Znowu o różach, jabłku i trochę o szkole 2009-09-22 22:49:09 Jak to już kiedyś było powiedziane - ja to mam życie różami usłane. Wprawdzie zmodyfikowałam to śmiałe stwierdzenie nieco i wyszło, że mam je wręcz usrane...
Ale do rzeczy. Sporo szczęścia mieliśmy na początku roku, bo Kaja trafiła do jednej z najlepszych wychowawczyń w szkole. Gdyby nie to - już pewnie byśmy szukali innej szkoły. Nie dlatego, że żaden nauczyciel nie jest wystarczająco dobry dla mojego cud-dzieciaka. Raczej dlatego, że żaden nie dałby sobie z nią rady.
Z pozoru nieśmiała blondyneczka. Loczki na głowie. Niebieskie oczka i szczerbaty uśmieszek. No aniołeczek po prostu. A w szkole? Wchodzi pod ławkę. Gada na lekcjach. Przemyca zabawki w kieszeniach. Wychodzi do toalety i nie ma jej 10 minut.
Efekt jest taki, że zbiera uwagi w dzienniczku, zabawki są konfiskowane i jest jednym z najbardziej niegrzecznych dzieci. Na zebraniu spędziłam sporo czasu na rozmowie z panią. Mądra z niej kobieta i wie, że Kaja głupia nie jest ale zdecydowanie potrzebuje silnej ręki i twardych reguł.
Nie powiem, żebym była bardzo zaskoczona. W końcu te 28 lat temu inna blondyneczka była sadzana za karę w ostatniej ławce i nic sobie z tego nie robiąc przechodziła pod wszystkimi ławkami na czworaka i wychodziła ku wielkiemu zaskoczeniu pani pod tablicą. Na koniec roku jedyna ze wszystkich dzieci miała obniżone zachowanie i całą masę czarnych kropek na karnej tablicy.
Jak to było z tym jabłkiem i jabłonią??
|
|