Witamy w słodkim świecie 2010-01-18 09:17:24

15 grudnia o 23 pojawiliśmy się na izbie przyjęć.
Wchodząc do szpitala Nata widzi automat z kawą i pyta czy jak będziemy jechać już do domu to kupimy jej czekoladę do picia. Coś tam jej nieskładnie tłumaczę, że nie wiem czy dzisiaj wrócimy do domu, na szczęscie pojawia się pani doktor.
Po chwili już wiemy , że:
-nocne wstawanie do toalety
-bóle nóg i niechęć do ćwiczeń fizycznych
-problemy z pamięcią w szkole
-problemy ze wzrokiem
-chudnięcie w oczach
-zajady
-grzybica jamy ustnej (czyli to co na początku lekarze brali za zapalenie gardła) przy tym też suchość w jamie ustnej i stad problem z wyciągnięciem języka u lekarzy
-b. sucha skóra
-ogromne ilości picia i nie wiem nawet czy określenie ogromne nie jest tutaj zbyt łagodne bo jak nazwać picie ponad 6 litrów wody w krótkim czasie
-wielki apetyt
-senność
-omdlenia
- apatia (jak u człowieka z depresja) ale też momentami wręcz agresja w zwykłych sytuacjach
to objawy cukrzycy.
 Wymioty i zapach acetonu z ust są objawem kwasicy ketonowej, która jest niebezpiecznym ostrym powikłaniem cukrzycy i stanem zagrożenia życia

W takim też stanie N. zostaje przyjęta, na sali pielęgniarki podłączają ją do pompy insulinowej.
W nocy co godzinę robią pomiary cukru i jakieś inne badania. Zasypiam chyba o 5 rano a o 7 juz pobudka.
Wysyłam smsy do najbliższych osób.
Szpital jest kliniczny więc przychodza grupy studentów , zdają mi pytania, a pielegniarka mruczy pod nosem, przychodzą. oglądają a potem taki jeden z drugim i tak nie umie rozpoznac cukrzycy, dobrze, ze chociaz rodzice mądrzejsi. Jestem przerażona słysząc , ze N. to i tak była w dobrym stanie czyli co niby epidemia cukrzycy a lekarze  pierwszego kontaktu jej nie rozpoznają ???
Poznaje lekarza prowadzącego , mloda, konkretna , od razu czuje , że jesteśmy w dobrych rękach. Wysyła nas do automatu po czekoladę dla Naty.
Przychodzi do nas mama z dziewczynką w wieku N. , mała choruje juz 3 lata, ma pompe z WOSP jak dużo dzieci na oddziale. Dziewczyny graja w gry ale N. nadal strasznie smutna.
Idę na rozmowe z psychologiem, wtedy mówiłam, że to nie bylo potrzebne ale teraz wiele razy mam słowa pani psycholog w glowie.
Wieczorem odbieram telefony : a może to pomyłka , a może wyzdrowieje, sama siebie zadziwiam jak zasadniczo odpowiadam, ze N. ma cukrzyce i nie wyzdrowieje, jeszcze miesiąc temu na mysl, ze bede kogoś spokojnym glosem przekonywac, ze moje dziecko jest chore na nieuleczalna chorobę postukałabym się w glowe. Od następnego dnia będziemy się szkolić.

Zawirował świat 2010-01-08 13:39:09

Koniec listopada
spaceruje z koleżanka po parku, dostaje smsa , że
odszedl pies moich rodziców , czuje się jakby ktoś uderzył mnie w
żołądek. Cały wieczór płaczemy.
Natalia chodzi bardzo smutna, dla niej ten pies był od zawsze i miał być zawsze.

25-26
Po
kilku dniach w szkole N. znowu jest niewyraźna i zostaje w domu. Myślę,
że bierze ją angina albo zapalenie gardła bo narzeka na lekkie drapanie
w gardle i pije dużo więcej niż zwykle. Przez to zaczyna wstawać w nocy
do toalety.
Jedziemy z A. oglądać kanapy, ledwie wchodzimy do domu
Nata zaczyna wymiotować, jednak angina? może rotawirus bo nie ma
goraczki. W nocy prawie nie śpimy.

27
W sobotę rano jest
strasznie slaba, podsypia, nadal wymiotuje wiec to chyba rota.O 15
zaczyna płakać , ze boli ją gardło , jezyk strasznie obłożony, czyżby
szkarlatyna.
Dyżurująca przychodnia jest po drugiej stronie ulicy
, przy ubieraniu z niedowierzaniem patrze jakie moje dziecko jest
chude, w myslach wyrzucam sobie , ze zajmujac sie nowym mieszkaniem ,
placzem za zwierzakiem, zaniedbalam dziecko.
W przychodni sami
kaszlacy dorosli przestraszeni ze maja swinska grype. Nata prawie spi
mi na kolanach. W koncu wchodzimy, lekarz ochrzania mnie, ze dziecko
zaniedbane bo chude, a taki stan gardla na pewno trwa juz dlugo, Nata
nie umie wyciagnac jezyka, stoi taka biedna, chudziutka a mnie zbiera
sie na placz . Lekarz mowi, ze takiego gardla w zyciu nie widzial,
zapisuje na wszelki wypadek augmentin, zapisuje tez w zeszycie przyjec
, ze za pozno zglosilam sie do lekarza , i ze jak z tego bedzie jakas
sepsa to on nie bierze za to odpowiedzialnosci. Jasne co tam pacjent
byle by jemu nikt nie trul d...:(

Jedziemy na ostry dyzur do szpitala, nowootwarty SOR, smiejemy sie, ze jak w szpitalu House'a.
Pani
ratownik od razu przeprowadza wywiad i bez kolejki wchodzimy do
gabinetu, laryngolog tez ma problem z zajrzeniem do gardla, ale w koncu
mu sie udaje, zartuje sobie z tamtego lekarza, ze mogl zrobic zdjecie
skoro jeszcze takiego gardla nie widzial ale sam nie za bardzo wie co
to jest, pobieraja krew na morfologie i każą czekac co najmniej
godzine, Nata spi mi na kolanach, marudzi, ze chce do domu, jedziemy i
telefonicznie dowiadujemy sie czy sa juz wyniki, sa po 2,5 godzinach,
morfologia dobra, wiec dostajemy recepte na inny antybiotyk.

28
N
slabiutka, spi i spi ,  ale po 2 dniach wymiotow to normalne. Pije po
lyzeczce , wymioty ustepuja, oslabienie nie. Niby mamy diagnoze, leki
ale czujemy ze cos jest nie tak, tylko co?

29-5
Klasa jedzie na
wycieczke, Natalii w ogole to nie rusza, woli spac.Nie chce czytac,
ogladac telewizji nawet ulubionego Szymona Majewskiego. Pije jak smok,
a ja sie ciesze bo po wymiotach sie nawadnia, zaczyna tez jesc jak smok
ale jest chyba jeszcze chudsza. Idziemy do naszej przychodni.
Mowie
co i jak, ze ciagle spi , jest slaba, pije ogromne ilosci , ze
starsznie schudla. Slysze, ze po infekcji to normalne, ze pije to
dobrze, a jak dziecko spi to zdrowieje. W poniedzialek moze juz isc do
szkoly.

6 grudnia Mikolaj
Dziewczyny ciesza sie z prezentow, Natalia chce isc do szkoly na Mikolaja.

Odbieram
swoja bide ze szkoly , placze ze spodnie jej spadaja , nie ma sily
wejsc po schodkach do tramwaju. W przychodni slysze, ze pewnie za
wczesnie poszla do szkoly wiec znowu siedzimy w domu, N ma ogromny
apetyt a to chce nalesniki a to pieczone jablka ale waga stoi w
miejscu. Caly czas chce pic, kupujemy zgrzewkami wode a po 2 godzinach
w jej pokoju sa same puste butelki i placz, ze chce jeszcze. Moze to ZUM?

Dowiaduje
się, ze Nata mogla miec kontakt z dzieckiem chorym na mononukleoze,
objawy pasuja, musimy jeszcze raz zrobic morfologie.
W weekend
przyjezdzaja moi rodzice, patrza na swoja wnuczke i widze przerazenie w
ich oczach, w oczach lekarzy widze stwierdzenie : matka wyszukuje
dziecku chorobe.
Trzymam sie tej mononukleozy, sami robimy
morfologie, dzien czekania na wyniki.   Dzwonimy do tych
najlepszych wedlug gieldy rodzicow pediatrow  mówimy objawy ale nikt nie ma czasu w
najblizych dniach, dzwonimy pytac o rezonas, tomografie, bez skierowania
nie ma szans. Ide do szkoly powiedziec wychowawczyni, ze Natalia dalej
jest chora, staje przed nia i  prawie zaczynam plakac.
Jestem wykonczona psychicznie.
Odbieram morfologie, pani doktor zerka, usmiecha sie i mowi, sama pani widzi wyniki super.
Wracam
do domu, dzwonie do A. i histerycznie krzycze, ze musimy cos zrobic. Po
chwili uspakajam sie i postanawiam zrobic jeszcze ogolne badanie moczu.
Obok
w szpitalu "płucnym" jest prywatne labolatorium, biegne tam, obsluga
jak z lat 80, nic to, ze na stronie pisze, ze wyniki sa po godzinie i
mozna nawet je odebrac online. Beda rano, jestem tak zdesperowana , ze
stoje i prawie placze i wtedy wchodzi jakas laborantka , ktora mowi, ze
nie ma problemu , będą za 2 godziny. Wracam do domu, Nata znowu
podsypia, nie ma sił.
Byle do 17 . O 17.15 trzymam wyniki w reku
cukier w moczu- jakaś kosmiczna liczba
ketony +4
Jedziemy do szpitala , ubieram N. i placzę taka jest chuda.
W
szpitalu tym nowoczesnym, mowia nam, ze nie maja pediatry ale jakis
lekarz zejdzie. Siedzimy w  poczekalni na ławce obok jakis tata z dwojka
dzieci , robi im sesje zdjeciowa , wkurza mnie to strasznie, schodzi
lekarz, patrzy na wyniki i mowi , ze sa w normie i nie potrzebnie
przyjechalismy , dzisiaj zaluje, ze nie kazalam sobie tego napisac  i
podpisac.
Jedziemy do szpitala gdzie urodzila sie Natalia , tam
jest pediatra. Czekamy w kolorowej poczekalni, pielegniarka zaprasza
nas do gabinetu , wazy N. niecale 22kg wiec schudła 7 kg, mierzy jej temperature, a ona
siedzi i patrzy w jeden punkt. W koncu jest pediatra, patrzy i sugeruje
nam, ze z tym dzieckiem to chyba trzeba bardziej do psychologa niz do
szpitala, chuda jest moze to anoreksja, mowimy ale wyniki, patrzy i
mowi, ze sa...w normie, no nie, czy to jakis koszmar w koszmarze.
Podchodze i palcem pokazuje , ze w moczu jest cukier, ketony. Dopiero
wtedy zaczynaja sie nami zajmowac, ale oczywiscie sa problemy bo w
calym szpitalu nie ma dzialajacego glukometru, biora nas na oddzial na
gore i usiluja wkuc sie w zyle, chyba przez 15 minut, Nata jest tak
odwodniona, w koncu sie udaje, krew jedzie na badania a my na korytarzu
czekamy z kroplowka. Poziom cukru we krwi 930 przy normie do 120.
Jedziemy do 3 szpitala gdzie jest diabetologia dziecieca. Po drodze wchodze do domu po rzeczy, dzwonie do mamy, zeby przyjechala do Marty. Już nie placze, diagnoza to juz jakis sukces , teraz trzeba zmobilizowac wszystkie siły i ogarnac nasze nowe slodkie zycie.








"Chwilę" przed 2010-01-07 15:56:55

"Czas w nas stukał jak zegar

Nie wiedział nikt co nam odmierzał..."



 



Wakacje 2009



Dziewczynki spędzały czas u babć a my w hipermarketach
budowlanych.



Odebraliśmy nasze nowe, większe mieszkanie , przeprowadzkę
zaplanowaliśmy na koniec września więc czasu było mało. Dziewczyny wreszcie
miały mieć swoje własne pokoje a ja ukochany park tuż „za miedzą”



 



Wrzesień 2009



Zaczęła się szkoła , często myślę, że dziewczyny są już
takie duże , razem chodzą i wracają ze szkoły, co raz mniej mnie potrzebują.



Natalia łapie katar za katarem, normalne o tej porze roku.
Jedziemy do Warszawy do mojej przyjaciółki, 2 dni praktycznie w biegu
pokazujemy dziewczynom stolicę.



W czasie powrotu młoda zaczyna marudzić, a to jej zimno, a
to nogi ją bolą, nic dziwnego po takim maratonie.



Jednak w poniedziałek rano nie idzie do szkoły , leczymy
kolejne przeziębienie.



Martwi mnie to jej osłabienie, cały czas śpi, pokasłuje.
Idziemy do przychodni, wychodzimy z diagnoza : zapalenie płuc. Antybiotyk
szybko zaczyna działać wiec szybko zapominamy o chorobie.



 



Październik 2009



Już na nowych śmieciach. Trochę prowizorycznie ale cieszymy
się jak wariaci.



Tylko do parku chodzimy rzadko a Natalia praktycznie wcale ,
narzeka, że bolą ją nogi i nie ma ochoty na spacery, cóż ona jako jedyna z
naszej 4 nie przepadała za aktywnym trybem życia.



Niepokoją mnie jej problemy w szkole, nie ma ochoty się
uczyć, często zapomina o zadaniach domowych. Wychowawczyni mówi, że to pewnie
ze względu na przeprowadzkę, pewnie tak.



Zaczynam jej bardziej pilnować a ona się o to złości ,
czasami brak mi cierpliwości



 



Listopad 2009



Na cmentarzach znowu marudzenie , ze nie chce jej się
chodzić.



W domu też czasami płacz jak chcemy iść na spacer.



Nie chce chodzić na kółko taneczne , które tak zawsze
lubiła, ale łatwo znajdujemy wytłumaczenie : jej przyjaciółka tez zrezygnowała
z tych zajęć.



 Przed 11 listopada klasa młodej śpiewa w chorze na apelu ,
Nata ciągle podśpiewuje Rote, Czerwone maki, cieszy ją ten występ.



Nie wiemy ile to wszystko potrwa więc umawiamy się , ze jak
się skonczy to N. wysle mi smsa.Sms przyszedł  i
spowodował, ze ugięły mi się kolana : już koniec, na apelu zemdlałam.



Biegiem lecę do szkoły , denerwuje się ale szybko sobie
tlumacze, ze na wszystkich występach jest duszno i dużo dzieci mdleje wiec to
nic dziwnego tym bardziej, ze N. wygląda i zachowuje się normalnie. Potem już w
szpitalu, w jakimś poradniku znajduje notke o omdleniach , ze po pierwszym
omdleniu zawsze należy się skontaktowac z lekarzem, moje zaniedbanie, chociaz
pewnie usłyszałabym, ze było duszno a wtedy dzieci mdleja.



 24 listopada jadą na badanie wzroku, Natalia twierdzi, ze
fatalnie widziała, obraz jej się rozmazywał, jak tylko wyleczymy kolejne
przeziębienie idziemy do okulisty



Nasz kruchy domek 2010-01-07 15:53:24

"Nasz kruchy domek stoi na wulkanie, a ja i tak
zawieszam świeże firanki w oknach. Piekę ciasteczka istotom śmiertelnym i
staram się nawet żeby to były smaczne ciasteczka..."



 Ufałam, że ten wulkan na zawsze pozostanie uśpiony , tak się
jednak nie stało.



 27 listopada zaczęła się nasza walka z chorobą Natalii. Od
15 grudnia wiedzieliśmy już , ze ta choroba ma na imię cukrzyca i będzie z nami
już na zawsze
.



info: kliknij aby zobaczyc wieksze

autor: jolab
miasto: Wrocław

"żyj z całych sił, i uśmiechaj się do ludzi bo nie jesteś sam.... Niech dobry Bóg, zawsze Cię za rękę trzyma, kiedy ciemny wiatr,porywa spokój siejąc smutek i zwątpienie..." Blog o życiu z cukrzycą.
dzieciaki:
»Natalia
ur. 2000-05-20

kalendarium:
NdPnWtSrCzPtSo
 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31  
mój foto.dzieciak
Kopytka
kategorie:

    linki:
      archiwum
      202420232022202120202019201820172016201520142013201220112010

      poczatek: 2010-01-07
      subskrybcja jeśli chcesz otrzymywać @ o nowych wpisach na tym blogu, wpisz swój adres e-mail poniżej: