Tak jak pisałam moje szwagrostwo to temat na książkę a przynajmniej na serial. Choćbym nie wiem jak się starała trzymać z daleka to często to się nie udaje.
Po jednym wieczorze namysłu postanowili, że Monika przyjedzie urodzić do Polski bo warunki szpitalne tam gdzie ona chodziła w Anglii też cudem nie są, a tutaj będzie Mama do pomocy.
Tak też się stało. Mała Julka urodziła się ponad tydzień po terminie, wody były mocno zielone, dziecko zaśluzowane i personel miał trochę pracy z tym by zaczęła płakać. Przy porodzie była jej Mama, pielęgniarka z pogotowia i nawet ona zaczynała panikować.
Monika, która do ciąży miała stosunek lekko niefrasobliwy po porodzie stwierdziła "warto było".
Zamieszkała z dzieckiem u mojej teściowej, która mieszka sama, klatkę obok mnie bo teść ze szwagrem są w Anglli.
Ze względu na mnie nie jest to rewelacyjne rozwiązanie, ale przecież nie o to chodzi.
Powiedziałam teściowej, że radzę sobie dobrze, że umiem żyć bez dzieci ale wcale tak różowo nie jest.
A może byłoby lepiej gdyby ona nie angażowała mnie do wszystkiego.
Do układania ciuszków, ubierania łóżeczka, przywożenia rzeczy do szpitala, robienia zdjęć.
Może to jest jakaś metoda nie wiem, a może ona tak się zagubiła w tym szczęściu, że zapomina o mnie.
Nieważne ja sobie jakoś radzę chociaż miałam kryzys i napisałam na forum tak:
"Jak czekałam za tymi szklanymi drzwiami do oglądania dzieci to myślałam sobie "dam rade, dam radę", to tylko dziecko, jak wiele mijanych na ulicy niby. Nie było źle, choć te emocje gdzieś się kumulują i jak wieczorem wybuchnęłam nie wiem już na psa, męża czy sąsiada (pracownika) to wiedziałam, że to nie oni zawinili a siedzi we mnie to wszystko.
Dam radę, przy takim wsparciu od was będzie dobrze.
Choć moja teściowa zaczyna przeginać z tym ciąganiem nas na siłę do siebie. Jak mówię raz nie to za mało.
Dzwoni po mnie żebym odebrala pożyczony im aparat. Lece, mówię ze nie wchodzę bo byłam u weterynarza. To słyszę to przyjdzćie wieczorem.
Porobić zdjęcia bo mamy od siostry taki lepszy aparat.
Extra no. To, że je powiedziałam, że sobie radzę nie znaczy, że mam ochotę na nasiadówki z całą rodziną szwagierki i świergającą teściową.
Ja też mam uczucia, nie jest mi łatwo ale się staram. Nie kocham szwagierki ale nie chcę by źle się czuła gdybym powiedziała "nie, nie przyjdę bo sprawia mi ból widok małego dziecka, małego żywego, zdrowego, bo też chcę ale nie wychodzi".
Czy tylko osoby z forum to rozumieją, czy trzeba innej psychiki by takie proste sprawy zrozumieć.
Panuję nad sobą, ale nie jestem z kamienia.
Jeju jak dobrze, że mam to gdzie z siebie wyrzucić."
Szwagierka przepłakała wczoraj cały wieczór, że mąż nie jest z nią.
Oni są taką parą, że ze sobą im źle a bez siebie jeszcze gorzej. Nie wiem niech Marcin szuka tańszych linii i przyleci na kilka dni, ja też bym sama czuła się źle i tutaj ją rozumiem.
Oprócz smutku z powodu maleństwa staram się za wszelką cenę zachować dystans z powodu samej Moniki. Nie rozumiem wielu jej zachowań, , różnych afer, która robiła i po prostu nie chcę być w to wszystko wplątana. Oczywiście szwagier to też niezłe ziółko i razem tworzą właśnie dość wybuchową mieszankę.
Ja i mąż żyjemy sobie z boku od dłuższego czasu osobno od wszystkich i nam tak jest dobrze.
Siostra mnie wczoraj zapytała co czuję widząc takie małe dziecko. Oczywiście straszny smutek i żal, że moje dzieci nie żyją. Ale Julka nie jest moim dzieckiem. Dzieci rodzą się co dnia i dobrze. Tak ma być. Cieszę się bardzo, że wszystko się udało, że z małą jest ok. Autentycznie mnie to cieszy.
A ja no cóż. Gdyby ktoś za mnie urodził to mogę zachodzić w ciążę już dziś, ale dopóki nie uporam się z paraliżującym strachem przed porodem po tym co przeszłam nie wiem co będzie.
Może gdyby nie było wtedy zagrożone moje życie mniej bym się bała.
No i geentyka. To wszystko może się powtórzyć. Czy dalibyśmy radę kolejny raz? Nie wiem. Postanowiłam jednak, że decyzja o dziecku zapadnie do 35 urodzin.
Mam więc na to niewiele ponad rok i do tego czasu będę już wiedziała czy zostajemy ze zwierzyńcem czy jednak próbujemy kolejny raz być pełniejszą rodziną.
Na razie trwa euforia małej Julki i to jest najważniejsze.
A oto sama
bohaterka
Mąż coś ostatnio miewa gorsze dni.
Nie poszła mu sesja, nie radzi sobie z emocjami i zamyka się w sobie.
Powiedziałam mu tylko, że mam nadzieję, iż historia sprzed kilku lat się nie powtórzy.
A może czasem ludzie troszkę chcą odpocząć od siebie i to jest właśnie taki etap.
Nie będę za mocno wnikać bo ja też mam wiele własnych spraw.
Będąc tylko we dwoje bardzo dużo czasu spędza się osobno na swoich sprawach.
Ja mam siłownię, masaż, forum. :)
Właśnie byłam w czwartek na masażu całego ciała, no mówię wam rewelacja.
Totalny relaks i rozluźnienie. No może nie totalny bo świadomość masowania tłuszczu nie wpływała do końca relaksacyjnie, ale trudno. Same modelki do masażysty nie chodzą. ;)
Troszkę schudłam. Od czasu wpisania się na forum na wątek powyżej 28BMI ubyło mi ponad 3kg ale to malutko.
Może to dlatego, że nie stosuję żadnych diet bo uważam to za bezsensowne.
Wrócę do normalnego jedzenia i normalnej wagi. Ja piję malutko coli, praktycznie nie jem słodyczy, nie wiem wieczorami nic oprócz jogurtów i owoców.
Jak jestem u Mamy to ziemniaki nie polewam sosem, jem ich mało a w zamian więcej surówki. Takie po prostu małe kroczki i nic radykalnego.
Szkoda, że jak waga schodzi to biust też, no ale trudno. ;)
Moje zwierzaki roznoszą mi dom, ale to było do przewidzenia. Zaczyna nas przerażać ich utrzymanie i chyba nie całkiem rozsądne jest posiadanie takiej ilości, ale jest wesoło. Ktoś czeka w domu, ktoś wskakuje na kolana, ktoś się bawi, biega. :)))
Wprawdzie brytyjka nadal chodzi bokami i na ręce nie lubi być brana a jej aklimatyzacja przebiega inaczej niż u europejki, to mam nadzieję, że z czasem całkowiecie odnajdzie sie u nas. :)
Mąż robi kotkom i psu dużo zdjęć, wykorzystuje fakt chwilowego posiadania aparatu siostry. :)))
Razem
Odpoczynek
Aylin
Neska
Poza
A w tym wszystkim ja. Jakoś sobie radzę choć czasem trudno ogarnąć dom, pracę, rodzinę dodatkowe zajęcia. Czasem sobie popłaczę, czasem się pozłoszczę, ale trzymam się. Idę dalej, próbuję cieszyć się tym co jest i jakie jest.
Coraz bardziej uświadamiam sobie jak szybko biegnie czas, że dni uciekają, lata lecą. A tyle planów mam, tyle marzeń, tyle rzeczy bym chciała zrobić.
Zwiedzić coś, wyjechać, odpocząć, ustabilizować finanse.
Ale to jutro. Dziś totalny odpoczynek.
W planach był wyjazd do IKEA po świecący księżyc dla Julki ale nie wiem co z tego będzie bo zima wróciła.
Zobaczymy.
Dziękuję za wpisy i miłego dnia i tygodnia życzę. ;)))