Tatuaż 2005-07-31 18:57:29

Myślałam o niedużym tatuażu od dobrych kilku lat. A gdy zrobił go sobie mąż byłam zdecydowana ale powstrzymywał mnie strach przed bólem.
Wydaje mi się, że jestem kompletnie na niego nieodporna.
Niedawno na spacerze z psem odkryłam, że rzut kamieniem od mojego bloku jest studio tatuażu. Robiłam tam podchody kilka razy. Raz było zamknięte, raz był pacjent, raz wymiękłam.
Przy jakiejś okazji powiedzialam siostrze o całej historii. Po dwóch dniach już byłyśmy tam i oglądałyśmy wzory.
Wszyscy wokół zapewniali, że to nie boli. Pomyślałam sobie trudno, najwyżej ucieknę z fotela i stracę zaliczkę.
To był czwartek w południe.
W piątek rano byłam absolutnie zdecydowana, że tam idę i właściwie gdyby nie umówiony termin to bym szła.
Ale im bliżej wieczora tym byłam mniej odważna. Myślałam a jak będę krzyczeć, a trudno przecież nikogo nie będzie, a to najwyżej będę beczeć z bólu.
W sobotę rano już chciałam nie iść.
Ale zaszłam do studia zobaczyć czy siostra przyszła, była, leżała, czytała gazetę, piła karmi a pan ją kłuł.
Odprowadziałam psa do domu i też poszłam. Byłam zdenerwowana, pan mnie uspokajał a ja chciałam już to mieć za sobą. Myślałam sobie dobra jest godzina 11 o 1 już będzie po wszystkim. Jakoś przetrwam ten czas.
Dezynfekcja ręki, odbijanie wzoru i najgorsze to czekanie aż wzór zaschnie.
Pan nałożył gumowe rękawiczki i wyciągnął igłę. Oj zrobiło mi się dziwnie, a jak usłyszałam dźwięk tej maszynki to chciałam wyjść.
Bałam się tego pierwszego ukłucia.
Usiadłam, pan ułożył sobie rękę i ... poszło. Odwróciłam się do niego zdziwiona czy to cały ból jaki będę odczuwać. Powiedział, że tak.
Nie pamiętam kiedy byłam tak mile rozczarowana. To nie jest żaden ból.
To takie bzyczenie, uczucie ciepła, czasem minimalnie coś zaboli ale to pikuś, że tak się wyrażę.
Siostra powiedziała mi dziś, że ją troszkę bolało bo ma tatuaż nad pupą, tam są kości, inna skóra. Ale nic strasznego.
Ja mam tatuaż na ramieniu pomiędzy szczepionkami szkolnymi.
Gdybym wiedziała, że to nie boli to bym sobie zrobiła większy. ;)
żartuję.
Zrobienie go to nic w porównaniu z pielęgnacją. Smarowaie maścią, przemywanie, owijanie folią, unikanie słońca itd.
Niestety choć bardzo mnie kusi nie mogę jeszcze chwalić się nową ozdobą światu.
Teraz będzie się goił około tygodnia może dwóch. W piątek mam przyjść do kontroli.
Zbliżenie
Widok ogólny
Kiedyś jak schudnę albo może jeśli schudnę pomyślę o jeszcze jednym ale to kiedyś.
Na razie wystarczy mi to jedno spełnione małe marzenie.

Renowacje w związku i uciekające lato 2005-07-26 00:25:33

Postanowiłam co nieco poprawić w swoim związku. Od jakiegoś czasu ten element naszego życia leżał odłogiem.
Pierwsze co zrobiłam to ograniczyłam siedzenie w internecie.
Nie spędzam przed monitorem każdego całego wieczoru i pół weekendu.
To duży sukces. Wolę oglądać bzdurny film razem niż siedzeć samej w sieci.
Druga sprawa to wyjazd z domu. Jak dotąd udało się spędzić inaczej 3 niedziele.
Jedna na spacerze do wypożyczalni i lodach a potem wspólnym oglądaniu filmów. To nasze wspólne hobby.
Druga niedziela spędzona dzięki podpowiedzi Agusek z FM-wyjazd do kopalni srebra do Tarnowskich Gór.
Oto relacja:
Najpierw pojechaliśmy do Sztolni Czarnego Pstrąga.
Sztolnia
W tej małej budowli były schody 20m w dół do łódek.
Są tam dwa szyby w odległości 600m od siebie.
Od małego parkingu idzie się pięknym lasem 600m do małego szybu.
Tak co jakiś czas zebrana grupa schodzi szybem w dół.
My byliśmy akurat krótko po tym jak grupa zeszła więc poszliśmy kolejne 600m do drugiego szybu. Poczekaliśmy 15 minut zebrała się grupa i zeszliśmy krętymi schodkami 20m w dół.
Tak weszliśmy do łodzi i skalnym tunelem płynęliśmy 600m.
Tunel
Widok z łódki w bok
Dwóch przewodników kierowało łodkami co polegało na ręcznym odpychaniu się od ścian. Temperatura 10 stopni, ja przeczytałam wcześnej i wzięłam grubszą bluzkę.
Płynie się około pół godz. Po dopłynięciu do szybu idzie w górę schodkami 30m i wraca przez las na parking.
Cena biletu była rodzinna ulgowa (sezon wakacyjny) wyniosła 9,30zł.
Myślę, że ciekawe przeżycie, dość oryginalne. Ale przyznaję, że przez chwilę poczułam lekką panikę jak pomyślałam, że jestem pod skałami 20m w głębi na wodzie.
Później pojechaliśmy do Kopalni Rud.
Jedna z maszyn w Parku Maszyn
Przewodnik najpierw pokazał eksponaty w takiej sali na piętrze. Potem dostaliśmy kaski i zjechaliśmy windą w dół na poziom 40,5m.
Zjazd
Pokój historyczny kpalni
Wnętrze kopalni
No i zwiedzanie kopalni, wyrobiska, opowieści przewodnika, płynięcie łodziami 270m, chodzenie w pozycji pochylonej w niskich korytarzach.
Znów temperatura 10 stopni. Dla kogoś kto nie widziałał kopalni ciekawe doświadczenie, choć dziś kopalnie wyglądają zupełnie inaczej.
Mnie przeraziły warunki pracy tamtych ludzi, po prostu szokujące.
Rada wziąść coś grubszego bo pod ziemią jest się godzinę, ubrać w miarę wygodne buty, spodnie takie by można było podwinąć nogawki bo w niektórych korytarzach było sporo wody (nie po kostki ale można się było ochlapać).
Bilet 14,20zł taka sama promocja.
Przewodnik bardzo sympatyczny, wprawdzie narzucał niezłe tempo wycieczki i opowiadał kawały z brodą, ale to człowiek kopalni, sporo wiadomości miał.
Bywa już i tak

3 niedziela to wprawdzie wyjazd na zakupy ale wspólny, wesoły i poprzedzony moim prowadzeniem samochodu co było bardzo ekstremalnym przeżyciem.
Wyprzedzały mnie maluchy i bardziej wiekowe od mojego fordzika auta.
Mąż tylko powtarzał "więcej zdecydowania, nie myśl tyle tylko jedź".
A dla mnie to szokujące tyle aut, taka nerwówka, wszyscy się spieszą, pędzą, wyprzedzają, nie dziękuję.
Najgorsze było jak podjechaliśmy pod Media i mąż wysiadł i zostawił mnie na środku parkingu. Nie było miejsca musiałam zjechać do podziemi. Nogi mi latały jak galaretki.
Ja nie jeżdzę nigdzie poza swoje miasto.
A w tak niedużym mieście to wiadomo, że się jeździ na pamięć. Ja wiem, że tak mam jechać nie myślę o przepisach jeżdzę bo znam miasto (w większości).
Czyli żaden ze mnie kierowca i tyle.
Potem się przesiadłam na bezpieczne i spokojne miejsce kierowcy i pojechaliśmy do IKEA.
Odkupiliśmy potłuczoną lampę teściom, zjedliśmy coś, kupiliśmy parę drobiazgów do domu, zajrzeliśmy na wyprzedaż w ciuchach.
Potem wynaleźliśmy nowy żwirek dla naszych kotek-silikonowy. Wygląda jak tłuczone szkoło ale kotom spasował bo latają do niego non stop. Jak się nie załatwiać to przesypywać go z kąta w kąt. Czas na dużą kuwetę bo nie mieszczą się w małej otwieranej. Jak tylko będę miała jakieś środki muszę ją kupić.

Wracając do związku. Próbuję też więcej rozmawiać, mówić, dyskutować.
Okazywać zainteresowanie, dbać o jego wygląd. Oczywiście to nie jest tak, że ja bardzo zmieniłam swoje zachowanie.
To są nieduże zmiany, ciągle w opracowywaniu. ;)
Czy to chwilowe czy na stałe okaże się.

Nawet nie zauważyłam jak wprost uciekł mi lipiec. Lato to przecież taki fajny czas a ja nie umiem go właściwie wykorzystać. Miałam dużo jeździć na rowerze, chodzić na siłownię, jeżdzić na działkę, leżeć na balkonie. Nie wiem czy cokolwiek z tych rzeczy zrobiłam w lipcu. 3/4 mojego dnia to praca.
Czasem nie potrafię zostawić problemów zawodowych otwierając drzwi mieszkania. Nie ma się więc ochoty na nic.
Ale jest jeszcze sierpień, muszę zadbać o siebie, zdrowie, trochę kondycji.
Może bardziej stosowne będzie - chciałabym coś zrobić dla siebie. Postaram się. ;)Ale nie obiecuję.
Właśnie moje koty szaleją. Zawsze wieczorem ganiają się z pokoju do pokoju robiąc przy tym taki hałas, że żal mi sąsiadów. Jak można tak tupać.
Nesia
Aylin śpiąca
Aylin
A tutaj mój bidulek Chip. W niedzielę rozciął poduszkę na szkle a dziś mało co nie wpadł by mi pod auto. Oczywiście z mojej winy. Bo wróciłam do auta on pobiegł za mężem i nagle wrócił, nie zauważyłam. Ech
Długo mi się ręce trzesły jak go przytulałam.
Chip
Bidulek
Tak go mąż zastał jak koty zrobiły sobie skocznie z jego budy. Ona jest z materiału i się zgięła biedak nie miał jak wejść to się położył na chałupie. ;)

Zdarzyła się trudna sytuacja z małą Julką. Bo w sumie nie wiem jak to inaczej określić
Byliśmy u teściowej robić zdjęcia chrześnicy (na prośbę teściowej i szwagierki). Mąż ją podrzucał ja pstrykałam i balon który ktoś jej podał zahaczył o lampę. Lampa spadła, potrzaskała się, dziecko się wystraszyło, szwagierka się zdenerwowała, ja się przeraziłam.
Nastrój zgasł, mąż się przejął.
Dziecko zostało dokładnie obejrzane i tylko na główce miało zadrapanie wielkości draśnięcia szpilką natychmiast przemyte spirytusem.
Nie chcę już tam chodzić, nie chcę robić zdjęć, nie nadaję się do ciociowania.
Okazało się później, że teściowa źle wkręciła żarówkę i dlatego wszystko się rozpadło. W sumie to dobrze, że tak się stało bo żarówka mogła wypaść jak dziecko leżało obok stołu. Ech.
Jestem zdrowa psychicznie (a może nie) ja i mąż i nikt nie chciał jej skrzywdzić. Zresztą teściowie byli w pokoju bo szwagierka wyszła do telefonu. Ale taka myśl mi przeleciała przez głowę, że może ktoś coś pomyśli. A to nieprawda. Może brakło większej uwagi, wyobraźni, nie wiem.
Doskonale rozumiem zdenerwowanie szwagierki ale chyba czasem lepiej czegoś nie powiedzieć.
Julka
Julka
Jeszcze dziś szwagierka coś tam mówiła teściowej więc jak widać Ciocia i Wujek niech pozostaną przy zoo raczej.
Choć po dzisiejeszej akcji z psem to też nie bardzo. :(
Napisałam, że nie wiem czy ze mną ok bo teamt dzieci ostatnimi czasy zaczyna się odemnie oddalać. Może to chwilowe-tak sądzę, może to przesyt tematem, może strach i egoizm, nie wiem. Wybieram się na badania takie podstawowe, może jutro coś zrobię bo senność mnie męczy prawie codziennie i czuję, że prolaktyna mi skoczyła.

Weszłam w spodnie rozmiar 42. Nareszcie.
Ale przegrałam zakłady bo miałam naprawdę schudnać. Czyli do jakichś 55kg. Jedyne co to te 5 czy 6kg od stycznia i waga stoi na 65/66kg. W sumie dobrze, że stoi choć nie wiadomo bo bateria wysiadła. Muszę wziąść się za siebie bo będę się odchudzała do 80-tki. ;)
Bardzo dziękuję, że zaglądacie do mojego kącika. Dziękuję za wpisy. :)))





Mam firmę :) 2005-07-04 00:45:06

No i zostałam współwłaścicielką kancelarii rachunkowej.
Będę szefowała w biurze.
Wiadomo, że to głównie na papierze bo głos decydujący ma szefowa. Była szefowa. ;)
Założyłam własną firmę w urzędzie miejskim i GUS-ie FUH "AYLIN".
Spółka nazywa się "BIZA" od naszych imiona i póki co to będzie moja jedyna działalność. Tylko własną mogę uruchomić w każdej chwili, niestety to dodatkowy zus.
Jutro muszę zrobić nowe umowy, zgłosić wszystko do skarbówki. Sporo pracy organizacyjnej będzie.
Mam nadzieję, że będzie się układało między wspólniczkami. Wiadomo, że gdzie są pieniądze tam nie ma przyjaźni.
Albo jest ona trudna.
Na szczęście znamy się wiele lat i mam nadzieję, że jak będziemy podchodzić do tematu spokojnie to się dogadamy. ;)
Bo dla mnie zmienia się niewiele. Dalej robię to co robiłam, nie będę miała wynagrodzenia tylko będę pobierała gotówkę płaciła sobie zus i wpłacała na konto. No i najważniejsze co miesiąc także sobie będę sporządzała deklaracje dochodową.
Oto moje biuro.
Wejście.
To w sumie nieduży pokój z 3 biurkami.
Z niego przechodzi się do mniejszego gdzie siedzi dziewczyna z innego działu.
Pokój wcześniej siedzi kadrowa.
Po prawej stronie biurko teściowej, kolejne moje a na wprost komputer z internetem. Tam zaglądam na FM, robie deklaracje itp. Trochę siedzę tam ja, trochę mój sąsiad także pracownik kancelarii a trochę szefowa jak czasem wpada.
Moje miejsce pracy.
Biurko w biurko z teściową. ;)
Widok z mojego miejsca
Koleżanka siedzi w małym pokoju do którego się wchodzi obok mojego komputera z siecią.
Chyba zanadto nie namieszłam.
Ja pracująca.


Byłam u fryzjera. Teściowa mi postawiała wizytę. Cieszę się bo już miałam dość sprane włosy no i odrosty.
Trzeba dbać o wizerunek firmy. :)))
Odświeżona ja.
Kiedyś ja zaproszę ją.

Troszkę pozytywnych akcentów w relacjach z mężem. Więcej rozmawiamy. No troszkę więcej. On jest tak zjechany pracą jak wraca do domu, że muszę mieć dla niego więcej zrozumienia. No i ta szkoła.
Chyba nie idzie mu najlepiej. Nawet nie chce mówić jakie mu egzaminy zostały.
Kiedyś opowiadał dużo teraz mnie zbywa.
Nie naciskam.

Dziś mnie poniosło u Mamy na obiedzie w marudzeniu. Byłam tak rozdrażniona, tak znudzona siedzeniem cały weekend w domu, że byle bzdura mnie dobiła.
No i Mama zaczęła nam radzić, że mamy jechać na urlop. Mowy nie ma.
Nie wydam np 2tyś na tydzień urlopu gdzie za to mogę mieć komputer (mój ledwie ciągnie) albo podreperowany samochód. Mężowi ktoś zareklamował Bornholm. Nie mam przekonania.
Ktoś by musiał u nas pomieszkiwać.
Tyle pieniędzy za kilka dni i co tam robić. Boję się jechać daleko, nie jesteśmy zbytnio zorganizowanymi ludźmi. Nawet nie wiemy jak się zabrać do takiego wyjazdu. Na własną rękę, przez BP? Nawet jeśli to dopiero we wrześniu.
A może wyślę męża samego. Szkoda, że już nie ma szkoleń zagranicznych. Problem byłby z głowy. ;)

Zleciało wolne. Właściwie nic nie zrobiłam. Wynudziłam się okropnie i pomarudziłam sporo. Komputer pożera mi czas. Za dużo spędzam czasu przed nim.
Niby z nudów, ale jak się usiądzie to już czas biegnie a np porządki czekają.

Oczywiście nie może zabraknąć fotek mojej zwierzęcej rodzinki.
Nesia leniuchująca
Skradająca się Aylin

Chyba to mniej więcej wszystko co się u mnie dzieje. :)))
Bardzo dziękuję za wpisy. :)))
info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Neska grzeje Natanka
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: