Jestem jakaś rozbita 2004-10-23 23:43:41

Od kilku dni nie umiem się pozbierać w całość. :(
W pracy nawalam, co chwilę znajduję błędy, czuję się z tym fatalnie i nie rozumiem jak to się stało.
Wciąż sobie obiecuję mobilizację i nic z tego nie wychodzi.
Wracam do domu i nie mam co ze sobą zrobić. Wciąż to samo, spacer z psem, obiad, internet żeby nie zwariować samej. Czuję się jak w klatce, jak w kieracie. Dzień podobny do dnia.
Ciągle to samo, ci samo ludzie, te same sprawy. Wstaję, wychodzę do pracy, siedzę tam, wracam, siedzę w domu, idę spać. Mam ochotę wsiąść w auto i pojechać gdzieś 150 na godzinę.
Tylko nie wiem gdzie i po co.
Mam wrażenie, że się duszę, że chcę czegoś więcej, że nie chcę tak żyć.
Cały tydzień było dużo pracy, faktury, deklaracje, czasami mi niedobrze od tego.
Wczoraj miałam kiepski dzień, byłam zmierzła i rozdrażniona nie wiem czemu.
Dzisiaj podobnie. Spędziłam cały dzień w domu włócząc się z kąta w kąt.
Zabierałam się za duże sprzątanie ale po pół godzinie chęci odeszły.
Przyszła siostra miałyśmy wystawiać na allegro trochę rzeczy, ale ona miała podobny nastrój i nic z tego nie wyszło.
Nie wiem w czym rzecz, co mi jest.
Wszystko mnie irytuje i drażni.
Może to hormony, ale na początku cyklu?
Patrzę na siebie i czuję niechęć.
Jestem gruba, narzekam, czuję się z tym fatalnie i rozpakowuję wafelka.
Bo przecież jestem taka biedna, dlaczego mam sobie wszystkiego odmawiać.
Świetne.
Nic mi się nie udaje nic nie wychodzi.
Nie potrafię nic zorganizować, zaplanować.
Oglądam babski film "Dziewczyna z Alabamy" i ryczę. Bo nikt nigdy tak mnie nie kochał, bo moje życie takie nudne i mdłe.
Bo ten facet taki idealny a przecież to tylko filma mimo to te kadry wciąż tkwią mi w głowie.
Jest mi źle a nie wiem co i jak mam zmienić. Chyba nie może być gorzej.

Maks, czynsz i 15.X. 2004-10-17 21:36:15

Zjadło mi cały wpis więc spróbuję od nowa.

Witam wszystkich.
Zacznę od 15.X, o którym chyba pierwszy raz wszyscy usłyszeliśmy w tym roku.
Tak wiele trzeba będzie zmian by taki dzień pozostał w kalendarzu już na zawsze. By tego dnia zapalać światełko dla tych wszystkich maluszków, które nie zdążyły poznać swoich Rodziców i tego świata.[i]
Pojechałam po pracy na cmentarz.
Po ciężkim tygodniu spacer alejkami i odwiedzanie bliskich wycisza i uspokaja.
Pod krzyżem zapaliłam znicz za wszystkie dzieci, byłam także u swoich.

Spłaciłam ostanią ratę zaległego czynszu. Czuję ulgę.
Teraz muszę zorganizować środki na uregulowanie zobowiązań u kolegi.
Oby tylko była praca i zdrowie to jakoś damy radę mam nadzieję.
Oczywiście pomoc rodziny i przyjaciół w tych trudnych chwilach jest nieoceniona.
Dziękuję.

W piątek wieczorem zawitał do mnie Maks. Siostra z mężem szli do znajomych, którzy nie przepadają za dziećmi.
Maks poprosił o bajkę i oglądał leżąc.
Zasnął chwilę przed przyjazdem Lili i Mariusz znosił go do auta w kocu.
Nazajutrz znów mnie odwiedził.
Poczytałam mu książeczkę, porozmawialiśmy o mrówkach, psie i chomiku. Potem wrócił przed tv.
Zadzwonił szwagier czy Maks jadł więc wzięłam się za odgrzewanie mu obiadku.
Próbowalam go nakarmić . Nie chciał, on jakby mógł to by nie jadł wcale. Tak machnął nogą, że talerz ze stołkiem poleciał na regał.
Obiad na dywanie, talerz w dwóch częściach.
Zezłościłam się, wyłączyłam bajkę. Powiedziałam mu, że jest niedobry.
Zaczął prosić, żeby nie mówić Tatusiowi. Miał łzy w oczach, ja się poryczałam chwilę później. Poprzytulaliśmy się i było już ok.
Czułam się jak kretynka. To dziecko tylko.
Fakt niejadek okropny. Fakt jak widzi bajkę to nic dla niego nieistnieje.
Jakimś cudem udało nam się zawrzeć układ i zjadł pól talerza zupki.
Puściłam bajkę.
Potem przyszedł do mnie pogadać.
Ech.
Ustaliliśmy, że pójdziemy na spacer z psem. Ale za blokiem szwagier go zabrał. I w małym zgasł uśmiech. Trochę mi głupio, mógł być u mnie do wieczora.
Jak trudna ale piękna jest miłość do dziecka, które jest.
I poszłam se poryczeć do kąta
A potem wzięłam psa na spacer i nazbierałam mu różnokolorowych liści.
Poprosiłam siostrę by go dziś też przywiozła (ma w weekend wykłady).
Wypiłyśmy kawkę i pojechała do szkoły.
Maks poprosił chrupki i parówkę i poszedł oglądać bajki.
Wpadał do mnie do pokoju na pogaduszki.
Wybraliśmy się na spacer przez plac zabaw, krzaki, zagajniki i różne rowy.
Nazbieraliśmy reklamówkę liści i gałązek. Co chwilę było "Cioociu zobacz jaki ładny listek". :))))
Maks był radosny, w żywiole i bardzo pogodny. :)

Wrócili Rodzice od Dziadka.
Tata przywiózł kilka torebek grzybów na święta. Mama wróciła chora.
Okropnie boli ją głowa i ma całe czerwone oko.
Kazałam jej iść leżeć. Mam nadzieję, że to tylko zmęczenie podróżą, tylko czemu oko takie. Zobaczymy jutro.
Mama ogólnie chyba jest przemęczona.
Prowadzi dom, dużo opiekuje się Maksem, gotuje dla 5 osób, czasem pomaga Tacie na działce ogrodniczej.
Muszę się nią bardziej zająć bo chodzi do tych lekarzy a efektów zbytnio nie widać.

Za oknem jesiennie. Chłodno i deszczowo.

Jesienny pogrzeb koleżanki 2004-10-13 22:35:36

Byłam zdenerwowana od rana.
Ciągle o niej myślałam. Ciągle biegała i śmiała się w mojej głowie.
Rozmawiałyśmy niedawno przez telefon i była taka szczęśliwa, miała brać ślub.
Zapraszałam mnie do kościoła, a ja nie poszłam. Tak mi z tym źle.
Widziałam ją kiedyś koło sklepu, nie chciałam przeszkadzać. Z tym też mi źle. Ludzie odchodzą a my zostajemy z niedokończonymi zdaniami, życzeniami, bo czegoś nie zdążyliśmy zrobić, zapomnieliśmy. To okropne uczucie.
W południe żołądek miałam już ściśnięty.
Do kościoła zabrała mnie szefowa, nie weszłam do kaplicy. Bałam się.
To był straszny wypadek.
Wiem, że została pochowana w ślubnej sukni. Była panną młodą 2 tygodnie temu.
Wracała z mężem z podróży poślubnej.
Było mnóstwo ludzi na pogrzebie.
Trumny były z jasnego drewna, ja miałam jesienną wiązankę a na ich grobie ułożono kobierzec z kwiatów.
Jej mama tak strasznie płakała.
Pochowali ich niedaleko moich dzieci, kilka kroków zaledwie.
Chwilami mam wrażenie, że jestem w jakimś kręgu śmierci, że same pogrzeby wokół mnie.

Mój teść wylatuje nad ranem do Londynu. Jedzie do pracy, odrobić to co przez lata narozrabiał. Głowa mnie już boli z tego wszystkiego. Moja teściowa za dużo mówi a za mało robi. Wychodzi na to, że 3/4 wyjazdu my załatwiliśmy.
Ok mogę pomóc, ale nie chcę zrzucania na mnie czegoś. Dzwoni do mnie wieczorem, że torba za mała i co ja mam zrobić o 19? Miała 3 dni na to.
Czasem czasem darzę ją sympatią, czasem nie. Irytuje mnie u niej to kierowanie. Ona wychodzi z domu tylko do pracy, co dla mnie jest szokiem. Po wszystko inne posyła innych. Kiedyś młodszego syna, teraz męża, czasem prosi o coś nas.
Niezrozumiałe dla mnie.
Ale cóż. Może ja też mam dziwne przyzwyczajenia. Nie wiem.
Może jestem poddenerwowana tym wyjazdem i pewnymi sprawami finansowymi z tym związanymi. Może.

Dni tak szybko biegną, brakuje mi czasu na tyle rzeczy. Zmęczenie? Brak właściwej organizacji czasu?
Pewnie bardziej to drugie.

Znajomej zwinęli auto spod bloku. Prawie nowe. Furia ogarnia jak się słyszy coś takiego. To po to ona pracuje na dwa etaty żebyś jakiś ... kradł dorobek wielu lat jej pracy.
Mąż się wystraszył i chciał to służbowe przeparkować bliżej klatki ale nie ma miejsca. Jak mają zlecenie to nieważne gdzie stoi i tak buchną. Koszmar.

Zrobiłam mężowi kanapki, wyprasuję mu zaraz koszulę. Jedzie nad ranem zawieźć tego teścia. Wygoniłam go do łóżka.
Idę zaraz do niego, pewnie mu zimno samemu. :))))))))))

Rozmyślania o życiu i śmierci 2004-10-11 23:58:00

Temat śmierci towarzyszył mi przez cały dzień.
Wczoraj siedziałam cały dzień w domu, oprócz obiadku u Mamuni.
Przyszedł mi na myśl mój podatnik, który zginął w maju na motorze.
Miałam dziwne wrażenie, że spotkam go w biurze i nie bałam się tego.
Przyszłam do pracy i...przyszła jego niedoszła teściowa.
Pracowałam z nią kiedyś na markecie.
Okazało się, że narzeczona śp. podatnika znalazła się w dość nieciekawej sytuacji finansowej.
Jego rodzice już nie chcą jej zostawić mieszkania, firmy, towaru. Mimo wcześniejszych deklaracji.
Mimo, że młodzi byli ze sobą 8 lat i dorabiali się razem ona została sama w walce z nimi o maleńkie mieszkanie i pare złotych z firmy.
Coś strasznego i nieludzkiego dla mnie.
Przy okazji owa pani powiedziała mi "Pani Alino w małżeństwach bezdzietnych gdy ginie jedno z małżonków drugie dostaje tylko 50% majątku reszta rodzice i rodzeństwo". Tamci nie byli w zwiazku formalnym. A ja się mocno zdziwiłam.
Gdyby tfu tfu coś mi lub nam się stało chciałabym by wszystko wzięła Lila.
Takie przykłady uczą, że w życiu wszystko się może zdarzyć a testament w wieku 30 lat nie jest śmieszną rzeczą.
Tylko, że my to póki co zadłużenia mamy nie majątek. :(
Wiecie co mnie przestraszyło, że pomyślałam o nim i ktoś przyszedł w jego sprawie.
Kilka dni wcześniej rozmawialiśmy o cmentarzach, pogrzebach a na drugi dzień się dowiedziałam o tym wypadku znajomej.
Prowokuję to???

Później dowiedziałam się, że pogrzeb tej młodej pary w środę w moim kościele. Od razu zajrzę do dzieci, pewnie tam mnóstwo liści już.
Wciąż nie mogę zrozumieć bezmiaru głupoty ludzkiej, żeby w takim stanie zalania jechać takim autem.
Koszmar.

Popracowałam troszkę, ale opornie mi szło bo bardzo zimno się zrobiło.
Na weekend w biurowcu wyłączają ogrzewanie i zanim się dogrzałyśmy konwektorem to południe było.
A wczoraj o tym z kimś rozmawiałam, że u nas ciepło. A tu jak na złość dziś tak nie bylo.

Troszkę opanowałam finanse, choć do spłaty wszystkiego jeszcze daleko.
Oszczędzamy w miarę możliwości. :(
Wieczorem pojechałam dać buzi na pożegnanie Rodzicom.
Jadą do Dziadka na prawie tydzień. My ich nie zawozimy bo nasze auto padnięte stoi na warsztacie.
Dużo rozmawialiśmy. Mama pytała o dzieci, ich wady, dlaczego powstały.
Nie umiem jej tak prosto wytłumaczyć tego bo sama do końca nie rozumiem.
Nie uczę się genetyki. :(
Tato powiedział, że rozumie nas, że on by chyba dał spokój. Czułam, że jeśli stanie się tak, że zostaniemy sami będą potrafili to zaakceptować.
Mama wspomniała temat adopcji, ale mój mąż jest przeciwny. Może kiedyś.
Podobało mi się, że tak mogliśmy sobie porozmawiać. Może dlatego, że byliśmy w czwórkę.
Bo rozmawialiśmy też o Maksie i Lili.
Ona nie daje sobie z nim rady a ja widząc to stoję jak kołek, bo nie wiem co zrobić. Maks robi się wyjątkowo niedobry. Czasem jest taki kochany a czasem taki, że brak mi słów.
Nie wiem jak pomóc, co radzić. Nie wiem.
Nie wiem czy moje rady byłyby pomocne, właściwe, obiektywne.

Próbuję podreperować budżet wystawiając swoje nienoszone (teraz ale wcześniej tak) sweterki na allegro. Kilka dopiero bo to czasochłonne. Poprać, poprasować, pomierzyć, zrobić zdjęcia, zgrac, obrobić je. Schodzi. Oby się tylko coś sprzedało. Zobaczymy.
To nic ciekawego, więc może być problem.

Co do kotka. Myślimy o tym, ale na spokojnie. Rasowy ale nie z rodowodem i tym całym zamieszaniem.
żeby tylko jakieś cechy miał inne, mieszany może być. :)))
Narazie to tylko plany. :)

Zrobiło się wyjątkowo zimno.
Ubrałam dziś 3 swetry idąc z psem na spacer, a na wieczorny nawet rękawiczki.
Ochłodziło się nagle i to bardzo.
Czas uciekać pod kołderkę. Pa.

Chcę mieć kotka :) 2004-10-09 23:46:27

Jak oddawaliśmy dziś auto na warsztat zapoznałam się z kocią rodzinką.
Mama kotka ma 4 kociaczki.
Właściciel szuka dla nich domu.
Byłam już bliska wzięcia jednego, nawet mąż się zapalił do pomysłu ale rozsądek zwyciężył.
W końcu powiedział, że pomyślimy nad kotem ale rasowym. Psa mamy mieszańca to chociaż kotkę rasową. :)
Niestety nie mamy na to środków więc czekamy bardziej na okazję niż szukamy gdzie kupić.
To plany na przyszłość.

Dziś spędziłam dzień na porządkach.
W końcu pokój męża nadaje się do użytkowania a w dużym pokoju można siąść przy ławie.
Nigdy więcej remontów i sprzątania po nich. :)))))
Mąż na szkoleniu, wraca jutro, ja w przerwach na kawkę czytam sobie forum i bloga. :)))))
Za chwilę czas do łóżeczka. Kakao, coś słodkiego, gazetka, tv. Błogo. :)))

Tak kruche jest nasze życie 2004-10-09 12:53:30

Zaczęłam wczoraj pracę od wiadomości o śmierci znajomej.
Pracowałam kiedyś dorywczo w firmie gdzie po południu dojeżdzałam golfeM.
To był fajny czas, duża firma, dużo osób, sympatyczne dziewczyny.
Wczoraj dowiedziałam się, że jedna z nich zginęła wracając z podróży poślubnej. Oglądałam nawet w internecie zdjęcia z tego wypadku.
Pijany kierowca węglarki zjechał na ich pas i po prostu ich zmiażdzył.
Ona zginęła na miejscu, on zmarł w szpitalu.
W firmie szok, niedowierzanie i płacz.
Szefowa przyszła do nas zapłakana.
Ona w tej firmie jest główną księgową, pracowała z tą dziewczyną.
To straszne. Wzięli ślub 2 tygodnie temu. Była taka pełna radości życia.
Znów pójdę na pogrzeb.

Z mężem małe spięcie. Ale udało nam się wyjaśnić. Nie chcę by było jak dawniej.
Chcę partnerstwa i zrozumienia.
Padło nam auto, stoi biedne pod blokiem.
Znajomy mechanik ma je scholować i ocenić co z nim zrobić. :(
Tak mi go żal, tak jestem do niego przywiązana.
Za oknem deszcz i chłód, idzie jesień.
Pies wrócił ze spaceru przemoczony.
Zabieram się za porządki domowe. Pa.

Piękna jesień 2004-10-07 23:20:57

Doskonała na spacery, jazdę rowerem, szaleństwa psa. :)
Oby jak najdłużej można było iść do pracy w koszuli a na wieczorny spacer w swetrze. Jest cudnie.
W pracy trochę pracy. Tylko jakoś szybko mi idą te księgowania.
Zastanawiam się, czy za słabo się przykładam czy po prostu to rutyna.
Co miesiąc to samo i dlatego.
Pomagałam siostrze na erze. Ale sajgon był z klientami. Pomyliłam się w umowie, usprawiedliwię się tym, że dopiero się uczę. :(
Strasznie dużo procedur.
Później pizza u Mamy, kaseta video, kawa, internet i koniec dnia.
Okropność, codziennie to samo, dni uciekają. Chociaż chyba wolę taki spokój od nie zawsze dobrych wydarzeń.

Mąż miał w końcu to ekg wysiłkowe.
Ma zmienić dietę, dbać o zdrowie itp.
No i może ćwiczyć, żadne tam zabójcze sporty, ale siłownia tak.
Jeśli dam radę kupie dla nas dwa karnety i wrócę na siłownię. Z nim. :)

Niby się coś działo niby nie 2004-10-06 22:11:49

Piątek
Ostatni luźny dzień w pracy, bo od poniedziałku podatnicy zaczną przynosić materiał. I dobrze, nie znoszę bezczynności.
Późnym popołudniem dostałam pisemko ze spółdzielni. Dali mi miesiąc na uregulowanie czynszu. :(
No niestety jak przy takich dochodach chce się remontować to wiadomo, że czegoś się nie zapłaci. Coś tam już zalegało, doszło, bieżący miesiąc i jest mała katastrofa.
Nie pokazałam listu mężowi. Miałby rację gdyby się zdenerwował.

Sobota
Spakowałam 6 kartonów makulatury ale takiej do spalenia. Od męża. Tyle tego miał. Koleżanka jechała na ognisko więc zabrała mi wszystko i spaliła.
Sprzatanie trwało cały dzień.
Karton śmieci poszedł do kosza.
Przejaśniało, można się dostać do mebli i na balkon. :)))

Niedziela
Pojechałam na obiadek rowerem.
Mąż autem bo jechał na wykłady.
Później godzinna runda po obrzeżach miasta i do domku.
A tam wiadomo. Kawa, muzyka, internet.
Nie przepadam za niedzielą, ale nie lubię też jak się kończy.

Poniedziałek
Dzień zaczęłam od wizyty w skarbówce, w sprawie 3 podatników. Mam nadzieję, że wyprostowałam im już wszystko. :)
Potem praca, trochę poweekendowego lenistwa. :)))

Wtorek
Dostałam materiał księgowy i w połowie dniówki wszystko było zaksięgowane.
Coś za szybko mi poszło i czułam się z tym bardzie nieswojo.
Ale za słabo oglądam materiał, albo jest go mniej no już sama nie wiem.
Po południu z Lilą pojechałyśmy na przejażdzkę rowerową. 2 godziny intensywnego jeżdzenia.
Jak wróciłam, wzięłam prysznic i się na chwilę położyłam to myślałam, że już nie wstanę. Bolało wszystko, ale było extra. Lilcia. :))))))))))

Środa
Piękna pogoda, cieplutko, słonecznie.
Aż się nie chce siedzieć w pracy.
Ale co tam. Walczę z fakturami.
Koło południa namawiam dziewczyny na tani obiadek i godzinę później siedzimy objedzone. :))))))))
Kolejna kawa i wracam do pracy. :)

Mąż wciąż spokojny, opanowuje się, rozmawia normalnie. Szkoda tylko, że ja czekam kiedy to się skończy bo jakoś trudno uwierzyć, że jedna nocna rozmowa tak kogoś mogła zmienić. Zobaczymy. :)
Dół finansowy jest dość spory.
W związku z tym oszczędzamy na jedzeniu, mały batonik jest rarytasem.
Próbuję jakoś ogarnąć wszystko i gospodarować tym co mam.
Spółdzielnia dała mi miesiąc.
Na szczęście kolega powiedział, że jak mam problemy to najpierw czynsz potem on.
Mam nadzieję, że 30 będę mogła napisać, że jakoś to wszystko popłaciłam. Może.
Czas pokaże.

Dziękuję za wszystkie wpisy. :))))))))))


Można być szczęśliwym w dwójkę? 2004-10-01 00:21:03

Pysia napisała dziś bardzo smutny odcinek pamiętnika.
Bardzo przeżywa, że niedługo by rodziła, że może nie zaznać szczęścia porodu i posiadania dziecka.
Tak strasznie mi smutno było jak to czytałam, bo tak niewiele mogę pomóc.
Skally napisała, że uczy się być szczęśliwą pomimo wszystko.
Kocha Jakubka ale już inną miłością.
Spokojniejszą.
Napisała coś co mi chodzi po głowie od jakiegoś czasu.
A co jeśli nam się nie uda urodzić już żywych zdrowych dzieci.
Przecież istnieje taka możliwość.
W sumie można by powiedzieć, że potrafimy żyć tylko w dwójkę bo tak żyliśmy dotąd.
Tylko, że teraz temat dzieci wciąż jest nam bliski, mamy kontakt z dziećmi koleżanek, sióstr.
Za jakiś czas to się zmieni bo dzieci dorosną. Czy bardzo obce będą nam problemy pełnych rodzin, jak bardzo samotni będziemy w tak cichych domach.
Nie znam par z którymi mogłabym porozmawiać o tym.
Czy będzie wtedy dla mnie miejsce na forum i blogu?
Wiem, że nic nie jest przesądzone, ale szanse są chyba pół na pół.
Czas pokaże co będzie, ale chyba powinniśmy oswajać się z taką myślą.

W pracy praca zlecona od szefowej.
Wczoraj rzuciłam segregatorem, dziś przebrnęłam przez te księgowania i nawet odszyfrowałam technikę księgowania innego biura rachunkowego.
Szefowa ma mi za to zapłacić dodatkowo, nawet nie wie jak bardzo mi są potrzebne te środki. :)))
Czuję się jakaś rozleniwiona, ta jesień depresyjnie wpływa na wszystkich.
Może jutro się troszkę rozpogodzi bo pada i jest chłodno.
A chciałabym jeszcze pojeździć na rowerze zanim go schowam do piwnicy.
Naszykowałam już sobie pudding campiny do poduszki i Newsweeka. :)
Teraz kolej tam na mnie. Pa
info: autor: alina
mail: elle@eranet.pl

miasto: Jastrzębie Zdrój

Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
dzieciaki:
»Nataniel
ur. 2006-11-08

» Leon-aniołek
ur. 2002-08-13

»Matylda-aniołek
ur. 1999-08-30

mój foto.dzieciak
Kilkudniowa stópka
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-04
subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: