Pogrzeby 2009-07-16 11:55:15 Wczoraj uczestniczyłam w ceremonii pogrzebowej sąsiadki. Kobieta miała 57 lat.
Miała bardzo trudne życie za sobą. Pamiętam jej uśmiech, życzliwość, szczere zaciekawienie i troskę, to że w biegu zawsze umiała się zatrzymać, by zapytać o samopoczucie innych.
Wiele lat temu wygrała walkę z rakiem, z nałogiem męża nie udało jej się wygrać.
Na pogrzeb przyszło mnóstwo ludzi, dużo bieli w ubiorze, kwiatach.
Kiedy ceremonia zdawała się już dobiegać końca nad grobem stanęła jej przyjaciółka. Pięknie, choć z wielkim trudem, opowiedziała o ich zażyłości, latach dzieciństwa, młodości, dojrzałości, o tym jaka była. Wszystkich ogromnie urzekła tym przybliżeniem, łzy kręciły się w oczach. Potem nastąpiła cisza, zebranie sił i część druga, krótka i bardzo wymowna, w której z odwagą wyznała, że to tylko część jej życia . Druga pełna była cierpienia, trudów i upokorzeń. Nie mogę zapomnieć o ostatnim zdani: Nikt z nas nie mógł jej pomóc, pomógł jej Bóg zabierając ją do siebie.
Każdy swoje myślał odkąd dowiedział się o śmierci, wszyscy wiedzieli o problemie choć ona sama nigdy się nie skarżyła, ale pierwszy raz spotkałam się z takim wyznaniem wobec ogromnej ilości ludzi. To taki największy biały kwiat położony wczoraj na stosie pamięci.
|
|