Jestem do wzięcia! 2005-06-30 10:41:36

I niesłychanie mnie to bawi :D

Najpierw jest obraza całej rodziny pana M.R. na moje wymysły pt.: "zostaję przy swoim nazwisku", potem oburzenie na sugestie, że może by tak tylko cywilny? Albo chociaż jednostronna przysięga przed ołtarzem, bom przecież niewierząca...
Nieeee. Skąd! Co by rodzina powiedziała! Absolutnie musi być kościelny!

Komu właściwie powinno bardziej przeszkadzać krzywoprzysięstwo? Temu ateiście czy wierzącemu?

Rezultat: zostaję przy swoim nazwisku, ale kościelny musi być i już.
Po dwóch latach - rozwód.

Nowa kobieta mojego byłego męża - wierząca. Na pewno bardziej niż on. No i to chyba ze względu na nią przychodzi do mnie wezwanie do sądu metropolitalnego w sprawie o unieważnienie małżeństwa.
No bo przecież nowi Państwo R. ślub kościelny muszą mieć! To nic, że mają już dziecko. Co tam! Kiedyś jednak trzeba skończyć to życie w grzechu.
Nie stawiłam się na żadnej sprawie. Wiem tylko, że w pozwie stoi jak byk - oboje byliśmy niespełna rozumu mówiąc TAK przed obliczem Boga. Ja tam się psychicznie czuję nieźle. Nie wiem jak pan M.R., ale dla mnie to po prostu jedna wielka ściema.

Przed oblicze biegłego pana psychiatry też się nie stawiłam, ale i tak zaocznie uznano mnie za nieodpowiedzialną i walniętą babę ;) Właśnie dziś wyjęłam ze skrzynki powiadomienie o wyroku - ślub między panią M.K. a panem M.R. unieważniono.

Pozostaje mi życzyć wszystkiego dobrego na nowej drodze życia! Mendelson, biała suknia, te sprawy...

Pod prysznicem z UPS'em czyli... 2005-06-23 09:54:18

...na kłopoty - Siemion!

Założenia wstępne:
Siemion to komputerowiec z zamiłowania, z powołania i z zawodu. Maniak-gadżeciarz i kolekcjoner różnych 'niezbędnych' urządzeń. Do tego zapalony majsterkowicz-kombinator. Wszystko umie naprawić (np. kiedyś wybebeszył pralkę tak, że moim zdaniem należało wszystko zgarnąć i wywalić do śmieci, a ona już od trzech lat po tej naprawie dobrze działa :)

Nasze mieszkanie - wyposażone w piec CO, który również ogrzewa wodę w kranach. Piec gazowy, zasilany prądem. Bez tego ostatniego ciepłej wody nie uświadczysz.

Malina wczoraj wieczorem - postanowiła, że wykąpie się rano.

A co się rano stało? Dokładnie o 6-tej prąd wyłączono i kilka zauważonych prób ponownego podłączenia naszego bloku do zasilania niestety się nie powiodło.
Siemion zatem, niewiele myśląc, odpiął UPS od komputera i zapiął do niego piec marki Vaillant. Koło prysznica postawił mi jeszcze dwie świeczki i tym samym miałam poranną kąpiel zasilaną akumulatorem i jaśnie oświeconą żywym ogniem.

Polecam wszystkim! Szczególnie ten dreszczyk emocji - czy przypadkiem bateria się nie skończy i nie poleci mi na łeb lodowaty strumień :)

Dzięki Siemionu!
Jesteś niezawodny!

Fioletowy wierszyk 2005-06-22 12:30:05

Kajutek był chory i leżał w łóżeczku
Mamusia pyta - "Jak się masz Kajteczku?"
- Źle bardzo! Okropnie!
Gorączka mi rośnie kolejne 2 stopnie!

Już jest 40, tak bardzo mi słabo
I nagle mamusia wyciąga Panadol.
Szykuje też wannę, nalewa tam wody,
Odmierza dokładnie dwa stopnie ochłody.

Na całe szczęście termometr pika,
że zagrożenie przegrzaniem znika.
Angina mi pewnie gorączkę funduje
Najgorzej jednak się w ustach czuję :(

Piecze mnie, szczypie, język sztywnieje!
Nie mogę się napić i prawie nic nie jem!
Jakieś pleśniawki okropne mam w buzi.
Mama się stara je stamtąd wykurzyć.

Jogurty piję, Trilac zajadam,
Mamusia mazidła mi różne nakłada.
A ja jestem dzielna i nie protestuję
Nawet gdy matka mnie "gencjanuje".



Zdrowiej Kaja, bo strasznie mi przykro, że tak się męczysz :(

Anginowo 2005-06-21 10:49:28

Niestety Kajtuś jest właśnie na antybiotyku :(

Beznadziejne połączenie - ma ropną anginę a do tego pleśniawki w buzi. Na anginę konieczny antybiotyk, a jak wiadomo antybiotyk i pleśniawki to średnie połączenie. Walczymy jak możemy: Trilac, Nystatyna i wit. C
Jeśli Nystatyna nie wystarczy, to moje dziecię będzie straszyć fioletową buzią od gencjany.

Nie wiem jak to jest, że Kaja w ogóle nie narzekała na gardło. Jak ja mam anginę to chodzę po ścianach i płaczę z bólu. Gorączka 39 stopni działa na mnie zwalająco z nóg. No autentycznie NIE żYJ√ä. A ona? Mówiła tylko, że coś jej przeszkadza w buzi i nie miała apetytu, ale poza tym, nawet przy temperaturze - skacze, bawi się i śmieje jak gdyby nigdy nic. Zadziwiająca sprawa.

Poza tym wczoraj po powrocie od lekarza zrobiłyśmy obiecane stanowisko do malowania czyli papier z dużej roli przyklejony do podłogi, farby plakatówy w słoiczkach, pędzle i dawaj wyżywać się kolorystycznie!!!
Jak przygotowałam front do pracy twórczej to usłyszam te słowa:

"Jak fajnie! Jesteś moją kochanką!"

Czad :)

Wracaj do zdrowia słodki blondasie!!

Metaforycznie(trudne słowo) i urodzinowo 2005-06-16 09:42:29

Dzisiaj mnie walnęła po głowie deprecha przedporodowa.
Dotychczas siedziała cicho w kąciku i tylko sporadycznie wyściubiała nosek. Dostawała wtedy po tym nosie od pędządzej malinowej lokomotywy co to generalnie niczym się nie przejmuje. A dzisiaj?
Nie wiem... Palacz się leni i węgla nie dosypał?
A może po prostu wagon z Natalią za dużo waży?
Od 4-tej rano zastanawiałam się co mam ze sobą zrobić, bo spać się nijak nie dało. Kaja też miała ciężką noc, więc może tylko to niewyspanie jest przyczyną mojego dzisiejszego 'kijowego' nastroju.

Zresztą... Wystarczy idąc chodnikiem rzucić okiem na własne odbicie w szklanej witrynie, żeby się ostatecznie pogrążyć.

Poprawa humoru może się pojawić wieczorem na urodzinach Martusi. Będzie kolacja w teatrze Sabat i przedstawienie ze starymi, przedwojennymi piosenkami.
Martusia skończyła 95 lat i jest moją babcią po kądzieli (jeszcze trudniejsze słowo?).
W tym wypadku nasza najpopularniejsza pieśń narodowa jest co najmniej nie na miejscu (mam oczywiście na myśli "Sto lat"). Oby artyści razem z panią Małgorzatą Potocką na czele wpadli na jakieś twórcze rozwiązanie tego problemu przy wręczaniu tortu.


Dwuletnia Martusia (1912)

Jeszcze miesiąc 2005-06-14 10:11:27

W tym tygodniu, w piątek, wizyta u lekarza. Potem pewnie 1 lipca i następna za tydzień, i znów za tydzień. Wtedy to już będzie czas najwyższy na rodzenie, ale może lepiej się nastawić, że z tydzień to na pewno przenoszę tę ciążę.
Jeszcze ze dwa tygodnie pracy, potem trochę odpoczynku w domu.
Kaja już nie może się doczekać. Fascynują ją nowe 'meble' wyciągane na światło dzienne. Ostatni tydzień kąpała się w dziecinnej wanience, którą muszę komuś oddać, bo jest za wielka i nigdzie jej nie postawię tak, żeby było mi wygodnie kąpać małą. Nabyliśmy już drogą kupna wanienkę by IKEA - dokładnie o połowę mniejszą, ale Kaja jeszcze się w niej nie kąpała.
Od Zany kupiłam kosz wiklinowy, w którym przez pierwsze 3 miesiące mam zamiar młodą 'przechować' w celu zaoszczędzenia miejsca. W koszu oczywiście Kaja już nie raz mościła sobie legowisko, przykrywała się kocami i próbowała spać.
Moje opowieści na temat tego jak to będzie z Natalią skutkują m.in. tym, że Kajtek tuli lalkę i karmi ją piersią :-/ Poza tym zdażyło jej się już upominać, żebym jej dała spróbować mleka z piersi.

Kontakt Kai z brzuchem najczęściej polega na tworzeniu tzw. 'mazów' na tej części mojego ciała. Jest przy tym fajna zabawa, brzuch podskakuje, Kaja się cieszy, a ja nawet trochę żałuję, że niedługo to się skończy.

Liceum nr VI 2005-06-13 09:31:13

Moje liceum skończyło właśnie 100 lat.
W sobotę byłam na obchodach rocznicy i miałam okazję spotkać kilka osób, których przez te 12 lat nie widziałam. Ciekawa jestem czy równie łatwo będzie poznać te twarze np. na 125 rocznicy :)

Na zjazd Reytaniaków wpisało się niemal 3000 osób. Chyba najmilszym akcentem tego spotkania była krótka rozmowa z panią prof. od matematyki. Pani Aleksandra jest chyba rekordzistką, bo przepracowała w naszym liceum 43 lata. Ja byłam w jej klasie tylko 2 lata, ale stwierdziła, że taka byłam 'żywa', że nie sposób mnie zapomnieć. Pamiętała też, że przecież powinien przyjść się z nią przywitać mój tata. Za chwilę staliśmy razem z ojcem i rozmawialiśmy ze słynną "Gucią" o dawnych czasach. On matura 1964, ja 1993.
Nie wiem jak to jest, ale ta pani była chyba najbardziej surową nauczycielką jaką kiedykolwiek miałam, a wspominam ją z ogromną sympatią.

ufff... 2005-06-06 09:16:04

Ledwo się doczłapałam dzisiaj do pracy. Pogoda fajna, nie jest gorąco ani duszno a ja miałam problemy ze złapaniem oddechu. Być może to przez tłok w metrze...

Natalia, Natka, Natusia, może Tusia :) Nie mogę się oswoić z tym imieniem. Próbuję znaleźć takie jego zdrobnienie czy modyfikację, żeby mi się 'dobrze je wymawiało'.
No w każdym razie Natka ułożyła się grzbietem po lewej stronie brucha, więc regularnie dostaję kopniaki pod prawe żebro. Czasem zamiast kopnięcia jest coś w rodzaju przeciągania się - wtedy pięta/łokieć/kolano naciska mocno na zewnętrzną stronę brzucha. Wystaje to-to wyrażnie na skórze i niemiłosiernie boli. Najmniej przyjemne są bóle gdzieś_tam_w_dole. Wyobrażam sobie jakby berbeć z nudów dłubał łapkami w okolicach wyjścia ewakuacyjnego. Dziwny ból, trudny do opisania - szczypiąco-kłująco-drapiąco-rwący.

Noc.
Coś okropnego. Śpię na czymś w rodzaju stromego zbocza ułożonego z poduszek. W pozycji pół-siedzącej najłatwiej przekręcić się na drugi bok. I tak jak zasnę, zsuwam się z tej górki, ale zawsze chwilę pośpię.
Nigdy w ciągu doby nie jestem tak cholernie obolała jak w nocy. Spojenie łonowe - rozklekotane i niemiłosiernie obolałe, tyłek, uda, łydki - odrętwiałe i bardzo podatne na skurcze, okolice żeber uciśnięte i bolesne.
Wygląda to mniej więcej tak - ułożę się jakoś na stosie poduszek, zasnę, po godzinie budzę się bo: zjechałam z poduszek/ zdrętwiała mi ręka/boli mnie coś/ ewentualnie Kaja mnie woła lub Siemion chrapie. Przebudzenie ze snu to odruchowe przeciąganie się, które ZAWSZE skutkuje skurczami w nogach. Zadzieram paluchy do góry, czekam chwilę aż przejdzie i próbuję przekręcić się na drugi bok. Najgorsze wtedy jest chyba to spojenie łonowe. Wrażenie takie jakbym miała się za chwilę rozpaść. Po chwili jest w miarę OK. Jak już się wygodnie ułożę, zupełnie niespodziewanie dociera do mnie, że przecież chce mi się siku.... Grrr... Przekręcanie się, wstawanie, to wszystko jakaś zmora. Po załatwieniu wszystkich istotnych spraw, kładę się, zasypiam i po godzinie znowu się budzę.

W ciągu dnia jakoś, nawet nieźle, funkcjonuję. Nocy mogłoby w ogóle nie być, bo tylko mnie denerwują. Nie czuję, żebym odpoczywała.

Patrzę na śpioszki rozmiar 62 i nie chce mi się wierzyć, że dzieci bywają takie małe :) Ubranka poprane, pieluszki kupione, kosmetyki chyba też, akcesoria okołoporodowe dla mamuśki są. Pozostaje chyba tylko uprać/odświeżyć gondolę i mały fotelik samochodowy, skręcić łóżeczko i dokupić przewijak nakładany na łóżko. Natka będzie spała w naszym pokoju. U Kai nie ma miejsca na dodatkowe meble.

Jest 6 czerwca. Popracuję jeszcze 3-4 tygodnie.
Mam jeszcze w planie zjazd z okazji 100-lecia mojego liceum (zapisało się prawie 3000 absolwentów), 95-te urodziny mojej babci - impreza w teatrze Sabat i prawdopodobnie urodziny trojaczków gdzieś w połowie czerwca.
Zaraz się urodzi Marysia - córeczka mojej siostry ciotecznej, potem przyjdzie czas na Mateusza - mojego bratanka i wtedy już będę mogła się zabrać Natalkę ;)

Ahoj żeglarze! 2005-06-02 10:16:25

Kajtek potrafi się całkiem nieźle odnaleźć w nowych miejscach, w nieznanych dotąd sytuacjach i okolicznościach. Ostatnio tego dowiodła na żaglówce.



Wszystko jej się podobało - żeglowanie, moczenie nóg w jeziorze, palenie ogniska nad brzegiem jeziora, pieczenie kiełbasek i to do tego stopnia, że zdarzało jej się zasypiać tuż przed północą. Mały wyjątek stanowiły szelki, którymi chcieliśmy ją przypinać do relingu, żeby nie zgubić dzieciaka lub dmuchana kamizelka. Wszystkim wyraźnie dała do zrozumienia, że tego typu akcesoria ją denerwują. W rezultacie większość czasu spędzała pod pokładem na szaleństwach z synkiem kapitana - Tomciem.



Był też Maciuś, młodszy brat Tomcia. Dużo płakał, ale też stanowił jakąś atrakcję dla Kai, która często próbowała go uspokajać i z wielkim zainteresowaniem obserwowała przewijanie. Przychodziła potem do mnie i zdawała relację:
Mamo, Maciuś zrobił kupę jak chałupę/ jak stodoła/ taką tyci-tyci/ strasznie rzadką...
W każdym razie obserwacje były wnikliwe :-/

Tomcio jest trzyletnim kawalerem, przystojnym i dobrze zbudowanym. Ma do tego urzekające dołki w policzkach jak się uśmiecha i przecudne brązowo-miśkowate oczka. Lubią się z Kają, dlatego też często się czubią. Niestety moje dziecko wypróbowało nawet siłę zgryzu na rączce Tomcia, co do dziś nie daje mi spokoju. Ślad chyba jeszcze jest...

Pogoda - jak na zamówienie wielbicieli tropików. Dla mnie zdecydowanie za gorąco. Dzieci też w ciągu dnia zwalniały obroty i nadrabiały wieczorem.



Na sąsiedniej łodzi było jeszcze dwoje dzieci, więc było co robić :)

Tak jak planowaliśmy, pojechaliśmy do Kadzidłowa, do parku dzikich zwierząt. Nie powiem, żebym była zachwycona - półtorej godziny chodzenia po 30-stopniowym upale nie należy do ulubionych zajęć baby w ósmym miesiącu ciąży :) Mimo to polecam wszystkim dzieciakom, bo emocje były wielkie przy karmieniu saren, jeleni, kóz, osłów i innych stworzeń.



Kolejny wypad na Mazury - za rok :)
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: malinka
mail: malynia100@wp.pl

miasto: Warszawa

W Malinowym Domu czyli leniwie-letnie, kolorowo-jesienne, iskrząco-zimowe i odświeżająco-wiosenne zapiski niecodzienne.
dzieciaki:
»Kaja
ur. 2002-12-24

» Natalia
ur. 2005-07-23

»Jagoda
ur. 2010-09-08

mój foto.dzieciak
Nie przeszkadzaj!
linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-07-21


subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: