Planujemy starania 2005-02-27 23:53:45

Tak wiele razy mnie wspierałyście, że postanowiałam podzielić się z wami dzisiejszą rozmową z mężem.
Oczywiście słowo "rozmowa" jest słowem na wyrost bo padło 10 zdań z których 7 odemnie. ;)
Wiem już, że mąż nie zarzucił planów o dziecku pomimo tego, że mówi i zachowuje się inaczej.
To było kilka zdań, które zmieniły trochę moje nastawienie.
Spróbujemy.
Najpierw skończę leczenie bakterii i innych świństw a potem pogadamy z genetykiem i wtedy zapadanie decyzja o staraniach.
W przybliżeniu określam ten czas na jesień.
Także do faktycznej decyzji droga daleka, ale maleńki krok naprzód poczyniony.
Boję się tak straszliwie, już nie tylko porodu i tego wszystkiego ale, że dziecko znów będzie chore.
O tym małym kroczku powiem tylko kropce, na pewno nie teściowej ani znajomym.
I Wam bo wasze wpisy to często łzy, ale te dobre, oczyszczające, pomagające.
To dobre rady, jesteście moimi wirtualnymi przyjaciółmi.

Zostałam Ciocią Julki 2005-02-27 10:20:58

Tak jak pisałam moje szwagrostwo to temat na książkę a przynajmniej na serial. Choćbym nie wiem jak się starała trzymać z daleka to często to się nie udaje.
Po jednym wieczorze namysłu postanowili, że Monika przyjedzie urodzić do Polski bo warunki szpitalne tam gdzie ona chodziła w Anglii też cudem nie są, a tutaj będzie Mama do pomocy.
Tak też się stało. Mała Julka urodziła się ponad tydzień po terminie, wody były mocno zielone, dziecko zaśluzowane i personel miał trochę pracy z tym by zaczęła płakać. Przy porodzie była jej Mama, pielęgniarka z pogotowia i nawet ona zaczynała panikować.
Monika, która do ciąży miała stosunek lekko niefrasobliwy po porodzie stwierdziła "warto było".
Zamieszkała z dzieckiem u mojej teściowej, która mieszka sama, klatkę obok mnie bo teść ze szwagrem są w Anglli.
Ze względu na mnie nie jest to rewelacyjne rozwiązanie, ale przecież nie o to chodzi.
Powiedziałam teściowej, że radzę sobie dobrze, że umiem żyć bez dzieci ale wcale tak różowo nie jest.
A może byłoby lepiej gdyby ona nie angażowała mnie do wszystkiego.
Do układania ciuszków, ubierania łóżeczka, przywożenia rzeczy do szpitala, robienia zdjęć.
Może to jest jakaś metoda nie wiem, a może ona tak się zagubiła w tym szczęściu, że zapomina o mnie.
Nieważne ja sobie jakoś radzę chociaż miałam kryzys i napisałam na forum tak:
"Jak czekałam za tymi szklanymi drzwiami do oglądania dzieci to myślałam sobie "dam rade, dam radę", to tylko dziecko, jak wiele mijanych na ulicy niby. Nie było źle, choć te emocje gdzieś się kumulują i jak wieczorem wybuchnęłam nie wiem już na psa, męża czy sąsiada (pracownika) to wiedziałam, że to nie oni zawinili a siedzi we mnie to wszystko.
Dam radę, przy takim wsparciu od was będzie dobrze.
Choć moja teściowa zaczyna przeginać z tym ciąganiem nas na siłę do siebie. Jak mówię raz nie to za mało.
Dzwoni po mnie żebym odebrala pożyczony im aparat. Lece, mówię ze nie wchodzę bo byłam u weterynarza. To słyszę to przyjdzćie wieczorem.
Porobić zdjęcia bo mamy od siostry taki lepszy aparat.
Extra no. To, że je powiedziałam, że sobie radzę nie znaczy, że mam ochotę na nasiadówki z całą rodziną szwagierki i świergającą teściową.
Ja też mam uczucia, nie jest mi łatwo ale się staram. Nie kocham szwagierki ale nie chcę by źle się czuła gdybym powiedziała "nie, nie przyjdę bo sprawia mi ból widok małego dziecka, małego żywego, zdrowego, bo też chcę ale nie wychodzi".
Czy tylko osoby z forum to rozumieją, czy trzeba innej psychiki by takie proste sprawy zrozumieć.
Panuję nad sobą, ale nie jestem z kamienia.
Jeju jak dobrze, że mam to gdzie z siebie wyrzucić."
Szwagierka przepłakała wczoraj cały wieczór, że mąż nie jest z nią.
Oni są taką parą, że ze sobą im źle a bez siebie jeszcze gorzej. Nie wiem niech Marcin szuka tańszych linii i przyleci na kilka dni, ja też bym sama czuła się źle i tutaj ją rozumiem.
Oprócz smutku z powodu maleństwa staram się za wszelką cenę zachować dystans z powodu samej Moniki. Nie rozumiem wielu jej zachowań, , różnych afer, która robiła i po prostu nie chcę być w to wszystko wplątana. Oczywiście szwagier to też niezłe ziółko i razem tworzą właśnie dość wybuchową mieszankę.
Ja i mąż żyjemy sobie z boku od dłuższego czasu osobno od wszystkich i nam tak jest dobrze.
Siostra mnie wczoraj zapytała co czuję widząc takie małe dziecko. Oczywiście straszny smutek i żal, że moje dzieci nie żyją. Ale Julka nie jest moim dzieckiem. Dzieci rodzą się co dnia i dobrze. Tak ma być. Cieszę się bardzo, że wszystko się udało, że z małą jest ok. Autentycznie mnie to cieszy.
A ja no cóż. Gdyby ktoś za mnie urodził to mogę zachodzić w ciążę już dziś, ale dopóki nie uporam się z paraliżującym strachem przed porodem po tym co przeszłam nie wiem co będzie.
Może gdyby nie było wtedy zagrożone moje życie mniej bym się bała.
No i geentyka. To wszystko może się powtórzyć. Czy dalibyśmy radę kolejny raz? Nie wiem. Postanowiłam jednak, że decyzja o dziecku zapadnie do 35 urodzin.
Mam więc na to niewiele ponad rok i do tego czasu będę już wiedziała czy zostajemy ze zwierzyńcem czy jednak próbujemy kolejny raz być pełniejszą rodziną.
Na razie trwa euforia małej Julki i to jest najważniejsze.
A oto sama bohaterka

Mąż coś ostatnio miewa gorsze dni.
Nie poszła mu sesja, nie radzi sobie z emocjami i zamyka się w sobie.
Powiedziałam mu tylko, że mam nadzieję, iż historia sprzed kilku lat się nie powtórzy.
A może czasem ludzie troszkę chcą odpocząć od siebie i to jest właśnie taki etap.
Nie będę za mocno wnikać bo ja też mam wiele własnych spraw.
Będąc tylko we dwoje bardzo dużo czasu spędza się osobno na swoich sprawach.
Ja mam siłownię, masaż, forum. :)
Właśnie byłam w czwartek na masażu całego ciała, no mówię wam rewelacja.
Totalny relaks i rozluźnienie. No może nie totalny bo świadomość masowania tłuszczu nie wpływała do końca relaksacyjnie, ale trudno. Same modelki do masażysty nie chodzą. ;)
Troszkę schudłam. Od czasu wpisania się na forum na wątek powyżej 28BMI ubyło mi ponad 3kg ale to malutko.
Może to dlatego, że nie stosuję żadnych diet bo uważam to za bezsensowne.
Wrócę do normalnego jedzenia i normalnej wagi. Ja piję malutko coli, praktycznie nie jem słodyczy, nie wiem wieczorami nic oprócz jogurtów i owoców.
Jak jestem u Mamy to ziemniaki nie polewam sosem, jem ich mało a w zamian więcej surówki. Takie po prostu małe kroczki i nic radykalnego.
Szkoda, że jak waga schodzi to biust też, no ale trudno. ;)

Moje zwierzaki roznoszą mi dom, ale to było do przewidzenia. Zaczyna nas przerażać ich utrzymanie i chyba nie całkiem rozsądne jest posiadanie takiej ilości, ale jest wesoło. Ktoś czeka w domu, ktoś wskakuje na kolana, ktoś się bawi, biega. :)))
Wprawdzie brytyjka nadal chodzi bokami i na ręce nie lubi być brana a jej aklimatyzacja przebiega inaczej niż u europejki, to mam nadzieję, że z czasem całkowiecie odnajdzie sie u nas. :)
Mąż robi kotkom i psu dużo zdjęć, wykorzystuje fakt chwilowego posiadania aparatu siostry. :)))
Razem
Odpoczynek
Aylin
Neska
Poza

A w tym wszystkim ja. Jakoś sobie radzę choć czasem trudno ogarnąć dom, pracę, rodzinę dodatkowe zajęcia. Czasem sobie popłaczę, czasem się pozłoszczę, ale trzymam się. Idę dalej, próbuję cieszyć się tym co jest i jakie jest.
Coraz bardziej uświadamiam sobie jak szybko biegnie czas, że dni uciekają, lata lecą. A tyle planów mam, tyle marzeń, tyle rzeczy bym chciała zrobić.
Zwiedzić coś, wyjechać, odpocząć, ustabilizować finanse.
Ale to jutro. Dziś totalny odpoczynek.
W planach był wyjazd do IKEA po świecący księżyc dla Julki ale nie wiem co z tego będzie bo zima wróciła.
Zobaczymy.
Dziękuję za wpisy i miłego dnia i tygodnia życzę. ;)))

Na głowie wiosna 2005-02-18 00:37:51

Wizyta u fryzjera nie należała do całkiem udanych. Inni twierdzą inaczej.
Ja jakoś dziwnie się czuje mając tak ciemne włosy, ciągle uważam siebie za blondynkę. :) W każdym razie pokazuję co to za zmiana.
Zmiana
Nasza nowa kicia to okropny wypłoch.
Czarna rządziła w domu od razu zaraz po przyniesieniu, ta jest już tydzień a dalej chodzi kanałami a na jedzenei trzeba ją wyciągać siłą z szafy.
Dziwne usposobienie.
Siostra dała mi swój drapak bo jej kicia jakoś nie chciała go używać i teraz mam w pokoju dwa. Każda leży na swoim.
Drapak

W pracy zaczął się okres rozliczeń rocznych. Oprócz tego deklaracje comiesięczne na 20 i 25. Wróciłam z pracy wieczorem padnięta.
Chwycił mnie skurcz brzucha, zgięło mnie w pół. Nie pomogła nospa, musiałam poleżeć w ciepłej wodzie we wannie dopiero puściło.
Dziwne bo nigdy nawet nie wiem kiedy zaczyna się nowy cykl, to chyba ze starości te boleści. ;)
Jestem zmęczona a siedzę w internecie.
A rano stos roboty. Tylko, że takie pogaduszki czy pisanie to odpoczynek od tych faktur i pitów.
żeby tylko ktoś gotował obiadki, bo dziś oboje wróciliśmy tak późno, że mąż ugotował jajka, zrobił kanapki i tyle było wszystkiego jedzenia. :)
A jak poprzystrajał ładnie majonezikiem i papryczką. :)
Właśnie poszedł z psem, ja prawie zasypiam.
Za oknem zima i koszmarnie ślisko.
No wiosno gdzie się schowałaś ?

Coś dla siebie, Aylin i martini 2005-02-14 23:32:50

Według mnie fryzjer podszedł do mojej fryzury bez przekonania.
Według innych całkiem dobrze jest.
Może tak może nie. Mam ciemne włosy, dość wycieniowane i do ramion.
Byłyśmy w trójkę i w sumie żadna specjalnie zadowolna nie wyszła.
Gdzie tkwi problem? Same nie wiemy czego chcemy, nie potrafimy określić o co nam chodzi? Każdy może mieć słabszy dzień, fryzjer też.
Potem poszłam z siostrą na siłownię.
A potem zrobiłyśmy małe zakupy w markecie i to był cały dzień dla mnie. :)))
Znów wypiłam martini w pracy, zresztą my wszystkie. ;)
To chyba nie jest najlepszy sposób na odreagowanie.
A zauważyłam, że co kilka dni pada takie hasło na koniec dniówki i za chwilę już siedzimy z lampkami. Wino jest rozcieńczane mineralną i nikt się nie upiją taką ilością.
Ale fakt pozostaje faktem.

Dostałam dziś płytę od męża a ja mu dałam antyramę z wierszem, dzieło Mamy Gosi. :)
Na kolację nie poszliśmy, szkoda pieniędzy, ile to puszek gaurmeta by było. ;)

Wstałam dziś wcześne a właściwie kotki mnie obudziły lataniem po mieszkaniu. I muszę powiedzieć, ze super. Miałam więcej czasu na wszystko i jakoś łatwiej było się podnieść z łóżka.

Nowa kotka adoptuje się dość opornie.
Wieczorem dzwonili z hodowli, że już 2 dni nie dawałam znać co u Aylin.
żeby ktoś tak o mnie się martwił.
Mąż rozmawiał długo przez telefon, potem ja napisałam trochę i wysłałam kilka zdjęć.
Leżę sobie
Schowek
Komplet

Dzień jak codzień. Jutro pobudka, mycie, ubranie się i do pracy.
W pracy praca ;), potem do domu, coś zjeść, sprzątnać, internet, spać. :)))))
Kupiłam sobie deprim, może zacznę zażywać.
Choć nie oczekuję z tego sił wiatalnych.
Po prosto mam dość zimy, chcę słońca i wiosny.:)))

Sostra pożyczyła nam swój aparat foto, więc jutro mąż będzie się oddawał przyjemności robienia fotek. Może gdzieś się zmieszczę w kadrze. :)
Jak tak to pokaże to swoje siano na głowie.
Pozdrawiam serdecznie. :)

A jednak trójka i mała szpilka 2005-02-12 00:41:43

Jak kobieta się uprze to nie ma mocnych.
Skoro decyzja została podjęta stanęłam na głowie i pojechaliśmy po kota.
Spędziliśmy u hodowców miły wieczór otoczeni chyba 30 kotami i słuchając rad, wskazówek i wszystkiego co może się przydać w przyszłości.
Kotka jest bardzo wystraszona i z koszyka widać tylko jej duże oczy.
Została na noc sama choć mąż nie jest pewien czy rezydentka nie poszła w odwiedziny.
Potem pół dnia spędziła w otwartym koszyku i nie wyszła za próg.
Później próbowaliśmy zapoznać ją z domową menażerią ale pierwsze próby nie przeszły pomyślnie.
Na Chipa Aylin zasyczała i raz pacnęła go łapką z tym, że to raczej nic groźnego.
Gorzej z Neską bo to ona warczy groźnie i próbuje lać małą.
Na dzisiejszą noc też zostanie sama w pokoju męża a jutro zobaczymy co dalej.
Mąż szczęśliwy, siedzi sobie z nią sam w pokoju i pokazuje świat, rozmawiamy przez gadu. :))))
Myślę, że teraz czas pomyśleć o sobie, zrobić coś dla siebie, jemu urządziłam pokój, pomogłam zmodernizować sprzęt do pracy więc może sobie sprawię przyjemność.
Chociaż czego mi trzeba. Mam dom, pracę, rodzinę i zwierzęta, które kocham.
Nie mam pojęcia jak poradzimy sobie finansowo po tych wszystkich extra wydatkach i jak utrzymamy taki zwierzyniec.
Trochę mnie to przeraża, zapowiedziałam znajomym, że jak coś chcą przynosić do kawy czy cokolwiek innego to niech kupią puszkę karmy. :))) Mile widziany upominek. :)
Siostra przyleciała rano obejrzeć nasz nabytek i przyniosła reklamówkę suchej karmy. Buziakiiiiiiii kropka. cmok.
Tak z ręką na sercu to właściwie nas nie stać na zwierzaki, ale trudno odmówić sercu kogoś do kochania i rozpieszczania.
Właśnie dlatego, że jesteśmy sami w innym przypadku czworonożnych byłoby o połowę mniej.
Pewnie przesadziliśmy z ilością i nie raz będą placki ziemniaczane przez tydzień ale trudno.
Nieraz będę chciała to towarzystwo wystawić za drzwi i nieraz zabeczę na co mi to było.
Wiem bo już tak było.

Byłam dziś zanieść teściowej zakupy i pokazywała mi ciuszki dla wnuczki.
Szwagierka ma się do niej wprowdzić po porodzie a termin na środkę więc wszystko już gotowe, łóżeczko i wyprawka.
I jak ona tak wyciągała z szuflady te maleńkie ciuszki to we mnie było coraz mniej radości. Przepraszam.
Nie dlatego, że dziewczyna ma trudny charakter i ta ciąża nie była planowana więc nie sprawiła jej radości.
Ale poczułam taki smutek, stałam jak kołek w drzwiach i patrzyłam na te wszystkie cudne rzeczy.
Choćbym zapełniła całe mieszkanie zwierzyńcem to nie będzie to.
Nie potrafię określić tego uczucia, ale chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść.
Teściowa pokazywała mi to w dobrej wierze bo kilka godzin wcześniej w pracy mówiłam jej, że radzę sobie, że ta sytuacja nie stanowi dla mnie problemu.
A jednak tak. Może nie wielki ale nie jest mi to obojętne.
Ktoś doradzał teściowej żeby mnie odsunąć od tego zamieszania ale tak gorliwie zapewniałam, że jest ok, że chyba sama w to uwierzyłam.
żeby tylko wszystko szczęśliwie przebiegło.

A ja cóż.
Jutro idę z siostrą i teściową do fryzjera bo już mam okropne odrosty, grzywkę i za długie włosy.
Umówiłyśmy się dawno i choć nie mam ochoty ani środków to idę. Póki co mam możliwość zapożyczyć się w firmie więc jakoś będę łatała te dziury w budżecie. :(
A znów tego sporo jest. :(((

Byłam na masażu na kręgosłup bo już dokuczał mi codziennie. Wystraszyłam się, że dzieje się coś złego a z kręgosłupem nie ma żartów. Było super i pewnie kiedyś to powtórzę. :)))

Oboje z mężem doszliśmy do wniosku, że ostatnio w nasze życie wkradł się chaos.
Musimy usiąść i jakoś popracować nad planem dnia, gotowaniem i zakupami. :)
Nie można tak ciągle w biegu, późno do domu, szybko obiad, potem mnóstwo różnych spraw albo spędzanie pół wieczoru przy komputerze. Zmieniam swój jadłospis więc zmienię troszkę także tryb życia.
Mniej internetu, więcej zajmę się domem.
Musimy sporządzać listę zakupów raz na tydzień żeby mieć codziennie coś na obiad bez latania po sklepach po pracy i jedzenia po nocach.
Podzielimy opiekę na sierściuchami, poszukamy karm u hurtowników.
No wiele tego trzeba. Oszczędności, więcej gospodarności i najlepiej jakby znalazła sobie jakieś prace do domu by zarobić chociaż na karmę dla nich.
Zobaczymy. Mocno postanawiam popracować nad tym wszystkim.
Dziękuję za ciepłe wpisy. :)))

Chciałam zalinkować kilka fotek ale znów wysiadł foto album. To może jutro.
Miłego weekendu.
Pozdrawiam serdecznie. :)))
Alina, Chip, Neska i Aylin. :))
No i Nikuś. :)))

Moje irytacje 2005-02-09 23:54:58

Posprzeczałam się właśnie z mężem o tego nowego kota.
Chciałam wybrać środki z mojej wypłaty i odebrać go jutro, bo dzwoniła pani hodowca, że kot może już iść do nas, że zaczyna mieć swoje nawyki.
A później na rachunki będziemy może czekać na te środki z pracy.
Jest bardzo duża jak na kota do oddania bo ma 4 miesiące i boję się, że będzie ciężko ułożyć wzajemne relacje.
Była chwila, że miałam ochotę napisać maila do tej pani, że dajemy sobie spokój, że powariowaliśmy, że nie stać nas na nią.
Mąż się zirytował i każde siedzi w swoim pokoju.
Sama nie wiem czego chcę, czemu mnie wszystko tak złości.
Naburczałam do siostry, pomarudziłam sąsiadowi, ryczeć mi się chce, że aż tak nie panuję nad emocjami.
Marzy mi się zwinąć w kłębuszek i obudzić się wiosną.
Co do marzeń w kwestii ilości zwierząt, to gdyby mnie było stać na ich utrzymanie to miałabym coś jeszcze zapewne.
A gdybym miała dom to na pewno miałabym 3 psy i 4 koty. Lubię siódemkę. :)
Tak sobie myślę.
Marzy mi się praca jako wolontariuszka w schronisku albo posiadanie małego schroniska przy dużym domu.
Ot takie utopie.
Od tygodnia każdą dniówkę kończymy małą lampką wina z mineralną. To tak ciężki czas w pracy z bilansami, że taka lampka dobrze nam robi.
Tylko, że mi podoba się to uczucie odprężenia, za bardzo.
A kiedy wracam do domu nie czuję już nic a szkoda bo znów chciałabym poczuć tą chwilę relaksu,
Wiem to złudne i zgubne.
Zadzwonili z siłowni, że ten masaż kręgosłupa mam o 16 a nie o 21.
Muszę iść wcześniej do pracy żeby wcześniej móc wyjść.
Od razu trochę poćwiczę.
Mąż przyniósł kilka wafelków, nie skusiłam się.
Czuję się brzydka, gruba, nieszczęśliwa, zaniedbana, zapracowana.
Jak każda kobieta w końcówce cyklu. ;)

Dziękuję, że jesteście, pamiętacie i piszecie. :)

Tak myślę, że z moją głową nie jest najgorzej bo widziałam pana, któremu jakaś pani wyjechała na parkingu.
Nic się nie stało ale pan się tak uniósł, że najpierw krzyczał 10 minut a potem wyleciał do niej ze scyzorykiem.
Szok. A wyglądał tak poczciwie.
Przerażające.
Mąż pyta czy mi przeszło, to znak, że emocje ostygły i wszystko wróciło do normy. Na znak zgody wysłałam go z psem na spacer a ja szybciutko piszę, pranko zaraz się skończy i jak wróci to idziemy obejrzeć film na video.
A potem spanko.
Miłej nocy i jutrzejszego dnia. :)))

Aylin, Nikuś i moje nerwy 2005-02-08 23:32:09

Krutka dziękuję :)))

Zabierałam się do pisania kilka razy.
Raz czekałam na zdjęcia Nikusia, drugim razem jakiś trojan przyplątał się do mojego komputera i pół wieczoru mąż coś w nim robił.
Później znalazłam forum dogomanii i udzielam się tam w wiadomym temacie. :)
A co u mnie. To może zacznę od zwierzyńca.
Do naszego domu po odejściu Tuptusia przybył Nikuś, chomik syryjski. Niestety nie ma jeszcze lepszego zdjęcia ale tylko z daleka w jego mieszkanku.
Klatka i mieszkaniec.
W tym czasie nasza księżniczka wydobrzała choć ja oczywiście spanikowana opiekunka poleciałam z kotą na wizytę co by wet pomacał brzuszek.
Pan doktor był zadowolony z kici a ja cała szczęśliwa i spokojna.
Tak się miło złożyło, że moja siostra użyczyła nam swojego aparaciku i mąż mógł troszkę porobić fotek co jak się okazuje sprawia mu ogromną przyjemność.
Pozwolę sobie nieskromnie pochwalić się jego dziełami.
Na fotelu pańci
Neska
Jestem zła
Na szczęście mąż nie zapomniał, że mamy jeszcze jednego fajnego domownika, który ostatnio jest troszeczkę odsunięty na bok. Bo kicia mała, potem operacja, potem coś tam.
Ale ona nadal jest dla mie ważny.
Sierściuch
Profil kudłatego
Razem
Od wielu miesięcy po głowie mojego męża chodzi marzenie posiadania kotki brytyjskiej. Gdyby nie cena już dawno byłaby u nas. Nawiązałam kontakt z kilkoma hodowcami, z jednym z nich zaczęłam mailować. Powiedziałam w czym problem i ów ktoś zaproponował mi kotkę pozaklasową jeśli tak można powiedzieć, za inną kwotę i już do odbioru.
Wahaliśmy się bo jakby nie było to są jakieś pieniądze.
Ale być może to brak rozsądku, być może przerzucanie uczuć macierzyńskich na sierściowate napisałam, że bierzemy ją.
Gdy tylko zabaczyłam jej fotkę i imię tak podobne do mojego pomyślałam to przeznaczenie.
Prawdopodobnie w walentyki, w 10 rocznicę mojego bycia z mężem pojawi się u nas mała niebieska kotka o słodkim imieniu Aylin.
To tyle o małym domowym zoo.
Będzie nas nieźle kosztować, już zapowiedziałam znajomym, że każde odwiedziny to smakołyk dla pupili. ;)

A ja nie radzę sobie znów sama ze sobą.
Wybieram się do apteki po deprim.
Mam takie huśtawki nastrojów, że zastanawiam się czy to nie menopauza.
W niedzielę byłam na biesiadze firmowej. Pojechałam bo mąż wyjechał, bo koleżanka z pracy prosiła bo i tak nie miałam co robić. Ja i takie imprezy to raczej nie za bardzo. A okazało się, że 2 lampki wina i swojska atmosfera tak mnie rozluźniły, że śpiewałam i sokoły i czarne oczy i sprzątałam salę 2 godziny. Taki miałam cudowny nastrój i werwę, sama siebie nie poznawałam.
A na drugi dzień. Koszmar. Popsuło się auto, w pracy ktoś skwasił atmosferę, na spacerze z psem jedna panienka odganiała mojego psa od swojego rasowca. Zrobiło mi się wyjątkowo przykro i byłam zła, że się nie odezwałam. Wróciłam do domu i gdy pies zjadał kocie jedzenie, nieporęcznie odsunęłam go i lekko (naprawdę lekko) ale uderzył się o wejście od kuchni.
Poczułam się jak idiotka, która nie panuje nad emocjami. Usiadłam na podłodze i wyłam tuląc psa.
A on do mnie przyszedł i położył łepek na kolanach.
Cały dzień był do kitu, ale nie będę zanudzała swoją nieporadnością.
Przed chwilą byliśmy u teściowej składać łóżeczko, bo szwagierka na poród przyleciała z Anglii tutaj.
Ja już wycofałam się z chęci bliższej znajomości. Teściowa poprosiła poszliśmy, mąż skręcił, ona mieszka jeszcze u Mamy.
Wszyscy są nerwowi bo każdemu przypomina się moja historia.
Wierzę jednak, że będzie dobrze i mała Julka szczęśliwie zdrowa pojawi się na tym świecie za jakiś tydzień.

Wróciłam na siłownię i podjęłam walkę z nadwagą. Wspiera mnie w tym mocno Gracia. Waga pokazała 71,3kg i załamałam się. Czuję się z soba koszmarnie i muszę coś z tym zrobić.
Sukces na razie taki, że schudłam jakieś 1,5kg z wahaniami. Ale ważę mniej niż 70kg.
Dalej będzie trudniej.
Zapisałam się na masaż kręgosłupa, długo się zastanawiałam ale codziennie bolą mnie plecy tak pośrodku i w końcu w czwartek idę. Ja wiem, że za dużo czasu spędzam przy komputerze.
Trochę mnie krępuje, że obcy nieznany facet będzie pracował na moim kręgosłupie bo wolałabym go chociaż wcześniej widzieć, ale trudno.

Za oknem tęgi mróz, zepsute auto, mnóstwo rachunków do płacenia.
A ja z euforii popadam w melancholię.
Z osoby pełnej chęci i pomysłów do siedzącej marudy.
Może to brak słońca, może jakaś domowa nuda, nie wiem.
Mam tyle pracy w biurze, że czasem jak wchodzę mam ochotę się zakręcić i wrócić do ciepłego łóżeczka, ale niestety podatnicy przynoszą już roczne rozliczenia.
Jakoś dam radę, nie mam wyjścia właściwie.
Powinnam jechać na urlop, na kilka dni odpoczynku, ale jak skoro mam takie zoo.
Sama je chciałam nie żałuję, tylko czasem chciałabym by jeden dzień ktoś zadbał tylko o mnie.
info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Zaczynamy miesi±c 6
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: