listopadowe marudzenie 2010-11-12 00:24:49 I zrobił się listopad nie wiedzieć kiedy.... fajnie, że ciepły, choć wcześniejszy mróz skutecznie wymroził całą zieloność.
Już opanowaliśmy kierat szkolno-przedszkolny. Wydruk tygodniowego rozkładu - co, kto, kiedy, z kim, wisi na lodówce.
Aniutka nieświadoma uczestnictwa w nim chce co dzień być odprowadzana do przedszkola. W soboty i niedziele jest zawsze to samo:
"- A dlaczego psiećkole nie pracuje?"
" A dlaczego Panie mają wolne?"
" A dlaczego muszą odpocząć?"
"A dlaczego nie ma dzieci?"
"JA CHCI√ä DO PSIE√ÜKOLA!" pół dnia gadania - potem jakoś robi się spokój.
A w poniedziałek w przedszkolu jest szaleństwo :-)
Jak wydłuża się domowy pobyt z racji różnych choróbsk - to i skakanie po leżaczku w czasie drzemki się zdarza i matka musi na dywanik do pani trafić za figle małolata...
Jak ja lubię przedszkole! Oby tylko takie problemy były! :-)))))
Nie lubię za to szkoły (swoje uwielbiałam) .................
sprawdzianów, kartkówek, prac domowych, kaligrafii, ortografii, rachunków, czytania.
Poziom nielubienia nie ma stopniowania, wszystkiego równie nie lubię.
Ale jest coś co lubię: PRZYRODA - tylko dlaczego jest jeden dzień bez niej????
I jeszcze na koniec - za co lubię jesień:
- za szelest liści pod stopami,
- za wiadra kasztanów i żołędzi
- za ciepłe, przytulne wieczory
- za listopadową zadumę
- za ostatnie jesienne kwiaty i dynie ozdobne w koszyku
- za kolorowe przetwory w słoikach (spiżarnia pęka w szwach)
- za możliwość nałożenia kaloszy i za kolorowe parasolki
- za plaskanie po kałużach
- za zapowiedź następnej pory roku :-)
|
|