Ostatni weekend spedzilismy w Zakopanym.
Gory jesienia sa przepiekne, pierwszy raz wyjechalismy z Ela na Kasprowy. Widoki robia ogromne wrazenie, rekompensuja dlugie stanie w kolejce i od razu zapomina sie, ile kosztowal bilet ;-) Trafila nam sie przepiekna pogoda, temperatura na Kasprowym wynosila 8 stopni, wial lekki wiaterek i ku uciesze Eli lezalo troche sniegu. Widocznosc byla swietna, wymarzona okazja do podziwiania widokow i robienia zdjec wiec i ja pstryknelam kilka.
Kto cierpliwy, zapraszam do ogladania zdjec:
Zanim wsiedlismy do kolejki na gore, dlugo trzeba bylo odstac w kolejce i maly pingwin Tomek (zbieznosc z imieniem taty nieprzypadkowa) mial troche pierta, jak to bedzie w tej kolejce linowej, bo napatrzyl sie, jak co 10 minut odjezdza pelna ludzi kolejka, wiszaca wysoko w gorze. Tomek nie potrafi mowic wiec Ela w jego imieniu wypytywala mnie, czy kolejka na pewno nie spadnie ;-) Troche udalo sie Tomka uspokoic, ale i tak na poczatku mocno sciskal raczke Eli :-) Cale szczescie pingwinowi spodobala sie jazda, nie chcial wysiadac w polowie drogi i nie mogl sie doczekac jazdy powrotnej :)
Na szczycie
Nie planowalismy, ze wyjedziemy na Kasprowy, spontanicznie to wyniklo i nie bylismy najlepiej przygotowani, Ela w adidasach, ja w lekkich jesiennych butach, tato tak samo... slizgalismy sie jak na lodowisku, musielismy bardzo uwazac, chodzilismy wiec i podziwiali widoki tylko w poblizu kolejki, nie zaryzykowalismy wychodzenia na wyzsze miejsca. Eli najbardziej podobalo sie w miejscu gdzie lezalo troche sniegu. Bylo wiec i rzucanie sniezkami i mini balwanek :)
No i sesja zdjeciowa oczywiscie
Z Tomkiem i malym Tomkiem
Jak juz zblizal sie termin naszego powrotu z Kasprowego, wyszlo sloneczko i az zal bylo wracac z powrotem.
W komplecie
W komplecie raz jeszcze
Ela byla wykonczona po tej wedrowce, w restauracji gdybysmy jej tylko pozwolili, jestem pewna, ze zasnelaby na talerzu. Musze powiedziec, ze dzielnie bardzo wedrowala. Na codzien nie jest przyzwyczajona do takiej ilosci chodzenia i takiej dawki swiezego powietrza, jak na Kasprowym. Cala sobote i niedziele spedzilismy na nogach. Przerwy w chodzeniu byly tylko w czasie posilkow. Ela zamarudzila moze ze dwa razy, ale zaraz wlaczalismy zapasowe nogi i sily momentalnie wracaly.
Umordowana Ela
Na szczescie obiad odbudowal jej sily i moglismy jeszcze pospacerowac troche po Krupowkach. Wstapic do Reserved i innch sklepikow - nie w celach zakupowych, bylo to zwyczajne zwiedzanie, bo ceny zwalaly nas z nog na kazdym kroku. Pod tym wzgledem bardzo Zakopanego nie lubie, zawsze tam na cos zachoruje. Tym razem na piekny kozuch (marzenie...)
W niedziele przed 9 poszlismy na Krupowki na sniadanko (osrodek w ktorym mieszkalismy w dzien naszego przyjazdu zamknal kuchnie z powodu braku klientow).
Jesiennie
Zanim znalezlismy lokal, ktory by odpowiadal naszym gustom, bylismy juz pozadnie glodni, ale oplacalo sie, najedlismy sie pyszna jajecznica - Tomek z Ela na spolke zjedli 8 jaj, ja skromnie tylko 4, ale nabralismy sil na nastepne wedrowki.
Tak wyglada szczesliwa, najedzona Ela:
Najedzona i szczesliwa
Dwa dni to bardzo malo na Zakopane i okolice, ja chcialam pojechac na Morskie Oko, bo nigdy nie bylam, ale ostatecznie wybralismy Gubalowke, czyli atrakcje dla Eli, Morskie Oko jeszcze poczeka. W zasadzie to Ela bylaby szczesliwa gdybysmy kilka razy przejechali sie kolejka w gore i w dol, to by ja satysfakcjonowalo. Troche dosyc juz miala spacerow i moje ambitne plany zejscia z Gubalowki na piechote musialam sobie schowac gleboko w srodku gdzies ;-)
Na Gubalowce bylo chyba ze 20 stopni w sloncu, musielismy posciagac polary i grube swetry. Ela poszalala troche na duzej zjezdzalni.
Uwieziona na zjezdzali
Odwazna jest... ja bym sie chyba bala, ta zjezdzalnia jest naprawde bardzo stroma i na koncu laduje sie na czterech literach.
Wielka rura
Z tym spacerowaniem w niedziele nie bylo juz tak rozowo, Ela siadala gdzie tylko sie dalo, zeby chwilke odpoczac. Jak nie bylo gdzie usiasc to przykucala na chwile i nawet zapasowe nogi nie chcialy dzialac za dobrze.
Na Gubalowce bylo naprawde cieplo:
Lato wszedzie
Czas odpoczynku
Miala tez chwile zwatpienia.
Dajcie mi wszyscy swiety spokoj
Ale ogolnie byla wesola i nie chciala wracac do domu.
Jeszcze raz w trojke
Smutna byla na sama mysl, ze niedlugo bedzie zegnac Zakopane. W drodze powrotnej nawet zakrecila jej sie w oczku lezka... to chyba znaczy, ze wyjazd byl udany.
Jedziemy na dol
Pod stacja kolejki na Gubalowke
W Zakopanym kupilam jej witaminy Marsjanki, do ktorych dodaja gratis kosmo-gadusia. Taki maly gadget elektroniczny, na ktory mozna nagrac glos a potem odtworzyc. Przed samym wyjazdem nagralam Eli zdanie, ze bardzo mi smutno, ze juz wracamy do domu, tak fajnie bylo w Zakopanym... nie wiedzialam co robie. To zdanie smi mi sie po nocach. Ela odtwarza je, jak tylko zaczyna tesknic za Zakopanym ;-)
Ela z kosmo-gadusiem na Krupowkach:
A i jeszcze musze Ele pochwalic, rozrysowala sie niesamowicie. Przynosi z przedszkola po 4-5 rysunkow dziennie, coraz ladniejszych, coraz wiecej szczegolow pojawia sie na obrazkach. I co mnie najbardziej cieszy, w domu z wlasnej woli siega po kredki i probuje rysowac rozne rzeczy. Nie tlumaczy sie juz, ze nie potrafi i koniec, tylko probuje a jak jej nie wychodzi przychodzi po pomoc. Od niedzieli najchetniej rysuje... gorskie kolejki!!!
Pozdrawiamy i gratulujemy wszystkim, ktorzy przez to opowiadanie przebrneli ;-)