Zając z ludzka twarzą. 2005-03-24 10:24:31 - No i jak było synku w przedszkolu? Przykicał do Was Zajac? – zapytałam Antosia wiedząc, że właśnie skończyli świętować Wielkanoc w Leśnych Ludkach.
- Mamo, czy Ty widziałaś kiedyś gadającego zajaca?
- Hmm...
- A widziałaś kiedyś aby zając miał ludzką twarz???
- Synku ale w święta różne cudy się zdarzają, ten zajączek był na pewno zaczarowany dlatego mówił.
- Ale ta ludzka twarz!!? On wyglądał jak facet w przebraniu!! Z ogonkiem i uszami! Mamo ja nie wierzę w takie zające!
Zrobiłam dziwną minę, jakoś smutno mi się zrobiło (znowu), że on już nie jest taki malutki i...nie wierzy.
- Aha i w Świętego Mikołaja i Gwiazdora też nie wierze!
- No...ale przecież sam widziałeś, że rano nie wiadomo skąd pojawiły się prezenty pod choinką!
- Tak i to mnie trochę zdziwiło ale w przedszkolu był Gwiazdor, który miał głos i okulary jak tata Klaudii! Więc to nie był prawdziwy Gwiazdor!
Miałam już otworzyć usta i powiedzieć, wyjaśnić, jednak Antek kontynuował:
- A Staś myśli, że bocian przynosi dzieci!! Wyobrażasz sobie??? Musiałem mu wyjaśnić (no, robi się ciekawie – pomyślałam), że to przecież przez miłość rodziców i nasionko, które tata daje mamie. No, to co mi mówiłaś.
- Tak, powiedziałeś mu a on co na to?
- Powiedział, że on wierzy swojemu tacie a tata powiedział, ze to bocian!!
Szczerze powiedziawszy myślałam, że już dorośli nie mówią swoim dzieciom o bocianach i kapuście...
Historie o nasionku, fasolce, miłości usłyszałam od mojej mamy, kiedy sama byłam dzieckiem. Pamiętam tez z jakim zdziwieniem i ...pewna wyższością patrzyłam na dzieci wierzące w bociany!
Ale z drugiej strony żal mi, ze Antoś juz nie wierzy w Świętego Mikołaja. Wielkanocnego Zająca.
Niekonsekwencja?
Jakoś wiara w takie świąteczne postacie jest dla mnie jednym z atrybutów dzieciństwa. A wiara w bociany - kojarzy mi się z infantylnością rodziców.
Pozostaje mi jeszcze naiwność mojej córki, która z wypiekami na twarzy od progu wołała:
- Mamuniu! Mamuniu był Zajączek w przedszkolu i dla mnie przyniósł prezent! On był prawdziwy! Duży, miał takie wielkie uszy!!! I zapytał czy byłam grzeczna i ja byłam! Plawda? Jestem grzeczną cóleczką!!!
- Jesteś....jesteś.
Piszę.. 2005-03-16 10:33:10 "MAMUSIA GOTUJE ZUPKE I SPSONTA"
To już drugie samodzielne, prawdziwe zdanie Antosia.
Jestem zaskoczona, do niedwana w ogóle nie kręciły go żadne literki, nie bardzo chciał sam podpisywać rysunki..aż nagle od tygodnia..pisze zdania!!!!
Sam je wymyśla, układa.
I to całkiem 'skomplikowane'.
Wyjaśnię, że 'spsonta' to...sprząta!
Niezły tez z niego "romantyk".
Wczoraj wieczorem, po kąpieli, wsunął sie pod mój koc ze słowami:
"Mamusiu mogę sie do Ciebie przytulic?Tak przyjemnie jest leżec w Twoich ramionach"
Czas gna...syn mi dorasta, usamodzielnia sie, zmienia.
Ciągle dziwi mnie tempo, wciaż mam przed oczyma małego chłopczyka w kilka sekund po urodzeniu, który wyglądał jak żółwik. A tu, proszę...zaczyna pisać...
Na zmianę 2005-03-14 12:58:45 Choroby są w naszym domu notorycznie.
Chorują na zmianę.
Najpierw Antoś zagorączkował bardzo wysoko - tydzień w domu. Wydobrzał, poszedł do przedszkola ale w domu została Emisia z potwornym kaszlem.
Wydobrzała, poszła do przedszkola ale w domu został Antoś - infekcja górnych dróg oddechowych. Wydobrzał, poszedł do przedszkola.
Chodzili razem 3 dni.
Emi kaszlała nadal - zapalenie oskrzeli - antybiotyk. Antoś poszedł sam do przedszkola na...1 dzień. Dzisiaj są razem w domu. Ona z chorymi oskrzelami i on z grypą, strasznym katarem i dziwnie wyglądającymi oczyma.
Dowiedziałam się, że dzieci (średnio) do końca 6 roku życia mogą chorować 6-8 razy w roku! I to nie jest dziwne ani anormalne.
Hmmmm..niedawno zaczął się rok, zaczynam odliczanie...((((
Oda do .... 2005-03-01 14:02:04 ...Babci.
Kiedyś była po prostu "babą" potem zwyczajnie "Alą", zmodyfikowana na "AlaBunię", wreszcie uwieńczona Babcią Alicją (Antoni) i Babcią Alisią (Emilia).
Babcia jest zawsze kiedy mama nie może, nie daje rady, bo praca, bo Bardzo_Ważne_Sprawy.
Babcia jest kiedy choroba atakuje, kiedy tęsknota doskwiera, kiedy smutno i szaro.
Babcia dopieści, rozbawi, pobawi się w te strasznie fajne zabawy, które jakoś rodziców nie kręcą.
Zabierze na spacer, kupi stoosiemdziesiątąósmą książkę i n-tego dinozaura (bo takiego jeszcze nie ma w domu).
Ona pocieszy i rozśmieszy i zawsze ma czas i cierpliwość, nawet kiedy już (teoretycznie) jej mieć nie powinna.
Doceniam to i wiem, że mam ogromne szczęście, że moja mama jest właśnie taka, że jej się chce, może i potrafi. Uratowała i pomogła mi niejednokrotnie.
Mam nadzieję, że i ja kiedyś dla swoich wnuków będę taka, choć w połowie taka jak Ona.
Dziękuję Mamo - Babciu Alicjo.
|