Szpital 2008-09-22 00:32:19

Nataniel kilka dni po weselu i powrocie z wczasów nabawił się katarku.
Myśleliśmy, że to tylko niewielkie przeziębienie. Ale w niedzielę
pojawiła się wysoka gorączka w granicach 39. Trochę nas to przeraziło
więc dość długo nie szliśmy spać tylko po podaniu czopków
p/gorączkowych leżeliśmy obok i słuchaliśmy jak oddycha przez sen. A
był to oddech krótki płytki i szybki.

W poniedziałek temperatura trochę zelżała mimo wszystko zapisałam się do przychodni.

Byłam przygotowana na leki parę dni w domu. Pani doktor po osłuchaniu
Natka orzekła, że jest to zapalenie oskrzeli i wymaga hospitalizacji.
Powiedziała, że owszem możemy iść do domu ale leki mogą nie pomóc i
zmieni się to w zapalenie płuc. No i dziecko ma problemy z
oddychaniem i jak w nocy dostanie ataku to pogotowie nie dojedzie. :(

No i to zdecydowało. Poryczałam się bo szpital mnie przeraża.

Pojechaliśmy do domu powiadomiłam babcie i spakowałam nas.

Przyjęto nas miło, młodziutka pani doktor zrobiła ze mną wywiad, mąż czekał na korytarzu.

Później zaprowadzono nas na salę. Mały ciemny oddział. Wydawał się smutny i spokojny. I taki był.

Niedużo pacjentów, chwilami miałam wrażenie, że personelu jest więcej.
No chyba, że w budynku były inne oddziały ale nie wiem bo w większości
szpitala był dom spokojnej starości.

Pierwszy koszmar przeżyłam gdy pielęgniarki zabrały Natka do założenia
wenflonu. Jak to robiły i jak zrobiły mu pierwszy wziew można się
domyślać skoro trwało to kwadrans a ja wyłam pod drzwiami słyszac płacz
synka. Lekarka mnie uspokajała i tłumaczyla, że tak leki lepiej
działają.

Szczęściem, że ona w pierwsze dni miała całodobowy dyżur. Wprawdzie
zaglądały na obchód też inne lekarki ale w większości przychodziła ta
która nas przyjmowała.

Niestety nie potrafiła określić czasu pobytu. Dziś wiem czemu. Bo prawie każde dziecko przechodziło tam biegunkę.

Drugi koszmar zafundowała nam pani ordynator której doniesiono, że 22
miesięczne dziecko karmię piersią. Choć jej tekst, że to
nieporozumienie i niewłaściwe był niczym w porównaniu do słów innej
która powiedziała do mnie wznosząc oczy do sufitu, że to woła o pomstę
do nieba i skandal itp.

Byłam tematem żartów salowych, które widząc moje dziecko wołały o ten
od cycka, zdenerwowania pielęgniarek które nie wiedziały ile wpisać
wypitych płynów. No i lekarek.

2 dni mieliśmy salę sami, później zapewne dla własnej wygody przeniesiono nas do innej pani. Pani była miła ale w szpitalu to chyba lepiej leżeć samemu.

Wziewy i antybiotyk dożylny sprawiały, że Natek kaszlał coraz mniej i ustapiła gorączka.

Wziewy na początku były podawane prawie siłowo, później już na nie
czekał, podobnie z osłuchiwaniem. Jak widział wchodzącą lekarką to
klepał się po klatce, że chce badanie. :)

Kiedy zdecydowano o naszym wyjściu była sobota. Wielka radość. W niedzielę pojawila sie biegunka.

I to taka koszmarna. Natek przestał jeść i pić. Zdecydowano się na kroplówki. Pojawiła się gorączka.

Powoli powoli dzień po dniu stawał na nogi. Chyba gorzej to przeszedł
niż te oskrzela. Zwłaszcza, że zabroniono nam wychodzenia z pokoju. I
oboje już mieliśmy tego dość. Ja chyba bardziej.

Ale nie tylko z powodu zamknięcia na kilku metrach. Ja się panicznie
bałam jak Natek nic nie jadł i nie pił. Jak leżał na moich rękach taki
słabiutki. Ja się po prostu śmiertelnie o niego bałam. Bo na dodatek
biegunka znów się nasiliła.

Dlatego wybuchnęłam i poryczałam się do pielęgniarki, powiedziałam o
słowach lekarki, powiedziałam, że ja wiem lepiej, że karmienie jest
dobre, że nie mam nastu lat i mam świadomość tego co robię.

Pielęgniarka wysłuchała powiedziała, że lekarka ma takie poglądy ale to
moja sprawa. Na moją depresję zaproponowała zastępstwo Mamy żebym
wyszła na kilka godzin.

Niby mnie zrozumiała ale kilka godzin później usłyszałam od innej
pielęgniarki kiedy mówilam o kolejnej zawartości pampersa, że "oj Natuś
widzę, że podoba ci sie u nas i nie chcesz wyjśc bo Mamie sie u nas nie
podoba:. Więc jaki sens dyskusji tam.

To był przełom. Ja się uspokoiłam a i mały zaczął pić, powoli jeść więc zaplanowano nam wyjście.

Wprawdzie jeszcze z nie taką zawartością pampersa ale uznano, że czas. He he ciekawe czemu. ;)

Podziękowałam za wszystko spakowałam się i pożegnaliśmy się.

W sekretariacie wystawiono mi rachunek za mój pobyt, ofuknięto mnie, że
pytam o uodpornienie jak dziecko zachorowało pierwszy raz, dano wypis i
pożegnano.

W domu w wypisie poczytałam ciekawe rzeczy, że przyjęto nas z zapaleniem pluc i niedowagą.

Przy przyjęciu waga była 9,8, przy wypisie 9,7. To dziwne bo pamiętam 9,20.

Uważano, że brak apetytu i taka waga wynika z karmienia piersią bo
dziecko nie ma ochoty na jedzenie. Szkoda, że mnie nikt nie zapytal ile
Nataniel je. Bo je właściwie normalnie, tzn jest niejadkiem ale je
obiadki u Mamy a karmiłam go wyłącznie do spania i nad ranem. Ale cóż
nikt nie pytał.

Nie mogę powiedzieć, że było mi tam strasznie źle ale mam wiele do
zarzucenia personelowi. O wszystko trzeba było wypytywać, co podają,
jaki jest stan małego itd. Pielęgniarki które wydawały się, że sa miłe
zaskoczone nagłym wejściem do zabiegówki łapałam na obsmarowywaniu
jakiejś matki. Fe

Miałam do wyboru swoje miasto albo obok ale, że nie znałam żadnej
placówki, żadnego lekarza ani pielęgniarki uznałam, że wybiorę gdzie
bliżej żeby babcie mogły wpadać.

Dziś ludzie kochający swój zawód zwłaszcza taki to jakieś jednostki, ja spotkałam tylko tą młodą lekarkę.

Podrzymywała mnie na duchu siostra, parę razy wpadł mąż. Bo chorował.
No i niezawodne babcie, zwłaszcza moja Mama. Ale nigdy więcej. Oby.

Szpital trochę rozregulował Natka, za dużo bajek, za dużo cycania.
Powoli powoli doprowadzamy obie rzeczy do dawnego stanu. Za to je sam
nie trzeba prosić biegać zagadywać. Po prostu je sam.

Wiem, że są gorsze choroby, wiem, że nie takie historie inne matki
przechodzą w szpitalach ale dla mnie to było dużo. Ten strach o dziecko
coś tak obezwładniającego taka bezsilność. Chyba jestem słaba.

Dziękuję wszystkim którzy trzymali za nas kciuki.
A to kilka wspomnień czyli zdjęcia pacjenta wysyłane rodzinie



\








Wesele nr 3 2008-09-21 21:11:23

Skróciliśmy urlop bo mieliśmy zaproszenie na wesele. To była rzadka okazja żeby spotkać się z całą rodziną. Także mimo tego, że tak nam było żal słońca i plaży stawiliśmy się w kościele w komplecie.
Przyjechaliśmy do domu o 6 rano, na 9 pojechałyśmy z siostrą do fryzjera, także spania mieliśmy jakąś godzinę. Panowie pospali ciut dłużej.
Ale Polska przywitała nas paskudną pogodą, ciężko nam było się przestawić z upałów na chłód i deszcz.
Mimo wszystko bawiliśmy się fajnie a mi było bardzo żal jechać do domu o 1.
Mały i duży mężczyzna pojechali wcześniej, ja chciałam pobyć dłużej z kuzynkami ale bałam się, że Natuś się obudzi i będzie płakał i przy pierwszej okazji też wróciłam.
A oto kilka zdjęć z imprezy
Ja z Tatą
foto

Moja zmęczona Mama
foto

Przy stole
foto

Mały weselnik
foto

Z Maksem

Biegnie czy leci;)
Było fajnie.:)


Chorwacja 2008-09-21 20:43:31

Pomysł pojawił się przypadkowo bo nie planowaliśmy urlopu ze względów wiadomych. Jakoś zawsze było coś ważniejszego na liście wydatków.  
Nataniel zmienia nasze priorytety i ważność spraw. Pomyślałam, że dla niego to będzie frajda choć jeszcze nie do końca świadoma.  
Podjęta decyzja zaoowocowała małym wariactwem zakupowo urzedniczo przygotowawczym. Nie mieliśmy w domu nic ani strojów do kąpania ani letnich ubrań ani klapek. Nawet dużych torb. Zaczęliśmy od paszportów, przeglądu auta, zakupu akcesoriów typu kamizelki odblaskowe. Potem kupiliśmy trochę ubrań, karimaty, buty do wody, ręczniki plażowe, jedzenie. Następnie załatwiliśmy opiekę dla psa i kotów. Przyszedł czas pakowania. Torby zajęły cały przedpokój.  Jak przewidywaliśmy część rzeczy była niepotrzebna, części nam braklo bo nie było pralki i trochę prałam ręcznie.
No i ruszyliśmy na spotkanie przygody z morzem.  
foto
Zanim jednak dotarliśmy przez Czechy, Słowację i Węgry na wybrzeże zatrzymaliśmy się na jeden dzień w Plitvicach.
Dla zachęty
foto

foto
foto

Piękne miejsce polecamy wszystkim którzy mają pół dnia na spacer.
Zwracamy tylko uwagę, że jest tam stromo, są wąskie kładki bez zabezpieczeń więc bardzo trzeba pilnować dzieci. O ile w ogóle chce się je tam zabrać bo nie wszystkie interesuje taki park. Natek był trochę znudzony i chciał biegać a że nie miał jak wyrażał głośne niezadowolenie. 
Ale były też chwile spokoju więc udało mi sie co nieco obejrzeć. Resztę podziwiam ze zdjęć kosmity. ;)
foto

Po kilku godzinach jazdy i podziwianiu widoków coraz bardziej zapierających dech w piersiach dotarliśmy na miejsce.
Mały podróżnik dobrze zniósł podróż, przesiedział grzecznie w foteliku pałaszując przekąski i wyglądając za okno.
Po rozpakowaniu chłopcy od razu zabrali się za przygotowywanie materaców do pływania. Natek jeszcze nie za bardzo wiedział o co chodzi ale poddał się ogólnej euforii przygotowań do plażowania.
foto

W dzień pierwszy na morzu były duże fale, wszyscy wykorzystywali to do szaleństw na wodzie. Wieczorkiem uwieczniliśmy je na fotce.
foto

Nasz dzień wyglądał tak, że rano po śniadaniu szliśmy na plażę, wracaliśmy na obiad, potem krótki odpoczynek znów plaża. Wieczorem po albo przed kolacją szliśmy na deptak na lody. I tak każdego dnia. :)
Tutaj fotki z wieczornych spacerów
foto

Na wycieczki nie pojechaliśmy bo były zbyt długie i baliśmy się, że nie damy rady z Natanielem który minuty nie usiedzi na miejscu. Jak zobaczyłam, że statek nie ma szyb w oknach, że takie łatwe wyjście na pokład to stwierdziliśmy, że następnym razem.
Przy deptaku bylo dużo budek z lodami gdzie niektórzy sprzedający robili dla dzieci takie fajne pajacyki dokładając drugą gałkę i rożek.
foto

foto

Na deptaku można było także kupić przeróżne żelki w jednej cenie, panowie nie omieszkali odwiedzać tego stoiska bo obaj są żelkowi.;)
foto


W domku mieliśmy chwile także dla siebie, jedni drzemali inni oglądali bajki, jeszcze inni czytali książki. Oto najmłodsi złapani przy dvd.
foto

Czasami na deptak szliśmy wcześniej kiedy jeszcze świeciło słońce. Oj nie lubił mały urlopowicz ani iść za rękę ani na rękach. NIestety nie było warunków do biegania bo raz, że tłumy, dwa morze o krok.
No i najważniejsze czyli plażowanie i kąpiele w wodzie.
Normalnie Nataniel to niespokojna dusza która nie usiedzi minuty na miejscu. Joanna na pewno potwierdzi.
Ale sytuacja się zmieniała kiedy przychodził nad wodę. W pontoniku mógł pływać godzinami, podobnie z przesypywaniem kamieni. To był raj dla dziecka. Przy plaży słońce nie było tak dokuczliwe, morze w miarę ciepłe, zabawki, jedzenie, picie w namiociku i wczasowicz był szczęśliwy.
Oto dowody
foto

foto

Ale największa radocha to było co innego. Jak Tata podrzucał synek, taplał w wodzie, kręcił nim naookoło, było tyle śmiechu, że żal było kończyć zabawę.
foto


foto




Pożegnanie morza, urlopu i beztroski. Obiecaliśmy tu kiedyś wrócić.
Przede wszystkim dla Natka bo na plaży czuł się świetnie, w domu dobrze spał, był wesoły.
foto

Urlop był fajny, udany ale też krótki. I podróż dała nam w kość. Natek w pierwszy dzień wyjścia do Babci zabrał z sobą ponton, wprawdzie bez powietrza ale tak chciał ciągu dalszego. Obiecaliśmy sobie, że teraz już co rok będziemy starali się gdzieś pojechać. Chociaż na tydzień.
Dziękujemy Kropce (Lili) za wspólny tydzień i możliwość odpoczynku.
Było warto. :)















info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Ssak 16 miesiêczny
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: