Amniopunkcja 2006-05-30 11:46:33

Wyjechaliśmy w niedziele po obiedzie u Mamy. Zostawiłam tam psa, koty zostały w domu same. Tzn same ze sobą. :)
Droga minęła nam dość szybko i spokojnie. Po drodze za Częstochową widzieliśmy cudowną tęcze, towarzyszyła nam dość długo. :)
Pod wieczór zameldowaliśmy się u Poli.
Przegadaliśmy cały wieczór i poszliśmy spać. Pobudka o 6 i 40 minut później już byliśmy w drodze do Kliniki.
A po drodze natrafiliśmy na olbrzymie korki, wystraszyłam się, że przepadną nam badania zadzwoniłam ale pani z poradni powiedziała, że możemy być na 9. I o tej porze weszliśmy do poradni.
A tam tłum kobiet. Okazało się, że nie ma lekarza, też stoi w korku.
Pojawił się za chwile i poprosił do gabinetu chyba 2 albo 3 pary. Kobiety wyszły blade i przerażone. Jedna zaczęła na głos przeżywać badania, że to takie niebezpieczne. Spowodowała to, że kobieta obok mnie zaczęła płakać.
To, że ktoś kto niewiele wie o amniopunkcji może być przerażony ale czemu lekarz genetyk mówi to w takiej formie jakby to było wręcz zabijaniem dziecka. Byłam w szoku ale udzieliła mi się atmosfera. Po chwili się opanowałam i powiedziałam na głos do męża, jak się nie boje i jestem zdecydowana.
To powinny być indywidualne rozmowy, spokojne i rzeczowe.
Lekarz chciał na kolejne rozmowy zabrać 3 pary w tym nas. Ale pojawiła się szefowa dr Obersztyn i zabrała nas do siebie. Była po usunięciu zęba więc niedużo mówiła.
A ja byłam już w takim stanie, że nie pamiętam wszystkiego.
Powiedziała, że nie ma wyników kariotypu dzieci więc nie wiadomo jakie miały wady w sensie kariotypu.
że wyniki będą za 17 dni jeśli będą dobre to prześlą do domu, jeśli będą złe to też prześlą ale umówią nas na konsultacje. :(
Dobre wyniki nie są gwarancją zdrowia dziecka, bo jakiś tam procent chorych dzieci ma prawidłowy kariotyp.
Jestem z daleka więc mam szukać na miejscu u siebie specjalistycznego usg i jechać na to badanie między 18 a 20 tygodniem.
Miałam nadzieję, że u nich będę miała opieke ale może faktycznie to za daleko.
Podpisałam zgode, pani doktor wypisała skierowanie i poszliśmy do budynku nr X.
Tam w małym gabinecie zrobiono mi usg i myślałam, że pójde na badanie na oddział.
Ale nie okazuje się, że badanie robią właśnie tutaj od razu. Zakołowało mi się troche ale cóż przecież nie uciekne ze strachu.
Obmyto mi brzuch takim pomarańczowym płynem, pamiętam coś podobnego do cesarki, położono zieloną chuste.
Lekarz oparł się na brzuchu przyłożył jedną ręką głowice usg drugą zaczął się wkłuwać. Przez głowe mi przeleciało gdzie znieczulenie, może było ale nie kojarze. Ale nie bolało bardzo więc leżałam spokojnie i czułam jak igła idzie głębiej i głębiej. Nagle stanęła, lekarz coś poruszał i poszła dalej.
Pielęgniarka podała coś do wyciągania płynu i nagle usłyszałam jak w strzykawce bulgocze płyn, jedna druga i po wszystkim. Przyklejono mi opatrunek i kazano mi chwile poleżeć.
Potem miałam posiedzieć za drzwiami pół godziny i mogłam wracać do domu.
W środe mam jechać na usg u siebie sprawdzić ilość wód.
Byłam w szoku, wydawało mi się, że będę leżała u nich chociaż pół dnia, tak zrozumiałam panią z poradni genetycznej.
Wzięłam piżame kapcie na oddział.
A tu podejście jak do rutynowego badania, czasowo jak pobranie krwi.
Wyszliśmy z Kliniki i postanowiliśmy wracać do domu. Zanim byśmy przez te korki przedostali się do Poli to byłoby ze 2 godziny a do domu mamy 4 bo nie musimy jechać przez miasto.
Mogłam pojechać poleżeć i wracać ale zrobiłam sobie w aucie poduszke z ręczników nakryłam swetrem i leżałam sobie na tylnej kanapie. Droga dobra więc nawet bez problemu zasnęłam i przespałam większość jazdy.
To niby tylko nakłucie ale byłam słaba, pewnie głównie przez emocje, strach i to wszystko co słyszałam w poradni.
Wróciłam do domu i poszłam do łóżka.
Wstałam zrobić sobie jeść i pojawiło się brudzenie. Chyba stres i zmęczenie.
Wzięłam duphaston i położyłam się.
Zasnęłam około 21 a obudziłam się dziś około 9. Wyspałam się i odpoczęłam troche. Brudzenie rano już się nie powtórzyło, ale czy to już na stałe niewiadomo.
Mam leżeć 2 dni a 2 tygodnie bardzo się oszczędzać.
Troche mnie to wykończyło psychicznie, właściwie mocno.
Wyobraziłam sobie, że ta trudna druga to dopiero się zaczęła właśnie teraz.
I czekanie na wyniki i potem usg.
W międzyczasie strach o ogólny przebieg ciąży, jest przecież tyle zagrożeń a do listopada jeszcze 5,5 miesiąca. Kawał czasu.
Boje się czy dam rade, czy starczy mi sił. Już mam momenty paniki, bezradności, płaczu i osamotnienia.
Pewnie byłoby mi łatwiej gdybym była na nogach, normalnie pracowała, wtedy nie byłoby tyle czasu na myślenie.
Ale są też miłe momenty, wtedy gdy Ktosik daje o sobie znać. :)))

No to jade do Warszawy 2006-05-28 10:41:26

Właśnie się pakuje jedną torbe do szpitala, jedną ze zwykłymi ubraniami.
W pewnym momencie ogarnęła mnie taka panika, że łzy mi poleciały.
Co ja bym dała żeby była już kolejna niedziela albo chociaż wtorek.
Taka daleka droga przed nami, tyle godzin jazdy. Jutro pobudka o świcie i droga przez stolice do niebieskiego budynku Instytutu.
Wiem, że mam w was wsparcie i ciepłe myśli, to ja teraz w sobie musze znaleźć siły bo stres to nic dobrego.
Biegam co chwile do łazienki czy coś się dzieje wariactwo.
Ktosik wczoraj wieczorem dawał znać o sobie tak lekuśko, pewnie mówił Mamuśka będzie dobrze a Mamuśka wariuje.
Jeśli wszystko dobrze pójdzie to do zobaczenia we wtorek rano, dam znać po powrocie.
Do zobaczenia 30 maja. :)

3 usg i drobne problemy 2006-05-22 23:33:42

Byłam na 2 wizytach u ginekologa. Przeniose tutaj opisy wizyt.

Z moczem jest tak, że nie jest taki zły jak mi się ciągle wydaje a badam go co kilka tygodni. Zawsze coś się będzie pojawiało a to fosforany a to szczawiany. Nic mi nie przepisał na to.
Badanie 10 sek a potem słuchaliśmy serca przez urządzenie dopplera, ale było fajnie słychać.
Potem mi tłumaczył na czym polega to badanie genetyczne, co dalej jak się hoduje materiał itd.
Dostałam też skierowanie na badanie: morfologia pełna, badanie ogólne moczu, USR, HBsAG.
Zostałam zważona, waga stoi w miejscu, pytam czy człowieczek jest dożywiony bo nie mam apetytu mówi, że co potrzebuje to sobie bierze ze mnie. Ciśnienie 90/50 niskie, ale skoro gadałam to znaczy żyje i nawet lepiej, że niskie.
Powiedział, że jestem zdrowa i cieszy się, że myśle pozytywnie. Bo myśle.
Nadal mam L-4 do czasu Warszawy i odpoczynku po niej a potem jak wszystko będzie dobrze to na jakiś czas nie.
Aha mówie, że czasem mam wzdęcia i mnie tak ciągnie a po nospie potwornie mnie zmula kazał mi kupić buscopan.
Chyba to wszystko, w poniedziałek mam przyjechać do przychodni na usg.
Aha poskarżyłam się, że mąż mówi na mnie hipcio to powiedział, że daleko mi do hipcia to raz a dwa nie ta płeć.
Wybiegliśmy jeszcze na chwile do przodu, tzn ja zapytałam czy jeśli się ułoży to znajde go w jakimś szpitalu ale mówi, że nie, polecił mi dwa w okolicy. I powiedział, że mam absolutne wskazania do cesarki, ja chyba wole. Ale na to przyjdzie czas.
Zupełnie nie ciągnie do słodyczy, ale do owoców owszem, do czegoś lekkiego. Z jedzenia kompletnie nie mam apetytu, jem bo musze. Mąż zrobił pizze to ledwie jeden kwadrat wcisnęłam. Ugotował mi bigos na tydzień.

A po niedzieli troche się zmieniło.
Troszke się przytuliłam do męża i zabrudziłam, w sumie tylko takie przytulanie nie normalnie. Ale wpadłam w panike, głupia jestem.
Ale lekarz zabronił tylko normalnego seksu a nam jakoś wyszło.
Leżałam kilkanaście godzin, na wszelki wypadek wzięłam leki, brudzenie się nie powtórzyło, pewnie jakieś naczynko ale człowiek głupi.
Mąż się zdenerwował, poleciał z psem, po ciasto dla mnie.
Mało ma człowiek problemów to sobie sam dokłada.
Póki co nic mnie boli, czuje się w miare no zobaczymy czy wszystko się uspokoi.
Pojechałam do gina dziś po południu. Przyznałam się, że coś tam robiliśmy i pojawiło się brudzenie, lekarz się zdenerwował i zaklął, tak jak przewidywałam.
Zbadał mnie ale szyjka czysta, papier też więc myśle, że to nic poważnego. Mam nadzieję. Będę dużo leżeć i obserwować się.
Papier mam rumiankowy, do mycia używam płynu specjalnego a do higieny chusteczek rumiankowych a po kąpieli smaruje się rivanolem.
Absolutne wariactwo.
Powiedziałam mu, że znów mam krosty tam,czyli zapalenie mieszków włosowych i smaruje się rivanolem to mi dał skierowanie na USR i HBsAG. Tego mi brakuje do szczęścia.
Położna mnie zważyła, waga ani drgnie. Ciśnienie 100/50 norma.
Potem słuchaliśmy serduszka cudne uczucie. A na koniec miałam usg.
I widziałam małego wierzgającego człowieczka, miał 2 rączki, dwie nóżki, głowe i biło mu serce. Łożysko jest w dnie macicy czyli pod pępkiem, prawidłowo. Zdjęcie kiepskie ale jest. Położna spytała też o ruchy powiedziałam, że mam wrażenie, że je czuje ale nie mam pewności.
Jutro dzwonie potwierdzić genetyke, potem musze na Ligote jechać odebrać wyniki sekcji i co mi tam dadzą. Kilka dni i wyjazd.
Myśle już o tym, jak będzie, czy zajmą się mną kompleksowo, czy będzie dobra opieka a przede wszystkim czy zrobią wszystkie możliwe badania. Zobaczymy.
Dla wszystkich trzymających kciuki pozdrowienia od małego Ktosika
Ktosik
Troche mnie zaniepokoił lekarz, który powiedział, że główka jest na 15tydzień a ja jestem w 14. Ale to chyba nieduża różnica prawda.
Póki co radze sobie, pracuje, jakoś prowadze dom, wydaje mi się, że przy takim wsparciu nie potrzebuje specjalistycznego wsparcia choć mam zapisane kilka adresów.
Zobaczymy co będzie dalej.
Bardzo dziękuję za wszystkie ciepłe słowa i ogromne wsparcie.

Obaw kilka na początku II trymestru 2006-05-16 01:43:49

I trymestr minął mi dość szybko, tak sądze. Był to czas wymiotów, mdłości, wzdęć, słabości, zgagi, spania, leżenia i innych podobnych czynności.
Wymioty zostały poranne, mdłości są popołudniowe a na wieczór mam mega wzdęcia, że ledwo mogę oddychać.
Nie biorę żadnych leków, sporadycznie jak zaczyna mnie pobolewać brzuch łykam no-spe ale rzadko. Witamin też nie łykam bo mam odruch wymiotny. Będę próbowała przekonać do nich organizm bo wiem, że w II trymestrze spadają wyniki krwi.
Zobaczymy. Moje problemy z pęcherzem też się jakoś uspokoiły, bez leków. Ale mam zamiar sprawdzić mocz w tym tygodniu dla pewności i może posiew zrobie.
Mam zawroty głowy rano, nie zawsze ale zdarzają się. Dziś mi zakołowało jak się malowałam i czesałam czyli jak uniosłam ręce wyżej, aż mi fala gorąca przeszła.
Czasem żartuje, że jestem chodzącą fizjologią póki co.
Może to i dobrze bo mam mniej czasu na myślenie analizowanie i strach.
A on się zaczął pojawiać, nie tylko w postaci sprawdzania 100 razy dziennie bielizny ale mam też inne lęki.
Czy wybrałam dobrego lekarza prowadzącego, czemu mam tak mało badań, czy dobrze, że robie genetyke w Warszawie a może można było jechać do Łodzi. Czytam fm jaką niektóre dziewczyny mają opieke, ich lekarze sprzęt to jestem przerażona. Choć w sumie co to zmieni w moim przypadku, sama nie wiem.
Mąż myślał, że genetyka odpowie na wszystkie pytania. On widział to tak, że pobierają materiał DNA i sprawdzają czy jest dobry i miało by to dawać pewność, że dziecko jest zdrowe. Ale przecież tak nie jest, wad genetycznych są tysiące nie ma możliwości zbadania tego.
Boje się. Boję się tego zabiegu, nakłuwania, że będzie bolało i się rusze, że źle się będę czuła po.
Wariactwo.
Czasem chciałabym cofnąć czas, po prostu ze zwykłego strachu. Co będzie jak wyniki będą złe. Złe to jakie? Napewno takie wyniki są wiarygodne?
Jeszcze czas jeszcze czas.
Póki co staram się jakoś trzymać, żyje normalnie, nie potrzebuje leków ani psychologa, tak myśle.
Po prostu wiem, że może być dobrze ale mam też świadomość, że historia może się powtórzyć. Może nie musi.
W czwartek mam wizyte u lekarza, a za tydzień pojade chyba na usg żeby się upewnić, że ten Ktosik tam jest bo póki co jeszcze go nie czuje. Choć czasem mam takie wrażenie jak coś mnie smyrgnie ale to chyba za wcześnie. W weekend miałam takie odczucia takiego smyrania ale też to mogą być jelita wiem. Poczekamy zobaczymy. Marzą mi się ruchy, ta świadomość, że tam ktoś jest taka namacalna i rzeczywista.

A w domu różnie. Koty znajdują ze sobą język, Ciapek się uspokaja, starają się. :)Jak długo albo czy na zawsze okaże się.
Za to z mężem różnie. Czasem nosi mi do łóżka i obiad i kolacje i deserki a czasem tak podsumuje, że siąść i płakać.
Jest znużony moim marudzeniem na mdłości, leżeniem, twierdzi, że już wyglądam jak hipcio. Jest zmęczony sytuacją ale to może też być stres.
Szkoda, że słowa tak ranią, szkoda, że niektórzy nie mają w sobie troche czułości i zrozumienia. Cóż taki typ.

W pracy mam pomoc, zatrudniłam na 1/2 etatu koleżanke i mam ogromne odciążenie. Miesiąc, dwa i będzie samodzielna, póki co ja robie deklaracje i sprawdzam jej księgowania.
Chce jeszcze znaleźć pomoc dla kadrowej i wtedy spokojnie mogę leżakować z kotami na balkonie. :)

Moja Mama ma dobre wyniki z tomografii, podniosło ją to na duchu bo już była w bardzo złej formie. Ma problemy z chodzeniem i boi się co z nią będzie.
Na to się umiera i to przeraża.
Jest teraz w szpitalu, ma kroplówki, wierze, że będzie dobrze. Przecież bez niej w listopadzie sobie nie poradze.
Nigdy nie będzie całkiem zdrowa ale żeby chociaż kontrolować tą chorobe.

Mój anioł stróż moja siostra dużo mi pomaga, stawia mnie do pionu i jest cały czas przy mnie. Dziękuję Lila.

Pewnie ten odcienek nie jest optymistyczny, ale ja wbrew pozorom jestem w dość dobrej formie, trzymam się, czekam co przyniesie czas i dziękuję za wszystkie ciepłe myśli.
Sama bym sobie tak dobrze nie radziła.

Tym razem domowe ZOO i długi weekend 2006-05-08 17:13:07

Długi weekend cała rodzina spędziła dosłownie w łóżku na wielkim leniuchowaniu. Każdy tak jak lubi i gdzie lubi.
Nesiunia wygrzewała się w dzień na oknie bo ranki i wieczory spędza na moich nogach. Pcha się na brzuch bo zawsze tak leżała ale delikatnie jej mówie, że ponad 4kg to troche za duże obciążenie teraz i grzecznie wyciągała się niżej.
Ma chorą bródke ale jesteśmy mocno pod kreską i jak tylko będą jakieś wpływy to z nią też pójdziemy do weta. Opórcz leków na brode poprosze o coś na zwiększenie odporności.
A oto moja Nesiuńka
Spanko na parapecie na słoneczku
Na szafie

Aylin spędza czas po swojemu, w dzień albo pod łóżkiem albo w komórce, szaleje wieczorem gdy teren czysty. :)Najpierw przychodzi do łóżka na kilka stixow a potem biega z dziewczynami. Jest płochliwa, z jej apetytem różnie bywa, staramy się pilnować jej przy jedzeniu. Zamówie jej po wypłacie troche przysmaków z animalii, uwielbia te podwójne gimpety.
Troche to drogie ale choć kilka kupie. Ona nie lubi suchego więc musi zjeść więcej puszkowego lub gotowanego, bo reszta grupy dojada w nocy suche a ona juz nie. Lubi czasem serki ale nie zawsze ma ochote. :)
Ona także leniuchowała
Pusia

Kobra nie zbliżyła się do nas więcej przez ten czas. Czy to wina tego, że byłam wyłączona z życia dłuższy czas czy ona po prostu tak woli nie wiem.
Czasem gdy budze się w nocy znajduje ją obok Neski na swoich nogach, czasem jak leżałam w łóżku przychodziła zobaczyć blisko mnie co robie.
Trzyma się z grupą i to jest najważniejsze, naśladuje starsze kotki, próbuje zaprzyjaźnić się z Ciapkiem, przychodzi do kuchni na jedzenie.
Je chrupki z ręki, czasem udaje się ją głasnąć, lubi suche które jest wysypane cały czas więc czasem z łóżka widzę jak pochrupuje.
Oto jej weekendowa sesja
Znów mnie śledzą i fotografują

Co oni tam robią beze mnie
O widzą mnie

Ciapek nadal je specjalną karme. Niedługo gdy pozwolą na to finanse wybierzemy się z nim na dalsze leczenie, wcześniej zrobie badanie moczu.
Ciapulo lubi oglądać ze mną tv, spędza na łóżku przed ekranem całe wieczory, no oprócz tych chwil gdy goni kotki.
Jedne sobie z nim radzą inne nie. Tu jest mały problem ale on jest aktywny w dzień one wieczorem więc jakoś staramy się to godzić.
Zakolegował się z Kobrą, razem dziś łapali muchy na oknie, niestety do wielkiej przyjaźni jeszcze daleko.
Teraz właśnie sobie śpi na Faktach ;) a tu takie wieści, a może ma dobre podejście.
Chodzi i gada, pyskuje nadaje opowiada, co chwile ma starcie z Neską i wtedy trzeba ich rozdzielać i uspokajać. Koteńka się nie daje kocurowi.
Kobita z charakterem. Tylko Aylin się go boi i to jest problem bo ostatnio napadł ją i przydusił, wpadliśmy w panike bo nie mogła złapać tchu i charczała.
Ogólnie jakoś sobie radzimy, ja już na chodzie, mam nadzieję, że już na stałe i będę mogła zająć się domem i zwierzętami. A jest co robić. :)
Kilka fotek z długiego weekendu jak kocurro spędzał czas.
Grunt to wypoczynek
Spanko
Cały on
Obserwator

O Chipie będzie w jednym z kolejnych odcinków.

Ja i mąż długi weekend też spędziliśmy na totalnym lenistwie. Pół tygodnia przeleżałam. :)
A dziś siostra mnie zabrała do fryzjera, obciął mnie troche a właściwie sporo, dawno nie byłam więc miał przy mnie sporo pracy. Farbować będę za tydzień jakąś delikatną farbą.
A teraz znów łóżeczko i notebook. :)

2 USG 2006-05-05 21:34:30

Pomyślałam sobie dziś żeby pojechać na usg. Mama ma dziś urodziny i chciałam zrobić jej dodatkowy prezent w postaci zdjęcia.
Dziś też zaczęłam 12 tydzień.
Zadzwoniłam do swojego lekarza, kazał mi przyjechać do przychodni.
Pojechaliśmy. Drugi powód był taki, że mąż miał wolne a chciałam żeby był ze mną na tym badaniu.
W przychodni multum kobiet, delikatnie się wcisnęłam i podkreśliłam miłej pani położnej, że pan doktor wie, że będę i czeka na mnie. ;)
Pan doktor po chwili wyszedł i poszliśmy na badanie. Trwało króciutko, tyle, żeby zobaczyć człowieczka i stwierdzić, że sobie rośnie.
Mały człowieczek
Od główki do pupci ta istotka ma 5,4 cm, machał rączką do Tatusia i doktora.
Łożysko ufff jest na dnie czyli u góry macicy w języku medycznym a nie jak ostatnio. Serce bije, maleństwo się rusza. Doktor sobie popatrzał jeszcze chwile wziął jedno zdjęcia dla siebie, dwa dał nam.
Niecierpliwie czeka na genetyke, ja troche też ale spokojniej.
Jak jest tak jest nic już się nie zmieni. Póki co jestem spokojna, zacznę się denerwować pewnie już tam na kozetce przed badaniem, ale póki daleko nie myśle za dużo.

Troche zelżały mi mdłości, owszem nieraz po poł dnia muli, kręci ale w porównaniu do tego co było kilka tygodni temu to spora różnica.
Jedna stała to poranne spotkania z białym uchem, to już rytuał.
Z innych dolegliwości jak jestem głodna to muszę jeść teraz zaraz i najlepiej to na co mam ochote. Jak nie to mdłości są.
Aha no i jeść muszę określoną ilość, jak czuje, że to już to choćby kęs nie moge dokończyć bo wszystko wróci z powrotem.
A szkoda by było czy to rosołku mamy czy innego jedzonka.

Dziś byłam u Mamy pod szpitalem, dałam jej prezent i buziaka ale nie wchodziłam, lekarz mi zabronił.
Mama jest 3 raz na kroplówkach w związku z tą boleriozą, w poniedziałek ma u nas w mieście rezonans. Martwie się o nią.
Ale wygląda dobrze i czuje się chyba lepiej. Oby.
Pojechaliśmy coś zjeść, pyszne jedzonko ale w połowie miałam dość. Na szczęście Mariusz dokończył, nie znosze jak się marnuje jedzenie.
Mam określone smaki i ciągątki do czegoś w danej chwili. A to grilowany hod dog ze statoila, a to lody magnum, normalnie wariactwo. :)
Mam dobrze, że mój mąż gotuje, dba by w kuchni można się było oderwać od blatu, znosi mi często jedzonko do łóżka, robi desery, naprawde staje na wysokości zadania. Czasem tylko mówi na mnie "chodz hipopotamku" ale pod wieczór jestem tak wzdęta, że faktycznie wyglądam jak w 6 a nie w 3 miesiącu.

W pracy średnio. Moja szefowa chyba powinna panować nad emocjami, tworzy jakieś historie, że źle się czuje u nas jak przychodzi, że robimy miny, uśmieszki, wyrzuty. Wiele można nam zarzucić ale nigdy nie traktujemy źle szefowej, nigdy nie robimy uwag bo wiemy, że nie ma poczucia humoru i luzu i nie zrozumie. Ma mnóstwo problemów i chyba nadinterpretuje dużo rzeczy.
A może pije do mnie jak jakiś czas temu bardzo spokojnie i grzecznie poprosiłam jej siostre żeby nie wyrzucała nas z biura jak przychodzi do nas o 15/30.
Bo ona wchodząc do nas mówiła "idziecie juz bo chce księgować" lub bardziej dosadnie. Nasze biuro, nasze komputery a czułyśmy się jak intruzi.
Zrozumiała zmieniło się, możemy spokojnie pracować. Choć czasem jak schodzi się tam cała ich rodzinka to same dajemy noge. Oni robią tam piknik i nie ma jak przejść więc same zmykamy.
Na szczęście ta koleżanka która miała za mnie przyjść przyszła. Była w czwartek cały dzień, dziś dałam jej wolne i chyba w takim systemie będzie chodziła.
Jest pracowita, co dam to robi, mogę spokojnie lenichować w domu.
Znam się z nią od lat, jest fajną osobą, oczywiście każdy ma wady ale cieszę się, że to ona. Mam nadzieję, że rodzice pomogą jej przy dzieciach i będzie mogła pracować u nas.

Także tyle u mnie póki co, dziękuję za odwiedziny w moim kąciku. :)))
info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Kilkudniowa stópka
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: