzo potrzebuję.
Chciałabym spokojnego życia na godnym poziomie, męża który rozumie i pracy z lepszym wynagrodzeniem.
Teścia, który jest godnym zaufania człowiekiem, teściowej, która doceni życie.
Chyba chcę za dużo.
A może spróbuję sama coś zmienić.
Proszę o podpowiedź, jak?


Taka sobie sobota... 2004-08-15 00:15:05

Leniwa i marudna.
Rano poszłam na długi spacer z psem.
Spotkał suczkę, ale pani szybko ją zabrała. Wtedy podeszła do mnie inna pani i powiedziała, że żal jej tych psów. Nawet pobawić się nie mogą ze sobą, a przecież one też chcą mieć pieskie życie. To prawda.
Mamy psy dla własnej przyjemności/prestiżu a tak rzadko zastanawiamy się czy one robią to co lubią, przecież także mają do tego prawo. Są najwierniejszymi z przyjaciół i zawsze powodują uśmiech.
Potem przyszła Kropka z Maksem na kawę.
Piłyśmy sobie espresso (Paweł dziękuję) a Maks karmił psa suchą karmą.
Dzięki temu pies nie grymasił tylko wcinał. :)))
Po południu nastąpiło totalne rozleniwienie, ja przed swoim komputerem mąż przed swoim . ;)
Później wysłałam go do kina na "Osadę". Ja nie poszłam bo się bałam. Już mi "Krąg" wystarczył, nie obejrzałam go nawet do połowy. Mąż wrócił nieco rozczarowany z kina, no cóż po filmie " 6 zmysł" ciężko zrobić coś lepszego.
Ja w tym czasie przyłożyłam się do sprzątania kuchni, nie lubię tego i dlatego tak się chwalę, że się spięłam i zrobiłam. :)
W nagrodę zjem 2 prince polo a nie jedno. Wiem, przesadzam. :(
Biegam na siłownię i basen a wieczorem wcinam słodkości. Niby niedużo a jednak.
Dzień był więc jak pogoda. Raz słońce, raz deszcz. Raz miłe pogaduszki przy kawie, raz leniwie bieganie po sieci.
Wieczorem sąsiad pojechał na cmentarz wymienić wkłady w zniczach, jutro zajrzę ja. Do końca sierpnia chciałabym utrzymać palące się światełko u dzieci.

Toxo i Leonek 2004-08-13 22:49:45

Wcześnie rano wyruszyliśmy do Chorzowa do tego szpitala zakaźnego.
Wizyta nie była optymistyczna. Kropka dowiedziała się, że wyniki są złe.
Zakażenie jest stare i niepokojące, ma do wyboru szpital albo szukanie leku za granicą. Wybrała to drugie. Jej mąż ma rodzinę w Czechach, może uda się załatwić ten lek. Niestety nie ma pewności wyleczenia. Bo jak powiedział lekarz, o pasożytach nauka wie jeszcze niewiele. Absolutny zakaz starań (albo na własne ryzyko). Teraz ma się leczyć i powtarzać wyniki. A potem zdecydować czy myśleć o kolejnym malcu jeśli toxo zostanie. Wyjście takie - badania prenatalne. Wyszła podłamana, a ja nie potrafiłam pomóc (pocieszyć) bo mnie podłamuje genetyka.
Od razu poszłyśmy na kawę i rozmawiłyśmy o czymś innym.
A potem wróciłyśmy do pracy i na jakiś czas temat odszedł na bok.
Za to wieczorem wyciągnełyśmy mężów i pojechałyśmy na basen, odreagować wszystko. Max szalał. :)))
W międzyczasie ja sama pojechałam na cmentarz bo dziś minęły dwa lata odkąd odszedł Leonek. Dzięki forum lepiej poradziałam sobie z tą stratą.
Dziś posprzątałam, umyłam pomnik i zapaliłam kolorowe znicze.
Byłam spokojna i choć było mi trochę smutno, że byłam tam sama gdy odchodziłam uśmiechnęłam się do swoich dzieci. Tam w górze.

Poszukiwania genetyka, toxo Kropki 2004-08-12 23:51:28

Od rana upał w biurze, ruszałam się w zwolnionym tempie ale zrobiłam kilka deklaracji, nie potrafiłabym nie zrobić nic. ;)
Później z siostrą zaczęłyśmy szukać genetyka. Cały czas myślę o Warszawie, namiary dała mi jedna z Mam. Druga szuka kogoś w Krakowie, jeszcze inna podrzuciła mi adres do Katowic.
To niesłychanie wzruszające taka pomoc.
Dziękuję Wam.
Potrzebuję tylko konsultacji i rzeczowej oceny sytuacji.
I sądzę, że wybiorę się do conajmniej dwóch. Dla pewności i obiektywizmu.
Na stoisko przyszedł znajomy lekarz, streściłam mu wady dzieci i też ma popytać na jakiejś Katedrze Genetyki.
Wiem to obsesja.
Narazie skupiam się na siostrze, której nasz lekarz zasugerował odwiedzenie Kliniki Chorób Zakaźnych w związku z tą toxo, która wciąż jest aktywna.
Lekarz kazał od razu przyjeżdzać, więc jutro na 9 jedziemy do Kliniki.
Mąż mnie zapytał co to za choroba, czemu nie ma szczepionek, czemu nie da się tego wyleczyć. Oraz po co wchodzi do człowieka jeśli w zasadzie nic mu nie robi. No cóż. W sumie nic, ale atakuje płód. Nie mógł zrozumieć czemu to wciąż nieuleczalne jest. Ja też.
Wieczorem pojechałam na siłownię, czuję się teraz lekko i swobodnie, jakbym ważyła 40 a nie 70kg.
Szkoda tylko, że wciąż patrzę na lodówkę. :( Dobrze, że nie ma nic słodkiego (bo zjadłam przed siłownią ;) ). No to gruszkę zjem i pod kołderkę uciekam. A jutro proszę kciuki za Lilę trzymać. Dziękuję, papa.

Moja praca a upały :( 2004-08-11 23:33:02

Jest bardzo odpowiedzialna i trudna.
Chyba czasami nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji, a może i dobrze, bo bym wcale nie spała.
Pracuję w małym biurze rachunkowym i mało zarabiam.
Trzymam się tej pracy bo: szefowa to moja znajoma, bywa rzadko, do pracy mam 3 minuty, w czasie pracy mogę załatwić swoje sprawy, godziny i sposób pracy jest dość elastyczny. Nigdzie nie jest idealnie, a ja na swój sposób lubię tą pracę, innych ofert raczej nie dostaję więc planuję troszkę pobyć w tym miejscu. Mam nadzieję (koleżanki też), że biuro się powoli rozwinie by te zarobki wzrosły choć trochę.
Dziś w pracy nie zrobiłam właściwie nic bo temperatura w pokojach była bliska wrzenia chyba. Miałam wrażenie, że oddycham gorącym powietrzem, że za chwilę pękną mi nogi (spuchły), że kleję się do wszystkiego.
Wentylator niewiele daje, otwarte okna wpuszczają ten skwar, jeden wielki koszmar. Człowiek robi się podirytowany, myśli dłużej niż zwykle i co chwilę zerka na zegarek.
W domu jest inaczej, mimo, że to 100 metrów od domu. Pierwsze co dziś zrobiłam to wskoczyłam pod chłodny prysznic, potem domowe ubranko i chwila odpoczynku. :)
Wiem, że dużo osó lubi lato, ja nie.
Wolę wiosnę i wczesną jesień. Nie lubię opalania się, skąpych ciuchów i tego żaru w nieba zwłaszcza gdy się jedzie autem, które nie ma klimy.
Ale marudzę prawda? Nie dość, że zanudzam codziennie to jeszcze na wszystko narzekam. To pewnie PSM.
Bo cóż by innego. ;)
Dziękuję za komentarze. :)))
Pozdrawiam serdecznie. :)

Byłam u lekarza :) 2004-08-11 00:01:22

Kolejny dzień kolejny odcinek. :)))
Pojechałam dziś do swojego dawnego lekarza. Tego który odbierał poród Matyldy, który wysłał mnie do genetyka. Świetny człowiek. Niestety nie ma u niego tłumów bo nie ma usg w gabinecie i nie pracuje w żadnym ważnym szpitalu.
Ja też z Leonem jeździłam do kogoś kto pracuje w klinice, no na niewiele mi się to zdało jak widać. Jak jest dobrze to lekarz jest tylko partnerem, doradcą, jeśli jest źle niewiele może.
Do tego lekarza jeżdzę od 5 lat z różnym natężeniem. On wszystko mi tłumaczy, radzi, ale decyzję pozostawia mi. Szanuję go za to.
Obejrzał moje wyniki wirusków, stwierdził, że są dobre, ale nawet jutro mogę złapać jakąś paskudę. No wiem.
Obejrzał bakterie, dał mi kilka recept na kilka etapów walki z tym paskudztwem.
Leki dla mnie i dla męża.
No i później zaczęła się rozmowa na temat rokowań, możliwości powtórzeń wad.
Dowiedział się, że Leon miał także wady układu krążenia. Przyczyną tego była dwużyłowa pępowina.
Jeśli chcę mogę spróbować konsultacji u geentyka, ale czy któryś powie, że taka i taka była przyczyna, nie wiadomo.
Tylko ciąża i badania prenatalne pozwolą stwierdzić stan dziecka.
Wszystkie wady mogą się powtórzyć, mogą się pojawić inne, może się udać.
To ja mam zdecydować czy podejmuję to ryzyko.
Spędziłam u niego ponad godzinę na wizycie. :)
Narazie kilka tygodni walki z bakteriami przedemną i rozmyślania.
Nie mogę dziś zacząć kuracji bo mąż mi zasnął. Ma znów mega migrenę i jest nie do życia. Zauważyłam, że te bóle głowy łapią go coraz częściej. Do lekarza namówić się nie da. Chyba siłą go zaciągnę do jakiegoś internisty.
Bo w sumie nie bardzo wiem do kogo.
On coś przebąkiwał o kardiologu, sama nie wiem. Ja chodzę do jednego rodzaju lekarzy więc się nie orientuję. ;)
Do kogo iść z silnymi bólami głowy?

Nie lubię sportu :) 2004-08-10 00:20:36

Nigdy go nie lubiłam, zwłaszcza jeśli musiałam ćwiczyć na wuefie rzeczy z którymi nie dawałam sobie rady.
Nie każdy jest taki sprawny by przeskoczyć kozła, zrobić gwiazdę czy fikołek do tyłu. Latami cierpiałam i chowałam się po kątach by wuefista mnie nie zauważał. Jedna z nauczycielek kazała mi wyjść z basenu "bo jakaś zielona byłam (z zimna)" :(
Szkoła się skończyła i moja przygoda ze sportem. Dużo pracowałam, waga pokazywała 40, 44, 42kg więc powodów do zmartwień nie było.
Zaczęłam mieć problemy ginekologiczne, cysty, nieregularne okresy lekarz przepisał tabletki hormonalne.
I to był koniec wagi piórkowej.
Na początku byłam radosna, nareszcie wyglądam jak człowiek a nie jak model na anatomię.
Ale waga rosła i rosła. Jedna ciąża, druga i obudziłam się któregoś dnia ważąc 70kg. Przytyłam 75%.
Siostra wyciągnęła mnie na step.
Hmm, no cóż nie porwało mnie to, zresztą ją też, po miesiącu dałyśmy sobie spokój.
W tym czasie nastąpił poważny kryzys w moim małżeństwie, straciłam pracę.
Wszystko to spowodowało, że schudłam 10 kg w miesiąc.
Marzę by to powtórzyć, ale z innego powodu.
Po kilku miesiącach trzecia ciąża. Jeden szpital, drugi i klinika.
Zachodząc w ciążę ważyłam 60kg, wychodząc ze szpitala 56kg.
Nie utrzymałam wagi, znów leki, znów hormony, znów brak rozsądku w jedzeniu.
Kiedy wiosną tego roku stanęłam na wagę i zobaczyłam liczbę 73,5kg chciało mi się ryczeć. Ale cóż z tego, że to nie wina jedzenia a leczenia, wyglądam jak wyglądam czuję się fatalnie i trudno mi coś na siebie kupić.
Najpierw głodziłam się co jakiś czas. Dużo pracowałam i nie miałam czasu na jedzenie. Potrafiłam nie jeść całe dnie.
Później siostra po bardzo długich namowach wyciągnęła mnie 1 czerwca na siłownię.
I wpadłam. Na początku chodziłam co 2 dni. Dzięki temu, że mniej jadłam i dużo ćwiczyłam ważę 68,5kg. To wciąż dużo. No i waga stanęła.
Ale spodnie są luźniejsze, bo zmienia się nie waga a sylwetka.
Dziś ćwiczę 2 razy w tygodniu i kiedy zdarza się, że nie mogę iść czegoś mi brakuje.
Lubię tam chodzić choć nudzi mnie czasem kilkanaście minut monotonnej jazdy na rowerku, ale dzięki temu Mama zwężała mi spodnie w udach. Niedużo ale zawsze coś. To ważne.
Byłam także na basenie z Lilą i Maksem.
Było świetnie i choć nie umiem pływać a głównie spływam rurą podoba mi się.
Taplam się z Maksem w basenie dla dzieci.
Trochę się wstydzę uczyć pływać bo warunków do tego tam raczej nie ma.
Może na innym basenie kiedyś zacznę ćwiczyć.
Właśnie wróciłam z siłowni, czuję się lekka. Teraz bolą mnie tylko nogi, ale mają prawo. :)))
Nadal nie lubię sportu jako takiego, nie oglądam go w tv, nie interesuję się ale doceniam ciężką pracę i kondycję tych ludzi.
Nie zależy mi tak bardzo na kg jak na płaskim brzuchu bo narazie mam oponkę, wprawdzie już nie tak olbrzymią ale jeszcze dużo pracy przedemną. :)
Mam także nadzieję, że lepsza kondycja przyda się w wielu innych sytuacjach.;)
Zauważyłam, że zmieniła mi się blizna po cc, już nie jest taka gruba i wypukła. Nie wiem czy to efekt ćwiczeń czy zmian samych w sobie.
Lubię siłownię bo właściciel dość poważnie podchodzi do ćwiczących.
Mamy wydrukowane karty na której trener nanosi co robimy, jak się kończy ćwiczenie zaraz ktoś podchodzi i mówi, że dobrze by było jakbyśmy poćwiczyły np. brzuszki (jak ja :) ).
Na początku ćwiczeń na bieżni tylko chodziłam, ostatnio przebiegłam na niej 10 minut, wprawdzie z małą przerwą w połowie ale był to dla mnie wielki sukces. Jeśli trener pozwolił na bieganie, to chyba robię jakieś postępy. :)
Jak pewnie zauważyłyście znów dobrym duszkiem u mnie jest siostra.
Wiem, wiem fajnie mam. :))))))))))
Ooo jeszcze bolą mnie trochę ręce, ale to nic.
Mam taki plan, że od września będę chodziła na dodatkowe ćwiczenia, jeden mój podatnik ma jakieś tam kursy i zaprasza mnie. No zobaczymy. :)
Dziś tak bardzo zapragnęłam urlopu, że aż mi przykro było długo. Bo nie mamy na niego szans. Względy finansowe jak co roku. :(((
No cóż może kiedyś.
Chciałabym coś zwiedzać, jeździć, oglądać, takie wczasy w ruchu mi sie marzą. Dopiero bym podciągnęła kondycję. Bo ja nie lubię plaż, opalania i nicnierobienia. :)))
Dziękuję za czytanie mnie.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich. :)

Odcinek medyczny 2004-08-08 23:43:07

Któregoś dnia moja siostra (kropka) wyciągnęła mnie z wielkimi oporami do laboratorium do Bielska. Pojechałyśmy porobić sobie trochę badań. Aż tam, bo w mieście nie robią wymazu.
O kosztach nie wspomnę bo wiadomo, że duże i gdyby nie one zrobiłabym więcej.
Odebrałam już większość wyników i okazuje się, że chorób odzwierzęcych (toxo, listerioza, bolerioza)nie posiadam ale i nie przebyłam.
Oto wyniki:
Borrelia IgG 0,25 IgM 0.59
Wyniki ujemny: < 0,9; dodatni-> 1.1; wątpliwy - 0.9-1.1
Pałeczek z rodzaju Listeria nie wyhodowano.
Toxo IgG 0.0 IgM 0.047
Wynik uje <0.90; dod > 1.10 wąt 0.9-1.1
Na różyczkę mam odporność - tak miało być (zaszczepiłam się po cc), ale sprawdziłam dla pewności.
IgG 55.84 IU/ml w.uj <10.0; dod >lub=10.0; IgM 0.322 w.u.<0.9 w.d. >1.10 w.w. 0.90-1.10
Nie posiadam także cytomegalii, choć nie rozumiem wysokiej liczby w klasie IgG? Chorowałam? To chyba nienajlepiej?
IgG 12.18 w.u. <0.5 w.d. >0.70 w.w.0.50-0.70
IgM 0.794 w.u. <0.89 w.d.>1.00 w.w. 0.9-0.99
Sprawdziłam cukier, wyszedł dobrze.
Tak myślę bo mam 75 mg/dl 70.0-110
HbA1c 5,9% Ludzie zdrowi <6.0 wyrównana glikemia 6.0-7.0, wart graniczna 7.0-8.0, wyma int lek >8.0
Wypiłam ten lukier, o jakie to było trudne utrzymać to w żołądku. Piłam to pierwszy raz w życiu.
Glukoza po godzinie była ciut niższa bo 70 mg/dl.
Dostanę jeszcze wyniki z insuliny i hemoglobiny glik.
Na koniec zostawiam to co wiem, że nie jest dobre. Bakteryjki.
Wyhodowali ze mnie Urealasme urealyticum. Znajomy lekarz dał receptę i już wsunęłam paczkę tetracykliny.
Najgorsze, że to paskudna bakteria a ja nie widziałam u siebie żadnych objawów.
Mam także maczugowca i coś tam jeszcze czyli Corynebacyerium sp. oraz Gardnerrella Vaginalis, w bonusie beztlenowe pałeczki Gram (-).
Nie wiem czy to pamiątka z kliniki czy jakiś świeży nabytek. :(
Jak odbiorę wszystkie wyniki to pojadę do lekarza (takiego swojego dawnego) po jego interpretację i receptę. Usłyszę pewnie, że mam się starać itd co doprowadza mnie do pasji.
Wiem, że nie stanie się cud i nagle ktoś nie powie mi, że przyczyna straty dzieci jest właśnie taka, przeprowadzimy kurację, badania będzie ok. Nie tego oczekuję, choć nie powiem, że bym nie chciała usłyszeć takich słów.
Może pewność mi daje plik skierowań na badania, że coś robię, że nie mam wrażenia grania na loterii, uda się czy nie. Ktoś wytłumaczył mi, że jeśli sprawa oprze się tylko na genach, a kariotyp mamy dobry może to być mutacja jakiegoś tylko odcinka DNA, nie do znalezienia. Nie dopytałam tylko czy powtórka wad jest pewna, czy mamy jednak jakieś szanse.
Tak bardzo się boję. Chorego dziecka i trudnej ciąży. Wiem, to egoizm. Wiem.
Boję się panicznie tego traktowania mnie w szpitalu, bez słów, wyjaśnień, leków przeciwbólowych, tej obojętności.
Boję się także tego strasznego bólu, eksperymentowania przyrządami do szybszego porodu.
Moja Mama codziennie pyta kiedy się zdecyduję, moja siostra wozi mnie na badania i także pyta. Mój mąż kiedy jechaliśmy do Bielska nie mówił nic, potem się trochę zirytował, że nic nie wie. Teraz wypytuje mnie o te teorie genowe i do kogo się udać po radę.
Myślę, że także się boi choć inaczej.
Od prawie 8 lat temat dziecka przewija się przez nasze życie. Wciąż tylko temat. I może tak zostać.
To, że się badam niektórzy nazywają staraniami, ja mówię, że to pomoc w decyzji co dalej. Czy jestem zdrowa czy mogę próbować i jakie mamy szanse. Przedemną jeszcze wiele badań i konsultacji, tym samym dużo czasu do podjęcia decyzji. Tak bym chciała zasnąć i obudzić się na poród (no nie to bym też przespała chętnie :) ).
Dziękuję za trzymanie kciuków, za ciepłe słowa, które wspierają i dodają sił. Mam nadzieję, że zrozumiecie każdą moją decyzję. Dziękuję.

Będę Ciocią 2004-08-06 21:31:55

Z Anglii przyleciała moja szwagierka Monika. Jest żoną brata mojego męża od kilku lat, na obczyźnie są od roku.
Jak dotąd nie nawiązałyśmy zbyt żywych kontaktów, może za duża różnica więku (8 lat), może zbyt różne usposobienie i poglądy na życie, może nienajlepsze kontakty między braćmi.
Kontakty które ma się wrażenie, że naprawia odległość. Oby. ;)
Jest sama, jej mąż przyleci za 3 tygodnie. Jest w ciąży, po raz trzeci chyba (wczesne poronienia), to już 12 tydzień. Wczoraj była z Mamą i Teściową na usg, wszyscy wzruszeni a mi było smutno. Martwię się o nią, zasypuję "dobrymi" radami ale nie potrafię wykrzesać entuzjazmi. Jestem wstrętna. Nigdy wcześniej tego nie czułam, właściwie nie do niej, do sytuacji. Zadzwoniła teściowa cała radosna, że widziała maleństwo a mnie stać było tylko na "aha" i kilka pytań. Dziś do niej przyszła, zadzwoniły po mnie, załatwiam jej transport, podarowałam książkę ciążową (Kalendarz-Tygodnie ciąży), fajnie nam się siedziało i rozmawiało. Nie robiłam nic na siłę, naprawdę chcę by jej się udało. Naprawdę. Próbuję zrozumieć siebie, gdzie tkwi przyczyna, o co chodzi. To nie zazdrość o dziecko, broń Boże. O sytuację, że będę na drugim planie (mniej ważna?bo bezdzietna?), że pierwszy wnuk u Teściów, że ja tego nie potrafię, nie wiem. Rozgryzę to i zwalczę.
No i przy okazji ja i mąż zamarzyliśmy o weekendzie w Anglii. Monika powiedziała, żebyśmy przylecieli. Tak bardzo jak bym chciała tak bardzo nie stać nas na to. :(
Nie uwierzą ci którzy troszkę "znają" mojego męża. Tak od niechcenia powiedziałam mu o (narazie) teorii naszych problemów genetycznych i ... zainteresował się tematem. Wypytywał mnie czy w ciąży jest możliwe sprawdzenie, czy ta mutacja punktowa znów spowodowała wady oraz gdzie jest dobry Ośrodek by ktoś udzielił nam porad(Warszawa).
Do podjęcia decyzji o staraniach daleka droga, jeszcze wiele badań przede mną, może za ten czas mąż zmieni zdanie, nie wiem.
Dziś odebrałam kolejne wyniki, ale nie wiem jakiej wielkości powienien być wpis a pewnie już zanudzam długo, więc zostawię je na jutro. :)
Dziękuję wam za wpisy, za tyle serdeczności.
Są dla mnie cenne.
Alina

Pierwsze wyniki, no nienajlepsze 2004-08-06 00:44:01

:)
Zaczęło się bardzo powoli. Najpierw pojedyńcza myśl. Chwilami taka fizyczna chęć. Wszystko gasił strach.
Potem poznałam kogoś w Warszawie kto dodał mi otuchy i nadziei.
No i pojawiła się myśl o planowaniu.
O dziecku. :)
Ta myśl długa byłaby tylko myślą, gdyby nie moja siostra, która sporą część swojej energii poświęca na szukanie lekarzy, wiadomości, rodzajów badań.
Od niechcenia umówiłam się z nią na badania do Bielska. Znaleźli bakterię, dostałam zniżkę na badania. ;)
Dziś zrobiłam cukier, insulinę i coś jeszcze. Trzymanie tego lukru w żołądku to koszmarne przeżycie. Boję się o te wyniki. Wciąż szukam dobrego genetyka do konsulatacji, dzięki pomocy dziewczyny z forum wiem mniej więcej gdzie może tkwić przyczyna moich problemów.
Daleka droga przedemną, a nie wiem co będzie na jej końcu. Być może skład 2+pies, ale jest nadzieja, że będzie to dziecko.
Boję się tego wszystkiego, może nie ma we mnie już tyle sił, może mam większą świadomość co może się zdarzyć.
Jestem także na etapie szukania lekarza, narazie do konsultacji wyników i ewentualnego leczenia a co dalej zobaczymy.
Jak ktoś doczytał ten mój długi wpis to chciałam podziękować za tak miłe i ciepłe przyjęcie mnie.

Witam :)))) 2004-08-04 15:57:12

Dzień dobry
Witam i ogromnie się cieszę, że mam możliwość prowadzenia swojego własnego pamiętnika. Marzyłam o tym dawna.
Dziękuję tym, którzy się do tego przyczynili, że mam taką możliwość.
Mam nadzieję, że dzięki temu utrwalę wiele chwil ze swojego życia.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania. :)))
Alina
info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Jedne z pierwszych karmieñ
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: