Primum non nocere 2004-11-14 22:34:39

Pochowaliśmy ciało naszego syna, ale myśl o nim nie umarła. Nie umarło też oczekiwanie. Moje ciało nadal było ogromne. Bardzo długo nie chciałam wychodzić z domu, a nawet jeśli musiałam mąż podjeżdżał pod klatkę, a ja wskakiwałam do samochodu spuszczając wzrok. Bałam się panicznie sytuacji, w której jakaś sąsiadka spytałaby mnie, ile zostało do rozwiązania.
41 tygodni czekałam na realizację marzeń, na płacz mojego dziecka, na możliwość ogarnięcia go ramionami i troską, i nagle w kilka dni przepełnionych szokiem mam nauczyć się tego, że to już koniec?
Tego się nie da wcielić w życie. To oczekiwanie mimo rozumowej wiedzy na temat sytuacji trwało w podświadomości jeszcze bardzo długo.
Absurdalnie połączone wraz z tym oczekiwaniem były sny dotyczące porodu. Wyobrażacie to sobie? Przez pół roku niemal co noc realistycznie śniłam przebieg swojego porodu, ale nigdy nie mogłam go wyśnić do końca. Zawsze pozostawiało jakieś niedopowiedzenie, dające nadzieję. Każda matka wie jak bardzo ekstremalnym przeżyciem jest poród. Pomyślcie teraz, że przechodzicie przez to codziennie…

Poczucie niedokończonej sprawy noszę także przez człowieka w białym fartuchu. Nadal nie umiem sobie poradzić z tym co czuję myśląc o moim lekarzu. Był idealnym, delikatnym przy badaniu lekarzem. Promował małżeńskie wizyty podczas trwania całego stanu błogosławionego, rodzinne porody. Wiedziałam, że przeżył śmierć pierworodnego syna, był przy porodzie. Wyciągnęłam szybki wniosek - to nauczyło go zapewne pokory, świadomości, że do końca trzeba być czujnym, że nawet jeśli wszystko idzie ku dobremu wszystko może się zdarzyć.
Kiedy Oskar był już w drugim szpitalu przyszedł do mnie i powiedział, że gdyby przewidział te komplikacje, gdyby coś je zapowiadało, umówilibyśmy się na 8:00 i zrobili cesarskie cięcie. A zatem wystarczyła jedna, inna decyzja. Dziękuję. Mam z tym żyć spokojnie? I jeszcze z tym zdaniem usłyszanym po sekcji, że wystarczyło podjąć decyzję o cięciu jedną godzinę wcześniej.

Po dwóch tygodniach poprzez plotki krążące po mieście dowiedziałam się, że podczas cc przeciął mi pęcherz moczowy. Byś może, dowodów nie mam. Infekcje, które wyniosłam ze szpitala leczyłam około 3 miesięcy.
Mamy wspólnego znajomego. Wiem jedno, nie czuje się winny i nie wie dlaczego tak się to skończyło. I to jest najgorsze. Czyżby był pozbawiony umiejętności wyciągania wniosków, nie umie uczyć się nawet na swoich błędach? Kiedy dotknęło nas nieszczęście otworzyła się jakaś koszmarna puszka Pandory. Wszyscy wokół wiedzieli na jego temat Mnóstwo rzeczy, ale nikt nie chciał mnie denerwować. Nie tylko ja straciłam dziecko. Były też jakieś sprawy w sądach, matka, która zmarła przy porodzie. Ale czy ktoś w naszym kraju udowodnił winę lekarzowi?
Kiedy w czasie popołogowym- tak, tak kobieta bez dziecka też przez takowy przechodzi- odbywałam wizyty u lakarzy, słyszałam zawsze mniej więcej to samo: Powiem Państwu co o przyczynach zgonu sądzę, ale powiem to tylko raz i nigdy przy nikim innym tego nie powtórzę.
Nigdy nie myślałam u wejściu na stronę sądową, to nie przyniosłoby niczego dobrego, nie przywróciłoby Oskara. Myślę, że moja rodzina ma do mnie o to żal. No cóż, nienawiść jeszcze niczego dobrego nie przyniosła.
Więc czego ja chcę?
Może zwyczajnego ludzkiego odruchu, telefonu, w którym usłyszę skruszonego człowieka, który powie przepraszam.
Pamiętam, że kiedy Oskar walczył o życie napisałam do niego smsa, o tym, że jest bardzo źle. Otrzymałam odpowiedź, że z całej swej mocy woła do Boga o pomoc. To było ludzkie.

Kiedy Hubert miał 3 miesiące zobaczyłam go podczas spaceru, a on mnie. Pierwszą reakcją było osłonięcie dziecka, jakby jego wzrok mógł małemu zrobić jakąś krzywdę.
Może gdybym umiała go znienawidzić byłoby mi łatwiej?

Gdyby miłość 2004-11-03 08:12:10

Po śmierci Oskara ktoś z daleka przesłał mi wiersz w wersji angielskiej, być może moje tłumaczenie jest nieudolne, ale oddaje to, co w nim najważniejsze.

Bóg rozejrzał się po swoim ogrodzie
I zobaczył puste miejsce,
Spojrzał w dół z nieba
I zobaczył Twoją uśmiechniętą twarz.

Położył Swoje ramiona wokół Ciebie
I wyszeptał chodź odpocząć
Jego ogród musi być piękny
On wybiera tylko to co najlepsze.

To złamało nasze serca
Tracąc Cię
Miliony razy płakaliśmy
I gdyby nasza miłość mogła Cię ocalić
Nigdy byś od nas nie odszedł


Kolejne dwa dni przepełnione niedowierzaniem, szokiem, wypełniły czynności związane z pogrzebem. Cóż za zimne i okrutne słowo. Najgorsza była godzina, w której moje dziecko musiało zostać poddane sekcji zwłok. Wyobraźnia wtedy nie chciała odpocząć, a serce…
W całej swej rozpaczy i obezwładnieniu popełniłam jeden błąd, którego żałuję. Nie odnalazłam w sobie sił na to, aby umyć i ubrać mojego syna. Zrobili to moi najbliżsi.
Nie chciałam Cię pożegnać, tak jakby ten bunt mógł Cię przy nas zatrzymać, Twoje ciało.

Dopiero po kilku miesiącach dowiedziałam się jak wiele miałam szczęścia w kontaktach z Kościołem. Nie zastanawiałam nie nad tym wcześniej, choć gdzieś tlą się w mojej pamięci przestrogi znajomych, że tak małym dzieciom nie można wyprawić pogrebu. Zbyt wielu moich przyjaciół jest zakonnikami więc się nie martwiłam. Mój proboszcz potrzebę pochówku przyjął jako naturalną kolej rzeczy, był bardzo troskliwy i współczujący. Mocno przeżył nasze nieszczęście i nie próbował karmić nas zapewnieniami o spotkaniu w niebie. On cierpiał razem z nami.
Jedynym zaskoczeniem jakie mnie dotknęło było to, że msza została odprawiona za nas, rodzinę pogrążoną w bólu i rozpaczy. Wszyscy zebrani modlili się o siłę dla nas. Po raz pierwszy usłyszałam wtedy, że mój syn jest Święty i osiągnął wieczną szczęśliwość, a zatem modlitw nie potrzebuje.

Co było najtrudniejsze w tym dniu?
Spoglądanie na małą, białą trumienkę zamiast kołyski.
Zobaczenie przyjaciół zakonników współkoncelebrujących eucharystię.
Mleko, które w moich piersiach czekało na spragnione, niemowlęce usteczka.

Co pomogło przetrwać?
Cud dla mnie niepojęty.
Modlitwa.
Bliskość męża, rodziców i brata.
Milcząca obecność dalszej rodziny, przyjaciół i znajomych.

Absurd Święty 2004-11-01 10:37:56

Świętość
z nicością
wiara
z niebytem
światłość
z mrokiem
się miesza

święto wszystkich
którzy odeszli
osiągnowszy świętość
Jesteś wśród nich Synku
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: Mama_Oskarka
mail: mjsolarscy@wp.pl

miasto: Częstochowa

"Gdyby nasza miłość mogła Cię ocalić, nigdy byś od nas nie odszedł..."
dzieciaki:
»Oskarek
ur. 2002-05-28

» zm.
ur. 2002-06-04

linki: archiwum
202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010200920082007200620052004

poczatek: 2004-08-31


subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: