Moj boski Filipowski

Nareszcie doczekałam się mojego gwiazdkowego prezentu od męża czyli wycieczki do Paryża!!

Bardzo ekscytujące przeżycie, bo pierwszy raz w zyciu leciałam samolotem. Super! Start wciska w fotel , a widok nad chmurami cudowny...

Paryż powitał nas silnym wiatrem i mokrymi ulicami. No cóż, pierwszy dzień wiosny to nie najlepszy czas na zwiedzanie. Ale następnego dnia już było ładniej, nawet słońce przygrzewało.
Udało nam sie zobaczyć Luwr, wieżę Eiffla (obrzydlistwo), Pola Elizejskie (zakorkowana ulica hihi), Łuk Tryumfalny, Panteon, Sorbonę, katedrę Notre Dame, Plac Pigall (kasztanów nie było ;)) i parę innych pięknych miejsc. Bardzo żałuję, ze tak mało mieliśmy czasu, bo właściwie biegaliśmy po mieście, żeby zdażyć zobaczyć co nieco. Wrócimy tam, gdy będziemy mieli więcej wolnego czasu i więcej pieniędzy (bo wejścia do muzeów kosztują mnóstwo kasy ;/)

Sam Paryż urzekł nas pięknym, jednolitym w zabudowie (pomijając ohydną wieżę Eiffla)centrum i uroczymi przedmieściami. Jesteśmy zachwyceni metrem, którym można sie dostać w szybki sposób praktycznie wszędzie.

Na pożegnanie zostałam jeszcze "obmacana" przez francuską celniczkę, a druga przetrząsnęła mi plecak ;)

Au revoir Paris!

Wraca, wraca, wraca, tralalala :)))
Nareszcie, mam dość samotnego rozwiązywania problemów. We dwójkę raźniej i łatwiej.
Jutro będzie w domu.

Dziś kończę 32 lata. O rany, ale jestem stara....

I jak ja spędzę te moje urodziny?
Tortu nie zjem bo sie odchudzam, zresztą i tak nie przepadam za tortem, strasznie kremowy.
Prezentu od męża nie dostanę, bo jest za daleko.
Dzieci tez nie dadzą mi wolnego, niestety.

I jeszcze coś mnie boli w kręgosłupie. To po zmywaniu podłogi. Cóż, starość nie radość...