Dzieciak mnie ustawia 2004-09-30 15:19:26

Powroty z pracy to bardzo mily i wazny moment dnia powszedniego. Zazwyczaj ja przychodze pierwsza, wiec jak tylko otwieram drzwi wejsciowe, slysze z daleka okrzyk radosci
- mama przyszla!!!

po czym nastepuje radosny tupot malych nozek w strone wejscia i ewentualne zaskoczenie jesli mama wyjatkowo ma brode i okazuje sie byc tata. Takie niespodzianki sa rzadko, wiec czesto nawet Kajtek biegnac do drzwi lapie po drodze moje kapcie i rzuca mi pod nogi.
Pozniej juz jest tylko seria polecen dla mamy:
- mamo! zdejmij buty!
- mama kapcie zalozy
- kultke mama zdejmie
- i dlugom tez (czyli zakiet)
- mama siedzi tu! (na kanapie, krzesle, lozku...)

Dzieciak ustawia mnie tez wieczorem. Jesli ja klade do malego lozeczka to jest wladczym tonem wydane polecenie, ze mam siedziec obok. Jak Kaja wgramoli sie na nasze lozko to bywa seria polecen typu 'mama przyniesie ksiazeczki', 'mama czyta', 'mama lezy tu'...

Najgorsze sa te momenty, kiedy moja kochana coreczka uskutecznia roznego rodzaju wygibasy, podskoki, fikolki i inne elementy gimnastyki akrobatycznej. Wtedy slysze: 'mama fikolka zrobi' albo 'mama robi hopa!'. Fikolka to ja zrobie, ale gdybym podskoczyla na lozku tak jak ona, to nie tylko lozko by ucierpialo, ale tez by sie zawalil.

Czesto robie to co Kaja sobie wymysli. Efekt jest taki, ze powoli daje sobie wejsc na glowe. Najlepiej to widac przy usypianiu. Jak Siemion ja usypia, to jest cisza i spokoj. Jesli ja to robie, to zazwyczaj trwa 2 x dluzej i nie obywa sie bez placzu.

Smutny smarkacz czyli chory Kajtek 2004-09-29 09:25:26

Do tego jeszcze niewyspany :(
Wczoraj tylko z jednej dziurki w nosie lecialo troszke wodnistego kataru. Wieczorem juz byla rozpacz, rozdraznienie, krzyk i placz :(
O dziewiątej z minutami juz Kaja spala, a to jak na nia bardzo wczesnie. O polnocy wybiegla ze swojego pokoju z placzem, ale utulona przez tatusia szybko zasnela, natomiast o 3:30 obudzila sie wolajac "do taty, do taty!!" i przewracala sie w lozku miedzy nami ze dwie godziny. Wreszcie okolo 5:30 przysnela.

Nie ma goraczki. Katar nie jest jakis straszny, ale widac, ze samopoczucie ma kiepskie. Nie chce sie bawic, nie gada z Bozenka tak jak zwykle i co chwila sie przewraca...

Zobaczymy jak sie poczuje po odespaniu tej ciezkiej nocy.

Kilka zdjęć 2004-09-28 23:10:24

Pamiętnik Kai, ostatnio mocno zaniedbany, wzbogacil sie o nowy, dość lakoniczny wpis.

Zapraszamy :)



http://www.dzieciak.com/kaja

Wszędzie dobrze, ale... 2004-09-27 10:52:46

Mimo napietego planu, duzych odleglosci pokonanych samochodem i wyjatkowo nietrafionej kwatery to byl bardzo przyjemny weekend. To odczucie zawdzieczamy chyba glownie wolnemu piatkowi :) Nie chcielismy jechac w nocy ani o swicie w sobote, wiec wzielismy sobie urlop na piatek. Zjedlismy Sniadanie Mistrzow, spakowalismy sie i akurat w porze drzemki popoludniowej Kai ruszylismy w droge.
Jechalismy dluuugo i namietnie ;) Jeszcze nigdy nie udalo nam sie tyle razy przeoczyc drogowskazow, pomylic drogi i nadrobic kilometrow, ale wreszcie dojechalismy do miejscowosci Gąsawa, niedaleko Biskupina.
My wielkich wymagan nie mamy - byle bylo czysto, para z gęby z zimna w nocy nie leciala no i żeby kawalek lazienki byl do dyspozycji. Trafilismy tak, ze tylko ten ostatni warunek byl spelniony. Kawalek lazienki. Doslownie, bo tylko kibelek z prysznicem miedzy kuchnia a sypialnia gospodarzy, z ktorego korzystalo... 15-16 osób :-/ Brudno, zimno, a gospodyni z tych co wszedzie wejda, biegaja za goscmi i gasza swiatlo, sprawdzaja czy juz wszyscy spia itp.

W sobote rano pojechalismy na Festyn Archeologiczny w Biskupinie poswiecony tym razem kulturze celtyckiej. Atrakcji bylo mnostwo i ciezko je tutaj wszystkie opisac.
Można było piec podplomyki, wazyc piwo, lepic garnki, walczyc z prawdziwym rycerzem, rzucac toporem, strzelac z luku, jezdzic konno, tanczyc z indianami, tanczyc z irlandczykami, ogladac walki Celtow z Rzymianami, plywac lodzia...

Wszystkiego nie zaliczylismy. Kaja i tak najlepiej zapamietala, ze 'tencza kojolowa była i pociong tez kojolowy był' ;) Jak jechalismy w tamta strone, byla na niebie przepiekna, wielka tecza. Wyjelam Kaje na chwile z fotelika i wysiadlysmy popatrzec na te cuda. Potem na festynie jechalismy kolorową kolejką wąskotorową :) Zapamietala jeszcze, ze mama kaczke i krowe lepila. Mam te dziela z gliny w domu, moze zrobie jakąś fotkę ;)

Najbardziej mnie Kajtek rozbawił wieczorem w niedzielę jak dojechaliśmy do domu. Wysiadła z samochodu w garazu i mimo zmęczenia zaczeła radośnie biegać, tańczyć, podskakiwać i krzyczeć 'Dziendobly!'. Weszła do windy - "dziendobly!", weszla do mieszkania - "dziendobly domku!". Byla naprawde szczesliwa, ze juz wrocila :) Z wanny nie chciala wyjsc i moczyla sie chyba ze 40 minut.
Zaczelam nawet sobie myslec, ze ciezko bedzie nam sprzedac to mieszkanie, a to pewnie juz za pol roku.

Szkoda czasu na dzieciństwo?? 2004-09-23 12:49:57

Był niedawno artykuł we Wprost o takim tytule. Przeczytałam i częściowo się z tym zgadzam ale tez mnie to troche przeraza...
Może tylko dlatego, że mam za małą wiedzę i za mało czasu na to, żeby 'edukować' moje dziecko od kołyski ;)

Moja mama - kobieta energiczna, bystra, aktywna i atrakcyjna babka po 60-tce - ma duże ambicje. Zawsze je miała, ale nie zawsze udawało się jej wszystko zrealizować. To właśnie dzięki niej wczesnie nauczyłam się pływać, jeździć na nartach, na łyżwach, chodziłam na prywatne lekcje angielskiego, poszłam do szkoły muzycznej na fortepian, do Pałacu Młodzieży na gitarę, jeździłam na obozy narciarskie, żeglarskie, jeździeckie...
Niestety rozczarowałam tę moją mamuśkę
szkoła muzyczna - nieskończona
brak patentu żeglarskiego
brak papierów instruktora narciarstwa
el gitarra dawno temu sprzedana...
No cóż.
Może to dlatego, że zaczęłam te wszystkie przygody po 6-tym roku życia?
Ale jest nadzieja! Z wnuczką będzie lepiej??

Znajoma mamuśki prowadzi w domu szkółkę angielskiego dla dzieci metodą Helen Doron. Skoro Kaja tak ładnie już mówi to NAJwyższy czas zapisać ją na zajęcia!!

Dałam się namówić na lekcję pokazową. Kaja była tam najmłodsza. Inne dzieci w wieku 2,5 do 3,5 roku. Pomijam fakt, że akurat Kajtek nie był w humorze, śpiący i marudny, bo właściwie tylko na to mogłabym zwalić totalny brak zainteresowania cudami na kiju w wersji angielskiej w wykonaniu pana Krzysia. Popatrzyłam na dzieciaki i rodziców z boku i się zgięłam

"a ja chodzę tez na francuski"
"a ja na spiew i rytmikę"
"no wie pan, w przedszkolu corka jest najlepsza"
"dziecko ma 2 lata i 8 miesiecy, ale wie pan, ona jest bardzo bystra, na pewno bardziej niz niejeden przedszkolak"

Muszę ochłonąć i nabrać dystansu. Na razie walnęła mnie po głowie wizja wyścigu szczurów, a może raczej małych myszek, rozpoczynającego się w wieku 2 lat i kilku miesięcy.
Jak się nie załapiemy to zostaniemy na szarym końcu??

Cechy Kai wg Siemiona :) 2004-09-22 11:15:52

Tak mi się spodobał komentarz Siemiona do poprzedniego wpisu, że pozwoliłam sobie zamieścić go tu:


"Ja tam myślę,że nie ma się czym przejmować. Kaja po prostu ma cechy charakterystyczne dla różnych członków z naszej rodziny:
oczy i uroda - po mamusi
wzrost - po wujku Maćku
loczki - ciocia Magda
zdolności kulinarne - babcia Halinka
żywiołowość i witalność - babcia Danusia
nerwowość - dziadek Krzyś
brzuszek - dziadek Henio
opiekuńczość - wujek Marcin
zamiłowanie do kotów - ciocia Edytka
no i na końcu został tata.
Po nim Kaja ma nazwisko :)
Jak więc to wszystko ubraćw jedno ubranko tak, aby za chwilę z niego nie wyrosnąć?"

Jak na drożdżach 2004-09-21 12:49:07

Dzieciak nam rośnie niesamowicie. Część ciuchów faktycznie w magiczny sposób rosła z Kają przez długi czas, ale większość zrobiła się przyciasna i przykrótka.
Muszę kupić na zimę kurtkę, spodnie, czapkę, rekawiczki, buty... Wlasciwie wszystko muszę kupic. Zaczelam szalec na Allegro i tam trochę uzupełniłam braki w Kajowej garderobie. Resztę kupimy po wpłynięciu pensji, bo w tej chwili stan konta wskazuje na istotne zużycie ;)

Nawet nie wiem ile Kaja ma wzrostu. Siemion ją dość regularnie mierzy, ja ją ważę. Waga pokazuje 12,5 kg, a miarka chyba nieco ponad 90 cm, ale brzuszek jest taki okrągluszek, że najlepiej na Kaję pasują bluzeczki na 3 latka czyli 98 cm.
Zaczynam się poważnie zastanawiać czy przypadkiem moja córeczka nie jest przekarmiona. Czy nie powinnam jakoś doprowadzić do zmniejszenia jej obwodów...

Wlazł kotek na płotek nied&# 2004-09-20 09:51:36

Kaja zaczyna śpiewać piosenki :)

Jakiś czas temu kupiłam szkrabowi zestaw płyt Misia i Margolci. Opiekunka w ciągu dnia czasem je włącza, a Kaja mimo, że nie słucha tego z wielką uwagą (raczej w trakcie zabawy muzyka jej mimochodem wpada do ucha) to jak np. jedziemy samochodem i ja zacznę śpiewać razem z płytą, Kaja zaraz mi wtóruje. Z pamieci tych piosenek na razie nie nuci. Byc moze są za trudne, ale za to nuci inne - kołysanki i nie tylko.

Wczoraj, wracając z Suwałk, śpiewałyśmy w samochodzie 'Wlazł kotek na płotek'. Nie potrafię dokładnie powtórzyć Jak Kajtek przekręca wersy, ale pamiętam, że zupełnie jej nie wychodziło "... i mruga" :D

Sama umie zaspiewac:

wlazł kotek na płotek
niedługa
jeszcze raz
jeszcze raz
jeszcze raz

;)

Znudził nam się kotek, jedziemy sobie w ciszy i nagle Kaja na pełny regulator:

sto lat
sto lat
jeszcze raz
jeszcze raz

...

Tego razem nie spiewalysmy. Podsluchala skubana ;)

Qpa szczęścia... 2004-09-17 10:05:23

Niestety - minely juz dwa miesiace od pierwszej 'Akcji kupa' a problemy nadal są :(
Bylam z tym 'zapartym' tematem juz u trzech roznych lekarzy. Niestety zaden mnie specjalnie nie pocieszyl i zaden nie zaproponowal leku, ktory czyni cuda. To co dotychczas Kaja brala raz pomagalo, raz nie, a lekarze i niektorzy znajomi 'strasza', ze zaparcia moga Kaje meczyc jeszcze bardzo dlugo :(

Kaja to wspaniały, mądry, wesoły i szczęśliwy dzieciak. My jesteśmy w nią zapatrzeni jak w obrazek i nie możemy się nacieszyć że mamy taki skarb. Nic więcej nam wlasciwie w tej chwili do szczescia nie potrzeba - tylko ta beznadziejna 'Akcja Qpa' wszystko psuje :(

Teraz dajemy Małej Debridat, który miał pięknie zadziałać już po tygodniu. Minęły dwa tygodnie i poprawy nie widać. W prawdzie czasem Kajtek robi kupę bez problemu, ale to rzadkość. Najczęściej wieczorem zaczyna biegać, nerwowo łkać, wkakuje mi na ręce i mocno przytulona z wypiętym kuperkiem i łzami w oczach zalatwia potrzebe.

Pozniej jest taka bardzo dumna i pocieszna. Chodzi i wszystkim opowiada: "ogromnom kupe zrobilam!". Zawsze chce kupe zobaczyc, wrzucic do kibelka i spuscic wode...

Mam wrazenie, ze cofnelam sie w czasie, bo o tym jaka kupke moje dziecko zrobilo, jakiej konsystencji, koloru i w jakiej ilosci rozmawialam jak Kaja miala miesiąc, maksymalnie pol roku. Teraz ma prawie dwa lata. Obydwie babcie wydzwaniają, o kupke pytaja, a mnie się kupa sni po nocach...

Siemion juz nawet Qpne wierszyki wymyśla.

Innymi słowy mamy ostatnio kupę szczęścia z przewagą kupy.

Zapasowa noga poszukiwana!! 2004-09-16 09:24:55

Wchodzę rano do biura i czuję coś dziwnego. Konkretnie noga lewa gdzieś ze szczytu uda wysyła awaryjne sygnały.
Zamykam drzwi od pokoju, zadzieram kiecę i co widzę?? Noga mi się urwała!!! Czegoś takiego to ja jeszcze w swoim życiu nie widziałam - wisi na ostatniej niteczce i na pewno nic już z niej nie będzie!!! Co ja teraz biedna zrobię :(

Chyba po prostu pojadę po nowe rajstopy.

Kaja, the Stylist ;) 2004-09-15 14:33:58

Uczesana, umalowana ale jeszcze nie ubrana latam w samej bieliźnie po mieszkaniu. Szykuję się do wyjścia, Siemion robi kanapki, dzieciak chyba śpi, ale nagle słyszę z pokoju naszego najskuteczniejszego budzika bardzo głośny i trzeźwy głosik: "na krzesle siedze! skarpetki zakladam!"

Zagladam, a tu faktycznie uroczo zaspany szkrab z fantazyjnym kołtunem na głowie usiłuje wcisnąć sobie na nóżki skarpetki :D

Bardzo lubię te nasze poranki. Biorę Małą do łazienki, myję jej zęby i próbuję choć trochę rozczesać gniazdo na głowie. Jeśli nie obetnę mojego dziecka na jeża to chyba będzie tylko gorzej ;)

Kajtek siedzi na blacie w łazience i grzebie w moim pudełku skarbów - dobiera mi biżuterię. Dzisiaj trochę zaspała, ale wczoraj wybrała malutki złoty kolczyk na sztyfcie i z uporem szukała do niego pary. Znalazła, a ja oczywiście nie miałam wyjścia. Musiałam je założyć. Do tego trzeba się ubrać raczej w ciepłe niż w zimne kolory, więc tym samym dziecko za mnie decyduje jak mam tego dnia wygladac ;)

Dzisiaj natomiast bizuterię wybrałam sama, ale Kaja przyniosła mi buty. Nie dość, że nigdy się nie myli i zawsze przynosi parę to jeszcze badawczym okiem obejrzała sobie mamę i wyjęła granatowe pantofle. Nie poszła na łatwiznę, nie wzieła tych brązowych, które były pod nosem. Dała mi te, które bardziej pasują :)))

Stylistka, czy jak?

Poranna skuteczność budzików trzech 2004-09-14 10:34:02

Trzy budziki, łóżka dwa i trzy śpiochy.
Pierwszy budzik jest ustawiony w radiu. Wlącza się około 6:15 ale niestety wieża stoi za blisko. Jestem już tak wprawiona w ruchu prawej ręki w kierunku potencjometru, że mniej więcej o godzinie 6:15:07 radio milknie całkowicie albo delikatnie mruczy do porannej drzemki :-/

Wieża = budzik nieskuteczny.

Drugi budzik - godzina 6:20 to komóra Siemiona. Nie dość, że piszczy przeraźliwie to jeszcze wibruje, co wywołuje u mnie głęboki wstrząs. Wibracje komóry na stole to najgorszy dźwięk poranka. Siemion tak sprytnie zawsze położy telefon, żeby nie był w zasięgu ręki. Mimo to sam wykonuje bardzo zgrabny jak na tę porę sus i szybko wyłącza sprzęt piszcząco-wibrujący. Zaraz po wykonaniu susa wtula się w malinowe krągłości i znów śpi jak zabity.

Komóra = budzik nieskuteczny.

Trzeci budzik nie da się nastawić na konkretną godzinę. Sam sobie smacznie śpi i wstaje wtedy kiedy akurat ma na to ochotę. Za to jak już się obudzi i zorientuje, że reszta rodziny jest w zupełnie innym pokoju, natychmiast bierze zabawkę/książeczkę/kapcie (w każdym razie nigdy z pustymi rękami nie idzie) i pędzi do sypialni rodziców.
Wdrapuje się na łóżko i zaczyna rozruch poranny. Skacze, robi fikołki, łapie za rzęsy mamy/taty i mocno ciągnie do góry, siada na brzuchu i udaje dżokeja...

Dzieciak = bardzo skuteczny budzik.

Szkoda, że nienastawialny.

Koniec jazdy!! 2004-09-13 16:29:02

Ufff...
Przez ostatni tydzień byłam w Sopocie, Gdyni, Gdańsku, Olsztynie, Ostródzie, Bydgoszczy, Toruniu, Inowrocławiu, Kaliszu, Ostrowie Wlkp., Oleśnicy, Szklarskiej Porębie, Karpaczu i w Jeleniej Górze. Przejechałam ponad 2000 km za kierownicą samochodu, zrobiłam 600 niezaciekawych zdjęć do dokumentacji, wydałam krocie na telefon i okropnie się stęskniłam za rodziną.

Nie lubię wyjeżdżać.

Bardzo lubię wracać.

Całuśny słodziak 2004-09-03 10:04:53

Kaja ostatnio aż mnie onieśmiela swoją wylewnością i czułością.
Siedzimy razem na kanapie, ona chwyta mnie za rękę i całuje po kilka razy z głośnym 'Cmok' po czym przytula się mocno i długo nie puszcza.
Stoję w kuchni, a tu nagle szkrab tuli się do mojej nogi i też ją obcałowuje.
Potrafi przy tym tak rozczulająco i słodko powiedzieć 'Mamuuusia', że wszystko inne się nie liczy.
Jak jemy kolację to na kolanka tylko do mamusi, do tatusia wcale nie chce iść.

No i mam teraz znowu straszny stres :( Muszę wyjechać służbowo i nie będzie mnie 8 dni. Nie wiem jak Kajtek to zniesie i jak ja to zniosę. Momentami nawet wpadam na genialny pomysł jakby tu ją zabrać ze sobą...
Stresuję się tym bardziej, że niestety nasza 'akcja kupa' to już stały i niemalże oswojony temat. Ciągle są zaparcia i żadna dieta rozluźniająca na nie nie pomaga, a jeśli nawet zaparcia nie ma to Kaja tak przeraźliwie się boi zrobić kupę, że nam wszystkim się to udziela. Teraz Kajtek dostaje jakiś nowy syrop i znów widać poprawę ale boję się, że na krótko.

Ostatnie dwa dni to dodatkowo moje koszmarne samopoczucie. Wracam do domu i na nic nie mam siły ani ochoty. Wczoraj przed dziesiątą położyłam się obok Kai w naszym łóżku i oczywiście natychmiast zasnęłam. W ubraniu, makijażu i z brudnymi zębami... O 2-giej nad ranem dopiero zmieniłam ten stan rzeczy.
Jak tak będę padać na twarz na tym wyjeździe to jakaś porażka z tego wyniknie :(

Pożegnanie Dolnego Śląska z kulką w dłoni 2004-09-01 15:10:36

Na niedzielę znów plany były ambitne, ale pozostały tylko planami do zrealizowania 'następną razą'. Mieliśmy zobaczyć Panoramę Racławicką, połazić po Wrocławiu, zobaczyć uniwerek i nie tylko, ale wygrały kulki.

Kulki czyli boules, czyli gra w petanque. Zaraz po śniadaniu wsiąkliśmy w rzucanie tymi stalowymi kulami do świnki. Oczywiście nie maltretowaliśmy zwierząt. Świnka to też kulka tylko że taka malutka.

Kaja świetnie się z nami bawiła, robiła fikołki na trawie i zbierała kwiatki. Znowu mocno się dotleniła, pospała ponad 2 godziny na powietrzu i dopiero około 15-tej wybraliśmy się w kierunku Stolycy.

Wypad mimo że krótki to wyjątkowo udany. Mam nadzieję, że niedługo bardziej szczegółowo zwiedzimy te rejony.

Labirynty, ślub i grill 2004-09-01 14:54:39

W sobotę brudny Kajtek, odpicowana mama i po prostu Siemion ;) mieli w planie ślub znajomych we Wrocławiu, a że to dopiero o 17-tej, postanowili zahaczyć o nieodżałowane labirynty kłodzkie.

Zwarci i gotowi stanęliśmy przed tzw. kasą biletową o godzinie 11-tej, gdzie przemiły pan o radiowym głosie raczył nas poinformować o najbliższym wejściu do tuneli za - bagatela - 45 minut. Tak się pechowo składa, że Kaja w południe ma w zwyczaju ucinać sobie drzemkę, ale odważnie z nosidłem na plecach zanurzyliśmy się w mroku korytarzy minerskich...
___________ .
___________ .
______.......
______.
______....
_________.
_________.
_________.
..........
.
...i już mniej więcej w tym miejscu Kaja zaczęła głośno ubolewać nad swoim losem. Nie wiedziałam czy to tylko zmęczenie i senność czy też się trochę bała tuneli więc miałam mega wyrzuty sumienia :( Wycieczka z przewodnikiem trwa około 40 minut, a kryzys nastąpił po kwadransie. Wtedy też się okazało że tunele z takich 'ludzkich' zamieniły się w dziecinne (w sensie wysokości stropu) i nie było możliwości korzystania z nosidła. Kaja w płaczu i krzyku co jakieś 7 sekund dodawała słowo MAMA, więc niosłam ją na rękach kolejne 20 minut w przedziwnej kaczo-kurduplowej pozycji, żeby w łeb nie zarobić, a dziecku jako-taki komfort zapewnić.
Nie wiem czy wiecie, ale trzeźwe, czyli przytomne 12 kilo zamienia się w śpiące 25. Przynajmniej takie jest odczucie, bo bezwładne ciałko przelewa się przez ręce i trudno je utrzymać.

Oczywiście nie żałuję że zobaczyłam te tunele. żal mi było tylko Kajtka no i z mojego odpicowania na ślub niewiele zostało. Spociłam się koszmarnie, makijaż spłynął gdzieś na plecy i byłam tak zmordowana jakbym przekopała 2 ha pola.

Wieczorem po ślubie trafiliśmy do kolegi Siemiona pod Kąty Wrocławskie. Kaja szalała z nami przy grillu do 23-ciej a i tak miałam wrażenie, że na siłę ją usypiam, bo nie wyglądała na zmęczoną.

Nie to co ja.

PS. Tym razem święto lasu - dzieciak wykąpany :)

Toperz i kamyczki w Kudowie 2004-09-01 14:18:57

W piątek rano pokazaliśmy Kai nietoperza, który już poprzedniego dnia zawisł na ścianie przy schodach. Kaja - w przeciwieństwie do matki, która kompletnie irracjonalnie wykazywała zdecydowany_lęk_nietoperzowy - była totalnie tym małym wampirkiem zafascynowana. Ciągle chodziła i paluszkiem pokazywała jak 'toperz' wisi i śpi :)

Zapomniałam też dodać, że dnia poprzedniego byliśmy w Kudowie w muzeum zabawek i jeszcze w kaplicy czaszek, więc atrakcji było co niemiara. Na piątek natomiast zapisaliśmy się na seans (jak to brzmi :-) do solnej jaskini Galos. Seans był specjalnie dla dzieci - przez 45 min świetna zabawa kamyczkami solnymi, kubełkami, foremkami i łopatkami z innymi dzieciakami. Nie wiedzieliśmy kiedy nam czas minął, a przy okazji liznęliśmy trochę morskiego klimatu w górach.

Tego dnia trafiliśmy też do muzeum papiernictwa w Dusznikach, zgubiliśmy plecak z całym sprzętem fotograficznym i pojechaliśmy do Kłodzka obejrzeć Twierdzę.
To tak po krótce, bo szczegóły zanudziłyby nawet najwytrwalszych czytelników czyli mnie i Siemiona ;)

Niestety nie załapaliśmy się do labiryntów Twierdzy Kłodzkiej, bo jak ja z Kają jadłyśmy obiad, to Siemion z wypiekami na twarzy i sercem na ramieniu szukał plecaka 20 km dalej. Nie wiem jakie trzeba mieć szczęście. Chyba właśnie takie jakie my mamy. W każdym razie sprzęt się odnalazł, ale na labirynty było już za późno. Kaja mimo wszystko była znów wniebowzięta - takie widoki, takie schodki, taki bruk!!! Ach!! Po prostu kalejdoskop atrakcji.

Po powrocie do Studziennej, tatuś przeniósł nieprzytomną Kaję do pokoju, poszedł oglądać tv, a jak wrócił po godzinie to razem z nietoperzem. To takie właśnie nasze szczęście. Pokoi w tym wielkim budynku było chyba z trzydzieści, a ten gryzoń obrzydliwy wleciał akurat do nas :-o

Mimo, że Kajtek spał podczas akcji nakierowania nietoperzowych ultradźwięków na okno, to same opowieści o latającym stworku w pokoju tak ją poruszyły, że nawet dziś rano opowiadała o tym babci :)

PS. To był kolejny dzień bez kąpieli.

Mini ZOO i Błędne Skały 2004-09-01 14:00:20

Jestem w ciągłym biegu, na nic nie mam czasu i strasznie mnie to wkurza :(

To chyba jednak wynika z mojego roztrzepania i braku organizacji, ale na brak zajęć też nie narzekam. Późnym wieczorem w niedzielę wróciliśmy z okolic Kłodzka do Warszawy, a w najbliższą niedzielę szykuje mi się tygodniowy wyjazd służbowy, do którego przygotowuję się od dwóch miesięcy, a teraz to już w ogóle urwanie głowy...

Wracając jednak do wspomnianego ZOO i skał :)

Nasz króciutki wyjazd poslubny obfitował w przygody.
W czwartek Kaja zawarła kilka nowych znajomości. Jeden jej kumpel to dzik, drugi - struś, a trzeci - jeleń (taki wieeeelki i rogaty). Poza tym w Wambierzycach, w mini ZOO było bardzo dużo kóz, kur, świnek, królików, była jedna krowa, trochę gołębi, a nawet przyplątały się papużki faliste i jedna nutria. Wszystko to sprawiało, że dzieciak robił wielkie oczy i piszczał z zachwytu :)
Okazało się też tego dnia, że Kaja to niezły piechur. Pojechaliśmy zobaczyć Błędne Skały. Mieliśmy dla Kai nosidło i na początku z radością w nim podziwiała widoki i dziwne formy skalne. Kto był, ten wie, że momentami ciężko się przecisnąć, a z nosidłem na plecach można się ew. zaklinować, ale przejść nie ma jak. Od tego momentu Kaja ciągle siama i siama. Fajnie tuptała po deseczkach, nie bała się wąskich przejść, a nawet sprawiało jej to masę radości.

Wieczorem w naszej agroturystyce Kajtek zasnął snem kamiennym szczęśliwego i dotlenionego dziecka.
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: malinka
mail: malynia100@wp.pl

miasto: Warszawa

W Malinowym Domu czyli leniwie-letnie, kolorowo-jesienne, iskrząco-zimowe i odświeżająco-wiosenne zapiski niecodzienne.
dzieciaki:
»Kaja
ur. 2002-12-24

» Natalia
ur. 2005-07-23

»Jagoda
ur. 2010-09-08

mój foto.dzieciak
Ja te¿ chcê na narty!
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-07-21


subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: