Marcia 2007-03-21 09:44:55

Gdyby ktoś na mnie zaczął wołać "Marcia" to chyba bym ugryzła. Okropnie brzmi to zdrobnienie, prawda?

Jednak od kiedy pamiętam na moją babcię wszyscy tak właśnie mówią. Mąż
tak na nią wołał, zięć tak do niej mówi, córka, syn, znajomi... W
odniesieniu do mojej babci Marcia zaczęła funkcjonować jako 'ksywa' albo zupełnie inne imię niż moje ;)

"Jeśli będzie córka to nazwiemy ją Marta, żeby była taka zaradna i
dzielna jak twoja mama" - tak podobno powiedział mój tata 33 lata temu
do mamuśki. Stąd moje imię. Do zaradności, talentu, elegancji i
pracowitości mojej babci jednak mi bardzo daleko.

Podobno kiedyś były inne czasy i dziewczyny mając 15-16 lat siedziały z
mamą i całą bieliznę pościelową, obrusy, serwety dekorowały haftem
richelieu. Rzeczywiście inaczej to teraz wygląda :) Babcia poza
haftowaniem potrafi gotować najlepiej na świecie i kiedy miała jeszcze
siły wspaniale dbała o dom.

Usiadłam wczoraj przy łóżku babci w szpitalu i przy okazji rozmowy o
dzieciach, wysłuchałam historii rodziny do 4 pokoleń wstecz. Moja
prababcia miała troje rodzeństwa - Henia, Wacka i Gienię. Henio został
krawcem, Wacek wyjechał do Stanów a Gienia została na wsi.

Ich matka, moja praprababcia (wg mojej babci - przepiękna kobieta)
wyszła za mąż w Warszawie. W wakacje pojechała do rodziców na wieś a w
tym czasie jej męża napadli i zabili. Została sama z czwórką dzieci.
Prababcia była najstarsza - miała 12 lat. I te de, i te pe...

Powinnam brać dyktafon albo kamerę na takie spotkania. Kobieta, która
kończy w tym roku 97 lat opowiada o swoim życiu z zadziwiającą
dokładnością. żartuje ze mną na temat mężczyzn, plotkuje i ma duży
dystans do siebie. Imponuje mi.

W mojej rodzinie to właśnie Marcia i nieżyjący już dziadek Zygmuś byli
jedynymi, którzy spontanicznie i z czułością przytulali, głaskali po
głowie i otwierali serducha na oścież. Moi rodzice już tego nie
potrafią.

Marcia leży w szpitalu ze skrętnym złamaniem kości udowej. Jutro ma operację.
Mam nadzieję, że po operacji zamieszka w naszym domu i będę miała
więcej okazji do wysłuchania jej ciekawych opowieści.

foto


Trzymaj się Marcia!

Postrzyżyny 2007-03-19 11:59:43

Kiedyś, dawno, dawno temu Kaja miała maleńkie spotkanie z fryzjerem, ale w ten weekend to była pierwsza, w pełni profesjonalna wizyta.

Zaczęło się od układania na fotelu przy umywalce sterty ręczników.
Potem była już czysta przyjemność. No bo jak inaczej może się czuć młoda, czteroletnia dama obsługiwana na równi z dorosłymi przez panie fryzjerki.

foto

Niby czysta przyjemność, ale po zaciętych ustach widać było, że panienka trochę się stresuje.

foto

Przetrwała dzielnie mycie, nakładanie odżywki i płukanie.

foto

Później trzeba było poczekać aż pani Ania skończy obsługiwać inną klientkę. Oczekiwanie nigdy nie jest przyjemne.

foto

Strzyżenie chyba było całkiem miłe
foto

Spadające kawałki włosów tak śmiesznie łaskotały w nosek ;)

Po modelowaniu jeszcze drobne poprawki
foto

foto

I fryzura gotowa.
foto

Kaja czuła się jak prawdziwa dama, a ja byłam naprawdę dumna, że była tak bardzo grzeczna. Kiedy pani Ania usłyszała, że to pierwsza wizyta Kai u fryzjera to była w ciężkim szoku i odstąpiła jej swój własny wafelek z torebki, żeby miała nagrodę i chciała jeszcze do niej przyjść :)

PS.
Dzisiaj rano do przedszkola zrobiłyśmy podobną fryzurę, ale mam nadzieję, że nie będę musiała robić tego codziennie :)

Być kobietą 2007-03-13 09:08:57

czyli wszelkie aspekty kobiecości ;)

Do tego wpisu natchnęły mnie wczorajsze przemyślenia, podczas tortur, które sama sobie zaaplikowałam. Nikt mnie do tego nie zmuszał, tylko moja lekko zakręcona acz przesympatyczna sąsiadka popędziła z naszego placu zabaw w weekend do domu po super-ultra-hiper-ekstra-kosmetyk, żebym sobie spróbowała. Jak mi się spodoba to mamy kupić na spółkę w sklepie dla salonów kosmetycznych cały kilogram specyfiku...
W jednej buteleczce przyniosła ciecz do niczego nie podobną a w słoiku coś, co wyglądem i konsystencją przypominało budyń czekoladowy, ale zapachem nie było nawet trochę do niego zbliżone.

Nie wiem co ze mną jest nie tak, jakie błędy wychowawcze popełnili moi rodzice, ale ja naprawdę jakaś mało kobieca jestem. Nie dość, że
kupowanie ubrań czy butów nie budzi we mnie entuzjazmu, zadbanie o siebie sprawia pewne trudności, systematyczność w aplikowaniu balsamów, kremów czy innych maseczek pozostawia wiele do życzenia,  to bardziej skomplikowane rytuały, które wymagają np. zastosowania folii spożywczej do owinięcia swoich członków i innych części ciała wywołują u mnie mieszankę niepohamowanego śmiechu z obrzydzeniem.

Skoro już zaczęłam od peelingu tych najmniej atrakcyjnych powierzchni skóry, przeszłam do etapu nacierania cieczą to musiałam też wysmarować się śmierdzącym budyniem. Najgorsze nastąpiło na końcu.
Owijanie ciała folią spożywczą to przecież jakieś koszmarne nieporozumienie!!!

Szeleszcząc intensywnie, ubrałam się w ciepły dresik, przeszłam byłam do salonu, usadowiłam się na kanapie i z pilotem w dłoni próbowałam zaznać nieco relaksu.  Nie jest to takie proste, kiedy czujesz, że kropelki potu kapią i wpływają ci tu i ówdzie, ze szczególnym naciskiem na ówdzie.

Po godzinie z ulgą przystąpiłam do rozcinania futurystycznego wdzianka i zmyłam to coś oczekując tak niewiarygodnej gładkości skóry, która wprawi mnie (i nie tylko) w osłupienie i zachwyt.

Przypuszczam, że na opakowaniu, którego jeszcze nie widziałam jest wyraźnie napisane: spektakularne rezultaty zaobserwowano wśród 30% badanych po miesiącu stosowania 2 razy dziennie...

PS. Pewnie mam za dużo testosteronu.

Szczyrk 2007-03-09 17:27:40

Jadąc w tamtą stronę miałam bardzo smutną minę, bo wiosna wyraźnie zaznaczała swoją obecność, ale jak dojechaliśmy to od razu było wiadomo, że jednak będzie dobrze.

foto

Bardzo mi zależało na tym, żeby Kaja postawiła swoje pierwsze kroki na nartach i to się na szczęście udało.
Pani
instruktor nawiązała z Kają super kontakt i nie było żadnego problemu, żeby przez godzinę jeździć non-stop.

foto
Byłam dumna i blada jak zobaczyłam Kaję na wyciągu już drugiego dnia prób.
foto

Niestety trzeciego dnia syn pani Małgosi się rozchorował i już wtedy nie było tak różowo. Ze mną Kaja jeździła pół godziny i miała dosyć, z innym instruktorem podobnie, a potem zdecydowała, że ona nie chce jeździć i już. Na szczęście jakoś udało mi się ją namówić jeszcze kilka razy na jazdę, ale z trudem.
Przyznam się bez bicia, że z zazdrością patrzę na 3-letnie bąble, które samodzielnie śmigają z góry na dół i proszą o jeszcze :)

Konkurencją dla nart był basen w hotelu Gołębiewski w Wiśle.
foto
Obie dziewczyny były zachwycone
foto

foto

To był bardzo miło spędzony tydzień. Cieszę się, że była z nami mama Siemiona. Pomogła nam niesamowicie. Tylko dzięki temu, że przejmowała od nas obie albo jedną dziewczynkę, naprawdę solidnie odpoczęłam.

Zrobiliśmy sobie też wycieczkę krajoznawczą na Szyndzielnię.
foto

No i dość dużo czasu spędzaliśmy, szczególnie wieczorami w gościńcu, w którym mieszkaliśmy. Atmosfera była fajna, a jedzenie w restauracji - przepyszne.
foto

Za rok jedziemy na narty gdzieś dalej :)
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: malinka
mail: malynia100@wp.pl

miasto: Warszawa

W Malinowym Domu czyli leniwie-letnie, kolorowo-jesienne, iskrząco-zimowe i odświeżająco-wiosenne zapiski niecodzienne.
dzieciaki:
»Kaja
ur. 2002-12-24

» Natalia
ur. 2005-07-23

»Jagoda
ur. 2010-09-08

mój foto.dzieciak
Siemion i kobiety
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-07-21


subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: