Zwariowany dzień, zwariowana rodzinka. 2005-08-31 11:09:20

Wczoraj myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok...

Byłyśmy z Kają u dentysty - wszystko było super, nie trzeba nic borować, ząbki polakierowane i za miesiąc następna wizyta. Innymi słowy dzień zaczął się bardzo dobrze.

Potem jeszcze chciałam: kupić prezent dla Siemiona, ugotować i upiec coś pysznego, zacząć się pakować na wyjazd, a w tak zwanym międzyczasie oczywiście karmić Natalkę, zabawiać i karmić Kaję, i takie tam codzienne sprawy.

Z tego wszystkiego udało mi się jedynie kupić prezent urodzinowy.
Natalka zaraz po wyjściu opiekunki zaczęła się drzeć w niebogłosy i przestała dopiero około 21-szej (no chyba że leżała na moim brzuchu i spała). Kaja jak na złość akurat tego dnia nie poszła spać po południu i ogólnie była zła, ale przy ciągłym krzyku małego dziecka każdy się robi drażliwy. No ogólnie masakra.

Siemiona urodziny przeszły jakby ich nie było. Wrócił z pracy przed ósmą, potem znowu wyszedł na chwilę i nie było go godzinę, a dziś rano wyjechał i wróci w niedzielę.
Ja natomiast jutro rano wyjeżdżam z moją mamą i z dziewczynkami nad morze (tzw. akcja-błysk, kompletnie nie planowana) do Karwii, a jeszcze nic nie mam przygotowanego.

Mimo to mam super pozytywne nastawienie do tego wypadu i już nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że Natalka odreagowała wczoraj tylko moje niedzielne grzechy i codziennie nie będzie tak płakać.

Idę się pakowaaaać!!! Aaaaaa!!!! Mam stresaaaa!!!!! ;)

Na wpół słomiana mama 2005-08-25 17:30:33

Jeszcze się nie chwaliłam, że nasza pierworodna na kolonie pojechała :)

W ubiegły piątek Kajtek zabrał się z Maćkami do babci i dziadka. Już za dwa dni wraca. Stęskniłam się, przyznaję, ale dzisiaj naładowałam akumulatorki jak się masz. Kaja sama do mnie zadzwoniła i w pierwszych słowach powiedziała:

- Mamusiu! Zrobiłam wieeelką kupę!!!

Prawda, że serce rośnie?
Od razu musiałam wpaść w szczery zachwyt i słownie nagrodzić dziewczynę, bo to u niej nie lada osiągnięcie. Niestety ciągle problemy kupne są i to głównie siedzi jej w głowie, więc podejście psychologiczne jest najważniejsze.
Po tej ważnej wiadomości Kaja opowiadała mi, że jeździ nad jezioro, robi baby i zamki z piasku, zupki robi z warzyw, owoców, pieprzu i kwiatków, i jeszcze że jedzie do sklepu po wyklejanki. Po chwili znudzona rozmową oddała słuchawkę babci, ale zaraz coś jej się przypomniało i znowu wyrwała słuchawkę. Zamieniały się tak ze cztery razy a ja się nagadałam za wszystkie czasy.
Parę dni temu stęskniona chciałam pogadać, ale Kaja powiedziała dwa słowa i się rozkleiła, więc nie chciałam znowu dzwonić. Dzisiaj tak mi dobrze zrobiła tym swoim słodkim gadaniem, że aż mi się śpiewać chciało i oczy mi się spociły :)

Jak wróci to idę z nią na basen. Dawno nie byłyśmy, a woda to jest to co Kajtki i malinki lubią najbardziej. Siemiony też wodą nie gardzą. Tylko co zrobimy z Natalią?

Kaloryczny CYC 2005-08-25 13:37:47

I to aż do przesady.

Wyszłyśmy z Natalią ze szpitala 25 lipca czyli dokładnie miesiąc temu.

Natka ważyła wtedy 3650.

Dzisiaj wypełniałam masę papierków w przychodni, żeby zapisać małą do lekarza pierwszego kontaktu i oczywiście postanowiłam ją zważyć.

Mój 'okruszek' malutki waży 5220.

Nawet odejmując trochę na zasikaną pieluszkę i ubranie, to ciągle daje 1,5 kilograma w jeden miesiąc...

Teraz Siemion karmi. Moje cycki są za bardzo kaloryczne.

5...4...3...2...1 2005-08-21 12:17:05

5 lat temu zamieszał mi w głowie tak, że jeszcze jestem zakręcona. Wakacje mi zepsuł, bo zamiast zachwycać się plażą na Cykladach myślałam, sms'y wysyłałam i na służbowym telefonie wydzwoniłam ponad 1000 złotych.

4 lata temu nie wiadomo było jak to się wszystko ułoży. Rozwody, te sprawy...

3 lata temu już biegałam z brzuchem do pracy, ekscytowałam się ciążą i swoim szczęściem.

2 lata temu sprawdziłam w kalendarzu, że za rok 21 sierpnia wypada w sobotę.

Rok temu założyliśmy obrączki i przed bardzo sympatyczną panią urzędnik stworzyliśmy podstawową komórkę społeczną ;)
Potem w pięknym hotelu mieliśmy przyjęcie weselne. W recepcji hotelu pracowała moja koleżanka z podstawówki, której nie widziałam na oczy od 15 lat. Nie dość, że 'podmieniła' nam pokoje i mieliśmy cudny, dwupokojowy, luksusowy apartament, to jeszcze dała nam malutki prezent. Rameczkę na zdjęcie z magnesem, taką na lodówkę z podpisem:

Miłość nie polega na patrzeniu na siebie, ale na patrzeniu razem w tym samym kierunku.



Dzisiaj w ramach umowy sprzed roku idziemy do tego hotelu na darmową kolację.
Nie wiem kiedy ten rok minął.
Nie wiem nawet jak to się stało, że już od pięciu lat mi szumi w głowie. Co więcej, mam przeczucie, że ten szum szybko nie minie :)


Natalia rośnie w oczach 2005-08-19 20:37:28

Nie byliśmy jeszcze u lekarza ani na dokładnym ważeniu w przychodni, ale waga elektroniczna w domu pokazała wyraźnie:

5 KILOGRAMÓW

Jestem w szoku :)

Ostatnio miałyśmy seans pt.: oswajanie z wodą. Wszystkie kobiety wskoczyły razem do wanny i po raz pierwszy Natka nie płakała w wodzie. W małej wanience ciągle bardzo się boi i wydaje z siebie przeraźliwe krzyki.

Kaja jak widać - czule opiekuje się siostrzyczką :)



Ostatnio w ogóle nie robię zdjęć, ale jak zobaczyłam na tej fotce jak przez miesiąc kluseczka nabiera ciałka i jak się zmienia to muszę się chyba wreszcie przeprosić ze sprzętem.

Opowiedz mi historię 2005-08-19 20:11:58

Kaja ma ostatnio nowe zamiłowanie - słuchanie historii z życia wziętych.
Bajki się nie liczą. To ma być prawdziwe, namacalne, dotyczyć znanych jej osób no i oczywiście mieć 'to coś'. Jak jej się historia spodoba to czasem prosi następnego wieczora o powtórzenie tej samej, a przede wszystkim opowiada ją wszystkim znajomym i nie tylko.

Czasem ręce opadają do samej ziemii, bo po trzech opowieściach znów jest zamówienie na historię. Senność nie przychodzi a u rodziców zasoby pamięci się wyczerpują.

Natomiast 'przekład' tych opowiadań na język dziecka jest uroczy, czasem trudny do zrozumienia przez zawiłość fabuły, zabawny i zadziwiający.

Malutki przykład:
Siemion jechał pociągiem niedawno i coś zaczęło strasznie śmierdzieć spalenizną. Konduktor (chyba) zatrzymał pociąg żeby sprawdzić co dokładnie się pali. Może to koło? Ale metalowe koła się nie palą. To pewnie oś się paliła albo przegrzała...

Kaja przychodzi do mnie i zachłystując się z podekscytowania powietrzem opowiada:
Wies? Tata jechał pociągiem i no, i coś śmieldziało. I wies co? To był ten, no, to się łoś palił.

Czasem też zamienia postaci w opowiadaniu i snuje historię o tym jak poszła z malutkim Maciusiem w wózku do pralni, zostawiła go przed drzwiami i za chwilę zobaczyła odjeżdżającego Maćka w stronę ulicy. W oryginalnym opowiadaniu występował oczywiście Siemion_Biegnący_Za_Wózkiem.

Musimy jakoś ją przekonać do historii czytanych. Takich na przykład o Kubusiu Puchatku, bo te z życia wzięte jakoś szybko się wyczerpują albo są nieodpowiednie dla dzieci w tym wieku ;)

Tajemniczy ból 2005-08-17 07:16:12

W poniedziałek mieliśmy nieciekawą przygodę.

Wracaliśmy samochodem z wycieczki i już dość blisko W-wy Kaja rzuciła hasło "Siku!".
Szybki postój, wyjątkowo szybkie siku i jedziemy dalej.
Po dziesięciu kilometrach hasło pojawiło się ponownie, ale jeszcze mnie to nawet nie zdziwiło.
Za chwilę obudziła się Natalia i postanowiliśmy zatrzymać się na tankowanie młodej i jakiś obiad.
Kaja znów chce siku...
Poszła z tatą do kibelka po czym jak ja szłam za pięć minut to też stwierdziła, że idzie na siku :( Na pierwszym postoju zrobiła trochę więcej, ale potem już tylko po kropelce.

Usiedliśmy przy stole, jedzenie podano a Kaja zaczęła strasznie płakać, krzyczeć, że boli ją brzuch trzymając się przy tym za siuśkę.

Zadzwoniłam do znajomego, który jest urologiem, żeby poradził mi co zrobić z ewidentnym jak dla mnie zapaleniem układu moczowego i to w ostrej postaci.
Wcześniej daliśmy Kajtkowi kawałek pigułki przeciwbólowej, bo oczywiście nie mieliśmy ze sobą żadnego syropu dla dzieci.
Znajomy poradził, żebyśmy pojechali na dyżur do Centrum Zdrowia Dziecka.
Kolejna nauczka dla mnie: ZAWSZE bierz ze sobą kobieto dokumenty dziecka i ubezpieczenie! Tym razem tego nie miałam, ale przyjęli nas przesympatyczni lekarze. Zbadali Kajtka, czekaliśmy trochę na mocz, bo jak wiadomo dziecko raczej nie sika na żądanie, ale po jakimś czasie się udało. Badanie w laboratorium trwało 10-15 minut i co się okazało?

NIC!

Siuśki czyste jak łza. Ani jednej bakterii, zero krwi, zero jakichkolwiek 'podejrzanych' elementów.

Kaja płakała, a właściwie krzyczała z przerażeniem w oczach przez jakieś pół godziny. Po pigule przeciwbólowej płacz minął i zrobiła do pieluchy (założyliśmy, bo jak krzyczała to ciągle popuszczała) chyba 2 litry siku.

Nie mam pojęcia co to było i o co właściwie chodzi.
Pozytywny efekt tego zdarzenia to naprawdę bardzo miłe wrażenie z CZD, co nie znaczy, że chciałabym tam częściej bywać.

Słonia nie polecam 2005-08-09 21:49:19

Kaja to bardzo dzielna dziewczyna.
Do tego odważna i niczego się nie boi.
No może trochę burzy.

Ostatnio była po raz pierwszy u dentysty. Wybraliśmy przychodnię, która reklamuje się jako bardzo przyjazna dzieciom. W poczekalni - multum zabawek, przy fotelach dentystycznych ekrany LCD z bajkami, no a przede wszystkim 'wspaniałe podejście do dzieci'.

Kaja poszła z tatą, usiadła mu na kolanach i sądziłam, że tu się zacznie wielki show pani dr służący oswojeniu dziecka z tematem wierteł, odsysaczy wody, dmuchaczy powietrznych i innych wynalazków. Jeśli coś było to chyba maleńki szołek, bo na pewno nie show, po czym pani doktor wykryła 3 dziury w piątkach i bez zbędnych wyjaśnień przystąpiła do borowania.
Ubarwiała to tekstami "jeszcze tylko raz; no jeszcze trochę; ostatni raz teraz; a teraz jeszcze odrobinę" po czym przeszła do tekstu dnia: "teraz możesz mnie nawet gryźć, ja i tak muszę skończyć".

Sama nie wiem jak to się stało, że Siemion nie wstał i nie powiedział tej pani do słuchu... Kaja przy dobrym podejściu pewnie by łezki nie uroniła, a tak to się wkurzyła i rozpłakała, bo ile może być tych ostatnich razów? Został zrobiony jeden ząb. Ponoć najgorszy. Mam tylko nadzieję, że został dobrze zrobiony i nie będziemy go poprawiać.

Wniosek dla nas - nie domywamy szczotką piątek! Trzeba to zmienić.

Więcej tam nie pójdziemy.
Przychodnia na Ursynowie o nazwie Elefant. Szczerze odradzam.

Bida blogowa i codzienność malinowa 2005-08-08 14:46:59

Komputer to obecnie sprzęt praktycznie przeze mnie zapomniany. Czasem usiądę, przejrzę coś na forum, na Allegro albo odbiorę maile, ale generalnie zapominam powoli do czego to coś służy.

Siedzenie w domu z dwójką dzieci to znacznie bardziej absorbujące zajęcie niż praca zawodowa :) Niebawem pewnie się wezmę, zawezmę i będę coś więcej pisać.

Teraz czas nadrobić zaległości...

Chyba nie ma takiej możliwości, żeby poród opisać krótko, ale spróbuję się zbytnio nie rozdrabniać.

Starałam się jak mogłam czekać do momentu kiedy akcja porodowa zacznie się u mnie sama z siebie. Wiedziałam, że może to być tydzień albo nawet dwa po wyznaczonym terminie bo takie to już u mnie dziwne cykle są, ale mimo tej świadomości po upływie terminu moja cierpliwość bardzo szybko topniała. Tymbardziej, że na 10 dni przed terminem zaczęłam się pojawiać na zapisach KTG w szpitalu. Za każdym razem badał mnie inny lekarz i każdy mówił, że pewnie dziś lub jutro urodzę, bo wszystko jest przygotowane do porodu...

W rezultacie tydzień po terminie miałam rano KTG i zalecenie od pani dr zastosowania 'okładu' z naturalnymi prostaglandynami :) Oczywiście posłuchałam pani doktor i wieczorem zaczęłam regularnie czuć skurcze ale martwiło mnie, że tak mało boleśnie je odczuwam. Mimo wszystko pojechaliśmy jeszcze raz do szpitala i już tam zostaliśmy.
Była godzina 22:00. Na KTG zapisały się dwa skurcze i pani dr, która przyjmowała mój pierwszy poród namówiła mnie, żebym już nie kombinowała, nie czekała tylko wzięła i urodziła.

Moje skurcze były do bani czyli nie efektywne i w swoim braku cierpliwości zgodziłam się na podanie oksytocyny wierząc w zapewnienia personelu szpitalnego, że NA PEWNO szybko urodzę.

Przesympatyczna położna zapodała kroplóweczkę o 23:45. Przez półtorej godziny byłam w dobrym humorze, żartowałam sobie z kobitkami pomiędzy skurczami, a one ciągle się zastanawiały czemu ja jeszcze jestem taka zadowolona. Około 1:30 przestałam się uśmiechać. Zaczęłam panikować i za nic w świecie nie chciałam wierzyć, że już jest ponoć 5 cm rozwarcia. Za pół godziny, może za godzinę lekcyjną zaczęłam przeć i to już był zupełnie inny ból - intensywny jak diabli ale podczas parcia zdecydowanie łatwiejszy do zniesienia niż wcześniejsze skurcze.

Pewnie przez jakieś pół godziny parłam na czworaka, a właściwie w kucki i to było bardzo wygodne. Potem nagle kazali mi się przekręcić na plecy, co wcale nie było łatwe i chyba w jednym albo najwyżej dwóch skurczach urodziłam Natalię.
Była 2:45. Poród trwał dokładnie 3 godziny.

Położna była bardzo fachowa. Nie mam pojęcia kiedy mnie nacięła, co chyba powinno być normalne, ale przy poprzednim porodzie czułam każdy ruch nożyczek, więc teraz byłam pod wrażeniem, bo myślałam, że nacięcia nie było.

Pani dr Sarnowska była prawie cały czas przy nas, mimo że nie musiała i nie było to niezbędne.
Szycie niestety bolało bardzo mocno. Nie wiem czemu ale znieczulenie miejscowe nie jest do tego celu wystarczające. Wydaje mi się natomiast, że jakimś artystycznym ściegiem mnie pani doktor załatała :) Nic nie widać, nic nie czuć, zagoiło się wmig i bez porównania lepiej niż poprzednio.

Szpital Praski to miejsce pełne dobrych ludzi. Neonatolodzy - przemiłe panie mimo niespotykanego dotąd obłożenia oddziału (28 noworodków na raz).

Już w trzeciej dobie zostałam wypisana. Na pewno przeludnienie oddziału miało tu znaczenie, ale Natalia nie miała żółtaczki, u mnie żadnych komplikacji, więc nie było sensu siedzieć dłużej.

Nati ma teraz 2 tygodnie i 2 dni. Jest aniołkiem, słodziakiem i pachnie tak jak tylko noworodki pachnieć potrafią. Aż czuję jak mi się hormony wydzielają kiedy ją wącham :) Mam nadzieję, że nie będzie miała kolki tak jak Kajtek ale to się okaże za tydzień, może za dwa.



Chyba tylko dzięki temu, że mała jest taka spokojna, radzę sobie z dwójką całkiem nieźle :)
Pozdrawiamy!
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: malinka
mail: malynia100@wp.pl

miasto: Warszawa

W Malinowym Domu czyli leniwie-letnie, kolorowo-jesienne, iskrząco-zimowe i odświeżająco-wiosenne zapiski niecodzienne.
dzieciaki:
»Kaja
ur. 2002-12-24

» Natalia
ur. 2005-07-23

»Jagoda
ur. 2010-09-08

mój foto.dzieciak
Eleganckie damy
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-07-21


subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: