Zielona skrzyneczka... 2006-01-27 17:51:36

kupilam sliczna zielona skrzyneczke, wyglada jak malenka trumienka i nia bedzie...
pochowalam dzis w niej swoje niespelnione macierzynstwo...
pochowalam w niej raz jeszcze wszystkie swoje dzieci...
ulozylam jak do snu zdjecia dzielnego malego rycerzyka Mateuszka ktory wbrew lekarzom walczyl o zycie, ktory zgodnie z ich przypusczeniami przegral te walke, zdjecia slicznego malenkiego Nikosia ktory tak niedawno zaszczycil nas kilkoma minutami zycia dajac szanse na godne pozegnanie sie i odejscie w naszych ramionach, ulozylam tam wspomnienie o Niuni i Fasolince ktore odeszly tak nagle i po cichutku...
sa tam wszystkie testy ciazowe z razacymi w oczy dumnie widniejacymi rozowymi kreseczkami, jest i czekoladowy gwiazdorek ktory Nikos dostal od nas na swoje pierwsze mikolajki choc byl jeszcze w brzuszku, jest i gliniany aniolek-chlopczyk ktory kupilam po smierci Mateuszka i tulilam zamiast Synka...swoje miejsce tam znalazly tez znienawidzone po czworokroc moje cialo, brzuch choc jeszcze duzy to juz pusty, ostatnie kilka kroplek mleka niepotrzebnego juz do niczego, ktore dzis rano splynely po moich piersiach, okrutny dzwiek budzika ktory uswiadamia mi ze jednak zyje, bol pustych, tulacych nicosc ramion, pochowalam tez swoje uczucia, wyzulam sie z uczuc ktore moglyby mnie zabic, nie radze sobie z nimi, moze jak je schowam to ich nie bedzie...znow siebie perfidnie oklamuje, przeciez beda...
nie zmiescilo sie w skrzyneczce poczucie winy, jest zbyt wielkie, zbyt wiele go we mnie, zadne slowa go nie usuna, zadne zapewnienia go nie umniejsza, moim najwiekszym wrogiem jestem ja sama, jakzesz jak siebie nienawidze...nie dalam rady choc od najwiekszego szczescia dzielilo mnie dwukrotnie zaledwie kilka tygodni...
jakzesz ja gardze soba jak widze siebie sztucznie usmiechajaca sie co dzien udajaca jak to swietnie sobie radze, to aktorstwo, to gra w ktora gram oszukujac siebie, krzywdzac swojego meza i najblizszych...
to aktorstwo mam opanowane, ale coraz mniej mam juz sil, pozwalam by odchodzily do nikad, nie chce miec sil nie chce sobie radzic, chce sie juz poddac, tak bardzo chce sie juz poddac...
do mojej malej zielonej skrzyneczki dojdzie jeszcze kiedys album z moimi zdjeciami, kiedys kiedy juz z nimi bede, z moimi ukochanymi maluszkami, kiedy spelnia sie moje marzenia...
kiedys moj maz wybaczy mi moje nieustajace pragnienie bycia z nimi, kiedys zrozumie ze jego kochalam rownie mocno, tylko nie moglam sie rozerwac...
przepraszam...

zostaje czekac,czekac,czekac... 2006-01-18 19:14:16

ile trwa minuta? wiekszosc ludzi odpowie minute - ja powiem - "wiecznosc" to za malo, by opisac jednym slowem ile trwa moja minuta "zycia"...
szkoda ze nie mamy wiedzy, swiadomosci ile jeszcze bedzie trwalo nasze zycie, moze byloby mi latwiej... a tak? czekam nie wiedzac jak dlugo przyjdzie mi czekac.. kazdy dzien jest trudniejszym, juz nie jestem taka dobra w udawaniu jak to swietnie sobie radze, utracilam te umiejetnosc wraz ze smiercia Nikodemka, mojego kochanego przeslodkiego Synusia, mojego prawie pol kilowego skarbenka...
ludzie mowia "wierz i zyj dalej masz dla kogo", mam dla kogo, ale nie mam sil, mowia "marz, marzenia sie spelniaja" wiec marze kazdego wieczoru by usnac i sie nie obudzic... skoro sie spelniaja...ale ja, przeciez ja nie mam sczczescia, nie mam "farta", moje marzenia sie nie spelniaja, przekonuje sie o tym kazdego ranka, kazdego ranka slyszac dzwiek budzika, wtedy mysle "obudzilam sie...," moje marzenia sie nie spelniaja...
jestem juz taka zmeczona, taka pusta wewnatrz z powodu braku porannych kopniakow, taka pelna matczynej milosci ktora nie mogla znalezc ujscia..tam, tam gdzies sa moje maluchy, a ja tu, uwieziona, zawieszona, jak zywy trup...
nie chce, nie umiem, nie moge tak dalej zyc, kiedy to sie skonczy, one nie moga do mnie wrocic, ale ja moge do nich dolaczyc, tylko to czekanie, to okrutne czekanie !!! prosze, niech mi ktos powie ze spelni sie moje marzenie, moje jedno jedyne marzenie ktore wypowiem... nie chce zlotej rybki spelniajacej trzy zyczenia, nie potrzeba mi trzech zyczen, nie mam trzech zyczen mam jedno jedyne...
a jesli mam dozyc 80 lat??? na sama mysl czuje przeraznie, jeszcze kilkadziesiat lat bez moich dzieci??? juz chyba dosc los mnie pokaral, o ironio!!!
dusze sie oddychajac, dusze sie zyjac czuje sie jak zamknieta w malenkim pomieszczeniu bez drzwi i okien, o losie okrutny moze juz czas na litosc???

chce juz je tulic, chce juz je miec przy sobie, chce tam, tam gdzie one sa...
matka ktora ma jedno dziecko nie wyobraza sobie zycia bez niego, a ja mam ich czworke, gdzies, gdzies tam, gdzies tam gdzie mnie nie ma...
losie okrutny blagam, nie skazuj mnie na zycie, zlituj sie choc raz, raz jedyny, blagam...
ludzie bronia skazanych na smierc a kto obroni skazanych na zycie...???

Mateuszku, Niunio, Fasolinko, Nikodemku - wybaczcie mi dzieci moje najukochansze, ze mnie jeszcze przy was nie ma ,ale sama nic nie moge zrobic bo sie miniemy w tym zyciu po zyciu....
zostaje mi czekac, czekac, czekac...

Utul mnie, ciszo.... 2006-01-08 19:28:06

Czlowiek, to jednak jest glupi...
Wmawia sobie, ze jezeli daleko odjedzie, to zostawi za soba cala rozpacz i smutek, jednoczesnie wiedzac ze to nieprawda, bo te rozpacz i zal ma w sercu, a tam dokad jedzie zabiera swoje serce inaczej sie nie da....
Wlasnie wrocilismy znad morza, nawet mile bylo to udawanie "normalnego zycia", chwilami nawet udawanie "dobrej zabawy" mi wychodzilo...chwilami nawet zapominalam...??? a moze raczej przestawalam myslec, rozmyslac na ulamki sekund, te ulamki sekund zatruwaly mi potem czas..jak moglam nie myslec, jak smialam sie usmiechnac...??
Moze to instynkt jakis??
Cierpisz - to chcesz wyjechac daleko, daleko...
Nie dziala, uprzedzam...
Kiedy przyjdzie powrocic do "zycia" do "normalnosci" do "rzeczywistosci" boli, ten fakt - stokroc bardziej...
Pytanie wiec - warto bylo? Warto bylo wyjezdzac...? Tak, bo widzialam usmiech mojego ukochanego meza, nawet jesli udawany, nawet jesli wykrzesany resztka sil, nawet jesli tylko dla mnie, to piekne to bylo aktorstwo jako i moje, ta gra nasza, jedno przed drugim przescigalo sie w udawaniu jak swietnie to sobie radzi, jak dobry jest to wyjazd, jaka rekaracja...
Wczorajszego wieczoru przed zasnieciem wpatrujac sie w okienko w suficie zauwazylam jedna, jedyna gwiazdke, niezaleznie od tego jak sie obrocilam, zawsze gdy spojrzalam w okno - ona swiecila mi prosto w oczy...Moze to wyobraznia zadzialala moze nie, ale pomsylalam sobie - to tam sa moje dzieciatka, moja trojka kochanych urwisow baraszkuja teraz na tej gwiazdce pokazujac Nikodemkowi wszystkie znane im sciezki, pokazuja braciszkowi, czwartemu z rodzenstwa by sie nie zgubil na tych bezkresach niebianskich...
A ja? Ja musialam wrocic do Poznania, do "domu", do pustego, cichego mieszkania, do bycia ze soba sam na sam do pamieci w niepamieci tak bolesnej...
================
Utul mnie ciszo, bym placz swoj bezkresny slyszec przestala...
Przygarnij mnie dniu codzienny,
bym koniecznosci rzeczwistosci stawic czola umiala...
Zaopiekuj sie mna prawdo, bym do ciebie dotarla i twoj sens zrozumiec mogla...
Poglaszcz mnie bezradnosci i zalu bolesny, bym miotac sie przestala w swej niemocy wielkiej...
M.Senger
==========================

Syneczku, dzieci moje naukochansze jak mi przyjdzie zyc bez was?
Skad wziac sily by sie sie obudzic? Skd chec, by wstac, by zyc...
Moje malenstwa... Tak marze by raz jeszcze choc raz utulic was wszystkich, tym bardziej ze dwojki z was nie mialam okazji, tym bardziej ze dwojke z was mialam okazje...
Mijaja prawie trzy tygodnie Nikodemku... Nie tak mialo byc Syneczku, nie tak obiecywalam skarbie... Odchodziles w naszych ramionach - czules to kochany? Czy udalo ci sie pojac nasz ogrom milosci przez te dwie minuty zycia, przez te dwie minuty wsrod nas...? Czy cos Cie bolalo Syneczku? Nie znioslabym...
Teraz czekac mi tylko na to na co czekac musze, bo spraw przyspieszyc niemoge jesli chce z wami na wiecznosc na pozostac...
Zyc i czekac zostaje, zyc i czekac... Nie wiem czy lat kilka, kilkanascie czy kilkadziesiat...oby jak najkrocej...oby jak najpredzej was znow w ramiona pochwycic, do serca przytulic, wycalowac, setka slow o milosci zasypac...
Musze czekac, nie jestem sama,nie samej zyc mi zostalo, inaczej nie mozna... Wasz tatus mnie potrzebuje, wiec jesli zyc musze to dla niego, serce mam potrzaskane, dusze mam rozdarta...
czekac mi zostaje, "zyc" i czekac....
dzieci moje najukochansze skoro wiecznosc nam spedzic przyjdzie razem (inaczej strach myslec), to co znacza te lata...juz wkrotce moje skarby, juz wkrotce...

Szczesliwego Nowego Roku ?? :( :( 2006-01-01 00:28:47

jest kilka minut po polnocy, rok 2006, a my siedzimy obok siebie, we dwoje, ja placze w objeciach mojego kochanego meza, gdzies w tle plyna dzwieki tak bardzo teraz na czasie piosenki "zamiast"...

"...lecz czemu mnie do raju bram, prowadzisz droga taka kreta, i czemu mnie doswiadczasz tak jakgdybys chcial uczynic swieta..."

za oknem jeden wielki kolorowy huk, szczesliwych ludzi, radosnie rozbawionych spogladajacych z nadzieja w nowy rok...

nie tak mial on dla nas wygladac, spogladajac na mojego meza nie wiedzialam czego mam mu zyczyc, on czul to samo, no czego?? zeby poradzil sobie w nowym roku z zaloba po czwartym dziecku, zeby nie mial ze mna klopotow, zebym szybko "wrocila do siebie"??
ten rok mielismy zaczac we trojke z naszym Nikodemkiem w brzuszku...
pierwsze minuty nowego roku spedzamy we dwoje wpatrzeni w cztery plonace swieczki, dziwnie migoczacew pryzmacie potoku lez...

jakim prawem pojawil sie nowy rok?? jak to mozliwe ze czas nie zatrzymal sie w miejscu w obliczu tragedii jaka sie stala? to ta znienawidzona przeze mnie "normalnosc dnia powszedniego..."

siedze i nie wiem co mam ze soba zrobic, maz pociesza mnie jak moze sam pewnie zdruzgotany, tez ma uczucia, tez czekal, tez dla niego "nie tak mialo byc..."
nawet nie patrze za okno, kiedys tak uwielbialam sztuczne ognie...

bylismy dzis na cmenatrzu, Synkowi ktory dopiero mial oczekiwac na narodziny skladalam, skladalismy wlasnie tam "zyczenia noworoczne...", czulam tylko jak na policzkach zamarzaja mi kolejne lzy, skad czlowiek ma tyle lez...?

szczesliwego nowego roku...nie dla nas te zyczenia, czeka nas dalszy ciag zaloby, czeka nas 1 maja - termin porodu, czekaja nas dni kiedy nie ma sie juz sil, kiedy czlowiek ma sie ochote zalamac, czy damy sobie rade? nie wiem, pewnie nie mamy wyjscia, pewnie musimy byc "silni, dzielni, cale zycie przed nami, jestesmy mlodzi, sa inne rozwiazania ble ble ble...."



"czemu mi dales wiare w cud, a potem odebrales wszystko...?
info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: malgosik
mail: malgorzatasenger@plusnet.pl

miasto: Poznań

Mama Aniołków : Mateuszka Niuni Fasolinki Nikodemka i cudownej córci Mai "...cóżeś mi Panie uczynił, mnie wiernemu słudze, czemuż w twarz piaskiem sypnąłeś, ileż bólu jeszcze mi przyjdzie znieść? nim kres mój nastąpi, daj Panie nadziei, choć ziarnko bym z żalu nie umarła z rąk własnych..."
dzieciaki:
»Maja
ur. 2009-02-09

linki: archiwum
20242023202220212020201920182017201620152014201320122011201020092008200720062005

poczatek: 2005-10-12


subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: