Pustka w portfelu i głowie 2004-08-30 15:41:58

Wróciłam z Rady Pedagogicznej. Jesteś teraz u babci i zapewne śpisz. Ja przeszłam przez mieszkanie jak burza i posprzątałam nieco aby było nam wszystkim miło. A może zrobiłam to, żeby zagłuszyć swoje myśli. Nie oszukujmy się, jak wrócisz to w ciągu 5 minut doprowadzisz nasze cztery kąty do stanu przedporządkowego.
Jest kilka rzeczy, z którymi pogodzić się trzeba. Kończą się wakacje. Jutrzejszy dzień jest ostatnim dniem prawdziwej wolności. Było mi niesamowicie. Jeszcze nigdy nie czułam się tak spełniona. Spotkaliśmy się z tyloma niezwykłymi ludźmi, odwiedziliśmy wiele ciekawych zakątków, każdego niemal dnia wymyślaliśmy zwariowane spacery. Każdy dzień wypełniony był naszym beztroskim śmiechem, przytulankami, niejeden raz łzami wzruszenia i dumy.
Teraz znów musze dzielić czas między szkołę, obowiązki domowe, a chwile dla Ciebie. Będzie ich teraz dużo mniej i to mnie ogromnie martwi. Codziennie będziemy Cię zawozili do babci i dziadka. Wiem, że jesteś tam przeogromnie szczęśliwy, wiem że lubię swoją pracę, ale jest mi smutno bo czuję, że coś tracę.
Napisałam, że lubię swoja pracę, bo to prawda, ale nie znoszę biurokratycznej jej strony, nie znoszę Rad Pedagogicznych, które wloką się i przynoszą kolejne niepotrzebne postanowienia, ustawy. Czeka mnie cała masa papierkowej dłubaniny, która zabija moją spontaniczność i pasję. Zawsze buntuję się wewnętrznie, kiedy coś bzdurnego wykrada mi cenny czas. Ale cóż, jestem tylko człekiem maluczkim i muszę się podporządkować.
Jakoś tak coraz częściej czuję, że to nie do końca moje miejsce, że chciałabym robić coś bardziej samodzielnego, twórczego.
Mnóstwo myśli krząta się po mojej głowie. Czuję wielki galimatias.
Czy my sobie poradzimy Huberciku z Tym wszystkim?
Dziś jestem nieco przygnębiona finansową stroną mojego zawodu. Tak bardzo chciałabym doczekać chwil, kiedy i przy wypłacie poczuję, że trudy moje zostały docenione. Mam dość piętrzących się na lodówce niezapłaconych rachunków, pozostawionych w księgarniach książek, zdartych butów, filmów, których nie obejrzę w kinie.
Tyle razy sobie powtarzałam, że po śmierci Oskarka takie "drobiazgi" nie wyprowadzą mnie nigdy z równowagi, nie zabolą, ale czasem i ja miewam chwile słabości i buntu.

Może ktoś podsunie mi ciekawy pomysł na podreperowanie budżetu domowego? Ja dziś mam pustkę nie tylko w portfelu ale i w głowie.

Dzieciowy bal 2004-08-25 22:57:06

Nie jest mi łatwo się mobilizować nocą. Ostatnio kiedy zasypiasz tak się we mnie wtulasz, że największą ochotę mam na to aby zostać przy Tobie. Ale obiecałam więc jestem i piszę.
Choć czuję, że moje oczy nie do końca są świadome tego co widzą. Nic t, grunt, że umysł czuwa.

Cofnijmy się zatem dni kilka, żeby utrwalić w Twoim pamiętniku niezwykłe spotkanko.

Piątek, 20 sierpnia

Przygotowania rozpoczęliśmy w piątek i to pełna parą, bo nagle uświadomiłam sobie, że czasu niewiele. Najważniejsze nie panikować i mieć jakiś plan. No tak ale jak tu coś zaplanować, jak wszystko po kolei od samego rana, jakby na złość zmówiło się przeciwko nam. Kocham Cię przeogromnie Syneczku, lecz ostatnio wykonywanie kilku czynności jednocześnie w połączeniu z pilnowaniem Ciebie, rozchichotanego i pędzącego przez mieszkanie jest czystym szaleństwem. Dlatego o pomoc poprosiłam babcie. Miałeś do niej pojechać, abym w tym czasie mogła do błysku doprowadzić nasze mieszkanko. Zakupy także odłożyłam na czas kilkugodzinnego osamotnienia. Niestety babcia co dwie godziny dzwoniła, żeby powiedzieć , iż ma jeszcze sporo pracy ale za godzinkę to już na pewno po Ciebie przyjedzie. Takich telefonów w ciągu dnia odebrałam kilka. Podczas ostatniej rozmowy przyznała się wreszcie, że się nie wyrobi i musze sobie radzić sama. Przemilczę co sobie pomyślałam. Tylko czemu mi tego rano nie powiedziała.
Postanowiłam jednak nie dać się wyprowadzić z równowagi. Bardzo późnym popołudniem pojechaliśmy z tatusiem na zakupy. Wczułeś się bardzo w sytuację, wybrałeś sobie papierowe talerzyki z Kubusiem Puchatkiem i tuląc je w ramionach, śmiejąc się wykrzykiwałeś GAGATEK Potem on zajął się Twoimi wieczornymi rytuałami a ja walką z galaretką.
Miałam ambitny plan galaretki trzywarstwowej z zatopionymi owocami i żelkowymi stworkami. A jak wiesz jak już się na coś uprę, zrobić muszę.

No dobrze, nie będę już dłużej trzymać w napięciu i napisze do czego tak się przygotowywaliśmy. Decyzja spotkania na szczycie z ciocią Miną i Jasiem oraz ciocią Justi i Maksem. Powód nie byle jaki, bo imieniny Jasi i urodziny Twoje i Maksa.
Wreszcie doczekaliśmy się tego dnia.
Tort i pyszne tiramisu zadeklarowała się przygotować Jasiowa Mamina. I dobrze, bo ja do ciast szczęścia nie mam i jedyne jakie mi wychodzą to serniki na zimno w różnych wariantach.
O reszcie menu pisać nie będę bo się nudno zrobi.
Dzięki poggaduszkom z pewna uroczą i bardzo twórczą osóbką postanowiłam i ja udekorować nasze mieszkanie. Ponieważ impreza szykowała się iście męska tematem przewodnim stały się samochody i lokomotywy. Wycięłam także imiona małych bohaterów. Wszystko to rozwiesiliśmy na nitkach pod sufitem. Kiedy kończyłam przygotowywać te cudowności zegar wybijał 2 nad ranem i rozsądek powiedział mi Idź spać kobieto.
Zasypianie długo nie trwało.

Sobota 21 sierpnia

Sen też, bowiem Ty mój skowroneczku rozpocząłeś dzień o 6.30. Pobiegłeś do pokoju i zadarłeś głowę. Kiedy zobaczyłeś autka i pociągi oniemiałeś z wrażenia, zacząłeś się kręcić w kółko, śmiać się, machać rękoma. Kilka razy utrzymywanie równowagi spłatało Ci psikusa i plasnąłeś na podłogę. Niesamowita była ta reakcja, spontaniczna, radosna. Popłakałam się z radości. Już teraz zaczynam główkować czym Cię zaskoczyć za rok.

Ale czas otrzeć łzy i wybrać się po warzywa i owoce. Oczywiście zespołowo. Przedzierałam się dzielnie przez tłumy szalone, wywalczyłam co chciałam i zarządziłam powrót do domu.
Czułam, ze coraz mocniej bije mi serducho. Maksa znałeś już nie od dziś, ale z Jasiem widzieliśmy się raz i to wtedy, kiedy Ty byłeś bardzo malutki. Czy będziecie umieli całą trójką bawić się razem? Zobaczymy. Mam nadzieję, że żaden gość nie będzie rozczarowany naszą gościną i tym balem dziegciowym, bo to pierwszy jaki w życiu organizuję i wprawy nie mam. Ty oczywiście szalejesz w najlepsze i zielonego nie masz pojęcia co Cię za chwilkę czeka.
Czytam pierwsze smsy zwiastujące pewne opóźnienia w dotarciu gości. Uff i całe szczęście bo ja cięgle ślęczę przy sałatkach, zupa bulgocze, ja przypominam kocmołucha. Mam jednak szansę i zamierzam ją wykorzystać. Już dawno nie działałam na tak przyspieszonych obrotach.
Pierwszy dotarł Maksio, a zatem nasz stary, dobry znajomy. Od razu się cieplej i milej w mieszkanku zrobiło. Ksymek biegał za Tobą oferując Ci chrupki, rozglądał się dookoła, badał przydatność porozrzucanych zabawek i miał swój charakterystyczny błysk w oku. Błysk przygody.
Niewiele później dotarł do nas onieśmielony Jasio wraz z Rodzicami. Co jest w ludziach takiego, ze widzisz ich przez chwilę, a czujesz się tak jakby to było setne spotkanie?
Ksymek i Ty od razu poczuliście się jak rybki w wodzie. Jasio potrzebował nieco więcej czasu na oswojenie się z miejscem i ludźmi.
Były prezenty, tańce i trójkolorowa galaretka. Mam nadzieję, ze ciocia Justi się nie obrazi jeśli zacytuję Ksymka, ale nie potrafię się powstrzymać. Właściwie zaczęło się od Jasia, który przechylał szklankę i próbował wypić zawartość. Jego zdziwiona minka na długo pozostanie w mojej pamięci. Ksymcio szybko poszedł w jego ślady. Kiedy kolejna próba nic nie dała z rezygnacją wykrzyknął NIE DZIAŁA.
Spałaszowaliśmy tę niedziałającą galaretkę, rozkoszowaliśmy się długo wyczekiwanym tortem i było nam słodko.
Maksio przywiózł ze sobą samochód, który stał się obiektem pożądań każdego z obecnych mężczyzn poniżej metra wzrostu. Rywalizacja była zacięta. Przenieśliśmy ją na łono natury.
Najsmutniejsze w szalonym i zmotoryzowanym spacerku było jego zakończenie, bowiem ciocia Justi musiała wracać do domu. Jeszcze do samochodu nie wsiadła a nam już się tęskność włączyła z nimi.

To był dzień pełen wrażeń, śmiechu,, radości spontanicznej, tańców z przykucem, głównie Twoich, słodkości i przemiłych pogawędek.
Ty i Jasio bardzo planowo zakończyliście dzień jeszcze przed 20:00, a Rodzice w tym czasie, delektując się ciszą, winkiem i zdjęciami czuli, że życie jest piękne. Wam to się chyba przyśniło bo o 1:00 nad ranem pobudziliście się i żadnym podstępem, śpiewem i kołysem zasnąć nie chcieliście. No cóż jedno Wam trzeba przyznać, to była przecież Wasza impreza. Dwóch zaspanych nocnych Jasio Hubciów wędrowała po salonie w piżamkach i przewracała się z niewyspania. Śmieszny i rozczulający zarazem był to widok.

Niedziela, 22 sierpnia

Wspólne śniadanko, spacer i zwiedzanie Jasnej Góry. Hmm to chyba zbyt wielkie słowo. Nasi goście musieli przedzierać się przez dość duży tłumek i pewnie niewiele widzieli. Za to Ty i Jasio maszerowaliście bocznymi i mrocznymi korytarzami rozwijając niebezpiecznie prędkość. I niestety jeden zakręt wziąłeś zbyt ostro, pacnąłeś o zimną i twardą posadzkę. Siniaczek na poliku masz do dziś. Wariacie jeden.
Wracaliśmy na obiad na Jasiowym sygnale.
Po wspólnym posiłku niestety nadeszła pora rozstania. Miłe spotkania mają to do siebie, ze się zbyt wcześnie kończą. Stanowczo za krótko była u nas ciocia Justi z Krymkiem, niedosyt czujemy po wizycie Jasia z Rodzicami. No jak tu się takimi ludźmi w dwa dni nacieszyć. No nie da się i tyle.
Już dawno nie było nam tak sympatycznie.

Kiedy kończą się pielgrzymki... 2004-08-25 16:24:56

Właśnie wróciliśmy ze spaceru. Śpisz teraz po dniu pełnym wrażeń.
Poszliśmy najpierw do mojej szkoły spotkać się z jedna z Sióstr. Poszalałeś nieco na palcu zabaw, okrążyłeś rabaty, przytulałeś się do wietrzącej się pościeli. Nie zabrakło też sił i czasu na przyjrzenie się klamkom, kałużom, a także na głaskanie biedronek.
Później z kilkoma Siostrami i naręczem goździków wyruszyliśmy witać pielgrzymkę z Sosnowca.
Znów machałeś, śpiewałeś i tańczyłeś. Aż żal, że do kolejnych pielgrzymek trzeba czekać rok. Jest w nich coś niebywałego. Budzą podziw, wywołują uśmiech, wyciskają łzy wzruszenia. Kiedy kończą się pielgrzymki kończy się tez lato.


Mam nadzieje, że wieczoram znajdę wreszcie czas, aby opisac to co wydarzyło się w ubiegły weekned. A jest o czym pisać...

Słodkie sny 2004-08-19 10:25:20



Śpisz sobie teraz słodko, a ja zamiast położyć się przy Tobie uzależniam się od klawiatury. Łudzę się, że tylko troszeczkę. Za oknem piękne słońce, zapowiada się dzień pełen wrażeń. Być może przyjedzie po nas Dziadziuś i pojedziemy pluskać się w wodzie. Wcześniej odwiedzimy Twoja koleżankę Marysię i jej starszą siostrę Olę. Nie widzieliśmy ich już dwa miesiące. Ciekawe czy się poznacie. Po południu idziemy na imieninowe spotkanie do cioci Danusi. A wieczorkiem zmęczeni przytulimy się do poduszki i będziemy śnili kolorowo. Takie są założenia. A jaka się okaże rzeczywistość zobaczymy. Dobry plan to podstawa sukcesu.

Najważniejszą wiadomością jest ta, że mały Mikołajek, który dziś rozpoczął swój 9 dzień po tej stronie brzucha, jest już w domku. Wczoraj wrócił wreszcie razem z mamusią ze szpitala. Ale musi im być teraz błogo. Wczoraj rozmawialiśmy z przeszczęśliwą ciocią i niesamowicie przejętym tatusiową rolą wujkiem. Wreszcie i ich serca wypełniły się spokojem i niczym niezmąconą miłością.

Wieczorem wspominałam nasze pierwsze dni w domku. Byłeś taki maleńki i wtulony w nas. Ale od początku bardzo ciekawy otaczającego Cię świata. Nie przesypiałeś książkowo większej części dnia, za dużo miałeś do poznania. To niepojęte jak wiele wydarzyło się w ciągu ostatnich 13 miesięcy. Jeszcze tak niedawno nazywaliśmy Cię Perełką a teraz jesteś już samodzielnie biegającym Hubertem. Śmiejesz się całymi dniami, zaczepiasz. Ostatnio Twoją ulubioną zabawą jest przenoszenie przeróżnych przedmiotów z punktu A do punktu B. Póki jest to komórka, mały misio nie mam nic przeciwko, ale jak widzę Cię z większym od Ciebie pluszowym psem, którego ciągniesz za ucho, albo z grającym plastikowym słoniem to zaczyna mi mocniej walić serducho. Dziadkowie są przerażeni Twoimi siniakami. Ciągle nabijasz sobie nowe. Powtarzam im ze spokojem, że nauka chodzenia to ciężka praca, ale sama nie jeden raz miałam lek w oczach widząc Twoje śmiałe wyczyny. Nie chcę Cię jednak ograniczać, a ni sprawić, że będziesz się bał tego co nowe. To ma być ciekawe i tyle. A nad bezpieczeństwem postanowiłam czuwać w ukryciu. Oczywiście nie zawsze mi się to udaje, ale grunt, ze się staram. Czy wszystkie dzieci biorąc ostry zakręt, albo przyspieszając zamykają oczy? Ciekawe czemu to robisz, nie chcesz widzieć konsekwencji tej zawrotnej prędkości. Oj, nasz mały wariacie.
Przyznaję jednak, że rozkosznie jest widzieć Cię tak bardzo samodzielnego, tańczącego, śpiewającego, robiącego zabawne piruety. Nawet jak biegniesz trzymając mój telefon i krzycząc "kokuka" też jesteś słodki. Swoją drogą czas przestać się dziwić, że jego funkcjonowanie szwankuje. Telefonu nie Twoje oczywiście. Ty działasz bez zarzutów.
Nie tylko chodzenie sprawia Ci wiele radości. W ogóle samodzielność jest przyjemna prawda. Coraz śmielej wybierasz rączkami, ze swojego bądź cudzego talerza, co ciekawsze kęsy. Mam wrażenie, że jeszcze kilka dni i wcale nie będę Ci potrzebna. Czyżby w moim sercu pojawiała się nutka zazdrości?

P.S. Własnie dzwoniła babcia. Zaraz po nas przyjadą. Trzeba wprowadzic korektę do planu dnia. Odwiedzimy Marcysię kiedy indziej.

Mikołajkowa niespodzianka 2004-08-15 20:21:23

Szalony był ten dzień. Od wczorajszego wieczoru co chwilkę zmieniały nam się plany. Jedno było pewne, że ja jadę do Kęt na śluby zaprzyjaźnionej Siostry. Ty miałeś zostać z tatusiem i babcią Basią. Wszystko już było ustalone, a tu nagle przed zaśnięciem Twój tatuś stwierdził, że jedziecie ze mną. Ogromnie się ucieszyłam. Już dawno nie zaskoczył mnie tak miło. Choć wieczorem miałam jeszcze pewne wątpliwości, rano rozwiały się całkowicie. Sprawiły to radosne promienie słońca, jakie wypełniły nasze mieszkano. Już wiedziałam, że to będzie cudny dzień.
Nie wiedziałam, że będzie też zwariowany.
Jechały z nami jeszcze dwie nauczycielki. Dopiero w Kętach uświadomiłyśmy sobie, że znamy tylko miejscowość, w której S. Stella składa śluby i nic więcej. Pytaliśmy przechodniów o klasztor Sióstr Zmartwychwstanek, ale ich wiedza na ten temat okazała się dość pokrętna. Nim dotarliśmy na miejsce zwiedziliśmy dwa inne kościoły. Trafiliśmy jednak w bardzo odpowiednim momencie Mszy, tuż przed złożeniem ślubów.
żeby uroczystość nie była zbyt poważna, na wejście spojrzałeś kokieteryjnie na zgromadzone siostry i wykrzyknąłeś zawadiacko a ku ku. Potem jeszcze starałeś się przygrywać im kluczami od mieszkania. W chwili, gdy Twój śpiew zaczynał zagłuszać śpiew chóru postanowiłam wyprowadzić Cię na dziedziniec. Byłeś bardzo pogodny, zachwycony dniem, kwiatami, ludźmi. Zaczepiałeś każdą siostrę, która na Ciebie spojrzała. Podczas wspólnego obiadu i składania życzeń tańczyłeś, klaskałeś. Dopadła Cię także klasyczna, niczym nieskrępowana głupawa. Zarażałeś nią innych. Przy Tobie świat wydaje się taki kolorowy.

W drodze powrotnej zrealizowaliśmy swój podstępny plan i odwiedziliśmy w szpitalu Ciocie Elcię i maleńkiego Mikołajka. Wujek Kuba wyglądał jakby zobaczył ducha. A ja myślałam, że wyglądałam nie najgorzej.
Tatuś zrobił Maleństwu sporo zdjęć, ja nie mogłam oprzeć się pokusie i wzięłam tę niesamowitą istotkę na ręce. Mogłabym tam stać i patrzeć na jego twarz godzinami. Teraz mogę ze spokojem spać. Zobaczyłam szczęście na własne oczy. Tak bardzo się cieszę. Mikołajku witaj wśród nas. Nawet sobie nie wyobrażasz jak wszyscy na Ciebie czekaliśmy.

Teraz jesteśmy już w domku. Ty, Huberciku, słodko śpisz i wydajesz mi się takim wielkim chłopcem.

Pielgrzymi bakcyl 2004-08-13 10:03:31

13 sierpnia
Piątek

Pada, a ja nauczyłam się cieszyć deszczem. Właściwie to się jeszcze okaże, kiedy będzie lało, a ja będę musiała gdzieś wyjść. Bo dziś nie muszę. Mam swoich mężczyzn w domu, wysprzątanym wczoraj domu, i jest mi dobrze. Owszem mieliśmy plany na dziś. Miałeś synku odwiedzić na trasie pielgrzymów, którzy idą z Warszawy do Częstochowy. Wśród tych kilku tysięcy ludzi jest Twoja babcia i trochę naszych znajomych. Wczoraj widziałeś ich w Św. Annie. Kiedy dochodzili już do miejsca odpoczynku machałeś rączką, robiąc słodkie minki, a kiedy pięknie śpiewali biłeś im brawo. Wzruszyłeś tym kilka osób. Dostałeś znaczek, obrazki.
Zawsze z sentymentem będę wspominała pielgrzymie szlaki. Tatuś aż szesnaście razy podejmował się pielgrzymiego trudu, ja tylko pięć. Nie jest łatwo rodowitej częstochowiance wybrać się do Warszawy po to, żeby do domu wrócić piechotą. Dość żartów. Tak naprawdę, każdy, kto mieszka w tym sanktuaryjnym mieście, już od dziecka widzi pielgrzymki, wybiega im na spotkanie, obserwuje, wręcza kwiaty, macha, tupie nogami w rytm wyśpiewywanych pieśni. W twarzach tych umęczonych ludzi jest coś niezwykłego. Przynoszą w swych sercach tak wiele próśb, błagań, podziękowań. Moment, w którym w milczeniu i ze łzami w oczach, padają krzyżem przed jasnogórskim szczytem zawsze sprawiał, że czułam dreszcze na całym ciele. To tak jakbym przypadkiem stała się powiernikiem jakiejś wielkiej tajemnicy. Potrzeba skosztowania, poznania czym jest pielgrzymka rosła we mnie długo.
Wreszcie odważyłam się. Był to bardzo trudny czas dla mnie, zbyt wiele pojawiło się we mnie pytań bez odpowiedzi, czułam się do bólu samotna, czekałam na jakąś zmianę. Pracowałam już od 4 lat w radiu, a dziennikarskie życie to wieczna pogoń i chaos. Byłam tym potwornie zmęczona. Postanowiłam się wyciszyć wędrując. Oderwana nieco od rzeczywistości maszerowałam zmagając się z fizycznym zmęczeniem i bólem, ale wytrwałam. Ja też leżałam krzyżem u stóp Jasnej Góry z oczami pełnymi łez, ale też z ulgą w sercu. Czułam, że to, co najtrudniejsze jest już za mną. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało.
Wyobraź sobie Huberciku, że właśnie na tej pielgrzymce poznałam Twojego tatusia. Zupełnie się tego nie spodziewałam, ale ta znajomość zaowocowała jeszcze kilkoma wspólnymi pielgrzymkami przyjaciół, narzeczonych aż wreszcie wędrówką małżonków. Pan Bóg stawia na naszej drodze dobrych ludzi, czasem w przenośni, a czasem dosłownie i chwała mu za to.
W ubiegłym roku zabraliśmy Cię również do Św. Anny na powitanie pielgrzymi, ale Ty nie możesz tego pamiętać. Miałeś wtedy 6 tygodni i byłeś tylko troszkę większy od perełki. Teraz mogłeś już przyjrzeć się uważnie wszystkim grupom, posłuchać jak się modlą i śpiewają. Machać i klaskać z uśmiechem na twarzy. Ciekawe czy i Ty połkniesz tego wędrownego bakcyla?




Wakacje to niezwykły czas 2004-08-08 22:50:02

5 sierpnia
Bielsko-Biała




Wakacje to niezwykły czas, przepełniony spontanicznością, beztroskim uśmiechem, zdystansowaniem się do wielu pozornie istotnych czy też kłopotliwych tematów. To także czas zacieśniania więzi, szperania w głębi swego „ja”, to wreszcie wyśmienita okazja do licznych spotkań z tymi, którzy są dla nas ważni. Z bagażem szczęścia, świadomością posiadania niezwykłych przyjaciół, uporządkowaniem poplątanych myśli, zwyczajnym odpoczynkiem fizycznym znacznie łatwiej planować przyszłość.

Już dawno nie czułam się tak spełniona i banalnie szczęśliwa. Istotnie jest coś urokliwego w tym balzakowskim wieku. Mam męża, który mnie rozumie, szanuje i kocha, i Ciebie, syna, który rozświetlił cały nasz trudny świat.

Od roku żyjemy Twoimi oczami, uśmiechami, płaczem, westchnieniami. To my jesteśmy bardziej od Ciebie nowonarodzeni. To wielkie przeżycie móc raz jeszcze nazywać rzeczy, być dobrą wróżką, która różdżką matczynej miłości pokazuje, co jest istotne, a co niewłaściwe, z każdej słonej łzy wyczarowuje opiekuńcze uściski i kojące pocałunki.

W ferworze walki o każdy powszedni dzień wiele rzeczy nam umyka. Zabieganie, zmęczenie, piętrzące się obowiązki sprawiają, że zapominamy o zatrzymaniu się, radowaniu chwilą. Wakacje nam o tym przypominają. Cudownie jest mieć świadomość dwóch miesięcy odpoczynku od pracy, 8 tygodni tylko dla rodziny i bliskich, sześćdziesięciu kilku dni dla mojego Ciebie.
Jestem po to, aby patrzeć, czuwać, uczyć Ciebie i siebie tego, co powinno być zawsze na pierwszym miejscu.

Chciałabym, aby każde wakacje były dla Ciebie czasem, do którego będziesz z ochotą powracał wspomnieniami. Abyś w zachował nie tylko mnóstwo zdjęć, zapisków, ale przede wszystkim, aby udało Ci się przechować w sobie to czucie miłości, radości, którą jesteś otoczony.

Mamy już półmetek letniej sielanki. Nie sądziłam, że tak wiele nauczysz się w tym czasie. Masz już za sobą kilka szalonych podróży. Zaczęło się od czerwcowego wyjazdu nad morze. Cały czas widzę Twoje zdumione i przepełnione bezgranicznym szczęściem oczy. Piasek i wzburzona woda zrobiły na Tobie ogromne wrażenie. Upajałeś się pląsaniem na czworakach w szerz i wzdłuż, moczyłeś maleńkie stópki w słonej i zimnej wodzie, piszczałeś z radości tak spontanicznie, że zarażałeś tym wszystkich wokół. Pierwszy raz było mi prawdziwie żal wracać do domu.

Kolejne szaleństwo przeniosło nas na drugi koniec Polski. Postanowiliśmy pokazać Ci Zakopane. Wprawdzie przywitało nas ono chłodem i deszczem, jednak nie było w stanie ochłodzić naszych rozradowanych serc. Był to dość spontaniczny i krótki pobyt, więc zdążyłeś jedynie zobaczyć zapadane Morskie Oko, zjeść w schronisku pyszny obiadek, i pospacerować po Krupówkach. Moc wrażeń i tak mieliśmy, zdjęć także nie mało. Na pewno tam jeszcze wrócimy.
Nie wolno nam zapomnieć o wizycie w Krakowie i poznaniu małej Oli i Paulinki. Uroczo było spotkać się ich mamusiami. Jak ja lubię ludzi o wielkich sercach, wrażliwych duszach i iskierce czegoś wyjątkowego w oku.

Rozochoceni tymi wycieczkami nie umieliśmy usiedzieć zbyt długo w domu. Do rozpoczęcia wakacji zostały jeszcze dwa tygodnie, a nasze nogi chciały gdzieś iść. Zaczęliśmy pełniej doceniać urok okolic Częstochowy. W trzech etapach odkrywaliśmy tajniki zakątków Złotego Potoku. Przy sprzyjającej pogodzie to miejsce potrafi ująć za serce. Mamy tam jeszcze sporo nie odkrytych miejsc. Bardzo polubiliśmy spacery wśród tamtejszej zieleni.

Ale to nie wszystko. To dopiero początek.
Lato, nie wiedzieć czemu, postanowiło się w tym roku pokazać od deszczowej strony. Nie będę pisać, że jestem tym zachwycona. Okazało się jednak, że i na to można znaleźć przemiły sposób. Okazało się, że nawet najgorsza pogoda może okazać się prawdziwym sprzymierzeńcem, jeśli spędza się czas w miłym towarzystwie.
Kiedy już nie bardzo wiedzieliśmy co ze sobą począć niemal jak z nieba spłynęło na nas serdeczne zaproszenie od cioci Ali. Zaproponowała nam spędzenie wspólnie czasu w jej czarodziejskim domu. Miejsce, w którym mieszkają jest wyjątkowo bajkowe i to przynajmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze przyroda, góry, które widać z każdego okna, drzewa szumiące przyjacielsko i sarenki, przychodzące każdego dnia z wizytą. Po drugie, znacznie ważniejsze, to ludzie, którzy tam mieszkają. Mają w sobie mnóstwo dobra, szczerej dobroci i życzliwości. Wchodzisz w ich progi i czujesz się tak jakby łączyło nas sto lat znajomości. Wspomnienia z tego pobytu na zawsze pozostaną w moim sercu.
W Twoim Huberciku na pewno też. Poznałeś dwie koleżanki, Łucję i Helenkę, które robiły wszystko byś czuł się tam przemiło. Jeszcze brzmi w moich uszach słodki głos Helenki, która z uśmiechem mówi cieść; widzę Łucję, która cierpliwie tłumaczy Ci różne rzeczy i pokazuje to, co dla niej cenne. Miło było delektować się widokiem Twoich skupionych oczu, koncentracji, ale też szalonych napadów śmiechu, tulenia się do wielkiego pluszowego psa. Wiele się tam nauczyłeś. Pokonałeś strach przed samodzielnością, posmakowałeś frajdy samodzielnego jedzenia, zacząłeś mówić senka słowo, w którym uważny czytelnik bezbłędnie rozszyfruje sarenkę.
Jak poczuję się zmęczona miastem to zamknę oczy i przypomnę sobie krajobraz widziany z okien tego żegocińskiego domu na zboczu góry Łopusze, kiedy zatęsknię za przyjacielską rozmową zaparzę sobie kawę z cynamonem i powędruje myślami do wieczornych rozmów. Alu Kochana, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego ile radości i ciepła nam podarowałaś.

Muszę przyznać, że w ogóle mamy mnóstwo szczęścia w kwestii ciepła i serdeczności. Bardzo często dziękuję Bogu za niezwykłych ludzi, których tak hojnie poustawiał na naszych ścieżkach życia. Dzięki nim stajemy się znacznie bogatsi wewnętrznie.
Prosto z gór powędrowaliśmy dalej. Wprosiliśmy się subtelnie Cioci Justi do jej nowego mieszkanka. Po drodze pełnej przygód, warkotu nadpsutego tłumika, gubiących się dróg, dotarliśmy do celu. Rybnik okazał się zielonym miastem, przyjaznym dzieciom. Jest tam wiele przyjemnych miejsc na spacerki, są piękne rabaty kwiatowe, no i przede wszystkim Ci, których bardzo, bardzo lubimy, czyli Ciocia Justyna i uroczy Maksymilian. W ich mieszkanku jest bardzo wesoło, kolorowo, posiada ono to trudne do zdefiniowania coś, co stwarza wyjątkową atmosferę. Widać, że czują, może jeszcze nie do końca świadomie, że to miejsce, którego szukali. Z ich oczu biła taka szczęśliwość, że aż miło było popatrzeć.
Ponieważ tym razem był to powrót do cywilizacji, kolejnym wyrazem, jakiego się nauczyłeś był gokąk czyli... ,kto zgadnie? Nasz poczciwy pociąg. Kiedy będę wracała wspomnieniami do tej wizyty, zanucę sobie Jedzie pocią z daleka, a wtajemniczeni będą wiedzieli dlaczego.
Pobyt w Rybniku stał się także okazją do zwiedzenia Raciborza i Pszczyny. Nie wiem co urokliwego jest w starych rynkach, ale ogromnie lubię po nich spacerować. Miło jest chłonąć klimat obcego miasta przyglądając się jego sercu. Uroczo także jest, kiedy głowa rodziny zaprasza na pyszne lody. Wtedy naprawdę czuję, że jest lato.
Przyznam się uczciwie, że oprócz lodziarni jest jeszcze jeden rodzaj sklepów, do których zawsze bezbłędnie trafiamy, wyczuwając je na kilometr - to księgarnie. Czuć jakiś powiew przygody, tajemnicy, kiedy wertuje się nieznane stronnice. Och, gdybym miała więcej funduszy ogołociłabym niejedną półeczkę.
Odkąd pojawiłeś się w naszym świecie pierwsze kroki kieruję ku kącikowi z książkami dla dzieci. Ileż tam kolorowych różności. Moje oczy zaczynają skrzyć się dziecięcą radością, kiedy widzę te wszystkie ilustracje, podczytuję wesołe opowieści. Wśród tego ogromu księgarskich możliwości wyłowiłam dla Ciebie trzy książeczki. Zawsze potrafisz swoimi minkami rozwiać wszelkie wątpliwości co do zakupu. Najwięcej entuzjazmu wywołała książka opowiadająca o małych misiach.

Zapisuję te wspominki podczas kolejnego wakacyjnego przystanku. Tym razem jesteśmy w Bielsku – Białej, u cioci Eli, wujka Kuby i małego Mikołajka, który jeszcze tylko przez chwilkę mieszkać będzie w ciocinym brzuszku.
Chyba już całkiem nieźle radzisz sobie z zapamiętywaniem bliskich. Błyskawicznie rozpoznałeś chrzestnego i z ochotą wpadłeś mu w ramiona.
Zwiedzasz z zainteresowaniem każdy kąt i co najważniejsze – chodzisz sam samiuteńki. Duża tu zasługa wujka Kondrada, który udzielił Ci kilku praktycznych rad. W tym, że warto spróbować umocnił Cie także Ksymcio, który bez najmniejszego problemu biega sobie radośnie. Sporo tych sprzyjających okoliczności. Wujek i ciocia wytrwale i dzielnie zmagają się z dość kapryśnie kończącym się remontem. Wprawdzie mieszkanko jeszcze nie wypełniły wszystkie meble, jednak już teraz widać jak tu miło, kolorowo i przytulnie. A ta przestrzeń to Twój sprzymierzeniec. Możesz sobie chodzić do woli, bez żadnych meblowych ograniczeń. Wczoraj przemaszerowałeś w wielkim skupieniu przez trzy pokoje, potrafisz już zmieniać kierunek wędrówki. Jeszcze nie wytarliśmy dobrze łez wzruszenia po tych emocjach a Ty dziś znów zaskoczyłeś nas kolejną umiejętnością. Udało Ci się wreszcie samodzielnie wstać o nic się nie podpierając. Wiedziałam, że obserwacja samodzielnie chodzącego dziecka jest dużym przeżyciem, ale nie sądziłam, że aż tak bardzo.
Razem z tatusiem szturchamy się jak wariaci i z zaszklonymi dumą oczami mówimy Patrz! Tak bardzo się boimi, że coś umknie naszym rodzicielskim oczom. Dziękujemy Ci bardzo, że na to niezwykłe wydarzenie wybrałeś sobie czas naszego wspólnego urlopu. Pękły by nam chyba serca z żalu, gdybyś tego dokonał podczas nieobecności jednego z nas.

Jak dobrze, że wreszcie lato sobie przypomniało, że jego podstawowym walorem jest słoneczna pogoda. Spędziliśmy dzis przemiłe popołudnie na działce pełnej zieleni. Cieszyłeś się na całego ze swych nowych umiejętności. Siadałeś z pociesznym okrzykiem ba po to, by już po chwili wstać o własnych siłach, spojrzeć dumnie przed siebie i znów miękko wylądować na zielonym dywanie trawy.

Teraz śpisz sobie słodko, niestety nafaszerowany lekami. Znów przyczepiły się do nas jakieś wirusowe kłopoty z żołądkiem. Na szczęście nauczeni przykrym doświadczeniem sprzed paru tygodni zareagowaliśmy błyskawicznie i mamy nadzieję, że i tym razem ta przypadłość opuści Cię nie wyrządzając żadnych szkód. Podziwiam Twój spokój i pokorę z jaką znosisz każdą chorobę. Wszelkie niedogodności, ból, temperaturę przyjmujesz z uśmiechem. Nie wiem skąd czerpiesz tę siłę i optymizm, ale modlę się gorąco, aby nigdy Cię nie opuściły.
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: Mama_Gosia
mail: mjsolarscy@wp.pl

miasto: Częstochowa

Ja uczę Was, Wy mnie. Cudownie jest odkrywać z Wami świat
dzieciaki:
»Hubert
ur. 2003-07-03

» Aniołek Oskar
ur. 2002-05-28

»Kacper
ur. 2007-04-09

mój foto.dzieciak
Rodzinka pozowana
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-08


subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: