Spierniczone urodziny 2006-12-18 13:05:54

Jak można tak spierniczyć dziecku urodziny?!? Naprawdę trzeba się nieźle postarać i ja tak właśnie zrobiłam.

Co więcej - jubilatce spierniczona wersja urodzin całkiem przypadła do gustu.

Najpierw było memłanie, miętoszenie, wałkowanie i wyciskanie przy jednoczesnym obsypaniu wszystkiego i wszystkich mąką.



Potem, kiedy pierniki dzieciaków nabierały rumieńców, niczym telewizyjny prezenter wyciągnęłam już upieczone i wystudzone choinki, serca, gwiazdki, domek, grzybki i zaczęło się malowanie.



Był lukier, piegi, posypki różnej maści, srebrne kulki, słonecznik w polewie, pisaki lukrowe, do tego pędzelki i można było realizować się twórczo.



niektóre dzieci to minimaliści - na dużej choince parę kropelek lukru, 3 małe srebrne kuleczki i już - można jeść.

Inni stawiali na efekt, nie na walory smakowe. Pierniczki tonęły w posypkach maści wszelkiej po czym oczywiście 3/4 z nich spadało i lądowało na podłodze (do akcji wkraczała wówczas Natka).



Doszłam do wniosku, że nie da się jednocześnie bawić z dziećmi i robić reportażu foto, więc nie wszystko jest udokumentowane. Dobrze, że Siemionowi udało się kilka zdjęć pyknąć pomiędzy podawaniem napojów i zabawianiem dorosłej części towarzystwa :)

Jak już się porządnie napierniczyliśmy, przyszedł czas na clue wieczoru czyli tort.



Pokaż dzieciakom świeczki i od razu wszystkie chcą dmuchać.



Na koniec jeszcze było malowanie mordek. Mordki były zadowolone z malunków i malunkowa z mordek.



Ogólnie rzecz biorąc - przyjmiemy chyba tę konwencję urodzinową jako naszą nową świecką tradycję.

Święta, święta, idą święta! 2006-12-12 15:19:18

Lubię ten czas.
Tradycja, szykowanie, zapach w domu, uroczysta kolacja, odświętny nastrój, prezenty, choinka... Z pewnością są tacy, którzy uznają to za hipokryzję - niewierząca rodzina praktykuje tradycje katolickie. Bez modlitwy, Pasterki itp.

Myślę, że mieszkając w Tajlandii respektowalibyśmy zwyczaje i tradycje tamtejszych mieszkańców. Te które możemy. Bez oddawania się buddyjskim medytacjom i innym mistycznym rytuałom, których nie czujemy, nie znamy i w nie nie wierzymy.


W ramach świątecznych przygotowań zrobiłam dużo pierników. Piekłam je na raty i trochę się tego nazbierało. Teraz się zastanawiam czy bandę dzieciaków, która przyjdzie do nas w niedzielę "ubrać" w pieczenie kolejnych czy w samo dekorowanie?? Znalazłam przepis, z którego pierniczki nie służą do wybijania szyb (z racji swojej twardości) ale od razu nadają się do jedzenia (poza tymi elegancko zjaranymi na węgiel). Problem polega na tym, że ciasto musi być w lodówce a po wyjęciu z niej powinno być szybko 'obrobione'. Mientolone zbyt długo w dziecięcych łapkach z pewnością rozpadnie się na kawałeczki przy przekładaniu ze stolnicy na blaszkę.

Kupiłam trochę nowych ozdób świątecznych, nabiłam pomarańcze 'goździami' a oprócz tego szykuję się Wigilii na 20 osób. Przy tej okazji urządzamy nadal nasz nowy dom - kupiliśmy stół, krzesła, odświętny serwis obiadowy, nowe talerze 'codzienne'... Ogólnie mam niebezpieczne uczucie swobody finansowej. Sprzedałam mieszkanie i dostałam zadatek, który tak ochoczo przeznaczam na moje domowe zachcianki. Muszę sobie regularnie powtarzać, że to nie trwa wiecznie, bo jak się skończy to wpadnę w depresję ;)

Przed świętami czeka mnie jeszcze firmowa impreza, urodziny Kai i klasowe spotkanie.

Dużo się dzieje. Oj dużo!

Stół z niepowyłamywanymi nogami 2006-12-07 09:22:12

Jestem wielka!

Zdolna, sprytna, ujmująca, dowcipna, inteligentna i w ogóle :D

Wystarczy, że uda mi się załatwić coś absolutnie niezałatwialnego, żebym myślała o sobie w samych superlatywach. Szkoda, że to uczucie tak szybko mija...

Od dawna marzę o stole. Takim duuużym, solidnym, rozkładanym do 12 miejsc, eleganckim i kolorystycznie dopasowanym do kuchni. Do tego krzesła. Równie solidne. ciężkie i eleganckie, takie które będą się ładnie starzeć razem z naszym domem :) (Teraz siedzimy na składakach vel. badziewkach).

Znalazłam taki stół. Jest piękny! Rozkłada się do długości 280 cm i jest przy tym bosko stabilny. Wybarwienie koniakowe, styl coś jakby kolonialny.

Chodziłam koło niego chyba z 5 tygodni i dumałam. Wreszcie zapadła decyzja. Muszę go mieć! Perspektywa Wigilii na 21 osób odrobinkę ułatwiła proces decyzyjny. I co? No przecież wiadomo! 7-8 tygodni czas realizacji od dnia zamówienia!! Buuuuuu...

Następnego dnia idę do sklepu i biadolę temu panu, że ja muszę, że mi zależy, że jemu też powinno zależeć i niech mi sprzeda ten z ekspozycji. On mi na to (słusznie zresztą) o utraconych możliwościach sprzedaży, o tym że on będzie 2 m-ce czekał na nowy, itd... itp...

Hmm... Dzwonię zatem do Wrocławia, Szczecina, Poznania i wszędzie tam gdzie są sklepy tej firmy żeby nabyć mebel z magazynu drogą zakupu. Oczywiście NIGDZIE takiego nie mają. Znalazłam jeden ale w kolorze orzechowym co kompletnie mi nie pasuje.

Dzwonię zatem do zakładu produkcyjnego. Chyba ze 40 telefonów i ciągle zgłasza się tylko fax :( Pozostaje mi siedziba główna i jeden z panów dyrektorów...

Nie wiem jak ja to zrobiłam. Co ja takiego powiedziałam??? Czym ujęłam tego pana???? Nie pytajcie, bo to tajemnica negocjacji ;) Za chwilę dzwoni do mnie pani dyrektor z produkcji i mówi otwarcie, że ona nie ma pojęcia kim ja jestem i jak ja to zrobiłam, ale stół przyjedzie do mnie do Warszawy w przyszłym tygodniu.

Mówiłam już, że jestem WIELKA?????

Pyza wędrowniczka 2006-12-07 08:30:46

Ze dwa miesiące temu wyjęliśmy szczebelki z łóżka Natalii, żeby dziewczyna nie próbowała górą przeskoczyć. Mimo to nocną porą rozlegał się ciągle rozpaczliwie- błagalny płacz pod tytułem "Zabierzcie mnie stąd!".

Dzisiaj nie dość, że noc była przespana do 5:30 co zdecydowanie zaliczamy do sukcesów to obudził nas kaszel nóg (???).

Siadam na materacu a tam w naszych nogach leży mały, skulony żółwik. Dla pewności spytałam Siemiona czy przyniósł Natalię ale i tak byłam pewna, że Młoda przywędrowała na własnych nogach.

Czy możemy w takim razie pozbyć się już łóżeczka-zawalidrogi szczebelkowej?

Schiza, fobia, paranoja... 2006-12-04 08:41:30

Noc zarwana totalnie.

Lekko po północy Natalia uderzyła w szloch i wylądowała u nas, co zazwyczaj skutkuje błogim snem do rana. Tym razem Natka spała całkiem nieźle, ale ja o 3:37 otworzyłam oczy i już ich nie zamknęłam. Sen o tym, że trzech facetów czai się u nas w mieszkaniu i zaraz albo zrobią nam krzywdę albo porwą dzieciaka, albo coś ukradną był tak realistyczny, że leżałam i trzęsłam się ze strachu. Przełamałam się tylko na chwilę i pobiegłam sprawdzić czy u Kai wszystko OK. Po drodze zgarnęłam pilota "panikarę" i przymocowałam go do kinkietu nad głową. Po naciśnięciu guzika w 2 minuty powinni się zjawić faceci w kominiarkach...

Nakręciłam się negatywnie nie na żarty.

Miesiąc temu ukradli nam siłowniki od bramy automatycznej i sterowanie elektroniczne od domofonu. Pomylili się durnie. Przedwczoraj przyszli naprawić swój błąd. Wzięli sterowanie do siłowników. Teraz mają komplet...

wow! 2006-12-04 08:33:40

Jestem zszokowana ilością wpisów w listopadzie! To z pewnością rekord niedopokononania!
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: malinka
mail: malynia100@wp.pl

miasto: Warszawa

W Malinowym Domu czyli leniwie-letnie, kolorowo-jesienne, iskrząco-zimowe i odświeżająco-wiosenne zapiski niecodzienne.
dzieciaki:
»Kaja
ur. 2002-12-24

» Natalia
ur. 2005-07-23

»Jagoda
ur. 2010-09-08

mój foto.dzieciak
Dmucham!
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-07-21


subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: