Niczym w ulu :) 2005-01-31 11:36:37

Ela, Maja, Kaja i jeszcze dwie dziewczynki u Kai w grupie były przebrane za pszczółki. Hit przedszkolnego karnawału 2005 ;)

Bal przebierańców dla maluchów między 2 a 3 rokiem życia to szok pomieszany ze zmieszaniem, oczarowaniem, a czasem strachem.

Mały pierocik był na maksa wkurzony na czapkę (on zawsze jest wkurzony), potem na falbankę pod szyją i wreszcie został w samym dresie.
Lwa denerwowała grzywa, więc szybko pozbył się czapki i wyglądał jak miś z długim, lwim ogonem.
żyrafka (śliczny chłopiec - mulat) miała za duże oczy - nie mieściły się w masce.
Elfik wyglądał jak księżniczka pomieszana z Janis Joplin (dziwna hipisowska fryzura).
Smok jak zwykle nie poddawał się regułom zabawy w grupie.
Jeden z chłopców nie mógł się zdecydować - beret z dredami Boba Marleya czy tekturowe 'coś' na głowie przypominające Tinky-Winky.
Pszczółki były trzy w tym dwie identyczne, a jedna nieśmiała.
Jedynie motylek był kompletny, zsynchronizowany, zadowolony i rumiany ;)

Generalnie było trochę śmiesznie, a grupa jeszcze mniej niż zwykle dawała się okiełznać.
Kaja szybko straciła chęć do zabawy, więc siedziałyśmy sobie pod choinką i obserwowałyśmy wszystko z daleka.



Tata-czarodziej robił zdjęcia i stukał straszną lagą w podłogę.
Otrzymaliśmy oficjalną pochwałę od organizatorów za rodzinne przebranie - byliśmy jedynymi przebranymi dorosłymi :)

życie jest piękne! 2005-01-27 09:50:29

Wczoraj był ciężki dzień.

Rano już jadąc do pracy czułam się niewyraźnie. No bo czy to normalne, że tak do końca nie wiesz czy chcesz kichnąć czy zwymiotować?
Musiałam pożreć dzień wcześniej coś, co mi leżało na żołądku i w pracy robiło się coraz gorzej. Wyszłam trochę wcześniej, dotarłam jakoś do domu i zaległam na kanapie.
Piguła nie bardzo chciała zadziałać, a po wypiciu rumianku czy herbaty miałam wrażenie, że eksploduję :-/

Kaja na szczęście dawała żyć. Nie skakała po mnie jak szalona, oglądała bajki, a potem układała razem ze mną puzzle.

Puzzle jest o tyle nietypowe, że układa się 12 drewnianych rybek w okrągłym 'jeziorku'. Rybki mają stalowe guziczki i można je potem łowić wędką z magnesem, ale układanie jest naprawdę trudne :-o Każda rybka ma zupełnie inny kształt. Przylegają jedna do drugiej, ale tylko niektóre mają w sobie coś charakterystycznego co pozwala zidentyfikować kolejny element układanki...

Kaja jest niesamowicie dobra w tym układaniu. Rozwalała mnie jeszcze wczoraj swoimi tekstami :) Brała rybkę do ręki, patrzyła chwilę na puzzle, na rybkę, znowu na puzzle i mówiła:

"Mam GENIALNY pomysł!!! Ona będzie tu pasować!!"

I tak z każdą rybką po kolei. Jak tylko ostatni element znalazł swoje miejsce, układanka w trybie natychmiastowym była wywracana do góry nogami i rozpoczynałyśmy cały proces od nowa :)

Około ósmej przyszedł Siemion. Kaja wyszła mu na przeciw i zdębiała. Zamiast taty zobaczyła czarnoksiężnika w wielkiej czapie z dwumetrowym kijem w ręku :) Zachwyciło ją to przebranie i zaraz zaczęła przymierzać czapę taty i mamy też. Siemion wypożyczył stroje na dzisiejszy bal przebierańców. Kaja będzie pszczółką (jakaś plaga pszczółek :) , Siemion czarnoksiężnikiem a ja chyba wróżką. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Relacja wkrótce.

Dzieciak potem namówił tatę na wspólną kąpiel, a że Siemion miał natchnienie do zabawy to przez godzinę było tylko słychać radosne okrzyki. Po jakichś 50 minutach zabawy rozległo się Siemionowe wołanie o pomoc. Wchodzę Ci ja do łazienki, a tam... Powódź! Nic to. Tatuś po prostu udawał wieloryba i fontanna tryskała po całej łazience :)
Ostatnie 10 minut kąpieli było przeznaczone na mycie właściwe czyli tata myje Kaję, Kaja myje tatę. Konkretnie głowę taty, ale przy okazji uszy, oczy, nos, buzię i najchętniej jeszcze język, wszystko rzecz jasna - szamponem. Na koniec oczywiście wieeelki żal, że wypadałoby już wannę opuścić.

PS. Epizod na koniec dnia - Kajowa eksploracja pieluchy zakończona włożeniem palca w kupę :-?

PS2. Czy ktoś jeszcze nie widział filmu "życie jest piękne"? Oglądałam wczoraj po raz drugi i polecam - przepiękny, mądry, wzruszający i po prostu REWELACYJNY film!!

PS3. życie jest piękne nawet z bolącym brzuchem, powodzią w łazience i palcem w kupie :)

QNIEC

Skuteczny odciągacz 2005-01-19 13:38:37

Młode matki karmiące spodziewają się tu zapewne reklamy super-hiper-ultra-plus laktatora ;) Otóż tak. Rzeczywiście Kaja swego czasu była najlepszą odciągarką świata, ale te czasy dość dawno się skończyły. Teraz jest odciągaczem w innej dziedzinie.

Nie wiem jak to u Was wygląda, ale dla mnie komputer w domu to w tej chwili właściwie zbędny mebel.
Przez tydzień byłam na zwolnieniu lekarskim i znów się okazało, że dom sam w sobie generuje sporo zajęć, które nie pozwalają siąść przy klawiaturze. Co więcej - mnie nawet nie specjalnie do niej ciągnie i nie tęsknię do głębokiego spojrzenia w monitor :) Oczywiście najskuteczniejszym 'odciągaczem' jest wspomniana już Kaja. Wystarczy, że na chwilę posadzę cztery litery na obrotowym krzesełku, żeby po czternastu sekundach mieć na kolanach 13 kg żywej wagi domagające się głośno o poklikanie. Chodzi tu przede wszystkim o oglądanie zdjęć, więc odpalam ACDSee, a dzieciak z zapamiętaniem kręci rolką, klika przyciskami i nadziwić się nie może jak szybko te fotki przeskakują.

Innymi słowy - ja wiem to straszne - mogę cokolwiek napisać jedynie w pracy. Znakiem tego urlop macierzyńsko-wychowawczy = przerwa w pisaniu czegokolwiek w blogu.

Wiem! Namówię Siemiona, żeby pisał. On jest niezmordowany. W pracy siedzi 12 godzin przy komputerze, w domu kolejne 6, potem 6 godzin snu i znów do roboty...

Oblężenie wirusowe i przygoda z ciężkim idiotą 2005-01-10 15:43:12

Były sobie plany na weekend...
W piątek - bilans dwulatka. W sobotę - dentysta i drobne szaleństwa zakupowe. W niedzielę - wizyta Maćka z Moniką, wspólny obiad i te pe...

Piątek rano - Kaja 38,6 temperatury (dodam, że Siemion od tygodnia na L4). O wizycie w przychodni dzieci zdrowych zapominamy.

W ciągu dnia Kajtek wymęczony biegunkowo z bolącym brzuchem.

Sobota - temperatury nie ma, na brzuch nie narzeka i nawet zaczynam się zastanawiać nad tym dentystą. Niestety coś mnie zmogło tak, że nie odważyłam się ruszyć z domu. Niby tylko gardło, chrypka, ale jak padłam do wyrka to przez 3 godziny wstać nie mogłam.
Godzina 22-ga, Kaja już prawie zasypia i dostaje picie. Po 7 łykach - elegancki paw demonstruje swoje wdzięki na małżeńskim łożu państwa S. żeby nie było zbyt pięknie - kolejny pawik następuje w łóżeczku panny S.

Sytuacja podbramkowa - brakuje piżamek na zmianę.

Kaja usypia. Już o 1-szej nad ranem płacz, krzyk, nieszczęście. Wymiotów brak, ale drugiej już prawie się ubieram i chcę jechać do szpitala, jednak przed trzecią Kaja śpi. Niespokojnie, ale śpi.

Niedziela rano - mały kaszelek i kolejny ptak z wielkim, kolorowym ogonem ozdabia dywanik sypialniany :-/
Wizyta u lekarza na dyżurze niewiele wyjaśnia. Jeśli wymioty się powtórzą - trzeba jechać do szpitala. Poza tym dobrze by było zrobić badanie moczu. Po drzemce popołudniowej rozbieramy Kaję do 'Akcji Sik' i nagle okazuje się, że poranne uderzenie w nóżkę zaowocowało wielkim, czerwonym i opuchniętym paluchem.
Jedziemy do szpitala - to na pewno złamanie. Kaja całą drogę narzeka, że boli ją palec. W poczekalni jakby o tym zapomina, a jak bada ją lekarz - twierdzi, że nic ją nie boli...
'Akcja Sik' nie powiodła się, więc nie mamy co zostawić do analizy.

Wracamy.

Pech chciał, że nie mogliśmy wyjechać normalnie z parkingu i musieliśmy przejechać ze 30 m po chodniku. Napatoczył się wtedy jakiś kompletny idiota, który postanowił tak przywalić w tylną klapę samochodu, że byłam pewna, że to inne auto w nas uderzyło. W miejscu, w którym mógł nas ominąć z obydwu stron pułk wojska, jeden 'pan' z pieskiem postanowił się wyżyć. Zaraz po walnięciu z tyłu, przeszedł do kierowcy i przy... walił (mówiąc bardzo delikatnie) w szybę dodając przy tym wiąchę przekleństw, wyzwisk i gróźb pod adresem mojego wyjątkowo opanowanego i spokojnego męża. Siemion kulturalnie, bardzo pewnym głosem, przeprosił 'pana' i wyraził nadzieję, że nic się nie stało. Ten zbaraniał i chyba nie miał pojęcia jak na to zareagować, więc dał kolejny upust swojej agresji, udeżając tym razem w maskę, co spowodowało 'eleganckie' wgięcie blachy. W tym momencie byłam pewna, że mój mąż, o jakieś 30 kg cięższy od delikwenta i o głowę wyższy, zrobi z niego marmoladę, oszczędzając jedynie pieska, więc wyskoczyłam na ratunek, żeby nie dopuścić do masakry. Użyłam argumentów budzących współczucie jak się okazuje nawet u najcięższych palantów. Jegomość poszedł w diabły.

Cholera wie co on mógł mieć w kieszeni albo pod kurtką? Trzęsłam się jeszcze przez 15 minut i ciągle żałowałam, że Siemion jednak nie dał mu w zęby... Kaja natomiast rozbroiła mnie pytając "Mamusiu? Czemu pan tak puknął?"

Wieczorem Kaja pięknie zjadła kolację, ale niestety przy myciu zębów dotknęłam jej języka i skończyło się to kolejną piżamką do wymiany :(

Dzisiaj Kajtek poza tym, że bladziuchny i taki wymęczony, ma się dobrze, je jak trzeba i bawi się do upadłego.

Siemion po rota-wirusie i zapaleniu gardła wirusowym, ma ropne zapalenie gardła i kolejne zwolnienie do środy.

A ja? Trzymam się przy tym całkiem nieźle i mam nadzieję się nie rozłożyć.

Uha-chucha, wieści z brzucha!!! 2005-01-04 15:02:56

Tam-da-da-DAAAM!!!!

Byliśmy wczoraj wieczoram na USG u przemiłego pana doktora, który jak się okazało ma poczucie humoru i nie denerwują go nieco zwariowane pacjentki :)

Jako że to było ważne wydarzenie w tym nowym, 2005 roku, wybraliśmy się całą rodziną na Saską Kępę. Kaja obiecała, że będzie grzeczna i nie będzie przeszkadzała panu doktorowi i rzeczywiście słowa dotrzymała.

Malina ułożyła się wygodnie na 'kozetce' i sonda poszła w ruch.
Zagadnęłam coś na początku, ale pan ze skupieniem na twarzy patrzył w monitor i nic nie mówił. Przyjrzałam się wtedy bardziej, ustawiłam auto-fokus w oku i myślę "Matko Boska!! Serce nie bije!!". Ale to oczywiście tylko moje urojenia :)
Ludzik ma się dobrze. Macha rękami i nogami. Mierzy całe 5 centymetrów i jeszcze 3,5 milimetra od czubka głowy do tyłeczka. Kark ma jak trzeba, kość nosową w porządku, także nadal trzeba być dobrej myśli.
Pan doktor się ubawił jak stwierdziłam, że na moje oko to temu Ludzikowi coś tam dynda między nogami. Dodałam potem, że ja po prostu chciałabym tam dojrzeć interesik, więc może mi się tylko coś majaczyć :)
Ale... Jedno zbliżenie, drugie zbliżenie... I co? No i coś się tam faktycznie mocno UWYDATNIŁO!
Miałam obiecać doktorkowi, że nie będę ciągać go po sądach jak się okaże za 8-10 tygodni, że to jednak dziewczę, ale wg niego są duże szanse na małego mężczyznę :)

Wszystko mamy nagrane na video, zdjęcia wydrukowane i generalnie jest się z czego cieszyć!!

Bal urodzinowy 2005-01-03 16:22:02

Zacznę od tego, że pierwszy dzień tego roku zostanie mi na długo w pamięci. Nie wiem czy kiedykolwiek przeżyłam taki stres. Nie pamiętam kiedy byłam tak spłakana i roztrzęsiona. Chodziło o mojego brata i jego dziewczynę, ale w szczegóły nie będę się zagłębiać :(
Efekt był taki, że zasnęłam dopiero około 3:30 nad ranem a od 7:00 szykowałam przyjęcie urodzinowe dla Kajutka.

Szanowna jubilatka wyjątkowo długo spała tego dnia. Nie pamiętam kiedy ostatnio obudziła się sporo po 9-tej rano. Radosna jak skowronek we wszystkim chciała uczestniczyć. Dmuchanie sałatek, mieszanie balonów (i odwrotnie też) wydawało się być najciekawszym zajęciem świata.

Zaprosiliśmy raptem 14 dzieci i 16 dorosłych, także taka tam MAŁA IMPREZKA, ale nie wszyscy przyszli. Punktualnie o 15-tej zapukali pierwsi goście. W sumie było 10 dzieci i 10 dorosłych.
Już od Wigilii nie mogłam się doczekać tego dnia, balu i chichotu dzieciaków. Spodziewałam się, że przez mieszkanie przejdzie istny huragan i... rzeczywiście przeszedł :D Nie został ani jeden klocek na klocku. Miśki, piłki i kawałki puzzle znajdowałam za kanapą, w ubikacji i na choince!

Ale co tam! Trochę sprzątania było, a nastroje dzieci, zabawy i reakcja na tort długo zostaną w mojej pamięci.

Zaczęło się oczywiście od zakładania czapeczek, masek i trąbienia na trąbkach.



Bawiliśmy się w noszenie na wielkiej drewnianej łyżce maleńkiego jajka przepiórczego dookoła stołu, w zgadywanki, tańce przy muzyce, 'żółwiki' itp. Były nagrody, malowanie buziek i mnóstwo śmiechu.
Około 18-tej wjechał tort.
Może ktoś zgadnie co to? :)



Wyglądał jak sum albo wieloryb ale na pewno nie jak ta ryba, na którą się umawiałam!

Kaja jak tylko go zobaczyła, zasłoniła oczy łapkami z zawstydzeniem. Potem długo się patrzyła, trzymała za uszy (?) i nie mogła wyjść z podziwu. Świeczki zdmuchnęła ze spokojem, metodycznie, bez pomocy, każdą z osobna. Oczywiście musiał być replay tyle razy ile było dzieci. No może nie do końca, bo to najmłodsze (13 miesięcy) nie wykazywało zainteresowania ;)

Zaraz po torcie nastąpiła awaria. Moja rodzina wymiękła z przyjęcia - poszli spać :-o Kaja była padnięta, bo zazwyczaj śpi w ciągu dnia, a tym razem nie miała na to czasu, no i jeszcze przycięła sobie paluszki, spłakała się strasznie i odpłynęła. Siemion z kolei od rana czuł się koszmarnie i postanowił razem z Kają przyciąć komara :D
Nieźle, nieźle! Muszę nad nimi popracować ;)

Kaja obudziła się przed 19-tą i jeszcze trochę poszalała, ale niedługo goście, nie bez protestów młodszych uczestników imprezy, rozeszli się do domów.

Już nie mogę się doczekać kolejnych urodzin!!!

Pozdrawiam i życzę wszystkim w tym roku hucznych kinderbali, samych dobrych zdarzeń, optymizmu i miłości :)
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: malinka
mail: malynia100@wp.pl

miasto: Warszawa

W Malinowym Domu czyli leniwie-letnie, kolorowo-jesienne, iskrząco-zimowe i odświeżająco-wiosenne zapiski niecodzienne.
dzieciaki:
»Kaja
ur. 2002-12-24

» Natalia
ur. 2005-07-23

»Jagoda
ur. 2010-09-08

mój foto.dzieciak
Ciapa
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-07-21


subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: