Szaleństwa końca wakacji 2004-08-31 22:32:38

29.08 Chrzciny małej Gabrysi.
Michała interesowało wszystko, chciał dmuchać świecę, kilka razy sprawdzał, czy woda jest odpowiednia (ciepłota!)
Zaglądał do Gabrysi. Ja byłam chrzestną więc niewielki miałam wpływ na to, co robił, zajmował się nim tatuś i trochę babcie (z którymi szalał więcej na podwórku niż w pokoju chrztów). Trochę trzymał też buty, które stale spadały z małych stópek.
Mała Gabrysia darła się cały chrzest(mimo, że jadła cały ranek), aż byłam spocona (większość czasu, to ja ją trzymałam). W momencie chrztu (niemowlak goły całkowicie kąpany w wodzie) wszystkie dzieciaki otoczyły chrzcielnicę i obserwowały, czy aby wszystko było dokładnie umyte ;-)
Potem na imprezie Michał nie usiedział w miejscu szalał, a że pogoda była wspaniała i okolica odpowiednia biegał z innymi dziećmi po całym terenie.

Aha, były tam fajne stawy, gdzie można było z altany obserwować żaby, ryby i inne owady. Dziewczyny (13-14lat) chciały podpuścić Michała i zapytały, co to za owad lata. Michał bez wahania odpowiedział, że żagnica (to taka największa ważka ok.12 cm długości z miebieśkim odwłokiem). Dziewczyny zamurowało ;-)


30.08 Już niedługo przedszkole !!!
Postanowiłam wreszcie kupić Michałowi piżamkę do przedskzola. Inne zakupy już dawno zrobione, tylko jakoś nie było okazji, aby kupić ubranko na leżakowanie.
Wybraliśmy się wspólnie z Michałem, żeby sam wybrał. No i rzeczywiście tak było. Michał prawie na chłopięce nie patrzył, spodobała mu się różowa w misie. I ani rusz, tylko ta i koniec. Uparł się jak osiołek. Ja tam nie jestem zbyt kategoryczna w ubraniach damsko-męskich i skoro sobie wybrał różową to niech ma.
I tak w domu Michal zaraz paradował w tym odzieniu i nie chcial zdjąć. Trzeba przyznać ślicznie w niej wygląda.

Mam tylko nadzieję, że w przedszkolu żadne dziecko nie będzie go oświecać, że to babska.
Tak kiedyś było z moim bratem, który jako młodszy nosił część rzeczy po mnie, aż go dobrzy koledzy uświadomili i skończyło się, ku rozpaczy mojej mamy, która musiała kupować wiele nowych rzeczy.

Aha, od jutra zaczyna się przedszkole. Co ja będę robić z wolnym czasem...

Zwierzaki - moja miłość 2004-08-27 23:35:27

22.08
Wreszcie się wybraliśmy. Już od roku planowaliśmy i ciągle coś nie wychodziło. Aż wreszcie zdecydowaliśmy. Wolna niedziela, bez planów i obowiązków i wyruszyliśmy do ...Warszawskiego ZOO.
Michał cały ranek był podekscytowany; przecież odwiedzi swoje ukochane gady i żaby olbrzymie!!!
Przy wejsciu przywitał nas obudzony(!) hipopotam (właściwie hipopotamica). Od razu przypomniało nam się, że trzeba Miśkowi coś dać jeść, bo podróż trwała 2,5 godziny i pewnie zgłodniał. Wyjęliśmy kanapkę, a Pan (przepraszam Pani) Hipopo od razu otworzyła buzię (nie wiem, jak to nazwać, może gębę, paszczę, czy jak tam jeszcze, ale to coś było ogromniaste, chyba sama na żywo widziałam taką paszczę po raz pierwszy;-)
i tak się smętnie patrzyła jak kanapka znika. Nie skończyliśmy jeść, bo uznaliśmy, że lepiej odejść niż ten (ta) Hipopo się na nas rzuci (w celu malutkiej przekąski - nie wiem czy kanapka z szynką by jej smakowała, ale nigdy nic nie wiadomo). Następnym celem były kozy, które nie omieszkały obwąchać i polizać (wylizać z resztek okruszków!)rąk Michała. Potem była cała masa innych zwierząt, które niespecjalnie znajdują miejsce w zainteresowaniach naszego małego badacza. Aż doszliśmy do ryb, przy akwarium z rafą koralową przestaliśmy chyba z godzinę. Wyszliśmy zachęcając Michała do odwiedzenia gadów.
Węże były wspaniałe, żółwie się pochowały, jeszcze trochę było widać krokodyla nilowego.Aha, przed wężami były jeszcze ptaszki, na Hali Wolnych Lotów Michał zaczał naśladować ich odgłosy, aż musieliśmy uciekać, żeby nas nie wzięły za swoich ziomków.
Wrażenia nie zrobiły słonie, jedynie nosorożec i żyrafy, aha i robaki, które zjadał mrówkojad.
W żyrafiarni było już ciekawiej, bo urzęduje tam legwan zieolny, kameleon i żaby (a właściwie już tylko jedna olbrzymia - Michał był niepocieszony), krokodyl kubański i więcej już nie pamiętam.
W drodze powrotnej znów przechodziliśmy obok Pani Hipopo, która spała pod wodą. Ludzie posiadali na murku i smętnie patrzyli prosząco, żeby zwierzę się wynurzyło. Moje dziecko niewiele myśląc podbiegło i na cały głos krzyknęło "Hipcio, obudź się!", czym zdobyło sobie uznanie i oklaski, bo hipcio wysadził głowę z wody!!!
Wsiedliśmy do samochodu i moje dziecko od razu dało w kimono. Wróciliśmy na dobranockę. Wyprawa trwała w sumie 10 godzin i wrażeń mamy co niemiara (zwłaszcza Michał).

Do następnego razu w ZOO.


27.08
Zwierzaki jak zwierzaki, ale najlepsze są owady, zwłaszcza na co dzień.
W ogródku można znaleźć tyle ciekawych okazów (bywają też żaby i jaszczurki). Najważniejszym okazem jest pająk hodowany pod schodami. Michał dokarmia go codziennie łapiąc dużo różnych żuczków, najczęściej pluskwiaków (zdaje się odorków zielonych). Zauważyliśmy jednak, że nasz pająk najbardziej lubi komary, więc staramy się ich wybić jak najwięcej (a jest ku temu okazja, bo w tym roku jest ich zatrzęsienie)i wrzucamy do pajęczyny. Pająk ma już około 6 cm i ma się całkiem dobrze (chyba). Michał uczy się przy tym opieki nad zwierzętami(hihihi).
Ostatnio jednak zapragnął legwana zielonego. Chce wyrzucić wszystkie rybki (mamy 120 litrowe akwarium z niezłymi okazami hodowlanymi) i wpuścić tak tego gada.
Całe szczęście, że nie zapragnął czarnej wdowy lub tajajunty (tarantuli)!!!

Na razie jesteśmy w opozycji, zobaczymy co będzie dalej)

najlepiej u babci 2004-08-20 22:03:34

20.08.2004
Właśnie wróciliśmy po kilku dniach spędzonych u teściów na łonie natury, a właściwie na wsi. Michał wybiegał się, wyszalał, nawet nie w głowie mu była drzemka popołudniowa. Wieczorem był padnięty i zasypiał po położeniu głowy na poduszkę. Najlepszymi towarzyszami zabaw były kot i pies (jamniczek). Kot po 15 minutach zabawy (noszenia i ściskania) miał dosyć i uciekał gdzie pieprz rośnie. Co kończyło się płaczem, choć mama dopełniała starań, aby tak nie było. Zdarzyło mi się za tym kotem skakać po płocie...
Piesek był bardziej tolerancyjny, łaskawie dawał się przeganiać na smyczy.
Polegało to na bieganiu od bramy do stodoły jakieś 100m (w pełnym słóńcu, w cieniu było 30 stC!!!), pies po jakichś
12-15 rundach miał dosyć i chciał do cienia, ale Michał nie.
Największe walki toczyliśmy jednak z komarami, których w tym roku jest cała chmara. Niestety dla Michałka to on był obiektem zainteresowania tych wstrętnych owadów. Michał jest bardzo pogryziony, mimo wszytskich OFF-ów i Fenistilów, tudzież granulek homeopatycznych na obrzęki wygląda na to jakby pogryzły go co najmniej osy.
Ale to chyba ja się bardziej przejmuję niż on.

Aha w babci wszystko najlepiej smakuje. Michał jadł przynajmniej 2 razy tyle co w domu, mo że mu tak zostanie???
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: EwG
Okruchy naszego życia
linki:
    archiwum
    202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

    poczatek: 2004-08-17


    subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: